Warning: Undefined array key "autologin" in /usr/home/peronczyk/domains/insimilion.pl/insimilion/twierdza/index.php on line 25 Divinity 2 • Zapowiedź #2 • INSIMILION

    Divinity 2


    Zapowiedź #2

    Działy gier » Divinity 2 » Ogólnie o grze
    Autor: Rey
    Utworzono: 02.09.2009
    Aktualizacja: 26.10.2009

    Smocze Ja

    Wszyscy zainteresowani tematem już pewnie wiedzą, czym Divinity 2 jest, skąd się wzięło i co oznacza nazwa, powtarzanie czegoś wszystkim wiadomego byłoby więc marnotrawstwem czasu, miejsca i cierpliwości czytelnika. Jednak czy ktokolwiek zastanawiał się, czy tytuł nie ma innego znaczenia? W podtytułowym „Smocze ja” można się doszukać drugiego dna, ale może zaczynając od początku: Czym jest smok? Po zadaniu tego pytania można by było napisać książkę, ciągle trzymając się tematu – smoki od lat fascynowały znawców mitologii, legend, baśni, a także historyków. „Europejski” smok jest zazwyczaj latającym gadem, chiński czy japoński ma za to futro i pióra, jest podłużny i przypomina raczej węża. Pierwszy zazwyczaj jest synonimem zła, zepsucia, grzechów (mit o św. Jerzym) i niszczycielskiego ognia, dalekowschodni za to przynosi szczęście i chroni od pożarów. Podobnych sprzeczności jest cała masa, ale nigdzie nie ma odpowiedzi na pytanie, skąd się one wzięły. Jedni doszukują się w tym dinozaurów, ale żaden z nich nie przypomina nawet smoka, a na podstawie kupki kości trudno byłoby to ocenić. Smoki są raz inteligentne, często dużo bardziej niż ludzie, służą radą i pomocą, a czasem do gruntu złe, pazerne, egoistyczne i głupie (w starszych dziełach zazwyczaj te grupy są hermetyczne – nie ma mądrych i złych, ani dobrych i głupich smoków). Dlaczego wymieniam to wszystko? Bo uważam, że pierwowzorem smoka nie jest jak przy feniksie czy jednorożcu majestat i piękno natury, cykl odrodzenia i mistyka, a... człowiek. Dokładnie to wyobrażenie człowieka o ludzkości i ludzkości o człowieku. W końcu w swoim egocentryzmie i narcyzmie ludzie z reguły uważają się za pięknych i silnych, a w swojej żądzy władzy chcieliby mieć wszystko – niebo, którego nie mogli osiągnąć, i moc niszczenia, którą miałby dać ogień. Ludzie pożądają władzy, a smoki są zarówno władcami życia, jak i przestworzy. Ciekawie byłoby zadać scenarzystom pytanie: czy pomysł stworzenia gry, w której człowiek stawałby się nie tylko herosem, wychwalanym w pieśniach i legendach bardów, ale także bohaterem o fascynującej mocy zamiany w smoka, czy po prostu uznali, że gry ze smokami dobrze się sprzedają i warto zrobić taką, bo jest szansa na kasę, a pomysł niecodziennej polimorfii wypłynął w trakcie. Ostatecznie otrzymaliśmy możliwość przybrania formy potężnej jaszczurki, a jak to wykorzystamy, zależy tylko od nas, bo w naszych żyłach płynie...

    Smocza Krew

    Zacznijmy może od początku. Pewnego razu była sobie Boska Istota, dostała ona zadanie znalezienia pewnego słodkiego dzieciaczka, mającego jakoby diabelnie nieprzyjemny charakterek i zapisane, w genach chyba, zniszczenie świata, pogrążenie go w wiecznym chaosie i ogólnie sprowadzenie apokalipsy. W dzieciobójstwie coś jednak nie wyszło i Boska Istota przygarnęła bobaska pod swoje skrzydła, uznając za syna. Damien, bo tak miał na imię, zdążył jednak odrobinę podrosnąć i zaczął wojować. Tatuś diablego pomiotu wyznaczył sobie za zadanie przytemperowanie synka i po oczywistym wyniku starcia Damien odszedł w zapomnienie... do czasu. Powrócił z wielkim hukiem (jakież to nieprzewidywalne!), namawiając pewnych łuskowatych kuzynów jaszczurki zwinki do zabicia byłego tatusia. Wtedy to smoki zostały uznane za złe, niedobre i dobre, ale do polowań. Jako że był na nie popyt, kilku co bardziej heroicznych (głupszych raczej, ale to chyba synonimy) śmiałków wyruszyło „na smoki”. Nazwano ich „Zabójcami Smoków”, choć przez pierwsze lata stanowili dla nich bezpłatny catering z dostawą do jaskini, a nie realne zagrożenie. W końcu zebrała się grupka co lepszych, mądrzejszych lub szybkonogich „Zabójców”, ubrali się w fajniusie zbroje i ruszyli w praktyce wypróbować stare przysłowie zaczynające się na „Nec Hercules...”. Jednak natura równowagą stoi, więc musiała powstać i opozycja, zwąca się, żeby się ktoś przypadkiem nie pomylił – Smoczymi Rycerzami. Nie mogli oni być gorsi, więc zrobili własne fajniusie zbroje, złapali za miecze i poszli w świat z misją od swoich łuskowatych przełożonych. Ci, co wrócili w glorii i chwale, zostali odznaczeni i uhonorowanie w sposób dosyć nietypowy – oberwali klątwą lub błogosławieństwem (rzecz względna, zależy z której strony spojrzeć) i sami mogą zamieniać się w organiczny samolot połączony z miotaczem ognia. Wprawdzie obie strony są wyjątkowe i stanowią elitę, ale co to za bohater(ka), który niczym się nie wyróżnia? Zawsze musi mieć jakąś tajemną moc, być wybrańcem bogów, posiadać jakiś magiczny przedmiot, czy zostać innym dzieckiem-niespodzianką. Tutaj mamy przeciwieństwo. Nie, nie chodzi o to, że bohater jest do bólu szary i bezbarwny, ale o to, że jest chodzącym przeciwieństwem – rozpoczyna swoją przygodę jako niezły Zabójca Smoków lecz w czasie pogoni za swoją ofiarą – kobietą, jak się później okazuje – coś się rypnęło, bo na łożu śmierci (jej, nie naszej) zostajemy obdarowani ww. klątwą czy tam błogosławieństwem... I mamy zdrowo przegwizdane, bo nie lubią nas ani jedni, ani drudzy, a my, jak na heroic epic (idiot) fantasy przystało, zamiast wykorzystać nasze przesmocze cechy do nabicia kabzy i wyrwania kilku co atrakcyjniejszych dziewoi, musimy iść ratować świat, pogodzić dobro ze złem, zdobyć całkowicie nieopłacalną (pod względem ekonomicznym) sławę i zrobić masę niepotrzebnych rzeczy typu przyniesienie młota kowalowi, zabicie pięciu szczurów czy uratowanie przepięknego smoka przed krwiożerczą księżniczką. A to wszystko ogniem i mieczem, bo nadszedł czas by rozpoczęła się...

    Smocza Rąbanka

    Do dyspozycji mamy multum możliwości, kombinacji, technik, combosów i całej reszty – do wyboru wszelkie rodzaje broni białej, od starych, ale jarych „Pałek” i „Zardzewiałych mieczy”, przez topory, tasaki, rapiery, szable, miecze długie i krótkie, dwuręczne wersje ww., a na walce dwiema broniami kończąc. Do tego dochodzi multum kombinacji z magią, skradaniem się, bronią dystansową (ach to włażenie na drzewo czy inną półkę skalną i słodkie robienie z przeciwników nowej wersji Jeża z Erlenwaldu, czyż to nie piękne?) taką jak łuki (od prostego patyka ze sznurkiem do bojowych, kompozytowych i umagicznionych cudeniek) i kusze (sprawa podobna jak przy łukach), a ludzie po wsi o jakich śmiesznych wynalazkach w kształcie gwiazdek czy strzałkach do rzucania gadają. Walka to nie tylko zwykłe machanie, ale – jak na cukierkowate fantasy przystało – wymachy, podskoki, gwizdy i świsty, gwiazdki i wszystko, co nierealnego wpadło do głowy grafikom. Combosy to właśnie te akrobatyczne i efektowne (czy efektywne to się dopiero okaże, pewnie też) kombinacje ciosów i wszystkie wygibasy, które nasz heros, czy też heroina, może wywinąć. Łącząc to z zaserwowaniem przeciwnikowi na początek jakiegoś milusiego zaklęcia (niekoniecznie zamienianie go w biedronkę, bo będzie taka możliwość, ale już rzucenie ognistej kulki pod nogi akuratnie podgrzeje atmosferę) czy przywołaniem sobie jakiegoś przyjemniaczka – po prostu bajka. Co do przyjemniaczków – tutaj każdy, kto ma w sobie duszę artysty (lub lubi Spore’a), będzie mógł się wykazać, składając własnego stworka z „pamiątek” pozostawionych przez zabite potwory. „Rączka golema, nóżka elfa, głowa tego nadętego gościa, co nie chciał zapłacić za questa, skrzydełka motylka, pokolorujemy go jeszcze różową farbką i już, gotowe...” i teraz przywołujemy takiego pana przed nos jakiegoś biednego bandyty. Co Wy byście zrobili, widząc coś takiego? No właśnie, tarzający się po ziemi ze śmiechu przeciwnik jest stosunkowo łatwym celem. Było o mieczu, teraz pora trochę zwiększyć temperaturę tak o jakieś 1975 °C, do okrągłych dwóch tysiączków. Wyobraźcie sobie teraz dużą jaszczurkę, w jakimś brudnobeżowym kolorze, łuski metalic, na wysoki połysk, paznokcie takie, że by się dinozaur nie powstydził, do tego skrzydełka i podręczny miotacz ognia w gardle. Pomijając wszelkie plusy wynikające z tak wysokiej (kilkaset metrów w górę) pozycji, współczuję smokom. Wyobrażacie sobie, jaką one muszą mieć zgagę? Wracając do sprawy, po zapowiedziach twórców spodziewałem się skomplikowanego, opartego co najmniej na 6-ciu przyciskach i myszce, sterowania smokiem, podniebnych akrobacji i walk na śmierć i życie, ogniem i pazurem. A tutaj figa z makiem, bowiem w smoczniejszej (lub jak kto woli - bardziej apetycznej) formie, bohater(ka) porusza się niemrawo, ociężale i jakoś tak sztywno. O immelmanie czy choćby bardziej efektownej beczce można zapomnieć – nasze smoczydło dysponuje umiejętnościami akrobatycznymi na poziomie przeciętnej kaczki. Za to potrafi dopiec, bowiem posiada iście ognisty temperament,tego jednak, że smoki zieją ogniem, tłumaczyć szerzej chyba nie trzeba? Po prostu jak nam się ktoś nie spodoba, to robimy z niego żywą pochodnię za sprawą kulki lub strumienia o charakterystycznej, pomarańczowej barwie. I po kłopocie! Teraz jednak wypadałoby iść się gdzieś przespać, dobrze się składa, bo mamy własne...

    Smocze Mieszkanko

    No właśnie, okazuje się, że gra w kości i inne gry hazardowe jednak się opłaca. Otóż zagraliśmy sobie pewnego razu i jakoś tak się złożyło, że Fortuna nam sprzyjała, czego efektem stał się cudowny apartament w malowniczej okolicy, z ładnym widokiem i niezłym standardem, a dokładniej Battle Tower, o której możecie szerzej przeczytać tutaj. Mówiąc w skrócie – jest to ogromna wieża, nad którą kłębią się chmury o kolorach rodem z obrazów Jacksona Pollocka. Jest ona wyposażona iście po królewsku, a w dodatku możemy dowolnie zarządzać jej wyglądem i funkcjami. Jeśli tylko sobie tego zażyczymy jedna z platform, na które jest ona podzielona, przybierze funkcję Sali Treningowej, w której pod okiem instruktora poćwiczymy nasze zdolności machania różnymi narzędziami do robienie bliźniemu „ała” i trochę popracujemy nad kondycją, czy też Kręgu Nekromancji, w którym zabawimy się w modelarza, robiąc własne figurki z części potworów, była o tym mowa powyżej. To dopiero połowa zastosowań, ponieważ na każdej z platform możemy zasadzić ziółka, grzybki i inne roślinki z dziewięciopalczastymi liśćmi, z czego później zrobimy dowolne eliksiry, również na tym piętrze. Ostatnią z możliwości jest połączenie Laboratorium z szopą na narzędzia, bowiem możemy w niej zarówno pobawić się magią (o ile ją uprawiamy), podłubać młotkiem i śrubokrętem przy skomplikowanych urządzonkach lub połączyć obie te dziedziny, tworząc maszynę poprawioną odrobiną magii. Do tego znajdziemy tam masę naiwniaków, gotowych pobiec choćby na drugi koniec świata, by przynieść swemu panu trochę ziółek, jakąś śrubkę czy kapcie. Rzeczą, która niewątpliwie przesądza o uczynieniu z Battle Tower naszej bazy wypadowej, są portale, potrafiące w mgnieniu oka przenieść do dowolnego portalu na terenie Rivellonu. Żeby nie było zbyt nudno, podziemia pod tym mieszkankiem lubią zamieszkiwać Smocze Elfy - bardzo mili panowie o wybuchowym temperamencie. Ale o tym trochę dalej, w końcu duży Smok musi mieć dużo...

    Smocznego Jedzenia

    Grillowany goblin czy (Niedoszły) Smoczy Zabójca na ostro to przecież przysmak, który dogodzi podniebieniu nawet najbardziej wybrednej jaszczurki, a przebierać jest w czym, bowiem głupców nie brakuje, a dziczyzny również jest pod dostatkiem. Do wyboru do koloru, możemy zapolować na któregoś z fruwających konkurentów do władzy nad niebiosami, takich jak Latający Demon, o niezbyt przyjemnym wyglądzie, Latający nieumarły, będący połączeniem Smoka, Wyverny i kupy starej stali, Wyverna właśnie, chociaż mówią, że się można niestrawności po niej nabawić (trująca gadzina jest), a na deser Wielki Szaman Goblinów, będący przeciwieństwem zwyczajnych wyobrażeń o tym gatunku – jest on naprawdę godnym przeciwnikiem. Godnym jak na goblina, oczywiście. Byłbym zapomniał o najstraszniejszym z potworów, budzącej strach w sercach wszystkich smoków i ludzi, przepotężnej... Biedronce. Tak, na nią też możemy zapolować. Brr, strach się bać. Kiedy jednak zapragniemy bardziej przyziemnych potraw, do wyboru jest choćby daleki krewniak - zwinny Smoczy Elf, Abominacja (wybaczcie, tak brzmi tłumaczenie, a to słowo jest w słowniku) czy któryś z bardziej humanoidalnych przeciwników – Zabójca Smoków, Bandyta czy po prostu zwykły wieśniak. W ostateczności można zwiedzić wielkie lasy oraz ciągnące się po horyzont pola i sady, po czym przyrządzić sobie sałatkę owocową. Smok wegetarianin? Czemu by nie? Ale teraz przyszła chyba pora na meritum, ale żeby też było po łacinie to nazwijmy ten akapit...

    Ego Draconis

    Czym będzie Divinity 2? To pytanie zadaje sobie pewnie wiele osób, a ja osobiście, co kilka osób zauważyło zauważyło, wiązałem z tym tytułem wielkie nadzieje. Po udostępnionych materiałach oceniano go na lepszego nawet od głównego konkurenta do tytułu RPG Roku ze stajni BioWare’u. Kiedy piszę te słowa, jest już po premierze i wiele recenzji mówi, że dzieło Larian Studios może śmiało konkurować choćby z Dragon Age, ale czy tak będzie ostatecznie? To trzeba zobaczyć samemu i dopiero wtedy będzie można napisać z całym przekonaniem „Divinity 2 jest Boskie!”, a przynajmniej mam taką nadzieję.




    Komentarze

    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.




    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


    Pseudonim
    E-mail
    Treść Dostępne tagi: [cytat][/cytat], [url=http://][/url]
    Przepisz poprawnie podane słowa mnustwo orkuw