Warning: Undefined array key "autologin" in /usr/home/peronczyk/domains/insimilion.pl/insimilion/twierdza/index.php on line 25 Felietony • Zmieniająca się science-fiction • INSIMILION

    Felietony


    Zmieniająca się science-fiction

    Literatura » Felietony » Felietony
    Autor: Buka
    Utworzono: 21.08.2011
    Aktualizacja: 22.09.2011

    Rozważania na temat literatury science fiction należy zacząć od próby definicji gatunku. Jest to o tyle trudne, że wykształcił się on stosunkowo niedawno i z racji przynależności do szeroko rozumianego nurtu fantastyki nie ma odgórnie sztywno określonych wytycznych. Ponadto fantastyki naukowej długo nie traktowano poważnie, w dużej mierze była pozbawioną głębszego przesłania literaturą dla mas, przez co niewielu badaczy literatury w ogóle się nią zajmowało.

    Za Zdzisławem Lekiewiczem możemy za najtrafniejszą przyjąć definicję Roberta Heinleina, według którego science fiction to ,,realistyczne spekulacje o możliwych przyszłych wydarzeniach mocno oparte na gruntownej znajomości świata dzisiejszego i minionego z pełnym zrozumieniem istoty i znaczenia metody naukowej”. Niedoskonałość tej definicji polega na tym, że skupia się ona na przyszłości, podczas gdy fantastyka naukowa tak poprzez wizje przyszłości jak i innych planet, ukazuje problemy współczesnego świata.

    Jeśli za wytyczne kwalifikowania się tekstu do fantastyki naukowej przyjęlibyśmy, że ma ona opowiadać o przygodach bohaterów, którzy podejmują daleką wyprawę (nawet poza rodzimą planetę), opisywać niesamowite wynalazki (takie jak broń czy – używając współczesnego terminu – roboty), to pierwiastek science fiction można znaleźć już w literaturze antycznej. Przykładami mogą tu być ,,Gilgamesz” (babiloński poemat epicki sprzed czterech tysięcy lat) czy mit o Dedalu i Ikarze z mitologii greckiej (motyw wynalazcy, który zostaje uwięziony we własnym wynalazku, ucieka dzięki swej przemyślności, ale traci kogoś bliskiego z powodu nieostrożnego użycia nowej techniki).

    O science fiction z prawdziwego zdarzenia można jednak mówić dopiero od przełomu XIX i XX wieku. Wykształcenie się tego gatunku było nieuniknione w świecie ogarniętym (od przełomu XVI i XVII wieku) rewolucją naukowo techniczną. Początkowo autorzy mieli tendencję do tworzenia utopii, które wywodziły się z (cytuję ,,Filozofię science fiction” Lekiewicza): ,,Niepokojów o przyszłość człowieka i z krytyki teraźniejszości”.

    Idealnym przykładem takiej konwencji może być dzieło Herberta George’a Wellsa pt. ,,Ludzie jak bogowie”. Autor, uważany za jednego z ojców gatunku i być może bardziej kojarzony z wizjami dystopijnymi, trafnie charakteryzuje czasy, w jakich tworzy (książka ta powstaje po I wojnie światowej) jako ,,wiek zamętu”. Chociaż w powieści przedstawiony jest inny świat – miejsce idealne, zwane Utopią – poruszone problemy z całą pewnością odnoszą się do świata rzeczywistego. Stan, w jakim poznajemy tę błogą krainę, został wypracowany dzięki poświęceniu i pracy wielu pokoleń, trwał blisko trzy tysiące lat, a początek miał w zamęcie podobnym do dobrze nam znanego, ziemskiego. Stąd łatwo wysnuć wniosek, że autor, potępiając obecny wygląd Ziemi, podaje wzór, do którego winniśmy dążyć. Zdaje on sobie sprawę, iż nie jest to łatwe, ale przekonuje, że owszem, możliwe, dzięki osobom takim jak pan Barnstaple – główny bohater powieści, który duszą wydaje się być bardziej Utopianinem niż Ziemianinem.

    W literaturze o wiele więcej znajdziemy antyutopii. Może dlatego, że utopie zdają się być naiwne, a katastroficznym wyobrażeniem łatwiej dać czytelnikom przestrogę. Myślę, że istotną wizją jest ,,I nastał wiek błogi…” Jiriego Marka. Z pozoru idealny świat przyszłości, w którym wszyscy są szczęśliwi, przy dokładniejszym spojrzeniu okazuje się wcale takim nie być. Aby możliwe było zaprowadzenie powszechnego dobrobytu, wszyscy ludzie musieli zostać pozbawieni indywidualizmu, być codziennie karmionymi propagandą. Osiągnięcie stanu szczęśliwości wieku błogiego było możliwe dzięki rewolucyjnemu wynalazkowi - tranzyferom wymyślonym przez profesora Maximusa, głównego bohatera powieści. Profesor jest już wiekowym człowiekiem, w społeczeństwie cieszy się powszechnym szacunkiem. Jest tak przynajmniej do momentu, kiedy zaczyna baczniej przyglądać się otaczającemu go światu. Na starość zaczął zajmować się wpływem pełnej automatyzacji na psychikę człowieka. Im więcej jednak chce wiedzieć, tym większe tworzone są przed nim bariery. Nawet autorytet zasłużonego obywatela City nie pozwala mu dotrzeć do wszystkich informacji. Profesor zaczyna nabierać niepokojących podejrzeń, które najpierw wydają się nieprawdopodobne niczym koszmarny sen, lecz później okazują się być prawdą. Wśród ludzi funkcjonują androidy – doskonale podobne do nas maszyny obdarzone sztuczną inteligencją. Są niemal nie do odróżnienia od organicznych pierwowzorów. Dochodzimy tu do poważnych pytań natury moralnej: czy człowiek powinien tworzyć takie maszyny? Czy potajemne umieszczenie androidów w społeczeństwie jest dopuszczalne? Nie można było im wszak nic zarzucić – dzięki nim polepszała się stabilizacja, rządowi łatwiej było sprawować władzę nad przewidywalnym społeczeństwem. Godny uwagi jest przepływ informacji w City. Wszystkie wiadomości są dokładnie selekcjonowane i podawane w zakłamany sposób, tak by stawiać cywilizację Błogiego Wieku w jak najlepszym świetle, przedstawiać ją jako jedyną słuszną drogę rozwoju człowieka. Zdawkowe informacje, których czepiał się profesor Maximus w swoich poszukiwaniach, zdawały się bagatelizować problem, tuszować zajścia. Dzięki temu poddawany codziennemu praniu mózgu obywatel City utwierdzany był w stanie szczęśliwości (której tak naprawdę wcale nie odczuwał, otumaniony zautomatyzowanym życiem) i nie próbował nawet wyobrażać sobie innego wyglądu rzeczywistości. Wiadomości zza granicy, odnoszące się do możliwego wybuchu konfliktu zbrojnego, również przedstawiane są tak, jakby z zewnątrz zagrażała agresja na jedynie słuszny Błogi Wiek, cudowny ustrój panujący w City. A City przecież zobowiązane jest bronić swych ideologii.

    Drobna prasowa informacja o umieszczeniu profesora Maximusa w zamkniętym zakładzie ze względu na stan jego zdrowia niczego nie wyjaśnia obywatelowi. Z kolei zarzut, jaki jest sformułowany przeciw profesorowi, jest groteskowym uwypukleniem rzeczywistych zdarzeń – wiemy, iż Maximus wpadł na bardzo prostą metodę sprawdzania, czy osoba, z którą przebywa, jest prawdziwym człowiekiem – kłuł ją w rękę szpilką. Na ukłucie reagowali jedynie ludzie z krwi i kości. Tymczasem czytamy, iż główny bohater powieści stał się niebezpieczny dla otoczenia, gdyż dźgał innych metalowym grotem. Jest to doskonały przykład na manipulację, jaką mogą stosować media w przekazywaniu informacji.

    Nie można powiedzieć, że profesor Maximus był jedyną postacią, która buntowała się przeciw rzeczywistości, w jakiej przyszło jej żyć. Poznajemy grupę tak zwanych Działaczy, którzy chcą obalić Rząd i zmienić zakłamany świat, w którym człowiek zmuszony jest do życia w narzuconym odgórnie fałszywym szczęściu. Osoby tego pokroju nie mają jednak prostego zadania przed sobą. Społeczeństwo jest w wysokim stopniu inwigilowane – specjalne urządzenia sprawdzają nawet poziom uwielbienia dla City, automatyzacji i ustroju. Tak przedstawiona wizja przyszłości przypomina nam nieco coś, co próbowano już wprowadzić, by zapanowała powszechna szczęśliwość i dobrobyt – idealny komunizm. Jest też krzykiem rozpaczy przed galopującym postępem technicznym, w którym człowiek, maleńka jednostka, nie ma szans się odnaleźć.

    Kolejny model powieści, jaki chciałam przybliżyć, genialnie zastosował Stanisław Lem. Wraz z wizją podróży międzygwiezdnych pojawił się problem tęsknoty załogi za Ziemią, za domem, do którego często nie będą mieli już możliwości powrócić. Statek, który wyrusza w nieznane, by wrócić po upływie setek lat, nie zastaje już rodzimej planety takiej, jaką ją pozostawił. Tak właśnie było w przypadku, gdy Hal Bregg, główny bohater ,,Powrotu z gwiazd” Lema, ląduje na Ziemi po stu dwudziestu siedmiu latach. Przez ten czas wiele się zmieniło, pilotowi wydaje się czasem, że niemal wszystko. Dokonał się znaczny rozwój techniki, przez co Hal Bregg czuje się zagubiony w gąszczu nowych wynalazków. Nie znajduje niczego znajomego w architekturze miasta, nie potrafi się po nim poruszać, ponieważ zmieniły się nie tylko budynki, ale także komunikacja. Największą przeszkodą do odnalezienia się w świecie okazuje się zmiana w mentalności ludzi. W trosce o powszechne bezpieczeństwo do użytku weszła tak zwana betryzacja – dzięki niej zahamowane zostały u ludzi popędy do popełniania zbrodni, zniknęła agresja, lecz razem z nią także i bohaterstwo, z tego prostego powodu, że nie było już potrzebne. Z punktu widzenia pilota nowa rzeczywistość jest zwyczajnie nudna. Nic niebezpiecznego nie ma racji bytu – dlatego też zawieszone zostały wszystkie projekty związane z eksploracją Kosmosu. U głównego bohatera pojawia się coś w rodzaju rozgoryczenia. Chociaż nie spodziewał się hucznego powitania, sądził, że on i reszta załogi spotkają się przynajmniej z szacunkiem. Tymczasem ich praca poszła na marne. Narazili życia dla (jak sądzili) pożytku całej ludzkości, dla poznania wiedzy o odległych rubieżach wszechświata, oddali służbie gatunkowi swoje najlepsze lata i teraz okazuje się, że nikt nawet nie jest wdzięczny. Pilot czuje się bardzo obco – nawet jego wygląd wzbudza zainteresowanie, przechodnie traktują go jak dziwadło ze względu na mocną budowę ciała (treningi, przeciążenia) oraz staromodny sposób ubierania. Bregg nie potrafi odnaleźć się w nowym społeczeństwie, ucieczki szuka poza miastem, wynajmuje małą willę w uroczej okolicy. Nie jest mu jednak dane się tam uspokoić. Wreszcie dochodzi do wniosku, że jest tylko jeden sposób na to, by nie oszaleć – musi skontaktować się z Olafem, druhem z podróży. W tym momencie warto zastanowić się, dlaczego członkowie załogi, którzy powrócili na Ziemię w ogóle zostali rozdzieleni. Czyżby uznano, że stanowić mogą zagrożenie? Przypuszczenie to popierać zdaje się fakt, iż przed wypuszczeniem na wolność, członkowie załogi musieli przejść coś w rodzaju przygotowania do życia we współczesnym społeczeństwie. Główny bohater nie chciał się zgodzić na coś takiego i być może stąd wyniknęły jego problemy. Z drugiej strony jednak była to jedyna możliwość, dzięki której nie stracił on własnego zdania, mógł sam oceniać otoczenie. Poruszone zostały tu poważne zagadnienia, którymi interesowało się także wielu innych autorów science fiction. Co czyni człowieka człowiekiem? Może właśnie zdolność do podejmowania ryzyka? Czy dążąc do osiągnięcia ustabilizowanego, dostatniego życia, nie czynimy go tak naprawdę ubogim? Powieść przepełniałaby czytelnika smutkiem, gdyby nie samo zakończenie. Autor pokazuje bowiem, że mimo przeciwności, Hal Bregg zdołał odnaleźć swoje miejsce w świecie.

    Cały utwór wskazuje także na tezę, iż na dobrą sprawę to, jakim jest człowiek, bardzo zależy od czasów (środowiska, wychowania i możliwości), w jakich żyje.

    Warto przyjrzeć się jeszcze jednemu. W opisach przyszłości dość dużą rolę przywiązuje się do kolorów. Większość autorów przyjmuje, że świetlanej przyszłości gatunku ludzkiego towarzyszyć będą jasne barwy, pojawi się dużo bieli, srebra i złota. Główny bohater ,,Powrotu z gwiazd” nazwie to wręcz obsesją i będzie się starał uciec od tych kolorów. Wynajmie willę poza miastem, by w uroczej okolicy odzyskać spokój i tak opisze wybór pokoju na sypialnię: ,,Wybrałem nie najlepiej położony, wschodni, bo w innych, a zwłaszcza w tym z widokiem na góry, było zbyt wiele złota i srebra, ten zaś miał tylko smużki zieleni, jak pomięte listki na kremowym tle”.
    Innym pytaniem, które bardzo często pojawia się na kartach literatury fantastyczno naukowej jest to, czy w wielkim wszechświecie może istnieć obce życie. Czy mogą istnieć inne formy inteligencji, tworzących gdzieś daleko odmienne od naszej cywilizacje? Autorzy, którzy odpowiadają twierdząco na to pytanie, dzielą się zdecydowanie na dwa obozy. Podział następuje ze względu na rolę, jaką według nich człowiek ma do odegrania w Kosmosie. Wedle jednych jesteśmy wspaniałą, potężną rasą, która w istotny sposób zmieni Wszechświat. Według innych, obcy przewyższają nas w rozwoju i możemy istnieć dzięki ich łaskawości. Ciekawy punkt widzenia przedstawił Konrad Fijałkowski w opowiadaniu ,,Wróble galaktyki”. Ochłodził ambicje do bycia najważniejszymi, wyraźnie sprzeciwił się antropocentrycznemu sposobowi widzenia świata, który wciąż tak ciężko wyeliminować z ludzkiej świadomości. Esencja przesłania Fijałkowskiego zawiera się w słowach wypowiedzianych przez jednego z bohaterów: ,,Czy zatrzymałeś się kiedykolwiek, żeby popatrzeć na wróble? Na pewno nie. Jeśli nawet czasem je spostrzegłeś, to przypadkiem. Są zbyt pospolite, by zwrócić naszą uwagę… i może my właśnie jesteśmy takimi wróblami w naszej galaktyce…”. Ludzie nie powinni przeceniać samych siebie. W ogromnym Kosmosie możemy być nic nieznaczącymi pyłkami.

    Oczywiście wielu twórców nie zgadza się z taką konwencją. Są zwolennikami przekonania, że z jakichś powodów Ziemia jest bardzo ważna i obcym zależy tak na niej jak i jej mieszkańcach. Stąd wiele wizji podbojów, które udaremnione mogą być tylko dzięki sprytowi i odwadze ludzi. Z tego odłamu science fiction ciekawy przykład stanowi opowiadanie Andrzeja Czechowskiego pt. ,,Wieczorne niebo”. Dialog pani Ferguson i pani Pheltie przedstawia Ziemię na krok przed upadkiem, gdy zdana jest na łaskę i niełaskę najeźdźców - Uranidów. Ta obca cywilizacja zastosowała podstęp podobny do legendarnego konia trojańskiego. Rozprowadzili wśród Ziemian swoje maszyny, sprzedając je po bardzo niskich cenach, rzekomo chcąc podzielić się zaawansowaną techniką, a w rzeczywistości w celu przeszpiegowania ludzi i możliwość zaatakowania ich od wewnątrz. Co ciekawe, można wyczuć, że Ziemianki obawiają się Uranidów tak bardzo, że nie śmieją nawet użyć w rozmowie złego słowa przeciw nim. Zdają się powtarzać zasłyszane slogany, wedle których Uranidzi są przyjaciółmi Ziemian. Niestety autor nie zadaje sobie trudu wyjaśnienia celu, w jakim najeźdźcy chcą zająć naszą planetę.

    Z biegiem lat, coraz ciężej jest pisarzowi napisać coś oryginalnego. Często buduje się nowe opowieści na bazie starych motywów. Wciąż jednak znajdują się autorzy, chcący zadziwić czytelnika nowym ujęciem tematu. Takim kimś może być Paweł Majka, który zadbał o to, by jego opowiadanie fantastyczno naukowe było czymś więcej niż kalką napisanych już wcześniej tekstów. Pierwsze, co wyróżnia ,,Oko cyklonu” spośród innych opowiadań tego gatunku to to, że mowa jest nie o kontakcie obcych cywilizacji, ale o kontakcie ludzi z różnych, równoległych rzeczywistości, których rozwój dokonał się w innym kierunku. Główna cywilizacja, najbardziej ,,ludzcy ludzie” zamieszkuje właśnie tytułowe Oko Cyklonu i nawiązuje kontakt z innymi dla własnych korzyści. Autor bardzo ciekawie przedstawia różnorodne odmiany ludzi. Najciekawsze wydają się tak zwane Mgławice – istoty, które ponad wszystko cenią poznanie, nie zależy im na nawiązywaniu realnych znajomości, mogą całymi dniami w samotności snuć spekulacje możliwych wydarzeń i je analizować. Ciekawym jest, że ludzie z Oka Cyklonu paradoksalnie najbardziej obco czują się wobec cywilizacji, która wyglądem zewnętrznym prawie nie różni się od nich – mimo tego bezbłędnie wyczuwają, kiedy mają z nimi do czynienia i zgodnie utrzymują, że nie jest to nic przyjemnego. Warto odnotować, iż ludzie chcąc najefektywniej korzystać z doświadczenia poprzednich pokoleń, mają wszczepiane do mózgu swego rodzaju implanty, dzięki którym mogą liczyć na podszepty zamkniętych w nich świadomości. Pomysłowość Majki zawiera się także w tym, iż zamiast suchego science fiction, podał on czytelnikowi pewną mieszankę science fiction i opowieści metafizycznej. Poznajemy bowiem istoty ponadnaturalne, obdarzone mocą niemal boską.

    Na karty science fiction wraz z dokonującym się postępem technicznym, wstępuje coraz więcej obaw, pytań o to, dokąd zmierza ludzkość. Nawet, jeśli fantastyka naukowa nie jest futurologią, obfitowała i będzie obfitować w wizje przyszłości, ujęte różnymi konwencjami. Wielu autorów porusza zagadnienie funkcjonowania jednostki w nowej społeczności. Warto pochylić się nad tymi problemami, bo być może dzięki temu sprawdzą się tylko optymistyczne wizje.


    ***
    1. Literatura podmiotu:
    * H. G. Wells: ,,Ludzie jak bogowie”, przeł. J. Sujkowska, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1959
    * S. Lem: ,,Powrót z gwiazd”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1981
    * J. Marek: ,,I nastał wiek błogi…”, przeł. A. Babuchowski, Wydawnictwo ,,Śląsk”, Katowice 1989
    * K. Fiałkowski: ,,Wróble Galaktyki”, [w:] ,,Drugi próg życia”, Nasza Księgarnia, Warszawa 1980
    * A. Czechowski: ,,Wieczorne niebo” [tamże]
    * P. Majka: ,,Oko Cyklonu”, [w:] ,,Nowe idzie”, pod red. M.Cetnarowskiego, Wydawnictwo Powergraph, Warszawa 2008

    2. Literatura przedmiotu:
    * Z. Lekiewicz: ,,Filozofia science – fiction”, Krajowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1985
    * J. Gunn: ,,Przedmowa”, przeł. C. Bogdański, [w:] ,,Droga do science – fiction”, pod red. J. Gunna, tom I, Wydawnictwo ,,Alfa”, Warszawa 1985



    Komentarze

    Ten artykuł skomentowano 1 raz.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


     

    Mieszkaniec | Komentarzy: 4
    Temat: Gratulacje, bardzo dobry te...
    Dodany: 22.08.2011 o 12:51  

    Gratulacje, bardzo dobry tekst. Zwrócę tylko uwagę że Diuna Franka Herberta też doskonale wpisuje się w ten artykuł, a mianowicie: przyprawa=ropa, pustynna planeta=tereny roponośne (Irak, Arabia Saudyjska) i wiele podobnych analogii.



    Ten artykuł skomentowano 1 raz.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


    Pseudonim
    E-mail
    Treść Dostępne tagi: [cytat][/cytat], [url=http://][/url]
    Przepisz poprawnie podane słowa mnustwo orkuw