Okładka | Opis |
|
„Cienioryt” – powieść, którą kupiłam już na pół roku przed premierą. Zapowiedź, jaką zaserwował Krzysztof Piskorski na Pyrkonie, była niczym najlepszy trailer, wzmagający pełne napięcia oczekiwanie na moment, w którym otworzę książkę i zachłysnę się z zachwytu pierwszym zdaniem. I w końcu, kiedy wreszcie mogłam je przeczytać – omal się nie zakrztusiłam. Z zawodu. Bo początek „Cieniorytu” był zupełnie inny niż się spodziewałam.
Arahon Caranza Martenez Y’Grenata Y’Barratora jest jednym z wielu najemnych rapierów w Serivie. Za sobą ma najlepsze lata, teraz mieszka w małym bardzo biednym pokoiku, w ubogiej dzielnicy miasta, a swoje usługi ofiarowuje za nędzne wynagrodzenie. Ostatnie zlecenie nie poszło mu najlepiej, a na dodatek stary znajomy naszego szermierza potrzebuje pomocy. Co wyniknie z tego, że nie odmówił Caminie? Tego dowiecie się z powieści.
Pierwszym zaskoczeniem (i to chyba ono odpowiada za ten wzmiankowany we wstępie zawód) był przyjęty przez Piskorskiego sposób narracji. Odniosłam wrażenie, że mam do czynienia nie z powieścią, a wydaną kroniką. I choć w prologu byłam niezbyt przekonana do takiego rozwiązania, to dalsze strony powieści rozwiały moje wątpliwości. Właściwie ta kronikarska narracja sprawdza się doskonale, świetnie wprowadza w klimat. Piskorski znakomicie dawkuje napięcie, akcja rozwija się w tempie nie pozwalającym się nudzić, a całość utrzymana jest w nieco gawędziarskim tonie.
Nie zawiodą się ci, którzy oczekują, że dostaną plejadę świetnie skonstruowanych postaci. Rzeczywiście w „Cieniorycie” takie się znajdą, choć i tak najlepiej zarysowanym bohaterem jest kawaler Y’Barratora, wokół którego toczy się cała akcja. Arahon ma niezwykle skomplikowaną osobowość i za każdym razem, kiedy czytelnik myśli, że wie już o nim wszystko, szermierz udowadnia, że ma jeszcze asa w rękawie. Ale trzeba przyznać, że nie tylko główny protagonista jest świetnie skonstruowany, bo takich person w „Cieniorycie” na pewno jeszcze kilka znajdziecie. Zdecydowana większość postaci nie jest jednak zarysowana, ale historia na tym nie traci.
Największy podziw wzbudziła u mnie konstrukcja uniwersum. Wiedziałam, że Piskorski dużą wagę przykłada do stworzenia jak najlepszego tła dla swojej fabuły, ale tutaj przeszedł samego siebie. Jeśli chodzi o rzeczywistość „Cieniorytu” to jest on bardzo skomplikowany i rządzi się regułami zupełnie niepodobnymi do naszych. Wyobraźcie sobie świat, w którym ktoś lub coś może wydostać się z cienia za twoim biurkiem, przy twoim domu i dokonać mordu. Wyobraźcie sobie świat, w którym dotknięcie czyjegoś cienia może skutkować nieodwracalnym połączeniem, zmieszaniem jaźni, wspomnień czy osobowości. Tak, to właśnie rzeczywistość „Cieniorytu”. Piskorski przygotował jeszcze więcej i delikatnie raczy czytelnika informacjami na temat prawideł rządzących uniwersum powieści.
I choć „Cienioryt” w początkowych zdaniach mnie rozczarował, po pierwszym rozdziale zupełnie mnie porwał. Opowieść urzekła mnie swoją konstrukcją, zaskoczyła rozwojem wydarzeń i oczarowała bohaterami. Naprawdę trudno było się choć na chwilę oderwać, a nawet jeśli udało mi się to zrobić – cały czas myślami wracałam do brukowanych uliczek Serivy, do Arahona i jego perypetii. Naprawdę gorąco polecam, bo to fantastyka w najlepszym wydaniu. Zaskakująca i świeża powieść płaszcza i szpady, a raczej płaszcza i rapiera w wyjątkowych realiach, którą koniecznie musicie przeczytać!