Warning: Undefined array key "autologin" in /usr/home/peronczyk/domains/insimilion.pl/insimilion/twierdza/index.php on line 25 Recenzje • A Game of Thrones: Genesis • INSIMILION

    Recenzje


    A Game of Thrones: Genesis

    Gry wideo » Recenzje » Recenzje
    Autor: Orick
    Utworzono: 02.01.2012
    Aktualizacja: 02.01.2012

     

    Gdy jakiś czas temu pękła komercyjna bańka z wygrawerowanym napisem „Gra o Tron” (serial na podstawie powieści George'a R.R. Martina), wyjście pierwszych gier opartych na tej prozie wydawało się być kwestią czasu. Jak zwykle, wirtualny rynek mnie nie zawiódł i zanim zdążyłem przestać zachwycać się serialem emitowanym w jednej ze stacji telewizyjnych, do rąk wpadł mi „A Game of Thrones: Genesis”, czyli gra strategiczna, której akcja osadzona jest właśnie w świecie wymyślonym przez starszego już amerykańskiego autora. Pełen nadziei zasiadłem do zabawy. Niestety, na okładce tytułu powinna chyba pojawić się adnotacja „Lasciate ogni speranza, voi ch'entrate”1.

    A Game of Thrones: Genesis to strategia czasu rzeczywistego z elementami gry turowej, ze szczególnie rozwiniętym wątkiem politycznym i szpiegowskim. Oznacza to, że podczas naszych prób podporządkowania sobie całego Westeros, równie często, o ile nie częściej, sięgać będziemy po usługi agentów i dyplomatów co rycerzy. Brzmi całkiem zachęcająco, zwłaszcza, że taki system rozgrywki najlepiej oddawałby chyba klimat książki. Mam jednak wrażenie, że panowie z Cyanide Studios, którzy odpowiedzialni są za tego potworka, postawili sobie poprzeczkę trochę zbyt wysoko. W rezultacie, zamiast gry innowacyjnej i ustalającej nowe standardy dla RTSów, właśnie poprzez wprowadzenie rozbudowanego systemu dyplomacji, dostaliśmy chaotyczny i przekombinowany koszmarek ozdobiony grafiką, która mogłaby zachwycać pół dekady temu.

    Podczas zabawy przyjdzie nam kierować jednym ze szlacheckich rodów Westeros, znanych z książki. Akcja gry toczy się jednak wiele lat przed wydarzeniami z „Gry o Tron”, więc psychofani niech zamkną paszcze i nie liczą na podbijanie Królewskiej Przystani ramię w ramię z Edem Starkiem. Zanim zaczniemy zabawę, koniecznym zabiegiem jest zapoznanie się z tutorialem. Komplikacja gry w niektórych aspektach osiąga poziom wręcz abstrakcyjny i zanim uda nam się zrozumieć funkcje wszystkich guzików interfejsu, o systemie gospodarki czy dyplomacji nie wspominając, minie sporo czasu. Jeżeli do tego czasu nie zrazi nas fatalne wykonanie, toporność i ślimacze tempo rozgrywki, przyjdzie nam zmierzyć się z główną kampanią gry. Ta, podzielona na 8 misji i 20 rozdziałów, pozwoli nam na podbicie całych Siedmiu Królestw, lecz chyba tylko najwytrwalsi dobrną do końca. A Game of Thrones: Genesis wymaga od gracza pełnego skupienia i nietuzinkowego podejścia do stawianych przed nim wyzwań. Zamiast walki czasem lepiej zdecydować się na przekupienie wroga, potężniejszych sąsiadów możemy zjednać sobie, angażując mariaże, a co bardziej niebezpiecznych dworzan rywali można zabić. Trzeba przyznać, że ten element rozgrywki wyszedł panom z Cyanide Studios całkiem znośnie i zapewne gdyby nie powolne tempo gry, zdobywanie zaufania jednych sąsiadów i podbijanie zamków drugich przychodziłoby z dużo większą radością.

    Jeżeli znudzi nas kampania, warto zapoznać się z pozostałymi trybami rozgrywki, o ile do tej pory gra nie wyssała z nas chęci i cierpliwości. „House vs House” rzuca gracza na głęboką wodę, pozwalając prowadzić fikcyjne starcia między wybranymi rodami Westeros. W przeciwieństwie do kampanii, tutaj od samego początku dostępne są wszystkie jednostki i opcje, zatem zupełny świeżak, który zdecyduje się na starcie z tym trybem, zginie marnie, zanim zdąży powiedzieć „Winter is coming”. Ci jednak, którzy zdecydują się na bliższe zapoznanie z tytułem, z pewnością docenią ten rodzaj rozgrywki. W tryb Multiplayer nie dane było mi zagrać, lecz zgaduję, że skoro naprzeciw siebie staje co najmniej dwóch żywych graczy, to poziom skomplikowania i toporności ulega pomnożeniu.

    Jak już wspominałem, graficznie nie można od gry spodziewać się wiele. Wszystko, zaczynając od wstawek filmowych, przez menu aż po modele postaci, wygląda sztucznie, brzydko i przestarzale. Sama mapa, na której spędzimy większość czasu, wykonana jest na szczęście w miarę porządnie, choć momentami wygląda jak zły sen przedszkolanki, która dała dzieciom czyste kartki, a one naniosły na nie tyle losowych elementów, ile tylko mogły. Drzewka, lasy i drogi naniesione na ekran wyglądają na rozlokowane zupełnie chaotycznie i bez pomysłu. Muzycznie i dźwiękowo nie jest źle – głosy jednostek, jak to w RTSach, ograniczają się do potwierdzeń rozkazów i ewentualnych okrzyków bojowych, dźwięki walk również nie różnią się specjalnie od tego, do czego przyzwyczaił nas ten gatunek. Na minus niewątpliwie zanotować trzeba także fakt, że nawet jeżeli chcielibyśmy w ustawieniach pozmieniać pewne elementy, licząc na optymalizację płynności gry czy lepszą grafikę, wiele zdziałać nie możemy. Liczba opcji jest śmiesznie mała, mnie zaś szczególnie irytował fakt, że nigdzie nie mogłem zmienić czułości myszy, przez co nawet przy kichnięciu kursor uciekał mi z jednego krańca kontynentu na drugi.

    Ocena A Game of Thrones: Genesis będzie naprawdę bezlitosna. Nie da się ukryć, że mamy do czynienia z grą, która mogła śmiało aspirować do ustalania nowych standardów dla gier strategicznych. Problem w tym, że zamiast cieszyć się innowacyjnymi rozwiązaniami i wykorzystywać multum opcji oferowanych przez twórców, by osiągnąć zamierzony cel, większość czasu czekamy na dostawę surowców i jeździmy od jednego krańca kiepsko wyglądającej mapy do drugiego, wydając rekrutowanym przez nas jednostkom rozkazy, których nie rozumiemy, by osiągnąć cel, którego konsekwencji i tak nie pojmiemy, przez co większość czasu wyglądamy mniej więcej tak. A Game of Thrones: Genesis mogło przypominać bardzo zaawansowane szachy i konkurować z takimi seriami jak Total War czy Europa Universalis, zamiast tego jednak twórcy będą musieli liczyć na to, że słowa „Game of Thrones” w tytule zwiodą największych fanatyków książek przed monitory, z nadzieją, że kupią grę w ciemno, zanim dowiedzą się, że tak naprawdę to jedna z najbardziej przekombinowanych strategii ostatnich lat.

     

    1 „Porzućcie wszelką nadziejęwyktórzy tu wchodzicie” (wł.) Dante Alighieri, „Boska Komedia”

     




    Komentarze

    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.




    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


    Pseudonim
    E-mail
    Treść Dostępne tagi: [cytat][/cytat], [url=http://][/url]
    Przepisz poprawnie podane słowa mnustwo orkuw