Warning: Undefined array key "autologin" in /usr/home/peronczyk/domains/insimilion.pl/insimilion/twierdza/index.php on line 25 Varia • Twierdza Goblina • INSIMILION

    Varia


    Twierdza Goblina

    Fantastyka » Varia » Opowiadania
    Autor: Thufir
    Utworzono: 14.02.2003
    Aktualizacja: 01.08.2008

          Dobrze że jesteście - rzekł na dzień dobry Ulbrek Dismore - mam dla was poważne zadanie.Ostatnio kręci się tu sporo goblinów. Po ostatnich atakach na karawany i zgrupowania wrogich oddziałów pewne jest, że prędzej czy później zostaniemy zaatakowani. Żeby dać trochę czasu na przybycie najemników z Luskan i wojsk z Newerwinter, podjąłem, razem z Shawfordem, decyzję o wyprzedzeniu ataku goblinów.

    • Przecież to jest bez sensu!! Jak możemy atakować wroga, skoro nie mamy nawet wystarczających sił by móc się samemu obronić!- wtrącił się Madros.
    • Spokojnie - rzekł Ulbrek - możemy atakować lecz nie otwarcie. Obmyśliliśmy z Shawfordem pewien plan...
    • I my mamy brać w tym udział?
    • Tak
    • Nigdy! Nie jesteśmy wariatami by oddawać się prosto w ręce wroga - burknął Lenthz.
    • Spokojnie najpierw wysłuchamy planu, a później się namyślimy.
    • Dzięki Mafolem.
    • Plan polega na tym - zaczął Dismore - że wyślemy mały oddział do bazy goblinów i spróbujemy zdobyć plany ataku i ewentualnie spowodować szkody, które opóźniły by atak.
    • To raczej my spróbujemy - odparł Mafolem - a poza tym taki mały oddział nie narobi dużo szkód goblinom. Przecież nie będziemy się z nimi bić otwarcie.
    • Racja, lecz przez pojęcie szkody miałem na myśli worki z materiałem wybuchowym, którymi można by zniszczyć część obozu i truciznę, którą można by dosypać do jedzenia.
    • Dobra. Dwa pytania. Dlaczego my? I gdzie jest ten obóz goblinów, przecież żeby go zniszczyć musimy wiedzieć gdzie się znajduje, a ostatnie informacje zwiadowcze, które czytałem nic nie mówią o żadnym obozie.
    • To prawda. Jednak wysłałem już moich najlepszych zwiadowców: Ennelię i Bradstona na poszukiwania. Gdy tylko coś znajdą mają wrócić do palisady i zameldować o tym Shawfordowi. Was wybrałem dlatego, że mamy mało doświadczonych ludzi, którzy mogli by się zająć takim zadaniem. Większość tu obecnych żołnierzy to żółtodzioby.
    • Ale przecież oprócz nas jest jeszcze paru ludzi, którzy mogliby się tego podjąć, dlaczego nie oni?
    • Ponieważ ktoś musi trenować rekrutów i strzec miasta. Poza tym ci ludzie nigdy ze sobą nie współpracowali, a wy owszem...
    • A jaka jest szansa, że wrócimy stamtąd żywi? - wtrącił Nedal.
    • Nie wiem - odrzekł Ulbrek
    • Dobrze porozmawiajmy zatem o bardziej istotnych sprawach - rzekł Madros. Ile zarobimy na tej wyprawie?
    • Hmm... - zamyślił się Dismore.
    • Nie mów, że tego nie przemyślałeś. W końcu jesteśmy najemnikami - ponaglił go Madros.
    • Racja. Myślę że 10 tysięcy sztuk złota wam wystarczy.
    • Ja raczej myślałem o 20 tys. - rzucił nieco oburzony Madros. Tak nisko cenisz nasze życie i umiejętności.
    • Niech będzie 15 tys. Pamiętajcie, że nie mam nieograniczonego budżetu, a jak przypłyną najemnicy z Luskan też im trzeba będzie zapłacić.
    • Dobra niech ci będzie. Jak tylko będziesz miał jakieś nowe informacje, będziemy w "Wilku Morskim" lub na palisadzie. Żegnamy.Po czym cała drużyna niczym kompania wojskowa zrobiła w tył zwrot i wyszła, a ostatni - Nedal - ostentacyjnie trzasnął drzwiami na do widzenia.

          Teraz cała grupa udała się na palisadę. Obeszli cały teren dookoła 2 razy i stwierdziwszy, że nie ma tu nic do roboty postanowili pójść "powęszyć" w dokach. Żeby się do nich dostać musieli przejść przez środkową część miasta. Idąc po cichu jeden za drugim obserwowali ludzi w pośpiechu opuszczających swe domostwa (tylko zdolni do walki mężczyźni zostawali, otrzymywali oni sprzęt i ćwiczyli pod okiem instruktorów), zabierających jedynie najcenniejszy dobytek i udających się prosto do doków, gdzie czekały na nich statki, które miały ich zabrać do bezpieczniejszych miast i regionów.Gromadzono zapasy. Od broni przez żywność po ubrania. Targos przygotowywało się do wojny.Chociaż czy były bezpieczniejsze miejsca. Teraz gdy Legion Chimery zawierał coraz to nowe sojusze cały porządek "starego świata" był zagrożony, a Dziesięciu Miastom groziło poważne niebezpieczeństwo.Gdyby nie głupi żart burmistrza Bryn Shander, może nie było by ich tutaj, nie było by wojny i wszystko byłoby po staremu. Uganiali by się teraz za złodziejami i rzadkimi gatunkami zwierząt, za które mogliby zarobić na życie. Chociaż teraz mogą zarobić dużo, dużo więcej - jeśli oczywiście przeżyją.

          To drewno dać tutaj. Resztę materiałów do magazynu !! Ruszać się musimy skończyć przed zmrokiem - szorstki i ostry głos Shawforda Cale'a poganiał pracujących tragarzy i żołnierzy, którzy akurat nie ćwiczyli i nie pełnili warty.

    • Są już te mapy czy nie?! Gdzie się zapodziali ci zwiadowcy?
    • Mikstury lecznicze do szafek, broń na najwyższe półki, liny na prawo.

    Taka sytuacja trwała by pewnie jeszcze długo gdyby nie nagłe wezwanie dowódcy do budynku znajdującego się najbliżej murów Targos. Był to budynek, w którym urzędował Cale. Budynek dowódcy wojsk Targos. Chwilę po odejściu Shawforda na jego miejscu pojawił się inny oficer, który miał go zastąpić. I znowu zaczęło się:

    • Jedzenie na lewo!!
    • Co brak drewna? Gdzie inżynier? Kazałem rozebrać te domy i drewno przeznaczyć na budowę palisady. No ruszać się...

    Tym czasem Shawford oglądał mapy sporządzone przez zwiadowców wysłanych w okolice. Zameldowali oni również o wzmożonych ruchach wojsk goblinów i zmniejszeniu natężenia ruchu karawan.

    • Co z bazą goblinów? Czy zwiadowcy wysłani tam już wrócili?
    • Nie - odparli żołnierze.
    • Nie widzieliście ich?
    • Nie - rzucili ponownie.
    • Dobra możecie odpocząć. Tylko nie dłużej niż 6 godzin. Trzeba pomóc w przygotowaniach do obrony.
    • Tak jest.

    Zwiadowcy udali się na spoczynek, a Cale oglądał i analizował raporty mu dostarczone.

    • Trzeba będzie porozmawiać z Ulbrekiem - mruknął do siebie.

    Tymczasem wyszedł z budynku i dalej nadzorował przygotowania do ewentualnej choć coraz bardziej prawdopodobnej obrony miasta.

          Siedząc w tawernie "Wilk Morski" nasi bohaterowie popijali wino i jednocześnie dyskutowali o pomyśle Lorda Ulbreka.

    • A jeśli on ma rację i zdobędziemy plany, narobimy zamieszania w szeregach wroga i przygotujemy miasto do obrony, a w tym czasie przypłyną posiłki - wygramy - rzekł optymistycznie Nedal. I przy okazji zarobimy trochę grosza - dodał po chwili.
    • A jeśli nie ma racji i dostaniemy się w niewolę i nas zabiją to nici - odrzekł mu natychmiast Lenthz i napił się wina. Moim zadaniem - powiedział po chwili - powinniśmy siedzieć za murami i czekać na ewentualny atak. Nie wiadomo przecież czy on w ogóle nastąpi!
    • Nie znudziło już wam się siedzenie tutaj. Przyjechałem tu po przygodę i po złoto i zamierzam wziąć jedno i drugie. Więc pójdę tam, ukradnę plany, narobię takich szkód, że przez miesiąc się będą zastanawiać kto to był. Później przyjdę po nagrodę i zastanowię się co dalej - powiedział ostro Madros. Jestem dowódcą, ale w tej sprawie pozostawiam wam decyzje. Kto idzie ze mną - zapraszam, kto nie - nie zmuszam. Droga wolna.
    • Słusznie idę z tobą - krzyknęli jednocześnie Nedal i Mafolem.Tylko Ferred Oz i Lenthz nie byli do końca przekonani, ale w końcu oni także się zgodzili. W końcu byli jedną drużyną i razem dzielili zwycięstwa i porażki. Razem walczyli i wspomagali jeden drugiego.
    • Tak więc postanowione. Jutro meldujemy się u Ulbreka i zgłaszamy naszą gotowość do wyprawy - rzekł Madros.
    • W sumie to dobrze - powiedział Ferred Oz - gdyż nasze zasoby finansowe się kurczą.
    • Niech się kurczą - odburknął mu Lenhtz - i zawołał do barmana na cały głos: jeszcze po jednym!!

    Tak mijał kolejny ślimaczący się dzień w Targos. Jedni uciekali z zagrożonego miasta jeszcze inni budowali umocnienia i opracowywali plany obrony miasta. Tylko nieliczni tak jak nasi bohaterowie mieli czas siedzieć w tawernie i popijać wino (lub inne napitki).

    • Nie wygląda to ciekawie - mruknął Lord Ulbrek.
    • Wiem, ale to są fakty. Chyba nasi dzielni wojownicy będą musieli znaleźć sobie sami bazę goblinów.
    • A propos wojowników...
    • Tak - rzucił Dismore.
    • Znalazłeś kogoś, kto podejmie się tej misji?
    • Chyba tak. Drużynę najemników, którzy przybyli tu niedawno. Mam im dać znać gdy będą mieli ruszać lub gdy zdobędę nowe informacje.
    • To niech ruszają teraz bo ruch goblinów staje się coraz większy i mało prawdopodobne jest by zwiadowcy coś znaleźli.
    • Dobrze, tak też uczynię, ale powiem im to jutro, niech się wyśpią - odpowiedział Dismore.Będą mieli utrudnione zadanie, ale cóż...
    • Dobrze - przerwał Shawford. Gdybym miał jakieś nowe informacje prześlę je przez posłańca. Chcę osobiście nadzorować przygotowania, chyba że to będą bardzo ważne informację to stawię się osobiście.
    • Rozumiem dobrej nocy - powiedział na zakończenie Lord Ulbrek.
    • Dziękuje, nawzajem - odrzekł Cale i szybko wyszedł.

    Kiedy Lenthz, Nedal, Ferred Oz, Mafolem i Madros kończyli swoje śniadanie do "Wilka Morskiego" przybyła grupka czterech żołnierzy uzbrojonych po zęby i od progu zawołali: Poszukujemy niejakiego Madrosa - najemnika. Po chwili ciszy, Madros wstał od stołu i zrobił krok na przód i rzekł: To ja.

    • ardzo dobrze - odpowiedział mu żołnierz - pójdziesz z nami, Lord Ulbrek Dismore cię wzywa.
    • Dlaczego tylko on - oburzył się Nedal
    • My też chcemy iść - dodał Mafolem.
    • Nic z tego - rzucił żołnierz - wy tu zostajecie.

    Po czym dwójka żołnierzy razem z Madrosem wyszła, a reszta czekała pod drzwiami nie przepuszczając nikogo.

    • No to poczekamy - rzucił Ferred Oz - i zabrał się z powrotem do jedzenia.Po krótkim i szybkim marszu Madros razem z eskortą dotarł do siedziby burmistrza Targos. Żołnierze ustawili się przed drzwiami i kazali Madrosowi wejść do środka. Tak też uczynił.

    • Dzień dobry - powitał go już od progu Lord Ulbrek.
    • Może i dobry - orzekł Madros - Po co przysyłał Pan tych żołnierzy, trzeba było przysłać posłańca - sami byśmy trafili.
    • Wiem, ale mam dla was, a właściwie dla ciebie ważne informacje - powiedział Dismore.
    • To dlaczego nie mogli przyjść wszyscy - przerwał mu Madros.
    • Ponieważ ty jesteś dowódcą, z tego co wiem, a poza tym wydaje mi się, że jesteś najbardziej chętny do tej wyprawy.
    • Dobrze, przejdźmy do sedna.

    W tej samej chwili do pokoju wkroczył starszy mężczyzna, w pełnym rynsztunku bojowym i nie zwracając wcale uwagi na obecność Madrosa zaczął dyskutować z Ulbrekiem.

    • Mamy już potwierdzone mapy! - krzyknął od progu.
    • Bardzo dobrze - ucieszył się Dismore.Teraz dopiero mężczyzna spostrzegł Madrosa, ukłonił się i przedstawił: Jestem Shawford Cale, dowódca wojsk Targos. Dowodzę także obroną palisady. A pan zapewne przewodzi drużynie śmiałków, którzy mają zdobyć plany ataku goblinów?
    • Zgadza się - odrzekł Madros - dowiem się wreszcie co to za informacje?
    • Tak - szybko odrzekł Dismore
    • Tak więc na początku nie mieliśmy specjalnie nic co mogło by wam się przydać i wczoraj po naradzie z panem Cale'm podjąłem decyzję, że wyruszycie dzisiaj o zmroku. Jednak w nocy powrócili zwiadowcy z przypuszczalną lokacją obozu wroga. Nie mogli dostać się głębiej ze względu na ilość patroli tak więc mamy zaznaczony tylko przypuszczalny obszar, w którym to obóz może, lecz nie musi się znajdować.
    • Przepraszam, że przerywam - wtrącił się Madros - ale skoro oni się nie przebili to jak my mamy to zrobić
    • Ponieważ zwiadowców było tylko dwóch i nie mieli dużo broni, ani dobrej zbroi, a poza tym oni nie są wyszkoleni do walki. Jednak mamy także dobrą informację. Otóż gobliny przepuszczają karawany - przynajmniej niektóre - przerwał na chwilę Ulbrek. Nie mogą wieźć broni, ani żywności dla Targos. Jest jeszcze jeden warunek - dokończył po chwili - muszą jechać bez broni.
    • No to co nam to daje? - burknął Madros
    • Już wyjaśniam - szybko odrzekł Cale - musicie się zaczaić w pobliżu punktu kontroli i dołączyć się do jakiejś karawany, która nie budząc podejrzeń ominie największe skupisko wrogów.
    • Ale będziemy bez broni - więc z walki nici.
    • Właśnie tu jest problem jak przemycić broń pod okiem strażników. Zaobserwowaliśmy, że po przejechaniu pewnej odległości, Karawana otrzymuje broń z powrotem. Wygląda to jakby karawana szła dłuższą wytyczoną drogą, a posłaniec z ich bronią szedł skrótem.

    • Ale dlaczego? - zapytał Madros.
    • Może nie chcą mieć broni, ani dużej ilości ludzi w pobliżu obozu i opracowali alternatywną ścieżkę - odrzekł Cale.
    • Według planu - kontynuował Cale - musielibyście, o ile przemycicie broń, odłączyć się po cichu od karawany w połowie drogi, tak jak na mapie. Skierować się na południe i przeciąć drogę goblinów i dalej iść na południe. Gdzieś tam prawdopodobnie znajduje się główny obóz goblinów do którego musicie się dostać. Niestety nie mamy informacji co do ilości wejść, strażników, ilości wojska w obozie i wokół niego itp. Jeżeli nie mielibyście broni, a zdołalibyście się przedrzeć do ścieżki goblinów to moglibyście napaść na posłańca z broną dla karawany. Jest to o tyle ryzykowne, że prędzej czy później wiadomość ta "wypłynie" i gobliny zorientują się, że ktoś dostał się w pobliże bazy.
    • Widzę że macie już wszystko dokładnie opracowane - Madros nie krył zadowolenia - to kiedy wyruszamy?
    • Najlepiej dzisiaj wieczorem. Może zdobędziemy jakieś informacje o karawanach, które będą musiały tamtędy przejechać to damy wam znać - odrzekł Cale
    • Dobrze, w takim razie pozwolicie panowie, że zaczniemy przygotowania - rzekł Madros.
    • Oczywiście - odpowiedział mu Ulbreak - i żegnam. Teraz po informację proszę się kierować do pana Cale'a.
    • Oczywiście - odpowiedział Madros i wyszedł razem z Shawfordem. I każdy udał się w inną stronę. Madros z żołnierzami do "Wilka Morskiego", a Shawford Cale na palisadę.

          Dobra chłopaki - takie są szczegóły planu - zakończył długą i burzliwą dyskusję Madros.Grupa najemników siedziała teraz w "Wilku Morskim" i obmyślała plan misji, popijając wino. Pamiętajcie, że musimy odwiedzić jeszcze skład handlowy i zrobić zapasy przed zapadnięciem zmroku

    • ponaglił wszystkich Ferred Oz - jeżeli oczywiście wyruszamy - dodał po chwili.
    • Musimy się jeszcze udać do Shawforda Cale'a, może ma jakieś informację lub przedmioty - dorzucił Madros.
    • Nie podoba mi się ten plan - powiedział Lenhtz - a jeżeli nie będzie w pobliżu żadnej karawany, to co wtedy?
    • Wtedy będzie problem.
    • Możemy skorzystać z planu "b" i udawać podróżników. Wcześniej schowamy broń i pójdziemy trasą dla karawan, później "zboczymy" ze szlaku i zdobędziemy broń na goblińskim posłańcu.
    • O ile w ogóle przepuszczą pięciu wędrowców - rzucił Mafolem. Pamiętajcie, że będziemy mieć worki z materiałem wybuchowym i truciznę do "narobienia szkód".
    • I tu jest największy problem. Jak to przemycić - zastanawiał się Madros.
    • Zawsze możemy udawać alchemików - rzucił Nedal.
    • Widziałeś ty kiedyś pięciu uzbrojonych po zęby alchemików? - burknął Lenhtz.
    • No to dwóch alchemików plus obstawa! Co wy na to - Nedal nie dawał za wygraną.
    • To może być pomysł.
    • Tak, a teraz proponuję jeszcze kolejkę - zaproponował Ferred Oz - i krzyknął potężnie na barmana: Jeszcze po jednym!!!

    • Tak to jest nasz ekwipunek - odpowiedział na pytanie Shawforda Madros. Musimy już wyruszać by dogonić karawanę.
    • Dobrze. Straż otwierać bramę - krzyknął głośno Cale.
    • Życzę powodzenia i obyście wrócili żywi - rzucił na odchodne Cale.Grupa podróżników znikała za bramą pogrążając się w odchałniach ciemności. Gdy drużyna przystanęła i wszyscy odwrócił się, spostrzegli światło przy bramie i Shawforda Cale'a znikającego za zamykającymi się wrotami. Czas na nas powiedział Ferred Oz i cała grupa jeszcze bardzie pogrążyła się w mroku otaczającego ich lasu.
    • Jak na mój gust to gdzieś tutaj mają obóz - odrzekł Ferred Oz - po czym z powrotem pochylił się nad tropami.
    • Dobra w takim razie Ferred i Mafolem idziecie sprawdzić czy nie ma ich bardziej na przedzie, a my tu poczekamy - rzekł Madros.Po chwili dwaj ludzie zniknęli z pola widzenia pozostałych. Jednak nie mineło nawet pięć minut, a zdyszany Mafolem przybiegł z powrotem.
    • Co się stało - zapytał Nedal, który zauważył go pierwszy.
    • Znaleźliśmy obóz, niedaleko stąd. Ferred tam został i ich obserwuje. Mała karawana. Jest tylko kilka namiotów.
    • Doskonale - rzekł Madros usłyszawszy słowa przyjaciela. Pakujemy sprzęt... Dalej, ruszać się!Kiedy cała grupa zebrała się w pobliżu obozu, Madros zaproponował, że pokaże się pierwszy, a reszta będzie go w razie czego chronić. Tak też postąpili. Madros założył kaptur i po chwili zobaczyli go ludzie stojący na warcie.
    • Stać!! - rzucili strażnicy - ktoś ty?!
    • Jestem podróżnikiem - odpowiedział krótko Madros - kto tu dowodzi?
    • Czego chcesz?
    • Spotkać się z waszym dowódcą.
    • Co tu się dzieje?! - zawołał starszy jegomość, który właśnie wyszedł z namiotu - ja tu dowodzę, czego chcesz?
    • Tylko porozmawiać.
    • Słucham zatem.
    • Na osobności.
    • Zatem zapraszam do namiotu, ale zostaw tutaj swą broń.Madros zawahał się chwilę, lecz jednak odłożył broń i poszedł ze starcem do nmiotu.
    • Co on robi? - nie mógł uwierzyć Mafolem.
    • Idziemy po niego? - zapytał Lenthz.
    • Na razie nie, on wie co robi - szybko odpowiedział im Nedal.
    • Oby - dodał Mafolem.Po dość długiej przerwie, podczas której w napięciu czekali i strażnicy i członkowie drużyny z namiotu wyłoniły się postacie dwóch mężczyzn i jeden zawołał: Dobrze. Już w porządku. Chodźcie wszyscy.
    • Co robimy? - rzekł Mafolem
    • Ja idę - odrzekł Ferred Oz
    • Ja bym się zastanowił.
    • Eeee tam.Po czym z krzaków wyszła pozostała część drużyny. Strażnicy stali jak zahipnotyzowani nie wiedząc co się dzieje. Zapraszam tutaj rzekł do przybyłych starszy mężczyzna i wskazał na namiot, po czym udał się na spoczynek, a cała drużyna, za Madrosem udała się do swojego nowego lokum.
    • Co tu się dzieje? - zapytał Lenthz - jak ty to zrobiłeś?
    • Nic nie musiałem robić - odpowiedział Madros. Okazało się, że został potajemnie ostrzeżony przez zwiadowców z Targos, o naszej misji.
    • No, ładnie niedługo się okaże, że gobliny też wiedzą i zgotują nam niespodziankę - zdenerwował się Lenthz
    • Nie, o wyprawie wie tylko Talos, tak ma na imię. Reszta ludzi nic nie we.
    • No to po co musieliśmy gonić tą karawanę? Nie mogli nas zabrać z Targos?
    • Mówię ci, że nie. Gobliny też mają zwiadowców i nie przepuszczają karawan, które mogły zbliżyć się lub tym bardziej pomóc Targos.
    • No to wszystko jasne - rzekł jednak nie do końca przekonany Lenthz.
    • A teraz radzę wam spać, bo czekają nas pracowite dni - powiedział Madros - z tego co wiem jutro późnym wieczorem lub pojutrze rano powinniśmy dotrzeć do punktu kontroli.
    • Zatem dobranoc - rzekł Ferred Oz - i pogrążył się w głębokim śnie.

    Po dobrze spędzonej nocy i dość obfitym śniadaniu drużyna, razem z karawaną, ruszyła dalej. Teraz jednak rozdzielili się: Madros, Nedal i Ferred Oz szli z przodu razem z Talosem, natomiast Mafolem i Lenthz osłaniali tyły. Podróż był monotonna i dłużyła im się niemiłosiernie. Najbardziej zajęty był Madros, który opracowywał plany akcji i dyskutował z Talosem, który bardzo chętnie im pomagał. Podczas podróży spotykali tylko nieliczne patrole goblinów, co ich zdziwiło gdyż czytając raporty słyszeli o znacznych ruchach nieprzyjaciela. Talos wyjaśnił im jednak, że na razie są dość daleko od miejsc kontroli, a im bliżej tym więcej goblinów. Rzeczywiście tak było pod wieczór kiedy szuakli miejsca na obóz napotkali dwa dość liczne oddziały, które jedan nie zwrociły na nich specjalnie uwagi. Spotykali, także coraz więcej patroli i posterunków. Talos z Madrosem zdecydowali, że do kontroli najlepiej będzie się udać jutro rano i karawana rozłożyła obóz na kilka kilometrów przed posterunkami.Jeszcze przed kolacją Madros wysłał Frred'a oraz Nedala na zwiady i pouczył ich, że mają uważać, bo są już blisko posterunków. Po dwóch godzinach zwiadowcy wrócili, ale nie przynieśli żadnych wartych uwagi informacji. Więc po kolacji, cała drużyna udała się na spoczynek.

    Następnego dnia cała karawana dotarła do posterunków. Wszyscy starali się zachowywać grzecznie i nie prowokować goblinów. Wszyscy członkowie wyprawy musieli oddać broń, co też niezwłocznie uczynili. Kapitan strażypoinformował ich, że odzyskają broń po zameldowaniu się z drugiej strony posterunków. Następnie część wozów została przeszukana, bardzo skrupulatnie, a na część strażnicy tylko "rzucili okiem". Później strażnicy przeliczyli wszystkich członków karawany, co bardzo zirytowało Madrosa i Talosa. Następnie karawana została "dopuszczona" do dalszej podróży. Jednak Madros i reszta członków drużyny byli smutni. Oznaczało to, że nie będą mogli się przedostać do bazy goblinów, bo jeżeli ilość członków karawany nie będzie się zgadzać to straże podniosą alarm, a członkowie karawany zostaną zabici. Podróżowali tak przez kilka godzin aż dotarli do kolejnego punktu kontrolnego. Panowało tu jednak straszne zamieszanie. Zaczepił ich dowódca posterunku:

    • u was być szaman? Nasz żołnierz bardzo chory nasz szaman się spóźniać!Na to Madros odpowiedział: Chętnie byśmy ci pomogli jednak sam wiesz, że nie możemy oddalac się od karawany, bo liczba jej członków musi się zgadać.
    • Ja porozmawiać z dowódcą innego posterunka. Ja wysłać posłaniec. Oni was przepuścic w mniejszej liczbie.
    • Zgoda! - rzekł Madros. Zwrócił się do Talosa: Jedzcie, my sobie poradzimy.Później z tyłu wozu, gdy zabierali swoje rzeczy zwrócił się do kompanów:
    • Do chorego idę ja i Mafolem. Reszta ma zdobyć broń
    • Jak ? Nie widzę tu żadnej?
    • To poszukajcie. W tym zamieszaniu nie powinno być trudno. Na mój znak zabijamy wszystkich, tylko szybko. Jest ich tu około 12. Poradzimy sobie.Po czym dał znać Talosowi, że zabrali swoje rzeczy, a karawana z posłańcem ruszył w stronę wyjścia.
    • To gdzie ten wasz chory? - zapytał Madros.
    • Tam - wskazał ręką dowódca straży. I kazał Madrosowi iść za sobą.Za Madrosem podążył Mafolem, a za nim reszta garnizonu.Nikt nie zwracał uwagi na resztę drużyny, która w spokoju szukała broni.Gdy już ją znaleźli udali się do Madrosa i dali mu o tym znać. Madros uśpił chorego i poprosił dowódcę o wodę i miskę. Gdy Madros razem z dowódcą udał się do magazynu reszta drużyny błyskawicznie wyciągnęła broń i zabiła niczego niespodziewających się i oszołomionych żołnierzy. Gdy dowódca wyszedł z magazynu otrzymał potężny cios, który powalił go na ziemię. Chwilę potem pojawił się Madros i rzekł:
    • Dobra robota
    • Dzięki
    • Teraz trzeba pochować ciała. Zwiążcie dowódcę i zamknijcie go gdzieś. Mówili coś o ich szamanie więc trzeba się przygotować na walkę.
    • Tak jest.

    Kilkanaście minut zajęło drużynie przeszukanie całego obozu i zabranie potrzebnych rzeczy. Gdy mieli już wykonywać drugą część planu pojawił się gobliński szaman w otoczeniu 5 żołnierzy.Cała drużyna natychmiast ukryła się w najbliższych dostępnych namiotach. Szaman nigdzie nie mógł znaleźć dowódcy, więc jego ludzi zaczęli przeszukiwać namioty , natomiast sam szaman siedział przy ognisku i czekał na meldunki jednocześnie coś pisząc. Był tak zajęty pisaniem, ze nie usłyszał jak jego żołnierze zostali zabici i jak cała drużyna pomału podchodziła do ogniska. Podszedł do niego Mafolem, ale zanim zdążył się odwrócić otrzymał cios, po którym natychmiast stoczył się na ziemię.

    • Związać go i trzymać razem z dowódcą - krzyknął Madros.
    • Drużyna zabrała się do wykonywania poleceń, a Madros podniósł częściowo zapisaną kartkę, jednak nie mógł nic odczytać.
    • Ferred - krzyknął.
    • Tak jest.
    • Obudźcie ich i przesłuchajcie. Gdzie jest ich obóz, jak się tam dostać itp. Jak nic nie powiedzą to ich zabijcie, bo nie mamy czasu. Wyruszamy za 2 godziny. Do tego czasu wszyscy mają być gotowi.
    • Dobrze.

    Po czym każdy zabrał się do wykonywania poleceń, a po dwóch godzinach, nie uzyskawszy nowych informacji cała drużyna ruszyła najpierw na wschód, a później na południe ścieżką, która miała ich doprowadzić do obozu wroga.

    Nasi dzielni wojownicy poruszali się już dobre kilka godzin ostrożnie wśród zarośli, które gęsto rosły wokoło ledwo widocznej ścieżki, która prowadziła do "drogi goblinów". Nie musieli się nawet specjalnie ukrywać. Tereny te nie były zbyt często patrolowane, a gęste zarośla sprawiały, że łatwo można było się ukryć. Poruszali się w parach i wspólnie obmyślali różne warianty przejścia przez "drogę goblinów", a później dostania się do obozu. Zapadał już zmierzch, kiedy trochę wysunięty przed pozostałych członków wyprawy Ferred Oz zauważył palące się jasnym światłem pochodnie i grupki żołnierzy maszerujących drogą.

    • No to jesteśmy - oznajmił. Od drogi dzieli nas jakieś 200 - 250 metrów.
    • Dobra, na razie założymy tu obóz i poczekamy, aż zmniejszy się ilość wrogów, żeby można było łatwo przedostać się na drugą stronę - powiedział Madros
    • I przy okazji coś zjemy, bo ostatni posiłek jedliśmy rano - dodał Mafolem.
    • Jednak lepiej nie rozpalać na razie ogniska - rzekł Madros.
    • To ja się idę rozejrzeć, a wy zróbcie coś do jedzenia - rzucił Ferred Oz - po czym, zanim inni zdążyli coś powiedzieć, zniknął w zaroślach.Reszta drużyny zabrała się do rozbijania obozu i przygotowywania posiłków. Ustawiono kilka pułapek, które miały za zadanie ostrzec obozowiczów, że ktoś się zbliża. Po około dwóch godzinach stojący na warcie Mafolem usłyszał drobny szelest i z krzaków wyłonił się Ferred Oz.
    • No wreszcie jesteś - powiedział - zaczynaliśmy się niepokoić
    • Niepotrzebnie, macie coś do jedzenia? Strasznie jestem głodny - powiedział Ferred Oz - po czym zabrał się do spożywania pozostawionej mu porcji żywności. Gdy skończył i chwilę odsapnął, zaczął opowiadać o tym co widział:
    • No więc podczołgałem się prawie do drogi, ale jest mały problem. Otóż 30 metrów przed i za drogą wszystko jest wycięte. Nie ma żadnych zarośli, w których można by się ukryć. Ze strzępków rozmowy jaką udało mi się podsłuchać wiem, że w nocy nikt tą drogą, oprócz patroli nie jeździ. Nocą nie przepuszczają karawan, więc nie ma tam posłańców. Są tylko dwa patrole, składające się z około 5 żołnierzy każdy. Poruszają się one od swoich posterunków do połowy drogi, która jest przed nami. Łatwo więc będzie można się przedostać.
    • A co z tymi oddziałami? - zapytał Madros.
    • Nie wiem dokładnie, ale to chyba zmiana wart przy posterunkach. Za dwie godziny droga powinna być pusta.
    • Wspaniale - powiedział uradowany Madros - zatem mamy około dwóch godzin na odpoczynek i ruszamy dalej.
    • To dobrze, bo już jestem zmęczony tym łażeniem - powiedział Lenthz.
    • Spokojnie - odpowiedział Madros - za drogą urządzimy sobie dłuższy postój, żeby porządnie wypocząć.Po dwóch godzinach, kiedy ruch na drodze ustał, cała drużyna podczołgała się w pobliże drogi, a Ferred Oz wyszedł ostrożnie dalej i sprawdził czy nie widać goblinów.
    • Droga wolna - powiedział po chwili - i cała drużyna niczym duchy szybko przebiegł przez drogę i ukryła się w ciemności okolicznych krzewów. Wędrowali jeszcze przez około godzinę na południowy wschód i kiedy stwierdzili, że są wystarczająco daleko od drogi zatrzymali się i rozbili obóz. Nic nie jedli tylko od razu wszyscy oprócz Madrosa, który miał szczęście stać na warcie, położyli się spać.

    Rano, skoro świt cała drużyna wstała, szybko zjadła śniadanie i zaczęła zwijać obóz.

    • Powiedz mi Madros - zapytał Ferred Oz - gdzie się tak spieszymy?
    • Pamiętasz jak wczoraj mówiłeś o zmianie wart?
    • No, pamiętam, ale co z tego?
    • No to skoro warty zmieniają się wieczorem, to zmieniają się też rano
    • Nie przerywaj
    • A przecież oni muszą gdzieś mieszkać...
    • I sądzisz - przerwał mu Ferred - że mieszkają w obozie?
    • Tak,a my pójdziemy ostrożnie za nimi i nie będziemy musieli go szukać - dokończył Madros.Widzę, że główka pracuje - dodał Ferred, po czy zabrał się tak jak wszyscy, do pakowania swoich rzeczy.Gdy już wszyscy byli gotowi do drogi, ustawili się w zaroślach, na skos od ścieżki, którą mieli przechodzić wrogowie.
    • No to sobie poczekamy - zaczął Lenthz - ale nie dokończył bo ścieżką zaczęły się przemieszczać goblińskie oddziały. Po chwili okolica pełna już był wojska.
    • Widzicie ich - pokazał na grupkę żołnierzy Ferred Oz.
    • Tak
    • Oni wracają do obozu, musimy iść za nimi.

    Tak więc cała drużyna, ostrożnie, żeby nie powodować nadmiernych ruchówwysokiej trawy, i krzewów szła, w lekkim oddaleniu, za grupą goblińskich żołnierzy, która udawała się na spoczynek. Nasi bohaterowie nie musieli iść specjalnie daleko, gdyż już po około 40 minutach ich oczom ukazało się może namiotów, rozstawionych w małej dolinie i otoczonych marnie zrobioną palisadą. Ustawili się w dość dużej odległości od obozu i obserwowali poruszających się żołnierzy. Na początku nie mogli dostrzec bramy, ale gdy wyprzedzili wzrokiem idących wrogów spostrzegli dwie dość wysokie wieże, a pod nimi bramę.

    • Nic z tego - zaczął Lenthz - nie wejdziemy. Za bardzo obstawiona. Zobaczą nas z daleka. Nawet w nocy.
    • Racja - dodał Nedal.
    • Spokojnie - uciszył ich Madros - może jest jeszcze inne wejście. Rozejrzymy się wieczorem, a na razie musimy poczekać.Powiedziawszy co miał do powiedzenia, wyjął jakieś mapy i zwoje i zaczął cos czytać. Pozostali, którzy też nie mieli nic do roboty także zajęli się swoimi sprawami.Było dopiero wczesne przedpołudnie, a nasi bohaterowie musieli czekać do wieczora, nic więc dziwnego,Że po kilku godzinach nie mogli już usiedzieć na tyłku.
    • Może rozejrzyjmy się teraz - zaproponował Nedal.
    • Zwariowałeś - szybko odpowiedział Lenthz - żeby nas zaraz złapali.
    • Ale nie ma nic do roboty, nawet ogniska nie można rozpalić.
    • To idź spać, albo zamknij się i siedź na tyłku, ruszmy dopiero po zmroku - uciszył Nedala Ferred Oz.Dzień strasznie ślimaczył się naszym podróżnikom. Musieli siedzieć w jednym miejscu prawie cały dzień, więc co chwilę spoglądali z utęsknieniem na niebo i słońce oraz modlili się w duchu by czas płyną szybciej. W końcu jakoś dotrwali do wieczora i Madros zarządził przygotowania do akcji.:
    • Dzielimy się na dwie grupy po dwie osoby. Okrążamy cały obóz i szukamy najmniej strzeżonych wejść lub najniższego muru. Spotykamy się tutaj za dwie godziny. Grupy są następujące:
         1. Ferred Oz i Lenthz
         2. Nedal i Mafolem

    Ja idę sam. Uważajcie na siebie i nie dajcie się złapać. Pamiętajcie jak wywołacie alarm cała operacja jest odwołana i nasz trud idzie na marne i nic nie zarobimy, a możemy stracić życie. Wyruszamy za 10 minut.

    Po przemowie dowódcy, każda grupa zajęła się przygotowaniami do wymarszu i wszyscy wyruszyli o określonej porze.Ferred Oz i Lenthz musieli spróbować dowiedzieć się jak owschodniej stronie obozu, natomiast Nedal i Mafolem badali zachodnią część. Madros natomiast chciał sporządzić przybliżone mapy okolicy, plan ucieczki i jej możliwy przebieg, chciał także poznać możliwie jak najwięcej szczegółów dotyczących obozu i mieszkających w nim żołnierzy nieprzyjaciela. Nie omieszkał także rzucić okiem na główne wejście prowadzące do obozu. Cała misja przebiegła bez żadnych incydentów i po określonym czasie cała drużyna spotkała się w swoim obozowisku.

    • Nie mamy dobrych wieści - zaczął Mafolem - zachodnia palisada nie posiada żadnych bram i jest dość wysoka, praktycznie nie do przejścia.
    • Nie dobrze - stwierdził krótko Madros. Mam nadzieję - zwrócił się do Ferreda i Lenthz'a - że chociaż wy macie dobre informację.
    • I tak i nie - rzucił Ferred - dostaliśmy się do końca i już mieliśmy wracać, kiedy spostrzegliśmy małą nie pilnowaną bramę. Z tego co zdążyliśmy zobaczyć, gdy była ona otwarta - kontynuował Ferred - jest ona przeznaczona do wyrzucania śmieci na pobliskie wysypisko i łączy się z kuchnią, a ta z kolei ze stołówką.
    • Nie dobrze, nie ma jak się tam dostać - podsumował Madros.
    • Chyba, że będziemy udawać stare ogórki i jak otworzą bramę władujemy się do środka - zażartował Lenthz.
    • To jest myśl - podchwycił Madros - wejdziemy do kuchni, przebierzemy się, dosypiemy trucizny do jedzenia, trzeba będzie poszukać namiotu dowódcy, ukraść plany, rozstawić worki z materiałem wybuchowym, podpalić i w nogi tą samą drogą.
    • Czemu nie można by spróbować - Zaproponował Nedal - ruszamy pod bramę.Cała drużyna bez specjalnego wezwania rozpoczęła przygotowania do akcji, którą musieli przeprowadzić dziś w nocy. Po dwóch godzinach czekali już gotowi przed bramą. Długo nie musieli czekać, bo akurat skończyła się kolacja i kucharze co chwilę wynosili jakieś śmieci. Kiedy dwóch kolejnych, wyszło z workami, zostali natychmiast powaleni przez potężny cios Mafolema, a Ferred Oz, Lenthz i Nedal wbiegli natychmiast do kuchni by "unieszkodliwić" resztę. Madfolem dobił tych na dworze i razem z Madrosem udali się by wspomóc kolegów. Kiedy jednak przyszli było po wszystkim. Martwi kucharze i kilku żołnierzy leżało na podłodze.
    • Dobra robota - powiedział Madros - teraz dosypcie trucizny do zapasów jedzenia i wody, ale najpierw zabierzcie trochę dla nas.
    • Już się robi - odrzekł Nedal.
    • Teraz trzeba pozbyć się ciał, wyrzucicie je za bramę, tak na wszelki wypadek - zakończył Madros.
    • Trzeba znaleźć namiot dowódcy - rzekł Mafolem.
    • Wiem - odparł Madros - kiedy szukaliście wejścia, ja oglądałem obóz z pobliskiego wzniesienia. Jeden namiot szczególnie rzuca się w oczy, zaraz naprzeciwko, pilnowany przez dwóch goblinów. To raczej na pewno namiot dowódcy.
    • A więc do boju - rzucił Lenthz I wszyscy ubrali kaptury zasłaniające twarz i wyszli.Mafolem i Lenthz podeszli do dwóch żołnierzy pilnujących namiotu i zanim ci zdążyli cokolwiek zrobić zadali im śmiertelny cios, po czym zanim upadli, wepchnęli ich do środka namiotu i weszli tam sami.Reszta po upewnieniu się, że nikt zajścia nie widział poszła w ich ślady.
    • Nikogo nie ma - zameldował Mafolem gdy tylko Madros pojawił się w środku.
    • Dobra. Trzeba szybko przeszukać namiot i zwiewamy.Cała drużyna czyniła spustoszenie w namiocie szukając listów, planów, zwojów, pergaminów, itp.Ale znaleźli tylko jedną skrzynię, którą długo próbowali otworzyć. Gdy się udało i zajrzeli do środka ich oczom ukazały się ostatnie listy, palny i rozkazy dowódcy. Niewiele myśląc zabrali to i zaczęli rozstawiać i podpalać worki z materiałem wybuchowym. Jeden w namiocie dowódcy, dwa w stołówce, dwa przed namiotami goblinów. Przy okazji musieli zabić kilku strażników, którzy weszli im w drogę. Po czym szybko uciekli tą samą drogą, którą przyszli. Znalazłszy się w swoim obozowisku rozpoczęli natychmiastowe przygotowania do ucieczki.
    • Nie sądzicie, że za łatwo poszło? - zapytał Nedal.
    • Rzeczywiście - zauważył Madros - coś mało goblinów było w tym obozie, ale co tam. Mamy mapy i zwiewamy.
    • A może gobliny zaczęły już atak? - zastanawiał się Ferred Oz.
    • Na razie zwiewajmy z stąd, później będziemy się zastanawiać - zakończył Madros.Cała drużyna uciekając zobaczyła jeszcze, jak wybuchają pozostawione przez nich niespodziani i jak zbierają się zaskoczone gobliny.
    • Rzeczywiście coś ich mało - zaczął Nedal - ale cóż...

    Po czym wszyscy szybko podążyli w kierunku drogi goblinów.
    Gdy do niej dotarli okazało się, że akurat w pobliżu jest patrol i musieli poczekać. Na szczęście patrol szybko się oddalił i już bez większych problemów kontynuowali swą podróż. Teraz maszerowali dość szybko, na co pozwalały i gęste krzaki, zarośla, brak patroli, a także noc, która skutecznie uniemożliwiła dostrzeżenie jakichkolwiek ruchów wśród trawy z dalszej odległości.

    Maszerowali tak nieprzerwanie całą noc, aż w końcu ostrożnie zbliżyli się do ogołoconego wcześniej przez nich samych posterunku. Z ulgą stwierdzili, że nikogo, oprócz posłańca, który natknął się na pozostawioną przez nich pułapkę, tu nie było. Tak więc Madros zarządził odpoczynek i jednocześnie przerwę na posiłek. Po dość obfitym śniadaniu (w końcu zaczynało już świtać więc można ten posiłek nazwać śniadaniem) i kilku godzinach odpoczynku wędrowcy zwinęli obóz i ruszyli dalej szybkim marszem.

    • A jak przejdziemy przez ostatni punkt kontrolny? - dopytywał się Lenthz.
    • Jeżeli nam się uda to po cichu - odpowiedział Madros.
    • A jeżeli nie? - kontynuował Lenthz.
    • To będziemy musieli walczyć, bo chyba numer z karawaną nie przejdzie.
    • O ile będzie po drodze jakaś karawana - dodał Nedal.

    I tak w milczeniu, wojownicy pokonywali kolejne kilometry dzielące ich od ostatniej przeszkody na drodze do Targos (taką przynajmniej mieli nadzieję). Idąc tak przez kolejne godziny w końcu dostrzegli niewyraźnie zarysowania budowli. Były to goblińskie strażnice.
    - Ferred - idź przodem i sprawdź co się dzieje - rozkazał Mafolem. Po czym cała drużyna nieco zwolniła, a Ferred Oz udał się na zwiady. Po kilkunastu minutach oznajmił Madrosowi, że oprócz paru goblinów strażnic nikt nie pilnuje. W takim razie miecze w dłoń i do ataku rozkazał Madros i cała drużyna ruszyła na niczego niespodziewających się goblińskich strażników.

    • Halo!! Halo!!! - jest tu ktoś?
    • To bez sensu już od pięciu minut tak krzyczymy - zdenerwował się Lenthz - nikt nie wyjdzie.
    • A może jednak spróbujemy jeszcze trochę? - zaproponował Nedal.
    • Wyjecie jak wilki do księżyca - skwitował Lenthz - ale jak chcecie to sobie próbujcie.
    • Halo!!! - z powrotem zaczął Nedal
    • Czego?! - odezwał się głos zza bramy.
    • Chcemy porozmawiać z waszym dowódcą - odrzekł Madros.
    • W jakiej sprawie?
    • Tajnej!!
    • Nic z tego?
    • No to chociaż mu powiedz, że czekają na niego Madros i jego drużyna z planami.
    • A skąd mam wiedzieć, że nie współpracujecie z goblinami??
    • Bo gobliny nie wiedza, że twój dowódca nazywa się Shawford Cale.
    • Dobra, zaczekajcie.

    Po chwili brama się otworzyła i żołnierz zaprosił ich do środka i pokazał budynek: Idźcie tam.Nasza drużyna skierowała kroki do wskazanego budynku, a żołnierze za nimi zamykali wrota.Puk, puk!

    • Proszę!
    • Czego chcesz - szorstki głos Shawforda można było poznać wszedzie.
    • To my!! - oznajmił Madros - wrócilismy.
    • Trochę się spóźniliście!
    • A to dlaczego?
    • Dlatego, że gobliny już zaatakowały.
    • No, ale przecież palisada...
    • Nie tu - przerwał mu Cale - dostały się jakoś do doków.W tym samym momencie wszedł posłaniec i wręczył Shawfordowi kawałek pergaminu, po czym szybko wyszedł.
    • Ha - uśmiechnął się Cale - gobliny pobite!! Jakaś grupa najemników z Luskan dała im szkołę.
    • My też się cieszymy, ale przyszliśmy odebrać naszą nagrodę.r
    • Pokażcie co tam macie? - rzekł Cale. Listy, rozkazy, jakieś plany... Instrukcje trzeba rozszyfrować... Jesteście trochę po fakcie. Dam wam 10 tysięcy sztuk zlota.
    • Umawialiśmy się na 20 tys. - ostro odpowiedział Madros
    • Ale gobliny już zaatakowały, a za odparcie ataku najemnikom z Luskan też należą się pieniądze.Poza tym atak ułatwił wam sprawę. W obozie na pewno było mniej goblinów.
    • Powiedzmy - rzekł Madros -dawaj te 10 tys.
    • Chodźcie chłopaki idziemy do "Wilka Morskiego" poczekamy na jakąś łajbe i spadamy z tejn dziury.
    • W razie czego możemy cipomóc w obronie palisady. O ile będzie nam się chciało i będziesz płacił tyle na ile się umawiasz powiedział Madros i razem z resztą skierował swe kroki do doków...




    Komentarze

    Ten artykuł skomentowano 4 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


    Carly
     

    Wędrowiec
    Temat:
    Dodany: 17.04.2006 o 13:10  

    Fantastyczny pomysł, taki niekonwencjonalny. W środku opowiadania byłem przekonany, że, zgodnie ze stereotypem, będzie jakaś walka z dowódcą czy coś w tym stylu. Jak ja lubię się zaskakiwać. A poza tym tekst udowadnia, że od jednej grupy poszukiwaczy przygód nie zależy los ważnej sprawy, a wrogowie tylko czekają, aby ich pokonać:)
    Szkoda, że imię Thufira widnieje na Polach Chwały.

    Lord Nedo
     

    Wędrowiec
    Temat:
    Dodany: 01.12.2006 o 12:06  

    po przeczytaniu pierwszych kilku linijek mialem dziwn uczucie... pozniej niepokój, a pózniej po protu odstawilem tekst. Nie wypowiem sie na temat pomyslu bo do niego nie doszedlem.POwiem tak... jak ktos nie umie pisac to niech robi cokolwiek innego. na pryklad maluje.... na prawde zastanawia mnie jak przebiega proces weryfikacji teksow przed publikacja... czy po prostu "ktos znajomy cos napisal i publikujemy bez czytania"?

    Kudłaty
     

    Wędrowiec
    Temat:
    Dodany: 05.12.2006 o 20:37  

    Wspaniały tekst który wprowadza w świat Icewind Dale II. Barwne dialogi i ukazanie najemników będących w Targos przed przybyciem naszych bohaterów składa sie w sukces. Parę literówek i brak (czasem) myślników przy dialogach, ale... jest to opowiadanie z które pprostu daję najwyższą notę.

    Axelessandra
     

    Wędrowiec
    Temat:
    Dodany: 17.08.2007 o 22:02  

    Zdanie Lorda Nedo jest chyba stronnicze zadne popwiadanie mu sie nie podoba zastanawiam sie czy to nie jakis zazdrosny prowokator z konkurencji.

    To opowiadanie uwazam za interesujace, zaskakujace i nieszablonowe. Chociaz dialogow jest za duzo to uwazam ze sa blyskotliwe i warte czytania. +5/6.



    Ten artykuł skomentowano 4 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


    Pseudonim
    E-mail
    Treść Dostępne tagi: [cytat][/cytat], [url=http://][/url]
    Przepisz poprawnie podane słowa mnustwo orkuw