Ostatnimi czasy częste jest przenoszenie gier planszowych na ekrany komputerów albo tworzenie tytułów, które mają udawać popularne „planszówki” . Cały zabieg, nastawiony zazwyczaj na wzbudzenie u gracza uczucia nostalgii i tęsknoty za materialnym odpowiednikiem, wiąże się niestety zwykle z niemałą ceną tego typu rozrywki. Być może dlatego Card Hunter, jako gra darmowa, tak bardzo mnie cieszył.
Będę grał w grę!
Za Card Hunter odpowiedzialne jest studio Blue Manchu. Gra wcześniej była dostępna w wersji przeglądarkowej, lecz jakiś czas temu pojawiła się także wśród darmowych tytułów na platformie Steam. Tak, drogi czytelniku, zabawa nie kosztowała mnie ani grosza, choć nie powiem, żeby wyciągnięta po mikropłatności ręka twórców nie była widoczna. Card Hunter to stylizowany na tradycyjną grę planszową miks RPG, strategii i karcianki. Gracz wciela się w... gracza, jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi, zaproszonego na sesję RPG do kolegi - początkującego Mistrza Gry. Dane mu będzie kierować losami trzyosobowej drużyny poszukiwaczy przygód, chętnej sławy, bogactwa i potęgi. Brak tutaj jednak jakichkolwiek dialogów, interakcji czy eksploracji. Każda misja to szereg potyczek na stylizowanej na kartonową planszy, podczas której bohaterowie będą musieli stawić czoła różnorodnym bestiom. W nagrodę mogą liczyć na łupy i zwiększenie doświadczenia, a także odblokowanie kolejnych scenariuszy. Wszystko to zaś w luźnej konwencji, nawiązującej do sesji RPG czy spotkań znajomych z grami planszowymi. Zapewne ci, którzy za młodu – albo do tej pory – spędzali godziny w piwnicy kolegi wcielając się w dzielnych wojów i mądrych czarodziejów, poczują się jak w domu.
No więc atakuje cię 4k6 bandytów...
W Card Hunter gracz przenosi się do fantastycznej krainy Cardhuntrii, a raczej dane mu będzie zagrać w planszówkę, osadzoną w tym świecie. Przesuwając ””niby kartonowymi” figurkami po papierowej planszy, będzie musiał wykorzystać swój spryt, zmysł taktyczny i umiejętność dostosowania się do stawianych mu wyzwań, by wygrać. Zabawa polega na tym, że spośród trzech ras (krasnolud, człowiek, elf) i trzech klas (wojownik, kapłan, czarodziej) musi stworzyć trzyosobową drużynę i wyposażyć ją. Każdy element ekwipunku oddaje do dyspozycji bohatera specjalne karty, które może wykorzystać na polu bitwy. Broń zapewnia ataki różnego rodzaju, zbroja będzie chronić nas przed obrażeniami, a magiczne symbole i akcesoria dają dostęp do potężnej magii. Początkowo nasi podopieczni mogą nosić tylko parę elementów wyposażenia, co automatycznie przekłada się na mniejszą ilość dostępnych podczas starć możliwości. Po każdej udanej przygodzie otrzymują jednak doświadczenie i kiedy awansują na kolejne poziomy, potencjał posiadanego przez nich arsenału zwiększa się, a co za tym idzie – gracz może wykorzystywać nowe, lepsze karty. Ta prosta, ale dająca bardzo dużo zabawy mechanika jest jednym z powodów, dla których Card Hunter jest tak interesującą grą. Liczba dostępnego ekwipunku jest naprawdę imponująca, a różnice między poszczególnymi przedmiotami – znaczne, przez co możliwość swobodnego budowania talii, do której dostęp będzie mieć każdy bohater, jest naprawdę szeroka.
Walki toczą się w systemie turowym. Używając wcześniej wspomnianych kart, gracz i jego wróg na przemian podejmują różne akcje: przemieszczanie się, atak, rzucenie czaru. Większość potyczek sprowadza się do prostego mordobicia – za każdego pokonanego rywala otrzymujemy gwiazdkę, a strona, która pierwsze zbierze wymaganą ich ilość, wygrywa. Od czasu do czasu pojawiają się jednak specjalne bitwy, kiedy to owe punkty zapewniają tylko konkretni wrogowie albo można je zdobywać także poprzez kontrolowanie wskazanych na planszy pól. Każda walka to spore wyzwanie dla wszystkich lubiących taktyczne myślenie, bo popularna strategia „ja z synowcem na czele i jakoś to będzie” zazwyczaj nie daje efektów. Umiejętne wykorzystanie osłon, przeszkód, a także gospodarowanie posiadanymi kartami to klucz do zwycięstwa. Już dawno nie bawiłem się tak dobrze, udając, że przesuwam papierowe ludzki!
Jak u Mistrza Gry za piecem
Card Hunter nie sili się na opowiadanie żadnej bogatej fabuły, ani poprzez rozgrywane scenariusze, ani poprzez perypetie i komentarze sympatycznego Mistrza Gry, będącego narratorem naszych przygód. Cała ta otoczka jest bowiem tylko smaczkiem, dodatkiem do tego, co najważniejsze – czyli zdigitalizowanej gry planszowej. Humor twórców nie powala na kolana, ale sprawia, że czujemy się komfortowo, wygodnie – jak na spotkaniu u dobrego przyjaciela. Interfejs gry przypomina, że nie wcielamy się w naszych bohaterów, lecz jedynie kierujemy kartonowymi żołnierzykami - dookoła planszy porozrzucane są kości, a karty postaci wpięte są do segregatora. Nawet wstępy do każdego scenariusza przypominają strony tytułowe gotowych scenariuszy RPG, rodem z prawdziwych sklepów z tego typu akcesoriami.. Wszystkie te elementy całkowicie są poświęcone budowaniu wrażenia „bycia na sesji”: figurki naprawdę wyglądają jak figurki, plansza jest całkowicie płaska, bez trójwymiarowych elementów, a postacie poruszając się, przesuwają po papierze lub skaczą, bez żadnych zbędnych animacji. Miód dla oczu! Kuleją co prawda nieco efekty dźwiękowe. Odgłosy potworów i monosylaby reprezentujące komentarze narratora niekoniecznie pasują do całości i mam wrażenie, że mogłoby obyć się bez nich.
Gra to jednak nie tylko rozbudowana kampania dla jednej osoby. Do dyspozycji oddany został też całkiem interesujący tryb multiplayer, gdzie każdy chętny może wystawić swoją drużynę przeciwko ekipie innych graczy. Można też połączyć siły z ludźmi z całego świata i wspólnie spróbować pokonać dostępne scenariusze dla wielu osób W ten sposób można cieszyć się grą w zupełnie inny sposób niż bawiąc się samotnie!
Gdzie tu haczyk?
Jak do tej pory o Card Hunter wypowiadałem się zdecydowanie pozytywnie. Wpływ na to ma niewątpliwie fakt, że gra dostępna jest za darmo i patrząc na jakość, jaką oferuje, naprawdę nie można narzekać. Są jednak zgrzyty, które pewnie w innym wypadku bardzo by mi przeszkadzały. Po pierwsze – konieczność dostępu do Internetu, nawet w trybie dla jednego gracza. Ktoś mógłby powiedzieć, że dzisiaj to żaden kłopot, ale właśnie ten wymóg stał się źródłem dosyć kontrowersyjnego startu gry na platformie Steam. Twórcy najzwyczajniej w świecie nie spodziewali się aż takiej popularności ich dzieła, wobec czego serwery pierwszego dnia po publikacji nie wytrzymały... Poirytowani brakiem dostępu do gry nawet w trybie dla pojedynczego gracza, odbiorcy często zostawiali bardzo negatywne recenzje na Steamie. Na szczęście Blue Manchu stanęło na wysokości zadania i dziś problem ten już nie istnieje. Drugim mankamentem są zdarzające się od czasu do czasu „zawiechy” - gra przestaje reagować w trakcie wykonywania akcji i tylko alt+f4 lub menedżer zadań może pomóc. Wreszcie trzecia, chyba najbardziej kontrowersyjna bolączka – a to dlatego, że nie każdemu będzie przeszkadzać. Jak większość darmowych tytułów, Card Hunter oferuje mikropłatności. Dzięki nim można odblokować nowe przygody, dostawać więcej skarbów po ukończonych starciach i w asortymencie sklepów czy zmieniać wygląd figurek naszych bohaterów. Nie są to jakieś wielkie bonusy – boleć może co najwyżej te kilka scenariuszy, które przejdą koło nosa – ale można się naprawdę dobrze bawić, nie wydając ani grosza. Nie ma też obawy, że konieczne będą godziny grindowania, aby mieć dostęp do dobrego sprzętu, niezbędnego do ukończenia kolejnych bitew. Lepszy ekwipunek graczy płacących może też psuć nieco wrażenia z gry multiplayer. Na szczęście gra nie jest aż tak bardzo nachalna z zachęcaniem do wydawania na nią pieniędzy, więc jeżeli ktoś umie to zignorować, to nie powinien poczytywać tego za wielką wadę. Naprawdę, Card Hunter nawet gdyby kosztował tych parę euro, byłby wart swojej ceny, a jako tytuł darmowy – zdecydowanie wart jest grzechu.
Nie przeszkadzać! Zabijam koboldy
Jakimi słowami można więc opisać Card Hunter? Świeży, sympatyczny, lekki w użyciu i zapewniający godziny świetnej zabawy za darmo. Nie jest to jakaś bardzo rozbudowana gra, malkontenci pewnie przyczepią się do małej liczby klas i ras oraz do mikropłatności, ale mam wrażenie, że to będzie już czepianie się szczegółów. Dzieło Blue Manchu nie próbuje się sprzedawać jako wielki, oszałamiający rozmachem i możliwościami, tytuł. W swojej szczerej skromności daje dużo frajdy i dobrego klimatu, pozwala na chwilę poczuć tęsknotę za zakurzonymi planszówkami z dzieciństwa, czekającymi na strychu. Jak na darmowy tytuł, Card Hunter zasługuje co najmniej na to, żeby dać mu szansę i zobaczyć, co ma do zaoferowania. Drogi czytelniku, nie masz nic do stracenia – no, może poza godzinami wyrwanymi z życia – zagraj więc i Ty!
Ocena: 7/10
Jednym zdaniem: Graj w planszówkę na ekranie komputera i baw się dobrze – zupełnie za darmo!