Warning: Undefined array key "autologin" in /usr/home/peronczyk/domains/insimilion.pl/insimilion/twierdza/index.php on line 25 Varia • Przeklęty Anioł • INSIMILION

    Varia


    Przeklęty Anioł

    Fantastyka » Varia » Opowiadania
    Autor: Polak149
    Utworzono: 31.05.2011
    Aktualizacja: 31.05.2011

    Od autora:
    Chciałem podzielić się z wami moją twórczością, a dokładniej serią opowieści o pewnym łowcy nagród, Xue. Pisząc to, byłem pod wpływem najwspanialszego cRPG, Baldur's Gate, i konkretnie ta historia jest moim hołdem dla tej gry. Jeśli wam się spodobało to piszcię. Wrzucę ciąg dalszy jego przygód. 


    Przeklęty Anioł
    Marcin Iwaniec

    Głuchy odgłos uderzenia wytrącił kapitana straży z papierkowej roboty. Było już dosyć późno, więc błyskawicznie sięgnął po leżący obok miecz, podnosząc równocześnie wzrok. Kiedy zobaczył wysokiego mężczyznę stojącego przed jego biurkiem, uspokoił się trochę i odchylił na krześle, kładąc dłonie na brzuchu. Znał go. 
    - Wolę, jak się puka – rzekł chłodno kapitan.
    Szkoda czasu – odpowiedział obojętnie mężczyzna, wzruszając lekko ramionami.

    Kapitan zwrócił uwagę na strój przybysza. Ubrany był on w skórzane, brązowe spodnie, białą koszulę oraz niedbale zarzuconą materiałową kurtkę. Z szyi zwisała mu poszarpana czerwona chusta, zaś plecy okryte miał czarną peleryną o podszewce tego samego koloru. Kruczoczarne włosy mężczyzny przysłaniały mu lewe oko. Tęczówka prawego była mieszaniną koloru stalowego i czarnego. 

    Kapitan spojrzał na swoje biurko i dostrzegł na nim zakrwawiony worek.
    Co to? – zapytał strażnik, wskazując głową na tobołek.
    To... – odpowiedział nieznajomy, wyciągając zza pazuchy zwój, który podał stróżowi prawa.

    Kapitan bez słowa przyjął pergamin, który natychmiast rozwinął. Od razu rozpoznał list gończy znanego przestępcy, za którego głowę obiecano tysiąc sztuk złota. Strażnik odłożył pergamin i zajrzał do worka. Bez trudu zidentyfikował poszukiwanego.
    - I pewnie chcesz nagrodę, łowco głów?
    No po przepis, jak to zamarynować, bym nie przychodził – odpowiedział przybysz ciągle obojętnym głosem.

    Nieznajomy, imieniem Xue, jeszcze tej samej nocy opuścił miasto Yolothamp, będąc bogatszym o kolejny tysiąc sztuk złota.

    ***

    Jasny księżyc w pełni przebijał się przez chmury zasnuwające nocne niebo. Dookoła panowała złowroga cisza, którą od czasu do czasu przerywało jedynie mrożące krew w żyłach wycie. To jednak nie przeszkadzało samotnemu łowcy głów, siedzącemu przy niewielkim ognisku.

    Źle mu się robiło na samą myśl, że musi pokonać co najmniej trzydzieści mil pieszo, aby dostać się do miasta Schamedar. Normalnie wynająłby konia i do południa spokojnie dojechałby do celu, lecz równina, która dzieliła oba miasta, była niezwykle trudnym i usianym w ostre głazy terenem. Koń by nią nie przejechał. Yolothamp było ogólnie rzadko odwiedzanym miastem, oddalonym od Wrót Baldura o jakieś sześćset pięćdziesiąt mil na południowy wschód. Kupcy przybywali tam jeszcze rzadziej, ale jeśli już, to dzięki magicznym, latającym statkom. Następny miał przylecieć dopiero za miesiąc. Yolothamp było miastem portowym, jednak o tej porze roku statki nie wypływały, gdyż częste i nieprzewidywalne sztormy w tym regionie zatapiały każdy okręt. Ponieważ brakowało mu czasu, Xue musiał wyruszyć w drogę pieszo. 

    Kiedy już miał się udać na spoczynek, nagle usłyszał w oddali jakieś dźwięki. Przeklął w myślach i bez pośpiechu sięgnął lewą dłonią po rękojeść długiego brzeszczota, którego klinga wykuta była z adamantytu, rzadkiego metalu neutralizującego wszelką magię, natomiast prawą ręką wyciągnął zza pasa krótszy miecz nieposiadający magicznych właściwości. Wyglądał na wyjątkowo wartościowy - jego ostrze pokryte było bogatą ornamentyką.

    Dopiero wówczas podniósł wzrok, aby zobaczyć, co się stało. Kilkadziesiąt metrów od Xue parę niskich kształtów, oświetlonych pochodnią, ścigało humanoidalne stworzenie, z boków którego wyrastały... skrzydła? Łowcę głów rzadko ciekawiły cudze sprawy, jednak uciekinier zdrowo go zainteresował, szczególnie że pogoń zbliżała się w jego stronę. Pół minuty później Xue wstał, dzierżąc w dłoniach miecze. Ognisko dawało dostatecznie dużo światła, aby mógł stwierdzić, iż faktycznie to, co widział wcześniej, było pierzastymi skrzydłami. Z miejsca pomyślał o zysku.

    ***

    Młoda elfka, właścicielka skrzydeł, z początku biegła w stronę Xue, jednak kiedy dostrzegła miecze w dłoniach nieznajomego oraz nieprzyjemny blask w jego oczach, od razu zmieniła kierunek. Była bliska rozpaczy. Jej ostatnia deska ratunku przepadła, ale nie wiara, że uda jej się uciec.

    Dysząc ciężko, odwróciła głowę, aby zobaczyć, jak daleko znajduje się pościg. Nagle nieszczęście sprawiło, że kobieta potknęła się o wystający kamień i upadła zaledwie kilkadziesiąt centymetrów obok nieznajomego. Koniuszek jej skrzydła musnął go w policzek. To koniec! Pomyślała elfka. Wraz z upadkiem straciła resztki nadziei. Zacisnęła mocno oczy, zakrywając głowę rękami. Oczekiwała na ostateczny cios. Niech mnie tylko zabiją szybko! 

    ***

    Xue obserwował, z lekkim zdziwieniem, leżącą elfkę, aż do przybycia pościgu. Potem jego wzrok zwrócił się ku bandzie pięciu krasnoludów, która jednak nie zbliżyła się do uciekinierki.
    To wasze? – łowca głów wskazał krótkim mieczem na uskrzydloną istotę.
    Wara od niej! – warknął krasnolud dzierżący topór bojowy z obosiecznym ostrzem. –To nasz towar. Oddaj ją po dobroci, to może nie pokażemy ci twoich flaków od środka. 

    Xue popatrzył się niedowierzająco na krasnoluda i parsknął szczerym śmiechem.
    Grozisz mi, kurduplu?! No moim własnym terenie. Taktu to ty za grosz nie masz...
    To żeś se wykopał grób, sukinsynu! – syknął złowrogo krasnolud.

    Właściciel bojowego topora już chciał zaatakować Xue, kiedy inny krasnolud chwycił swojego współplemieńca za ramię i warknął do niego:
    - Uspokój się, matole! – I rzekł po tym do Xue. – Nie chcemy kłopotów. Po prostu ją nam oddaj.
    Masz szczęście, że bogowie obdarzyli cię kimś, kto myśli za ciebie – warknął Xue do wrogo nastawionego przedstawiciela podziemnego ludu i ruchem głowy wskazał na kobietę. – Bierzcie ją. Szybko.

    W tym momencie elfka odwróciła twarz w stronę łowcy głów. Mimo iż mężczyzna nie dał tego po sobie poznać, to coś w nim pękło, kiedy zobaczył jej błagalny, przerażony wzrok i zapłakane oblicze. Pierwszy raz od bardzo dawna poczuł coś takiego. Jego dłonie mocniej zacisnęły się na rękojeściach mieczy.

    Krasnolud, który uspokoił swojego towarzysza, ruszył powoli w stronę elfki, nie spuszczając oczu z mężczyzny. Opuścił jednak gardę, schylił się po kobietę i powiedział do niej cicho:
    - A z tobą, suko, rozliczymy się później. 

    Xue jednym krokiem znalazł się obok krasnoluda i z całej siły wbił krótki miecz w plecy karła. Ostrze przebiło mężczyznę na wylot, plamiąc krwią śnieżnobiałe skrzydła elfki oraz wszystko dookoła. 
    Rozmyśliłem się – szepnął Xue do ucha umierającego krasnoluda, uczynił to jednak na tyle głośno, aby pozostali usłyszeli jego zimny głos. Silnym ruchem wyrwał zakrwawiony miecz, odwracając się przodem do reszty wrogów.

    ***

    Elfka chciała pisnąć, kiedy przed jej oczyma pojawiła się zastygła w przerażeniu twarz krasnoludzkiego oprawcy, lecz głos uwiązł jej w gardle. Leżała sparaliżowana strachem, pragnąc jedynie końca tego koszmaru. Dobiegały do niej dźwięki, których nie potrafiła rozróżnić. Każda sekunda wydawała się być godziną. Bez przerwy wyczekiwała tego przeszywającego bólu oznaczającego śmierć. Chciała chociaż zemdleć, lecz nie potrafiła.
    Matko, dlaczego się wtedy oddaliłam? Dlaczego pomogłam temu chłopcu? Zasłużyłam sobie na ten los. Chcę już umrzeć – łkała cicho i nieświadomie.

    Nie wiedziała, że dziś nie przyjdzie jej zginąć. 

    ***

    Xue stał w pozycji bojowej, ciężko dysząc. Czterech już nie żyło, podczas gdy on sam doznał jedynie małego zadrapania. Ostatnim przeciwnikiem był ów rozochocony krasnolud, który od początku zmierzał do bezpośredniego starcia.
    Nie jesteś takim leszczem jak ci pozostali – stwierdził Xue z nikłym, krwawym uśmieszkiem na twarzy.
    Zaraz poharatam tę twoją buźkę! – warknął hardo krasnolud.

    Z krzykiem na ustach przeciwnik rzucił się Xue. W jego oczach płonęła nienawiść. Człowiek wiedział, że nie zdoła umknąć w bok bez ryzyka nadziania się na topór. Zamarkował więc unik w lewą stronę, w rzeczywistości wybijając się w górę i przeskakując wroga. W locie ciął karła w plecy. Ostrze miecza przecięło nawet kolczugę, w którą odziany był przeciwnik. Tamten zachwiał się i powoli odwrócił głowę. Oczy krasnoluda przepełniała wściekłość, a nawet szaleństwo. Zupełnie niespodziewanie wróg przekręcił klejnot w swoim pierścieniu i obok niego pojawił się owalny teleport, którego bez zastanowienia użył do ucieczki. Xue nawet nie próbował go gonić, uśmiechnął się tylko szyderczo. Zapanowała znów martwa cisza. 

    Mężczyzna schował miecze do pochew, uprzednio oczyściwszy je o ubrania najbliższego z poległych. Wolnym krokiem podszedł do leżącej elfki, aby przyjrzeć się jej dokładniej. Ubrana była w pomarańczowo-żółtą szatę. Gdyby wstała, jej falowane blond włosy opadałyby trochę poniżej ramion. Zazwyczaj śnieżnobiałe skrzydła w tej chwili ozdobione były jasnoczerwonymi plamami. Prawe było zgięte pod nienaturalnym kątem.
    Masz złamane skrzydło – powiedział obojętnie Xue. – Trzeba je opatrzyć.

    Xue dorzucił do przygasającego już ognia. W stosie drewna, który leżał obok, znalazł w miarę prostą i odpowiednio długą gałąź. W drodze powrotnej wyciągnął z ekwipunku wszystkie bandaże, jakie posiadał.
    - Jesteś Avariel, prawda? Skrzydlate elfy – uklęknął obok i przyjrzał się złamaniu.

    Kątem oka zauważył, że wzrok elfki jest nieobecny. 
    Ciebie nie ma z nami, co? – rzekł do siebie. – No więc trzeba cię przywołać.

    Szybkim i zdecydowanym ruchem nastawił kość. Operacji towarzyszyło nieprzyjemne chrupnięcie, które szybko utonęło w głośnym, przepełnionym bólem krzyku elfki. Xue przyłożył prowizoryczny stelaż do skrzydła i zaczął ciasno owijać je bandażem. Nie miał pojęcia, czy wystarczy mu go. Robił to sprawnie, bez mrugnięcia okiem, ignorując pojękiwanie elfki. W końcu, po upływie dziesięciu minut, zawiązał ostatni supeł. Zużył cały zapas bandaży, tak jak się spodziewał. Nagle usłyszał wymęczony głos:
    Dziękuję...
    Xue przechylił się lekko w bok, gdyż skrzydła kobiety zasłaniały mu jej twarz. 
    Ty mówisz... – zauważył sarkastycznie Xue. – Możesz chodzić?

    Elfka spróbowała wstać i, mimo iż sprawiło jej to pewną trudność, po chwili utrzymywała się niepewnie na własnych nogach. 
    - Chyba tak... – odpowiedziała roztrzęsionym głosem.
    Dobrze – stwierdził Xue. –Ehh... Musimy przenieść obozowisko... Zwłoki zwabią wilki. 

    Łowca nagród podszedł do stosu drewna i wziął na swoje ręce tyle chrustu, ile tylko mógł, mówiąc: 
    Weź mój plecak. I miecze.

    Po chwili Xue, z całkiem sporym naręczem drewna, odwrócił się do uratowanej elfki, która, jak się okazało, nie ruszyła się ani o krok.
    Pobudka! – niecierpliwił się Xue. – Sam się z tym nie zabiorę, a skoro już cię uratowałem, chociaż wolałbym po prostu iść spać, to może byś się do czegoś przydała! 

    Elfka jakby dopiero teraz zrozumiała słowa łowcy nagród i zapominając zapewne o swych obrażeniach, zrobiła szybki i długi krok w stronę rzeczy Xue, upadając w efekcie na kolana. Łowca nagród pokręcił głową z niedowierzaniem i rzekł:
    - Dogonisz mnie.

    Po tych słowach ruszył szybkim krokiem w ciemność, aby odszukać inne dogodne miejsce na obozowisko. 

    Znalazł je dość szybko, jakieś pięćdziesiąt metrów dalej. Położył chrust i wybrał małe patyczki. Wykorzystując hubkę i krzesiwo, które miał w kieszeni, z wprawą zaczął rozpalać nowe ognisko. Po pięciu minutach ogień zdrowo się już palił. Niemalże w tym samym momencie pojawiła się w obozowisku elfka. Upuściła ekwipunek Xue, który przyniosła.
    Jestem ranna... – zaczęła mówić pewnym siebie głosem, lecz przenikliwy wzrok Xue szybko ją onieśmielił i dokończyła znacznie ciszej. - Mógłbyś być trochę bardziej wyrozumiały...
    Oddałem ci przysługę – odpowiedział jak zwykle obojętnym głosem, wracając do obserwacji płomieni. – Spadaj stąd.

    Tak naprawdę Xue liczył na korzyści płynące z uwolnienia kogoś takiego jak Avariel, lecz elfka najwidocznie nie mogła mu nic ofiarować. 
    Ale ja nie mam dokąd odejść – powiedziała z rozpaczą, wbijając wzrok w ziemię. –Czy... Czy mogłabym zostać z tobą. Mimo wszystko okazałaś mi najwięcej dobroci...
    Dać psu kawałek mięsa i przyklei się do ciebie jak pijawka... – szepnął do siebie niezadowolony łowca głów, dodając głośniej. - Nie obchodzi mnie, czy będziesz ze mną podróżować, czy nie. Bylebym nie musiał odczuwać twojej obecności. 

    Kiedy nie usłyszał odpowiedzi, z zadowoleniem kiwnął głową, widząc, że elfka szybko przyswoiła sobie jego zasady. Tak mu się przynajmniej zdawało, dopóki nie usłyszał kolejnego pytania.
    - Mogłabym dostać coś do jedzenia...? Nie jadłam już dobę...

    Xue przewrócił oczami z rezygnacją i sięgnął do plecaka po zapakowany na jutro kawałek upieczonego mięsa, który następnie rzucił bezceremonialnie elfce. Po tym rzekł:
    - Widzę, że tak do niczego nie dojdziemy. Słuchaj. Możesz ze mną formalnie podróżować, ale pod warunkiem, że opowiesz mi, jak się znalazłaś tak daleko od domu. Bo Avariel żyją gdzieś w południowych górach, tak? 

    Xue uwielbiał dobrą opowieść, więc miał nadzieję, że przynajmniej tak mu się przyda elfka, szczególnie że ma przed sobą wiele godzin podróży.
    Dobrze. Opowiem ci moją historię – odrzekła skrzydlata elfka po chwili namysłu.
    - Ja myślę! Zaczniesz od jutra, bo teraz chcę w końcu iść spać.

    Kiedy łowca głów leżał już wygodnie na plecach, podpierając sobie głowę rękami, nie otwierając nawet oczu zapytał:
    - Hej... Jak cię zwą?

    Usłyszał odpowiedź:
    -Aerie. A ciebie?
    - … Xue.

    ***

    Ranek następnego dnia był osobliwie nieprzyjemny. Szare chmury zwiastowały deszcz, a zimne, lekko zamglone powietrze wprowadzało ponury nastrój. Xue i Aerie wyruszyli, gdy tylko zrobiło się w miarę jasno. Po chwili marszu pomiędzy ostrymi skałami łowca głów przypomniał elfce o warunku podróżowania z nim:
    - Miałaś mi opowiedzieć swoją historię.
    Wiem... Zastanawiam się, od czego zacząć – odpowiedziała elfka
    Najlepiej od początku – wypalił bezceremonialnie Xue.

    Aerie zamknęła oczy i zaczęła opowieść...

    ***

    Dzień był niezwykle słoneczny jak na późną jesień. Słońce przygrzewało mimo zimnego wiatru, który owiewał twarz elfki. Aerie szybowała wśród chmur, ciesząc się magią tej czynności. Latanie dawało jej niezwykle dużo radości. Przez chwilę próbowała wyobrazić sobie siebie jako stworzenie bez skrzydeł, ale nie potrafiła. Istoty przykute do ziemi mają straszny żywot; stwierdziła po chwili w myślach. Nagle zauważyła całkiem spory, biały obłok, w który wleciała z wielką przyjemnością. Przypominało jej to pływanie wśród śnieżnego puchu. Nie musiała się zastanawiać, jak czuje się szybujący anioł.

    Aerie już dawno zapomniała o przestrodze matki, zabraniającej córce oddalać się od domu, którym były drzewa ludu Avariel. Elfka kilka godzin temu straciła z oczu swój rodzinny las, oddając się całkowicie powietrznym zabawom.

    Nagle chmura skończyła się i Aerie obniżyła pułap, lecąc kilkadziesiąt metrów nad ziemią. Niespodziewanie usłyszała jakieś podniesione krzyki na ziemi. Spojrzała w tamtą stronę i dostrzegła grupę ludzi. Zaciekawiona podleciała bliżej. Szybko zdołała dostrzegła, iż mężczyźni trzymali różnego rodzaju broń. Stali wokół małego chłopczyka, wobec którego nie mieli przyjaznych zamiarów.

    Elfce od razu drgnęło serce i ogarnęła ją chęć działania. Rozejrzała się szybko dookoła, szukając kogoś lub czegoś, co mogło jej pomóc, jednak nie widząc niczego, bez większego zastanowienia sama odważnie ruszyła na ratunek. Zaczęła szybko pikować prosto w ludzi, chcąc chwycić jedynie chłopca. Z każdą sekundą była coraz bliżej celu, zwiększając równocześnie swoją prędkość. W ostatniej sekundzie wstrzymała powietrze i chwyciła mocnym objęciem chłopczyka, podrywając się równocześnie ostro do góry. Nie spodziewała się takiego uderzenie i straciła na chwilę dech w piersiach, ale nie przestawała silnie bić skrzydłami. W pierwszej chwil, oszołomione dziecko nie wiedziało, co się dzieje, jednak kiedy odzyskało przytomność umysłu, zaczęło się niezwykle szarpać. Aerie nie miała wyboru i musiała zwolnić, aby utrzymać chłopczyka. 
    - Chcę ci pom.. 

    Tylko tyle zdążyła powiedzieć do małego człowieka, zanim ostry ból przeszył ją z lewej strony pod żebrami. Próbowała jeszcze bezradnie wzbić się w powietrze, ale ból uniemożliwiał jakiekolwiek działanie. Z przerażeniem obserwowała, jak niezwykle szybko ziemia zbliża się do niej. Elfce udało się jeszcze obrócić na plecy, aby ocalić przynajmniej dziecko. Po trzech sekundach bezwładnego lotu i strasznego wstrząsu na koniec, Aerie przywitała ciemność... 

    ***

    Obudziło ją wiadro zimnej wody. Oszołomiona, w pierwszym momencie nie wiedziała, co się dzieje. Zaraz jednak dotarło do niej, że znajduje się w jakimś ciemnym pomieszczeniu oświetlonym nielicznymi świecami. Potem usłyszała słowa, a właściwie krzyki skierowane w jej stronę:
    Kim jesteś, elfia dziwko!
    Ja... Co, nie... – jęczała zdezorientowana Aerie. 

    Nagle Avariel powróciły zmysły. Przerażona omiotła obszar dookoła siebie. Pomieszczenie było kamienną małą komnatą, pozbawioną okien. Ona sama siedziała w ciasnej klatce. Była cała obolała, skrzydła już jej zdrętwiały przez niewygodną pozycję, której nie dawała rady zmienić. Przed klatką stało trzech mężczyzn. Ten, który do niej wrzeszczał, był dobrze zbudowanym osiłkiem ze sztyletem w dłoni. Za nim stało dwóch mniejszych ludzi.
    - Kim... jesteś... elfko! – powtórzył powoli osiłek, pokazując jej dokładnie nóż.
    Jestem Aerie... – zaczęła mówić elfka, nie odrywając przerażonych oczu od ostrza, lecz osiłek jej przerwał.
    Nie pytam o twoje imię, idiotko, ale czym jesteś, dziwko!
    - Avariel! Skrzydlate elfy! – Aerie zaczęła tracić głowę. – Błagam was, wypuścicie mnie choć na chwilę. Moje skrzydła... tak mi zdrętwiały.

    Bandyci wydawali się już nie słyszeć prośby elfki. Nagle przemówiła postać siedząca w kącie pomieszczenia, której do tej pory Aerie nie zauważyła.
    Mówiłem ci, że to Avariel. I tak samo ci mówię. Dziś na aukcji zarobimy fortunę na niej.

    Aerie szybko się domyśliła, że ci ludzie to handlarze niewolników. 

    ***

    Skrzydlata elfka jeszcze długo siedziała w klatce. Po kilku godzinach do pomieszczenia weszło trzech umięśnionych mężczyzn, którzy razem podnieśli klatkę wraz z elfką. Po krótkiej podróży, podczas której Aerie zauważyła, iż jest noc, więźniarka znalazła się na dość dużej scenie. Jej klatkę postawiono obok chudego mężczyzny stojącego za mównicą. Przemawiał on energicznie do licznie zgromadzonych ludzi oraz krasnoludów. 
    … Moi drodzy państwo, mam do zaprezentowania skrzydlatą elfkę! Dziw to nad dziwy, lecz naprawdę warto kupić coś takiego. Młoda – mówił, wskazując zachęcającymi gestami na Aerię – energiczna i sporo warta. Rozpoczynamy od tysiąca sztuk złota!

    Nastał chaos. Wszyscy wzajemnie się przekrzykiwali, wywrzaskując sumy wyższe od poprzedników. Aerie patrzyła na to zarówno z przerażeniem, jak i zaskoczeniem. Chudy mężczyzna musiał mówić niezwykle szybko.
    - Proszę, usłyszałem tysiąc sto, tysiąc dwieście, tysiąc dwieście pięćdziesiąt... 

    Kiedy cena doszła do trzech tysięcy, wśród licytujących pozostało już niewiele osób. Banda krasnoludów, grupa ludzi w pełnych zbrojach oraz trzy zakapturzone postacie. Po chwili zaciekłej słownej utarczki dało się słyszeć donośny głos:

    Dziesięć tysięcy! 
    Sprzedane! – krzyknął chudy mężczyzna niemal odruchowo – pana maga poproszę teraz o uiszczenie zapłaty. 

    Rzeczywiście. Człowiek, który kupił Aerie był magiem. Ubrany był w długą, czerwoną szatę, a w ręce dzierżył poskręcany, niebieski kostur. 

    Mag podszedł do sceny i zaczął rozmawiać cicho z licytatorem. Wyciągnął spod płaszcza niewielką sakwę, którą wręczył chudemu mężczyźnie. Następnie wykonał krótki gest, patrząc na Aerie. Klatka uniosła się w powietrze i podążała za magiem, kiedy opuścił zgromadzenie.

    Gdy tylko przekroczyli próg drzwi wyjściowych, Aerie natychmiast zaczęła domagać się jakichś informacji:
    Kim jesteś?! Co masz zamiar ze mną...
    Cicho, Avariel! – przerwał jej rozkazującym tonem mag. – Nie dane jest ci zrozumienie moich magicznych eksperymentów. 

    Elfka nie odezwała się więcej i z rezygnacją rozejrzała się dookoła.

    Znajdowali się w dość dużym mieście. Uliczki były wybrukowane, domy kamienne, a nawet co kilka metrów płonęły lampy. Nigdzie nie było ludzi. Elfka pogrążała się w rozpaczy.

    Mag szedł dalej, nie zwracając uwagi na lewitującą klatkę. Nagle Aerie usłyszała za nimi szorstki głos:
    Czarodzieju. Chętnie odkupię ją od ciebie.

    Elfka odwróciła głowę i w świetle lamp dostrzegła grupę krasnoludów. Rozpoznała w nich swoich niedoszłych właścicieli. 
    - Odejdźcie stąd, brudne, małe humanoidy! – rozkazał wyniosłym tonem mag. – Nie jesteście godni, aby ze mną rozmawiać!
    Hej, chłopaki... Czy on nas właśnie obraził? – zapytał jeden z krasnoludów.
    - Wygląda na to, że tak! – odpowiedział drugi, szykując pałkę. 
    - Chcieliśmy po dobroci... – syknął trzeci.

    Wszystkie krasnoludy ruszyły zwartym szykiem w stronę maga. Czarodziej zaczął wykonywać jakiś gest dłonią, jednak zamarł w pół ruchu i z wściekłym grymasem wyczarował niewielki, biały dysk, który szybko rozrósł się do owalnego portalu.
    Macie szczęści... – zaczął mówić czarodziej, jednak widząc lecący topór w jego stronę, odruchowo wskoczył do portalu, który zamknął się zaraz po zniknięciu maga.
    Nienawidzę magów! – splunął jeden z krasnoludów. 
    Co z nią robimy? – zapytał inny karzeł.
    Głupie pytanie – odpowiedział posiadacz bojowego, dwusiecznego topora. –Zabawimy się trochę a potem sprzedamy jakiemuś frajerowi. 
    - Zostawcie mnie! – krzyknęła Aerie, od razu zrozumiawszy, co krasnolud miał na myśli, mówiąc „zabawimy się”. 
    - Hehe, aniołek waleczny jest – szydził ten sam krasnolud.

    Zamachnął się toporem i poleciały iskry, a kłódka roztrzaskała się na części. Aerie chciała się jeszcze cofnąć, jednak ciasna klatka nie pozwalała jej na zbyt wiele ruchów. Na dodatek jedno skrzydło zaklinowało się między prętami. Krasnolud otworzył klatkę i szybkim, brutalnym ruchem wyciągnął elfkę z więzienia. Zaklinowane skrzydło trzasnęło nieprzyjemnie, powodując straszliwy ból. Nagle ogarnęła ją niesamowita wściekłość, która uleciała z całą mocą, kiedy jej pięść spotkała się ze skronią brutalnego krasnoluda. Aerie stała przez kilka sekund z szeroko otwartymi oczami, myślała o tym, co zrobiła. Inne krasnoludy również były oszołomione i patrzyły to na leżącego towarzysza, to na elfkę. Nagle do świadomości Aerie przebił się pulsujący ból skrzydła, który sprowadził ją na ziemie. Nie wiedząc za bardzo, co robi, rzuciła się do ucieczki, biegnąc przed siebie najszybciej jak tylko mogła. Po krótkiej chwili zorientowała się, że biegną za nią wściekłe krasnoludy, z topornikiem na czele. Szybko przebiegła przez niestrzeżone bramy miasta, kierując się w stronę oddalonego ogniska. Nie zwracając uwagi na zmęczenie, biegła dalej jak zwierzyna uciekająca przed myśliwym. Ogień świecił jasno pośród ciemności niczym nadzieja w sercu elfki, że znajdzie pomoc wśród obozujących. Ognisko szybko się powiększało i wkrótce Aerie mogła zobaczyć twarz mężczyzny, który przy nim stał. Jednak kiedy zobaczyła jego wzrok...

    ***

    Resztę historii już znasz – zakończyła elfka.
    Ciekawa opowieść – odezwał się Xue po chwili ciszy. – Ale krótka. Miałem nadzieję na coś dłuższego. Przynajmniej szybko zleciał mi jeden dzień... – rzekł, spoglądając na zachodzące słońce.

    Nagle Xue zatrzymał się, rozglądając się po okolicy. Ta kamienista bezśnieżna tundra była zbyt monotonna, jak na jego gust. 
    - Zatrzymujemy się? – zapytała elfka z nadzieją.

    Xue niemal się roześmiał, słysząc prawie że dziecinny ton elfki, jednak ze stoickim spokojem i, jak zwykle, obojętnym głosem, odpowiedział:
    - Taa... 

    Po chwili zrobiło się ciemno, jednak ognisko, które rozpalił łowca, płonęło wesoło, rozświetlając najbliższą okolicę. Co by było, gdyby nie wynaleziono ognia; zastanawiał się Xue. Nagle elfka przerwała ciszę, pytając nieśmiało:
    - Dlaczego mi pomogłeś?
    - A co? Źle ci z tym? – odpowiedział trochę chłodno Xue.
    Nie, ależ skąd! – odparła, ignorując nieprzyjemny ton Xue. – Ale cały czas starasz się zachować pozory chłodnego i egoistycznego... A ja myślę, że wcale taki nie jesteś. W końcu mnie uwolniłeś...
    Już ci mówiłem – przerwał jej z pozoru zdenerwowanym głosem, jednak ta rozmowa nawet go bawiła. – Uwolniłem cię, ponieważ myślałem, że coś będę z tego miał. Gdybym znał przyszłość, nawet bym wtedy nie wstał. 
    - Ja... i tak na pewno mam rację – kontynuowała niezrażenie elfka.

    Xue już tego nie skomentował, leżał tylko z zamkniętymi oczami. Przez resztę nocy kompletnie nic się nie działo. 

    ***

    Następnego ranka pogoda była wręcz przepiękna. Słońce przygrzewało, a na niebie nie było żadnej chmurki. Xue i Aerie byli już od ponad pół godziny na nogach, podróżując do Schamedar. Maszerowali w ciszy, marząc o tym, żeby w terenie pojawiło się coś ciekawszego od monotonnej tundry. Bogowie niestety nie interesowali się dwójką podróżników, gdyż nie działo się nic godnego nadmienienia... Aż do południa. Później działo się aż zbyt wiele rzeczy. 

    ***

    Xue był pogrążony jak zwykle w zamyśleniu. Zastanawiał się, czemu nie zapłacił jakiemuś magowi, żeby go po prostu teleportować. Nagle Aerie przeszkodziła mu.
    - Xue... Czujesz to?
    - Niby co mam czu... – zaczął mówić, odwracając głowę w stronę elfki, jednak przerwał, gdy to zobaczył.. 

    Za elfką zaczął bezszelestnie formować się biały dysk z małych błyskawic. Aerie znajdowała się jakieś dwa metry za Xue. Łowca rzucił się w stronę elfki, jednak zanim dobiegł, portal był już w pełni otwarty. Avariel jęknęła, kiedy niespodziewanie została wciągnięta w teleport. Xue jednym skokiem znalazł się przy niej i złapał za rękę. Wspólnie wlecieli do portalu. Łowca w ostatniej chwili podkulił nogi, mieszcząc się na milimetry w astralnym przejściu. Po sekundzie ogłuszającego i nieprzyjemnego lotu Xue i Aerie upadli na twardy kamień. Znajdowali się na płaskim szczycie jakiejś wysokiej góry. Niebo było usiane czarnymi, burzowymi chmurami, z których od czasu do czasu uderzały błyskawice. Łowca nagród, mimo że wzrok nie powrócił mu do końca, wstał momentalnie przewrotem w tył, wyciągając równocześnie oba miecze. Rozejrzał się szybko. Niespodziewanie w Xue uderzyła magiczna błyskawica, którą jednak mężczyzna zdołał odbić adamantytowym mieczem, zawdzięczając życie swemu instynktowi. Niestety siła uderzenia wytrąciła go z równowagi, lecz wojownik utrzymał się na nogach. Wzrok mu już powrócił. Zobaczył maga ubranego w czerwone szaty, będącego otoczonym wieloma różnokolorowymi kulami. Mag tworzył już zaklęcie, ruszając hipnotycznie rękoma. Mając doświadczenie z magią, Xue odwrócił głowę i zasłonił oczy ramieniem. Kątem oka zdołał zauważyć, że elfka leży nieprzytomna w jasno świecącej kuli, która lewitowała szybko w stronę maga. Nagle ciało łowcy nagród przeszły dreszcze i dziwne uczucie ulgi. Dzięki doświadczeniu jego umysł odparł próbę zdominowania. Wyczuwając podstęp, rzucił się od razu w bok, stając po przewrocie nisko na nogach. Wokół rąk maga zaczęły tańczyć małe czerwone kulki. Xue wiedział, że to magia wywołania. Najszybciej jak potrafił rzucił się biegiem na maga znajdującego się kilkanaście metrów przed nim. Czarodziej nawet nie mrugnął, kiedy z jego wyprostowanych rąk wystrzelił ognisty obłok. Xue odskoczył w bok, usuwając się z drogi kuli, i rzucił się przed siebie, lądując ciężko na brzuchu. Ustrzegł się tym samym ognistej fali, która powstała po uderzeniu magicznego obłoku w ziemię. Przeturlał się w bok i wstając odruchowo, przeciął mieczem powietrze za sobą. Popatrzył prosto w oczy maga. Cała ta walka zaczęła go irytować. Ponownie rzucił się biegiem w stronę czarodzieja. Wystarczy, że dobiegnie do niego i będzie po walce. Mag znów zaczął przygotowywać kolejne zaklęcie z zaciśniętymi szczękami. Tym razem nie zajęło mu to wiele czasu i po jednym uderzeniu serca w stronę Xue leciało sześć małych, czerwonych pocisków. W pewnym momencie rozdzieliły się na dwie mniejsze grupki. Łowca wiedział, że Magiczne Pociski zaatakują go od boków oraz że nie zdoła ich uniknąć. Adamantytowym mieczem odbił jeden pocisk, posyłając go w niebo. Reszta na zmianę uderzała w Xue, powodując ostry ból. Wojownik upadł na jedno kolano, podpierając się ręką o ziemię. Podniósł wściekły wzrok na maga i rzucił się na niego z rykiem. Niespodziewanie obok Xue otworzył się kolejny portal, z którego wyskoczył krasnolud dzierżący obusieczny topór bojowy. Xue od razu go rozpoznał.

    Aerie również rozpoznała brutalnego krasnoluda. Przytomność odzyskała kilka chwil temu. Była zamknięta w jakimś dziwnym, magicznym kloszu, którego nie mogła rozbić gołymi rękoma. Nagle zauważyła, jak Xue odskakuje, patrząc to na maga, to na krasnoluda. Przez krótką chwilę wszyscy walczący stali w miejscu, milcząc. 
    Widzę, że zabawa już trwa – rzekł krasnolud niemalże szaleńczym tonem. –Wybaczcie me spóźnienie. Zrekompensuję to, wypruwając wasze flaki!
    To prywatna impreza, kurduplu – odpowiedział Xue, odsuwając się powoli od krasnoluda i przybliżając równocześnie do maga – Ale jak chcesz, to znajdzie się dla ciebie miejsce.
    Elfka jest moja! Potrzebna jest mi do mych eksperymentów! – wrzasnął mag, rzucając kolejne zaklęcie. 

    Z jego dłoni wystrzelił słup ognia i uderzył w biegnącego Xue, jednak ten zasłonił się długim mieczem. Magiczny ogień rozczepiał się na adamantycie, lecąc dalej po bokach łowcy. Krasnolud, wykorzystując rozkojarzenie Xue rzucił się za nim, chcąc wbić mu topór w plecy. 

    Aerie patrzyła na to wszystko z przerażeniem. Oni są szaleni! Wszystko działo się w błyskawicznym tempie. Co chwilę jakieś lecące zaklęcie przeszywało powietrze, co chwilę miecz Xue spotykał się z krasnoludzkim toporem... 

    Xue w końcu dotarł do maga, i biegając dookoła niego niczym uprzykrzająca życie mucha, uderzał raz po raz adamantytowym mieczem w magiczne tarcze, rozpraszając je. 
    - Przestań się ruszać! – ryknął mag, daremnie próbując trafić kosturem łowcę głów. 

    Po krótkiej chwili do walki włączył się krasnolud, atakując znienacka Xue. Czujny łowca uchylił się przed potężnym uderzeniem topora i krasnolud trafił w maga, roztrzaskując jego kolejną osłonę niczym szkło.

    Czarodziej popatrzył się wściekle na krasnoluda. Wokół jego rąk znowu zaczęły krążyć czerwone kule, które szybko przemieniły się w jasną błyskawicę. Karzeł przyjął zaklęcie, nie próbując go nawet uniknąć. Ryknął wściekle po uderzeniu, bijąc się pięścią w pierś. W miejscu, gdzie uderzyła błyskawica, stopiły się pierścienie kolczugi. Xue widząc rozkojarzenie krasnoluda, podbiegł do niego od boku, uderzając z obrotu długim mieczem. Był pewny, że jego oręż nie spotka się z oporem. Nagły wstrząs uświadomił Xue o popełnionym błędzie. Siła uderzenia była tak duża, że łowca omal nie wypuścił swojej broni. Nie mając kontroli nad ręką, uderzył orężem w ostatnią magiczną osłonę maga, czyniąc go podatnym na ataki. Czarodziej jęknął z przerażenia i zaczął się cofać, wymawiając jakieś zaklęcie. W tym samym czasie, wykorzystując chwilową bezbronność Xue, krasnolud uderzył go z całej siły toporem w pierś. Xue zasłonił się mieczem, który dzierżył w lewej ręce. Nie zdążył. Ostrze wbiło się głęboko, miażdżąc żebra i uszkadzając płuco. Łowca nagród z niedowierzaniem stwierdził, że przegrał. 

    Elfka krzyknęła, kiedy zobaczyła krew tryskającą z piersi Xue. Nie mogła jednak wiedzieć, że łowca nagród nie miał zamiaru poddawać się śmierci.
    -Zabiorę was ze sobą! – ryknął Xue, rzucając długim mieczem w stronę elfki.

    Krasnolud chciał wyrwać swoją broń, lecz Xue desperacko chwycił wolną już ręką za drzewiec broni karła i przycisnął topór do siebie. Równocześnie, niezwykle szybkim ruchem, wbił krótki miecz w szyję krasnoluda, przebijając ją na wylot. Fontanna krwi wytrysnęła z rany. Spojrzał jeszcze w zaskoczone oczy krasnoluda i odepchnął go od siebie razem z toporem.

    W tym samym czasie elfka jak zahipnotyzowana obserwowała lecący w nią miecz. Kiedy adamantytowe ostrze przebiło klosz, roztrzaskując go na tysiące małych kawałeczków, Aerie w ostatniej chwili osłoniła rękami swoją głowę. Miecz zranił ją płytko w przedramię lewej ręki i z brzękiem upadł przed nią. Dzielnie wytrzymała ból i działając całkowicie instynktownie, chwyciła oburącz miecz. Z lekkim trudem wstała i niepewnym krokiem podeszła do maga, który był całkowicie skoncentrowany na mamrotaniu jakiegoś długiego zaklęcia. Nagle zauważyła upadającego Xue, trzymającego się za swoją ranę. Działając całkowicie pod wpływem impulsu, wbiła z całych swoich sił ostrze w plecy czarodzieja. Ten jęknął z bólu, rozpościerając szeroko ręce, i upadł bezwładnie na ziemię z orężem tkwiącym w plecach. Elfka cofnęła się kilka kroków, patrząc na swoje zakrwawione ręce. Otrząsnęła się szybko i podbiegła do Xue, przyklękając przy nim.
    - Użyj pierścienia... krasnoluda... żeby się stąd wydostać... – wyszeptał Xue, walcząc z bólem i śmiercią.
    - Nie... ty nie możesz umrzeć... – Głos elfki załamał się a z jej oczu popłynęły łzy.
    - Mówiłem... że nie będzie... z ciebie.... żadnego... pożyt... – mówił cichnącym głosem, z lekkim uśmiechem na twarzy. Nie udało mu się dokończyć ostatniego słowa.

    Elfka jeszcze długo klęczała nad ciałem łowcy nagród, popłakując cicho. W końcu postanowiła opuścić pole walki. Zrobiła tak, jak kazał jej Xue i użyła pierścienia krasnoluda.

    Myśląc, że w końcu wróci do domu, elfka przeszła przez owalny portal. Pojawiła się na gościńcu jakiegoś mrocznego lasu. Nie wiedząc, co robić, elfka odruchowo chciała wzbić się w powietrze, jednak natychmiast odezwało się jej złamane skrzydło. Ruszyła po prostu wzdłuż drogi. 

    Aerie chciała zapomnieć o Xue, jednak nie potrafiła. Popadła w depresję. Jeszcze tego samego dnia Avariel została przechwycona przez kupców, którzy transportowali konwój niewolników, jednak jej los był już jej obojętny. Jakiś czas później została sprzedana do cyrku. Dalej rozpoczyna się już całkiem inna historia.

    ***


    Na płaskim wierzchołku góry zwanej Szczytem Bohaterów panowała złowroga cisza. Nagle burzowe chmury, nie będąc w stanie dłużej udźwignąć ciężaru wody, zaatakowały ulewnym deszczem. Woda zmieszała krew trzech poległych mężów, nie dbając o uprzedzenia, jakie ci mieli za życia. Nagle przez ciężkie, gęste chmury, przebił się słup niesamowicie białego światła i uderzył w martwe ciało łowcy nagród. Rozległ się dudniący głos:
    Nie dziś śmierć cię pokona....



    Komentarze

    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.




    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


    Pseudonim
    E-mail
    Treść Dostępne tagi: [cytat][/cytat], [url=http://][/url]
    Przepisz poprawnie podane słowa mnustwo orkuw