Warning: Undefined array key "autologin" in /usr/home/peronczyk/domains/insimilion.pl/insimilion/twierdza/index.php on line 25 Recenzje • Assassin's Creed: Bractwo • INSIMILION

    Recenzje


    Assassin's Creed: Bractwo

    Literatura » Recenzje » Recenzje
    Autor: Serenity
    Utworzono: 30.12.2011
    Aktualizacja: 30.12.2011


    Okładka Opis
    • Autor:
      Oliver Bowden
    • Tytuł oryginalny:
      Assassin’s Creed: Brotherhood
    • Tłumacz:
      Przemysław Bieliński
    • Rok wydania:
      2011
    • Wydawca:
      Insignis
    • ISBN:
      978-83-61428-37-4

    Ciężko jest oczekiwać wiele po książce opartej w dużej mierze na grze komputerowej. A taką właśnie jest powieść „Assassin’s Creed: Bractwo” Olivera Bowdena, na podstawie produkcji firmy Ubisoft o identycznym tytule. To już druga książkowa przygoda Ezia Auditore – poprzednia, „Assassin’s Creed: Renesans” została przyjęta przez wielu recenzentów z zainteresowaniem i zebrała sporo całkiem niezłych recenzji. Jak zatem wypadnie „Bractwo”?

    Ezio pokonał Roderigo Borgię, papieża Aleksandra VI w kaplicy Sykstyńskiej, zdobył Jabłko, czyli jeden z Fragmentów Edenu i szczęśliwie uszedł z Watykanu. Jednak Ojciec Święty nie zginął w starciu z asasynem, co więcej, rodzina Borgiów napada na Monteriggioni – siedzibę asasynów i posiadłość rodu Auditore w jednym. Ginie Mario, wuj głównego bohatera, a on sam zmuszony jest ratować się ucieczką. Trafia do Rzymu i tam postanawia odbudować potęgę bractwa asasynów, złamaną przez nieoczekiwaną napaść dzieci papieża. Tak właśnie rozpoczyna się kolejna przygoda Ezia, w której będzie musiał stawić czoła rzeszom przeciwników.

    Książka składa się z trzech części, z czego pierwsza i ostatnia są doskonałym odwzorowaniem tego, co zostało nam zaserwowane w grze. Nie dość, że fabuła wygląda dokładnie tak jak w produkcji Ubisoftu, to nie zostały pominięte nawet samouczki. Nie opuszczono żadnego, nawet najdrobniejszego szczegółu z obowiązkowych fragmentów gry. Kiedy Ezio po powrocie do Monteriggioni pomaga młodej kobiecie przenieść skrzynkę z kwiatami, scena wygląda niemal jak ta, którą mieliśmy okazję odegrać. Podobnie jest z nauką strzelania z bombardy i pierwszym zniszczeniem Wieży Borgiów. Opisy takich sytuacji brzmią naiwnie i można byłoby je w zupełności pominąć lub napisać lepiej. Podobnie jest z niektórymi zadaniami, z którymi musi się zmierzyć nasz bohater - co w grze wyglądało nieźle, na papierze - niekoniecznie.

    Jedynie druga część jest wolna od takich zabiegów, ponieważ nie jest fragmentem gry. Zasadniczo wyjaśnia, w jaki sposób przenieśliśmy się w miejscu i czasie do momentu oblężenia Viany przez wojska, w których szeregach znaczącą rolę odgrywa Cesare Borgia, główny adwersarz Ezia. Niestety druga część nie stoi na wyższym poziomie. Składa się na nią kilka podróży z punktu A do punktu B, tropienie antagonistów, kilka mniejszych potyczek i sporo nic niewnoszących rozmów. Generalnie nadal jest bardzo naiwnie.

    Bohaterowie nie należą do wybitnych. Mamy niemłodego już Ezia, zachowującego się, jakby wciąż był chłopcem, w którym buzują hormony. Nieznośny pęd do Cateriny Sforzy i szczeniacka niemalże zazdrość, w momencie, kiedy sam nieco wcześniej smalił cholewki do nowopoznanej kobiety to cechy, które zdecydowanie przemawiają na niekorzyść tej postaci. Gdy dodamy do tego jeszcze niemalże nadludzkie zdolności i bezbłędne wychodzenie z każdej opresji – otrzymamy superbohatera, któremu daleko do autentyczności. Cesare Borgia, główny antagonista, to postać do gruntu przesiąknięta złem, niemoralna, antypatyczna do granic możliwości i przede wszystkim wyprana ze wszystkich uczuć. Daleko mu do historycznego pierwowzoru. Pozostali bohaterowie są zbudowani według schematu: współpracownicy asasynów – dobrzy i sympatyczni, przedstawiciele templariuszy – zdegenerowani i do gruntu źli.

    O języku powieści i stylu pana Bowdena również trudno powiedzieć coś dobrego. Momentami miałam wrażenie, że czytam książkę napisaną przez kilkunastolatka – dominują proste konstrukcje, a zdania wielokrotnie złożone należą do rzadkości. Opisy również nie są rozbudowane, a dialogi w wielu przypadkach brzmią śmiesznie i naiwnie. Sceny walk, liczne i niemalże dominujące fabułę, sprowadzają się do utwierdzania nas w przeświadczeniu o wyższości asasyna z rodu Auditore nad wszystkimi przeciwnikami – nawet kiedy otacza go kilkunastu wrogów, nasz protagonista wychodzi z walki zwycięski i niemal nietknięty. Za pierwszym razem skłonna byłabym w to uwierzyć, ale schemat powtarza się w każdej potyczce, aż w końcu robi się to po prostu nudne. W powieści pojawia się też sporo elementów komicznych, ale tylko nieliczne z nich wywołały u mnie lekki uśmiech.

    Podsumowując – „Assassin’s Creed: Bractwo” nie jest dobrą książką. Trudno jest określić ją nawet jako przeciętną. Mimo iż akcja toczy się wartko, lektura upływa przyjemnie, gołym okiem widać, że autor nie starał się zbytnio. Mogłabym określić tę powieść jako fabularyzowany poradnik do gry, bo tym właśnie jest – Bowden wiernie, momentami aż za bardzo, odtwarza poszczególne sekwencje z produkcji Ubisoftu, oczywiście pomijając wydarzenia dotyczące Desmonda. „Assassin’s Creed: Bractwo” poleciłabym jedynie największym fanom serii.

    Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękujemy:

     



    Komentarze

    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.




    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


    Pseudonim
    E-mail
    Treść Dostępne tagi: [cytat][/cytat], [url=http://][/url]
    Przepisz poprawnie podane słowa mnustwo orkuw