Na dobry początek, po odebraniu identyfikatorów, napisałam do redakcyjnego kolegi, Bartka, który poinformował mnie enigmatycznie o prelekcji prowadzonej przez mojego znajomego. "Przecież nie mam żadnych znajomych, którzy są na Arkhamerze..." A jednak, ku swojemu zaskoczeniu, zobaczyłam Ziemowita. Prowadził prelekcję o jakiejś strasznie surrealistycznej bajce, której tytułu już nie pamiętam. Pamiętam, że zgorszenie mieszało się w mojej głowie z podziwem dla wyobraźni twórców.
Doskonały początek konwentu.
Im prelekcja była ambitniejsza, tym mniej ludzi można było zaobserwować. Zajrzeliśmy na jedną prelekcję pisarza Jacka Inglota - niesamowicie się go słuchało, ale jak widać na zdjęciu - frekwencja okazała się zadziwiająco niska.
Nie brakowało jednak chętnych na retro granie, wszystkie stanowiska były non stop zajęte. Na szczęście nie było też kolejek, dzięki czemu po raz pierwszy w życiu (tak, tak, nie miałam w domu konsoli) mogłam pograć w Mario. Olek z radością pokazał mi sterowanie i wybraliśmy tryb multiplayer. Potem grał sobie w Duck Hunt, i oboje nie mogliśmy się nadziwić, jaka technologia pozwala na celowanie plastikowym pistoletem do kaczek na kineskopowym ekranie... Zabrałam mu kontroler i przyciskałam spust nie celując - i kaczki nie ginęły. Jak...?!
Po drugiej stronie sali gimnastycznej było stanowisko bitewniaków. Kilka osób stało przy planszach, inne malowały figurki. Działo się! Ale to nie moja bajka, więc przeszłam się tylko między stołami.
Na Arkhamerze nie zabrakło oczywiście doskonale wyposażonego gamesroomu. Przez cały czas trwania konwentu zbierało się tam chyba najwięcej ludzi, rozmawiali, wygłupiali się i grali godzinami w różne gry. Będę rozbrajająco szczera - my nie byliśmy ambitni. Wzięliśmy Doble, rozegraliśmy dwie partie i na tym się skończyło. :D
Były też atrakcje na dworze. Stanowisko ASG, bitwy na otulinowce, no i loty na smoku. No dobra, niestety smok nie był prawdziwy. Ale pomarzyć można...
Mimo że konwent był niewielki, nie zabrakło przytulaśnych członków sekty Free Hugs. Poniżej jedna z wyznawczyń tego słodkiego kultu - dziewczyna w piżamie Totoro.
Muszę przyznać, że świetnie się bawiłam. Może i impreza była niewielka, ale właściwie niczego na niej nie brakowało (no, może moich znajomych). Niekiedy korytarze świeciły pustkami i miało się wrażenie, że na terenie konwentu przebywa niewiele ponad 100 osób. Jednak, ku mojemu zdziwieniu, było ich o wiele więcej. Moje radosne włóczenie się po konwencie nie dało mi pełnego poglądu na sprawę, więc już po jego zakończeniu skontaktowałam się z organizatorami. Na moje pytania odpowiedziała Paulina "Sowa" Mikołajczyk - główny koordynator Arkhamera.
- Ilu uczestników zawitało na Wasz konwent?
- Z czego jesteście najbardziej dumni?
- W czym druga edycja Arkhamera była lepsza od pierwszej?
- Czy udało się zainteresować konwentem ludzi z poza fandomu? Pojawiły się rodziny z dziećmi?
- Co chcecie poprawić, żeby w przyszłym roku konwent wypadł jeszcze lepiej?