Warning: Undefined array key "autologin" in /usr/home/peronczyk/domains/insimilion.pl/insimilion/twierdza/index.php on line 25 Konwenty • Wrocławskie Dni Fantastyki - rel... • INSIMILION

    Konwenty


    Wrocławskie Dni Fantastyki - relacja

    Fantastyka » Konwenty » Relacje
    Autor: bxp11
    Utworzono: 20.05.2016
    Aktualizacja: 21.05.2016

    Wyjazd na Wrocławskie Dni Fantastyki nie był czymś, co planowałem od dawna. To raczej szybka decyzja, powodowana chęcią spotkania się ze znajomymi oraz ponownego znalezienia się w tym wspaniałym fantastycznym świecie, za którym tęskniłem po zakończeniu Pyrkonu. DFy są jednak od Pyrkonu skrajnie różne. To zupełnie inny świat, który może się bardzo spodobać lub zawieść, zależnie od punktu widzenia. Mi zdecydowanie bliżej do tej pierwszej opcji.
     
    Pierwszą rzeczą, jaka zwróciła moją uwagę, to lokalizacja tego pozornie małego konwentu. Nie, wcale nie chodzi mi o fakt, że by się tam dostać trzeba przejechać praktycznie cały Wrocław, a ja podczas podróży zaczynałem się zastanawiać, czy to dalej jest tramwaj na Leśnicę, czy może już jakiś pociąg na Berlin. Naprawdę istotne jest samo miejsce – Centrum Kultury Zamek. No właśnie, zamek. Ile konwentów odbywa się w zamkach? Czyż istnieje lepsze i bardziej klimatyczne miejsce na konwent? O pięknym parku tuż za nim nawet nie wspominam.
     
     
    Ciekawą rzeczą jest to, że wejściówki były tylko na prelekcje odbywające się wewnątrz niego. Po otaczającym zamek terenie można było spokojnie się przemieszczać, a znaleźć tam można było całą strefę handlową, strzelnicę, dwie areny i amfiteatr, na którym były między innymi koncerty, pokazy iluzjonistów, konkurs cosplay i gala Dni Fantastyki, czyli całkiem sporo, trzeba przyznać. Nie były to jednak miejsca, w których spędziłem dużo czasu, choć turnieje walk sumo i szermierki bardzo przypadły mi do gustu. Dość, bym w końcu wziął w nich udział, co sobie obiecywałem od mojego pierwszego konwentu. Niestety nic nie wygrałem, lecz świetnie się bawiłem, a o to właśnie chodzi.




     
    Mały konwent to mała strefa handlowa, ale także mała ilość klientów, co nie jest wcale takie złe, gdy nie jest się sprzedawcą, bo dzięki temu można z nim spokojnie porozmawiać o jego dziełach. Najwięcej czasu spędziłem chyba pomiędzy kramem Uroczyska a GutWork, rozmawiając o runach i mitologii skandynawskiej na pierwszym oraz wspaniałych wyrobach skórzanych na drugim. No i jeszcze Igralion. Chyba jeden z lepszych sklepów, jakie znam, choć tym razem ograniczyłem się tylko do wspaniałej trójwymiarowej zakładki z wilkami, choć bardzo mnie kusił pewien rzeźbiony zegar ze smokiem w zbroi. Może następnym razem.
     
     
    Swoje stanowisko miał tam także Arkadiusz Mielczarek, który opowiedział mi o tym, jak wydał swoją książkę „Upadek: Objawienie Proroctwa” i tak nią zainteresował, że skusiłem się i kupiłem. Mam nadzieję przeczytać ją w najbliższym czasie, bo dobrze się zapowiada.
     
     
    Przejdźmy teraz do tego wszystkiego, co odbywało się w zamku. Program był bardzo bogaty w prelekcje o najróżniejszej tematyce, nie sposób się było nudzić. Skupiłem się głównie na bloku literackim i naukowym oraz strefie Gry o tron. Ciekawostką odnośnie pierwszych dwóch jest to, że można tam było uczestniczyć również w prelekcjach, które bezpośrednio nie mają zbyt wiele wspólnego z fantastyką. Rozpocząłem konwent od wykładu Pilipiuka na temat literatury starożytnej. Nie wiedzieć czemu zapamiętałem z niego właśnie to, iż Eurypides był z wykształcenia atletą, co było całkiem ciekawe jak na dramatopisarza. „W Starożytnej Grecji można było studiować atletykę. Nie wiem, do jakiej on chodził szkoły. Czyżby do Wyższej Dresiarskiej Szkoły Kultury i Sztuki?” Równie ciekawa była prelekcja na temat historii alternatywnej, czyli co by było, gdyby Cesarstwo Rzymskie nie upadło. Ale moim absolutnym faworytem całego bloku naukowego jest wykład „Mechanika kwantowa vs zdrowy rozsądek” Andrzeja Dragana z Politechniki Warszawskiej. Jako wytłumaczenie, skąd taka prelekcja na Dniach Fantastyki, powiedział, że rzeczywistość jest znacznie bardziej dziwna niż wszystko, co człowiek jest w stanie wymyślić. Zgadzam się w kontekście mechaniki kwantowej, lecz muszę przyznać, że podczas całego mojego procesu edukacji nie uczestniczyłem w ciekawszej i bardziej sensownej lekcji fizyki.
     
     
    Tym, co bardzo mi się podobało, był klimat samych prelekcji. Sale były małe, ale nikt nie zakazywał wstępu, gdy już miejsca siedzące się kończyły, więc niejednokrotnie również cała podłoga była zajęta, szczególnie podczas wykładów o Grze o Tron. Najlepiej można było to zaobserwować na prelekcji o sprawiedliwości w świecie Martina. Ludzi tyle, że drzwi do sali nawet nie da się otworzyć, a owa „prelekcja” miała bliżej do forum dyskusyjnego niż klasycznego wykładu, bo wszyscy nieustannie dyskutowali o tej sprawiedliwości, czy to z prowadzącą, czy to z innymi jej uczestnikami. Nie było to nachalne przerywanie, lecz dyskusja na w miarę przyzwoitym poziomie kulturalnym, o ile kłótnię bandy fanów Gry o Tron można tak nazwać. Podobnie sprawa wyglądała na prelekcji o psychologii bohaterów Opowieści z meekhańskiego pogranicza, gdzie to głównie ja i jeszcze jedna osoba nieustannie rozmawialiśmy z prowadzącymi. Bardzo żałuję, że musiałem z niej wyjść przed końcem, bo trzeba było już się zbierać, by zdążyć na autobus do domu.
     

     
    Były jeszcze konkursy, cała masa konkursów. Sam byłem aż na trzech. Dla mnie to „aż”, lecz poznałem grupkę ludzki, która cały konwent spędziła biorąc udział praktycznie w samych konkursach. Było bardzo ciekawie. Najpierw wybrałem się na „Turniej wiedzy o „Pieśni Lodu i Ognia” imienia lorda Rodrika Harlawa Jona Snowa”. Musiałem poprawić, by było tak, jak powinno. Argumentuję to cytatem „Tę rundę sponsorował Jon Snow, bo nikt nic nie wie”. Inne rundy nie różniły się jakoś znacznie od tej, ale całość mi się zdecydowanie podobała. Równie dobrze bawiłem się na teleturnieju Jeden z dziesięciu opartym o to samo uniwersum. Moje serce jednak podbił konkurs o Doctorze Who, prowadzony przez Magdalenę Lemańczyk. Dawno nie bawiłem się tak świetnie i to jeszcze w klimacie mojego ulubionego serialu. Wygrałem nawet krasnala, którego w sklepie konwentowym wymieniłem na całą jedną przypinkę. Ale to nie o nagrody chodzi, lecz dobrą zabawę, której na owych konkursach nie zabrakło. Tak to jest, gdy twoim konkurentem jest między innymi gość przebrany za hiszpańską inkwizycję (czyżby agent Wielkiego Wróbla?), a o Doctorze opowiada dziewczyna w zbroi Piotra Pevensie.
     
     
    Nie brakowało również dzieł sztuki. Praktycznie na każdym piętrze zamku na ścianach rozwieszono obrazy, a na parterze dodatkowo znajdowała się całkiem spora galeria, w której wystawiano „Światy alternatywne” Jakuba Różalskiego oraz prace wykonane z metalu przez Rextorn Metalwork. Poza tym można było zobaczyć wystawę Grześka Wróblewskiego „Artificial Love” i oniryczne ilustracje PYOKOLA.


     
    Na Dniach Fantastyki można było również spotkać wyjątkowego gościa – Johna Avona, znanego między innymi z ilustrowania okładek dla Pratchetta i Kinga oraz niezliczonej ilości kart z gry Magic: The Gatering.
     
     
    Osoby preferujące prostszą i pełną humoru sztukę mogły odwiedzić Dema, który sprzedawał swoje komiksy. Tuż obok niego do kupienia był również Smokopolitan, a organizatorzy innych polskich konwentów zachęcali do przyjazdu również na nie.



     
    Ale dni to nie całość konwentu, pozostają również noce i sleepy. Przed DFami zapytałem się znajomej, gdzie one są. Powiedziała, że bardzo blisko Zamku. No, może. Ale o ile nie szuka się ich w nocy, gdy w twarz siecze ci deszcz. W takich warunkach odnalezienie szkółki noclegowej oddalonej o parę minut marszu bywa problematyczne, szczególnie za pierwszym razem. Na szczęście w końcu dałem sobie radę, pomogła mi mapka zamieszczona w gazetce z programem  oraz inni konwentowicze. Sama gazetka zasługuje na pochwałę, bo wszystko jest w niej świetnie rozpisane, a do prelekcji dołączone są opisy, co niestety przewyższyło między innymi organizatorów Pyrkonu. Wracając do szkoły noclegowej muszę przyznać, że była całkiem w porządku. W nasze ręce oddano bardzo wiele sal, w których miejsca dla nikogo nie brakowało. No i ten plus małego konwentu, były trzy prysznice, a kolejka nigdy nie wydłużyła się na ponad dziesięć osób.

    Dopiero zaczynam swoją przygodę z konwentami. Dotychczas byłem tylko na dwóch edycjach Pyrkonu. Dni Fantastyki były zaledwie eksperymentem, lecz ten eksperyment zakończył się sporym sukcesem, który zdecydowanie zachęcił mnie do podróży na kolejne konwenty. Ten klimat fantastyki, wspaniali ludzie i interesujące prelekcje. Chciałbym, by każdy dzień był taki, lecz życie nie jest takie proste. Zostają mi tylko konwenty, ale póki są tak dobre jak Wrocławskie DFy, nie mam zamiaru narzekać.



    Komentarze

    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.




    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


    Pseudonim
    E-mail
    Treść Dostępne tagi: [cytat][/cytat], [url=http://][/url]
    Przepisz poprawnie podane słowa mnustwo orkuw