Warning: Undefined array key "autologin" in /usr/home/peronczyk/domains/insimilion.pl/insimilion/twierdza/index.php on line 25 Recenzje • Nomen omen • INSIMILION

    Recenzje


    Nomen omen

    Literatura » Recenzje » Recenzje
    Autor: Serenity
    Utworzono: 07.04.2016
    Aktualizacja: 07.04.2016


    Okładka Opis
    • Autor:
      Marta Kisiel
    • Rok wydania:
      2016
    • Wydawca:
      Uroboros
    • ISBN:
      978-83-280-0837-3

    „Marta Kisiel jest niczym Terry Pratchett, a nawet lepsza, bo on odkrył fabułę dopiero przy swojej czwartej książce, a jej udało się przy drugiej!” zachęca opis na tylnej stronie okładki „Nomen Omen” wspomnianej autorki. Czy się z nim zgadzam? Absolutnie nie!

    Salka Przygoda nie miała życia usłanego różami, a główną winę ponosi za to jej rodzina. Aby uwolnić się od toksycznego środowiska, przenosi się do Wrocławia, gdzie z polecenia koleżanki wynajmuje stancję u starszej pani. Od samego początku zaczynają dziać się rzeczy niezwykłe – w słuchawce telefonu słychać szepty, w radio - nie mniej tajemnicze szumy. Na dodatek sama starsza pani dziwnie się zachowuje – raz jest ubraną w jedwabie czcicielką kobiecości, by następnie przeistoczyć się w sztywną chłopczycę. To dopiero początek kłopotów, które zwalają się na głowę biednej Salki.

    Właśnie  kłopoty jakich doświadcza bohaterka, są główną siłą napędową całej fabuły oraz elementów komicznych. Marta Kisiel wykorzystuje nieco karykaturalną postać Salki w celu kreowania jak największej ilości humoru sytuacyjnego. Autorka swoje żarty opiera również na relacjach rodzinnych Przygodów, co na początku może rzeczywiście nieco śmieszyć. Im dalej w powieść, tym ten rodzaj humoru zaczyna nużyć. Ileż bowiem można czytać o tym, jak matka głównej bohaterki dywaguje z zupełnie obcymi ludźmi o życiu seksualnym swojej córki? Ile razy zaśmiejemy się, kiedy Salka wywinie orła? Niestety, te żenujące próby rozbawienia czytelnika trwają od samego początku do samego końca, podlewane jeszcze sileniem się na komizm słowny.

    Wszystko to prowadzi do przedstawienia bohaterów w sposób karykaturalny. Salomea jest wysoka i niezdarna, do tego raczej nie lubi się z nowinkami technicznymi (nie ma telefonu komórkowego!), choć narzeka na ojca, że ten mentalnie żyje w XIX wieku. Adam, zwany Niedasiem, brat Salki jest za to stereotypowym wiecznym studentem, imprezowiczem i hulaką. Jednocześnie jest też przedstawiany jako nieznający umiaru gracz, posługujący się żargonem growym w realnym świecie. Karykaturalne są siostry bolesne – jedna odziana w zwiewne jedwabie, reprezentująca dość luźne podejście do życia, druga to sztywna chłopczyca. Z postaciami drugoplanowymi i epizodycznymi jest podobnie – przedstawione są boleśnie stereotypowo.

    Fabuła przez większą część książki jest nieistotna – rzeczy nadprzyrodzone dzieją się niejako obok przypadków Salki Przygody, więc czytelnik nie zwraca na nie większej uwagi. Dopiero na stu ostatnich stronach akcja się nieco zagęszcza, a cała intryga krystalizuje się w finale. Z tego powodu właśnie blurb okładkowy jest absolutnie nieprawdziwy, a porównanie Kisiel do Pratchetta – nieadekwatne. Dodatkowo przez większą część „Nomen omen” można pomyśleć, że głównym wątkiem fabularnym jest nie paranormalna afera, a problemy rodzinne głównej bohaterki, bo to właśnie im poświęcono najwięcej uwagi w książce.

    Wiecie jednak, co jest gwoździem do trumny tej książki? Język, jakim została napisana. Marta Kisiel chce, by był to język potoczny, luźna, niestylizowana mowa, jakiej używamy w codziennym życiu. Zupełnie jej to nie wychodzi, bo zamiast planowanego naturalizmu efektem tego zabiegu jest wrażenie absolutnej sztuczności. Niewiele lepiej jest z dialogami, którymi autorka chciała podkreślić cechy charakteru swoich postaci. Jednak przez tak daleko posuniętą stylizację na mowę potoczną niektóre rozmowy wypadają groteskowo, a kreacja bohaterów tylko na tym traci.

    Blurb okładkowy wprowadza czytelników w błąd – nie tylko obiecując ogromne ilości humoru niczym u Pratchetta, ale także zapowiadając, że znajdziemy w „Nomen omen” jakąkolwiek fabułę. Całą historię autorka mogłaby zmieścić w jednym, niezbyt długim opowiadaniu, które pozbawione byłoby irytujących wypełniaczy w postaci toksycznej rodziny, gapowatego kandydata na chłopaka czy bezsensownego latania w tę i z powrotem po Wrocławiu. Czy zatem warto przeczytać „Nomen omen”? Moim zdaniem – nie, bo to festiwal żenujących żartów i humor oparty na poniżaniu głównej bohaterki.

    3/10

    Z lektury „Nomen omen” pamięta się w głównej mierze żenujące żarty i karykaturalne postaci.



    Komentarze

    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.




    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


    Pseudonim
    E-mail
    Treść Dostępne tagi: [cytat][/cytat], [url=http://][/url]
    Przepisz poprawnie podane słowa mnustwo orkuw