Warning: Undefined array key "autologin" in /usr/home/peronczyk/domains/insimilion.pl/insimilion/twierdza/index.php on line 25 Recenzje • Dying Light: The Following • INSIMILION

    Recenzje


    Dying Light: The Following

    Gry wideo » Recenzje » Recenzje
    Autor: Nev
    Utworzono: 04.04.2016
    Aktualizacja: 04.04.2016


     



    Kyle Crane powraca w wielkim stylu!

    Dying Light było jedną z głośniejszych gier poprzedniego roku. Wypuszczona na rynek w styczniu produkcja z miejsca zyskała szerokie grono fanów, a deweloperów skłoniła do pójścia za ciosem i wydania kolejnych rozszerzeń do podstawowej wersji rozgrywki. Wiele z nich wciąż pamiętamy, ponieważ były naprawdę świetne (choćby Horda Bozaaka) lub skutecznie wiązały się z akcjami społecznościowymi. Na początek lutego 2016 roku Techland przygotował DLC, które z dużym powodzeniem mogłoby uchodzić za osobną grę. Dying Light The Following nie tylko rozwijało zasadniczą fabułę podstawki, ale również oferowało tyle nowych funkcjonalności, że nawet najbardziej marudni gracze powinni czuć się usatysfakcjonowani rozgrywką. Pomimo tego, nie było się bez paru kwestii, które dodały gorzkiego posmaku produkcji polskiego studia.
    Mother...

    Właśnie "Matka" i oparcie fabuły Dying Light The Following na poszukiwaniu sekty wzbudziło największe rozczarowanie. Najważniejszym powodem, dla którego jest  dość średni punkt całej produkcji, to jego wtórność i brak intrygujących postaci pobocznych. Jest znakomicie zrozumiałe, że Kyle Crane, główny bohater gry, jest w nieustannym pośpiechu i nie ma za bardzo czasu, by bliżej poznawać NPC-ów, ale w podstawowej wersji gry nawet przy najdrobniejszych misjach czuło się, że wykonując je rzeczywiście można się komuś przysłużyć. Tutaj wszystko jest podporządkowane poszukiwaniom tajemniczej "Matki", co sprawia, że już na samym początku można uznać wszystkie pozostałe postacie za mało ważne, skoro pomagamy im tylko po to, by wspiąć się w hierarchii sekty i porozmawiać z "Matką". Twórcom najwyraźniej zabrakło trochę inwencji w kwestii nastawiania gracza również na aspekt fabularny, który choć nie odgrywa znaczącej roli w tego typu produkcji, to jednak daje niesamowicie wiele, jeśli chodzi o grywalność. Nierzadko zdarzały się takie sytuacje, iż w trakcie wykonywania misji dla jakiegoś NPC-a   stwierdzałem, że bardziej mnie interesuje nieodkryty obszar, który zauważyłem podczas podróży na miejsce zadania. Wszystkie poboczne aktywności są zwyczajnie słabe i gracz może czuć się niejako zmuszony do ich wykonywania w imię "nabicia poziomu zaufania".

    Oczywiście, jest również druga strona medalu – główny wątek fabularny jest całkiem dobry, jeśli chodzi o dynamikę misji i ich zaimplementowanie. Mamy nawet od pewnego momentu interesujący rys historyczny całej opowieści, co sprawia świetne wrażenie i wprowadza gracza w niezły klimat. Szkoda, że dzieje się to już na samym końcu, a aby dotrzeć do tego momentu trzeba się nagrindować misji pobocznych, które tak interesujące nie są.
     
    New world.

    Pierwsze co trzeba zaznaczyć, jeśli chodzi o świat The Following, to wielkość nowego obszaru, na jakim przyjdzie głównemu bohaterowi toczyć boje o przetrwanie. Przedmieścia Harranu są ogromne, aby przemieścić się z punktu A do punktu B trzeba poświęcić dobre kilka, jeśli nie kilkanaście minut piechotą. Oczywiście, nie jest to łatwe, ponieważ – podobnie jak w Harranie – okoliczne pola, łąki i nieliczne zabudowania są całkowicie wypełnione zombie. Można sobie wyobrazić jak przyjemną podróżą jest kilkunastominutowy bieg, gdzie co trzydzieści metrów najlepsza trasa jest zablokowana przez hordę zarażonych, a alternatywne drogi zajęte są przez specjalne rodzaje zombie. By sama rozgrywka nie kończyła się za każdym razem bardzo prawdopodobną śmiercią, twórcy dali Kyle'owi nowy środek transportu.

    Niezależnie od tego jak oceniać łazik (znajdziecie o nim osobny akapit poniżej), trzeba przyznać, że  Techland po raz kolejny znakomicie przygotował obszar gry. Przedmieścia Harranu bardziej przypominają rolniczą wioskę, choć trzeba stwierdzić, że w The Following również znalazła się część mapy, która jest bardzo podobna do Starego Miasta i tego, co znamy z podstawowej wersji gry. To, co odróżnia nowy produkt Techlandu, to obszary przemysłowe. W Harranie mieliśmy sporo stacji kolejowych, elektrownii, szkół czy supermarketów, na zewnątrz tureckiego miasta mamy za to przedsiębiorstwa transportowe, zakłady produkcyjne i osady rolnicze otoczone polami. Daje to pewien zastrzyk nowości, choć nie jest to nic, czego nie można byłoby się spodziewać po Techlandzie.
    New opportunities.


    Nowości w Dying Light The Following jest sporo. Na pierwszy ogień powinny pójść zmiany wprowadzone w możliwościach poruszania się – mowa tu oczywiście o szeroko reklamowanym łaziku, który wprowadza całkowicie nowy element do gry. Prowadzenie pojazdu – bo gracz ma do dyspozycji tylko jeden – nie jest zanadto skomplikowane i w dużej mierze zależy od tego, czy używa się jego specjalnych modyfikacji czy nie. Jeśli tak, to zgranie wszystkich w jednym czasie potrafi być wyzwaniem, jednak jeśli używa się go jedynie do transportu, to sterowanie jest banalne i każdy gracz będzie wiedział jak sobie z nim poradzić. Chwilę może zająć przyzwyczajenie się do responsywności pojazdu, jednak po kilku godzinach przestaje to mieć znaczenie.

    Bardzo miłą opcją jest możliwość modyfikowania swojego łazika. Gracz ma do dyspozycji drzewko umiejętności, które automatycznie instaluje pewne nowe rozwiązania pomagające w przetrwaniu na przedmieściach Harranu, jednak niektóre z nich trzeba zaimplementować ręcznie. Tutaj do gry wchodzą rozmaite plany – od ich jakości zależy to, ile materiałów Kyle potrzebuje, by ulepszyć swój pojazd oraz jak bardzo ta modyfikacja odbije się na jeździe. O ile między pierwszym a drugim poziomem planów nie ma zbyt wielkiej różnicy, to szósty  potrafi naprawdę mocno podrasować osiągi łazika. Jeśli chodzi o same plany, to znajduje się je w specjalnych skrzyniach, aczkolwiek można je również nabyć u sprzedawców. W związku z koniecznością dbania o łazika pojawiają się nowe przedmioty: śruby, paliwo, elektronika i rozmaite izolacje. Sprawia to, że teraz trzeba zbierać nie tylko materiały niezbędne do wykonania broni, apteczek, granatów i wszystkich innych wcześniej potrzebnych przedmiotów, ale również części samochodowe. Niemniej przyjemność płynąca z jazdy i taranowania setek zombie na polach  Harranu znacząco wynagradza trud poniesiony na poszukiwaniach.

    Oprócz tego w The Following wprowadzono nowe ciosy oraz ruchy głównego bohatera, choć prawdę mówiąc, dla gracza, który jakiś czas już spędził na poruszaniu się po Harranie w podstawowej wersji gry, zmiany mogą być niezauważalne. Oczywiście, każdego z pewnością ucieszą nowe sposoby freerunningu oraz zabijania zombie, ale blakną one w porównaniu z wprowadzeniem do gry łazika i wszystkich powiązanych z nim opcji.
     
    Role Playing Game?


    W tej chwili w Dying Light The Following mamy do czynienia z pięcioma drzewkami umiejętności. Przypominając, wciąż istnieje Przetrwanie, Zwinność i Siła, teraz dostaliśmy do tego Prowadzenie oraz Punkty Legendy. Dla wszystkich graczy, którzy dopiero teraz zaczęli swoją przygodę w nowym dodatku studia Techland – Przetrwanie zdobywa się, wykonując misje i pomagając ocaleńcom, Zwinność uprawiając parkour, a Siłę zabijając zombie. Podobnie intuicyjne jest rozwiązanie levelowanie poziomów Prowadzenia – trzeba się najeździć; najzabawniejszym elementem zdobywania kolejnych umiejętności związanych z łazikiem jest przejeżdżanie zombie oraz okazjonalne miniquesty, polegające na podrasowaniu zdolności kierowania pojazdem. Jedyną trudnością są tutaj poblokowane drogi, hordy zombie oraz miejscami rozlane chemikalia, choć po jakimś czasie gracz nabiera wprawy w omijaniu ryzykownych miejsc i może bez problemu osiągać dodatkowe punkty Prowadzenia. Co do Punktów Legendy sprawa wygląda trochę inaczej – zdobywa się je wyjątkowo wolno, ale trzeba powiedzieć, że modyfikatory do głównych statystyk są cenną nagrodą. Niemniej dla niedzielnych graczy, którzy nie zamierzają ślęczeć przy Dying Light The Following dziesiątkami godzin, będą one miały zdecydowanie drugorzędne znaczenie.
     
    Bigger monster, a lot bigger monsters.

    Jeśli nie pamiętacie wszystkich rodzajów zombie, jakie powstały po wybuchu epidemii w Harranie, to nie musicie się martwić – wielkie DLC przypomni Wam każdy z nich i doda kilka nowych. Przede wszystkim, na przedmieściach wręcz roi się od zwykłych zombie, spotyka się je grupami liczącymi grubo ponad pięćdziesiąt osobników, a bywa, że od kolejnej pięćdziesiątki dzielą nas jedynie niskie płoty. Na domiar złego, po okolicznych osadach biega mnóstwo wirali, którzy nie spoczną, póki nas nie dopadną – gorzej, że z lubością lubią ścigać nas, gdy jedziemy łazikiem, wskakiwać na niego i wyszczerzać do nas swoje paskudne paszcze. Oprócz nich wybuchające purchawy niemające innego celu niż samodestrukcja możliwie najbliżej Kyle'a oraz plujące trucizną   ropuchy uprzykrzają nam życie. Nie wolno zapominać o mutantach mniejszych i większych oraz kochanych przemieńcach, którzy są równie upierdliwi jak w podstawowej wersji gry. Niemniej pod względem przeciwników mamy kilka nowości – są nimi bossowie pilnujący niektórych obszarów. Są wielcy i twardzi, potrafią nie tylko pozbawić nas połowy życia jednym ciosem, ale bywa, że nasza potyczka z nimi ściągnie w okolicę upierdliwe wirale, więc należy się mocno pilnować i załatwiać ich jak najszybciej.
     
    World of horrifying sights and sounds.


    Zarówno pod względem grafiki, jak i dźwięku nie można spodziewać się żadnej poprawy lub pogorszenia – podstawowa wersja gry przyzwyczaja do wysokiej jakości dźwięków i widoków, które są dopasowane do aktualnie rozgrywanego fragmentu fabuły. Podczas swobodnie wykonywanych misji mamy okazję dowiedzieć się jak mógłby wyglądać i brzmieć świat opanowany przez zombie. Z daleka widzimy tłumy powłóczących nogami sylwetek, od czasu do czasu słyszymy przeraźliwy krzyk wirala lub ciężkie dudnienie szarżującego mutanta. Znacznie rzadziej mamy do czynienia z ludzkim głosem i choć na przedmieściach Harranu nieustannie toczy się walka o przetrwanie, to wielki teren sprawia, że potrzebujących pomocy ocaleńców spotkamy znacznie rzadziej.
    Nieczęste ostoje normalności, nasze strefy bezpieczeństwa, zapełniają z reguły bezimienni mieszkańcy i kupcy, których nawet nie zapamiętamy na drodze do poznania sekretów tajemniczego kultu. Rzadko kiedy zwrócimy uwagę na jakąś postać, a jeszcze rzadziej wbije się ona na tyle mocno w nasze postrzeganie, by zadać sobie trud zapamiętania jej imienia. Pod tym względem The Following jest znacznie gorsze od podstawowej wersji gry, choć z punktu widzenia samej oprawy audiowizualnej nie można kreacji modeli czy podłożonych głosów wiele zarzucić.
     
    What if I could choose differently?

    Dying Light The Following zostawia gracza z dość interesującym uczuciem po zakończeniu rozgrywki. Z pewnością można powiedzieć, że wiele jednoznaczności w końcowych scenach nie znajdziemy, za to otrzymamy mnóstwo niejasności i kolejnych pytań. Trudno jest stwierdzić, co właściwie ma znaczyć jeden z trzech końców i choć dwa z nich są całkiem jasne, to naprawdę chciałoby się usłyszeć jakiś epilog tej całej historii, ponieważ przy oglądaniu  napisów wyraźnie brakuje mocnego finału opowieści o agencie GRE, Kyle'u Crane'ie. Po wszystkich okropnych rzeczach, które musiał przeżyć, wypadałoby dać mu trochę więcej niż jedną jedną krótkę cut-scenkę i outro.
    7/10

    Dying Light The Following jest niemal doskonałym przedstawicielem swojego gatunku i choć trzyma wysoki poziom podstawowej wersji gry i wprowadza wiele nowych elementów rozgrywki, to jednak pod pewnymi względami (fabuły, kreacji postaci) mógłby być znacznie lepszy.



    Komentarze

    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.




    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


    Pseudonim
    E-mail
    Treść Dostępne tagi: [cytat][/cytat], [url=http://][/url]
    Przepisz poprawnie podane słowa mnustwo orkuw