Warning: Undefined array key "autologin" in /usr/home/peronczyk/domains/insimilion.pl/insimilion/twierdza/index.php on line 25 Gry planszowe • Chaos w Starym Świecie • INSIMILION

    Gry planszowe


    Chaos w Starym Świecie

    Gry bez prądu » Gry planszowe » Recenzje
    Autor: Shar
    Utworzono: 29.10.2012
    Aktualizacja: 17.02.2013

               Kiedy pierwszy raz ujrzałam na półce Chaos w Starym Świecie, od razu przypadł mi do gustu. Zresztą, co się dziwić? Strategia osadzona w świecie Warhammera, gdzie jako bogowie Chaosu walczymy o władzę nad światem.

               Gra projektu Erica M. Langa jest dość świeżym produktem, bo wydana została w zeszłym roku przez Fantasy Flight Games, zaś polską wersję językową zawdzięczamy Galakcie. Tu od razu muszę przyznać, iż firma podołała zadaniu i wszelkie opisy czyta się z prawdziwą przyjemnością. Rozgrywka przeznaczona jest dla trzech lub czterech graczy, niemniej osobiście polecam rozgrywkę czterech osób, jako że szanse są wtedy bardziej wyrównane i po prostu więcej się dzieje. Producent podaje również, że średni czas rozgrywki wynosi jedną, dwie godziny, ale szczerze mówiąc nie przypominam sobie, aby udało mi się rozegrać partię krótszą niż półtorej godziny, z kolei przekroczenie dwóch godzin zdarza się naprawdę często.

               Kiedy otwieramy pudełko, pierwsze, co ukazuje się naszym oczom, to wspaniała plansza. Przedstawia ona rozciągniętą ludzką skórę, na której narysowana jest mapa. Za pierwszym razem, kiedy to zobaczyłam, nie mogłam oderwać od tego wzroku.

               Dalej jednak, co jest bardzo ciekawym aspektem, w lewym górnym rogu znajdują się cztery pokrętła, tzw. Wskaźniki Zagrożenia. Każdy oznaczony symbolem swojego boga, gdzie do wyboru mamy Khorne’a, Nurgle’a, Tzeentcha oraz Slaanesha.

               Kolejnym miłym zaskoczeniem są pionki – a raczej figurki. Są zróżnicowane (każdy bóg ma pod swoim władaniem inne demony) oraz niezwykle szczegółowe. Niestety przez ich intensywne kolory, nie da się ich pomalować, ale myślę, że dla co poniektórych będzie to atut.

               Co się tyczy zaś samej rozgrywki. Kolej graczy zawsze jest jednakowa – rozpoczyna Khorne, czyli Krwawy Bóg, Pan Czaszek, pragnący śmierci i bitwy, potem Nurgle, czyli Pan Plagi i Ojciec Zepsucia, lubujący się w brudzie i chorobach, dalej Tzeentch, czyli Ten, który Zmienia Drogi, Wielki Spiskowiec, planujący los wszechświata oraz Slaanesh, czyli Książę Pożądania i Bólu, Pan Rozkoszy, będący w stanie skusić swymi rozkoszami nawet najbardziej prawych. Przyznam się, iż moim osobistym ulubieńcem jest Slaanesh, zaś Tzeentch jest pretendentem do najtrudniejszego, choć to może kwestia tego, iż nie lubię „czarujących postaci”. Każdy z nich ma swoje zaklęcia, specjalne zdolności oraz - co ważne – cel. Aby wygrać, musimy albo wypełniać nasz cel, albo zdobywać dominację i pustoszyć tereny ludzi. Tak więc autorzy nie stawiają nam twardych zasad gry, a dają pole do popisu i pozostawiają wolną drogę podboju, co dla mnie jest niewątpliwie wielkim plusem.

               Zacznijmy od celu. Każdy z bogów ma inny, co na pewno jest ciekawym urozmaiceniem, dzięki któremu każdym będzie grało się inaczej. Pod koniec każdej z tury zliczane jest, ile razy udało mu się go wykonać. Osoba z największą liczbą dostaje możliwość przekręcenia swoim Wskaźnikiem Zagrożenia (o których wspominałam przy opisie planszy) dwukrotnie, pozostali, którym udało się to przynajmniej raz, jednokrotnie. Przy każdym przekręceniu dostajemy jakiś bonus: są dodatkowe Punkty Zwycięstwa, Karty Zdolności, bądź żetony. Po przejściu niemal pełnego okręgu mamy pole z napisem „Zwycięstwo”. Ale jest też druga strona medalu. Wraz z kolejnymi bonusami, wzrasta nasz poziom zagrożenia. Im większy, tym jesteśmy bardziej narażeni na atak ludzi, a ich bohater potrafi dać popalić. Osobiście wolę tę drogę do zwycięstwa. Nagrody za osiągnięty cel są naprawdę przydatne… choć może to kwestia mojego uwielbienia do pokręteł!

               Drugi ze sposobów zwycięstwa polega na zdobywaniu Punktów Zwycięstwa. Dostajemy je, gdy pod koniec naszej tury na danym terenie znajduje się więcej naszych jednostek, niż wskazuje na to liczba przy nazwie obszaru. Ewentualnie, kiedy pod koniec tury na danym terenie znajdują się nasi Kultyści, zostawiają oni żetony Zepsucia - kiedy łączna suma żetonów Zepsucia na danym terenie wyniesie 12, zostaje on spustoszony, a my dostajemy za to kolejne PZ. Gdy dobijemy do 50 punktów, gra kończy się naszym zwycięstwem.

               Na szczęście autorzy pomyśleli o wszystkim i postanowili utrudnić nam trochę grę. W zależności od ilości graczy mamy określoną ilość Kart Starego Świata. Każda z kart przynosi jakieś wydarzenie. Na początku każdej tury, przed ruchami graczy, zostaje odkryta jedna karta. Jeżeli stosik kart zakrytych skończy się, gra zostaje przerwana. Zwycięstwo odnosi wtedy… rasa ludzka! Jako bogowie zostajecie zapomniani i przegrywacie. Tak więc trzeba uważać nie tylko na swoich przeciwników, ale również na wydarzenia w grze. Jest to bardzo miła odmiana i kolejny duży plus na konto gry. Poza tym widok innych przegranych trochę podnosi na duchu, a i można się po rozgrywce pośmiać, że jesteście fajtłapy i wam chłopi tyłki skopali!

               Jedynym „ale”, jakie mogę mieć, to obecność Khorne’a przy grze trzyosobowej. Może zdarzyć się tak, iż będzie on po przeciwnej stronie planszy niż pozostali. Wtedy wypełnienie celu w pierwszych rundach staje się niemożliwe i generalnie skazuje gracza Pana Czaszek na automatyczną przegraną.

               Podsumowując: gra na początku może być trochę trudna do ogarnięcia, niemniej po paru partiach wszystko idzie już bardzo płynnie. Dzięki rozbudowanej tali Kart Starego Świata rozgrywki są niezwykle zróżnicowane, a dwie ścieżki rozwoju dają multum możliwości przeprowadzenia starcia. Jest to planszówka, która prędko się nie znudzi nawet osobom, które nie są fanami świata Warhammera. Z czystym sercem mogę ją polecić każdemu.



    Komentarze

    Ten artykuł skomentowano 1 raz.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


    JetPilot
     

    Wędrowiec
    Temat: Co przeszkadza kolor plasti...
    Dodany: 08.01.2015 o 14:32  

    Co przeszkadza kolor plastiku figurek w ich pomalowaniu? Widziałem już kilka z nich pomalowanych na bardzo wysokim poziomie.



    Ten artykuł skomentowano 1 raz.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


    Pseudonim
    E-mail
    Treść Dostępne tagi: [cytat][/cytat], [url=http://][/url]
    Przepisz poprawnie podane słowa mnustwo orkuw