We wstępie warto zaznaczyć jedną rzecz. Gra panów z Capcomu jest w pewnym sensie protoplastą rozwiązań znanych na przykład z Dragon Age: Inkwizycja. Można zobaczyć bardzo dużo podobieństw pomiędzy tymi dwoma grami ze smokiem w tytule.
Może Wiedźmin 3 to nie jest, ale widoczki i tak są ładne |
Tak wygląda początek naszej zabawy. Oczywiście dzieje się to wszystko po przebrnięciu przez rozbudowany i bogaty w możliwości kreator postaci, bardzo podobny do tego znanego z Dark Souls. Gry pochodzące z Kraju Kwitnącej Wiśni szczycą się przeważnie potężnymi narzędziami do tworzenia bohaterów i Dragon’s Dogma nie odstaje od reszty pod tym względem.
Kiedy już stworzymy protagonistę będącego wcieleniem piękna i cnót wszelakich wypada wybrać mu profesję. W tym wypadku sytuacja wygląda dość standardowo i dostępne na starcie mamy trzy podstawowe klasy: wojownika, łotrzyka i maga. Różnic miedzy nimi chyba nie muszę nikomu wyjaśniać. W trakcie gry będziemy mogli wybrać naszemu bohaterowi klasy specjalistyczne, będące ulepszonymi wersjami wariantów podstawowych oraz profesje hybrydowe łączące w sobie właściwości kilku innych. Mamy dziewięć opcji, między którymi możemy bezproblemowo przełączać się w trakcie rozgrywki u odpowiedniego NPCa. Takie rozwiązanie jest całkiem proste i pomysłowe.
Twórcy nawet nie starają się ukrywać, że Pawns nie mają osobowości |
Warto zaznaczyć, że pewne rozwiązania zastosowane w Dragon’s Dogmie budzą we mnie mieszane uczucia. Po pierwsze rozmiar mapy. Sama w sobie nie jest problemem. Wręcz przeciwnie, połacie terenów po których przyjdzie nam grasować są bardzo dobrze zagospodarowane i skonstruowane. Problem tkwi w poruszaniu się po księstwie Gransys. Nasz bohater z kompanią wloką się niemiłosiernie i nawet pokonanie małego odcinka na mapie potrafi się dłużyć. Dodając do tego wrogów wyskakujących praktycznie zza każdego krzaka, otrzymujemy niekiedy drogę przez mękę.
Skoro już o walce mowa, wypada pociągnąć temat dalej. Zastosowanie podstawowego mechanizmu potyczek operującego na lekkich i silnych atakach nie jest niczym złym. Problem stanowi zachowanie adwersarzy. Potwory potrafią atakować doskokowo i więcej uciekać niż walczyć, przez co starcia przypominają bardziej gonitwę niż wymianę ciosów. Może zachowanie przeciwników jest logiczne, ale całkowicie psuje frajdę i skutecznie wywołuje frustrację.
Jedyne, co przychodzi mi na myśl odnośnie zadań to chaos. Rozgrywkę umili nam ogromna ich ilość W głównej mierze są to powtarzalne “fetch questy”, choć nie zabraknie również tych popychających do przodu intrygę. Największy problem w tym, że zadania główne nie są w żaden sposób wyróżnione i w dzienniku mieszają się z pobocznymi, tworząc długą listę, w której łatwo się zgubić.
Mapa może się wydawać niewielka, ale zapewniam, że jest gdzie pobiegać |
Podsumowując: Dragon’s Dogma: Dark Arisen w wydaniu na komputery osobiste jest grą spóźnioną o około trzy lata. W dobie obecnych cRPG (w tym trzeciego Wiedźmina) nie ma szans, aby wywrzeć takie samo wrażenie jak w momencie premiery konsolowej. Wszystkich tych, którzy zapoznali się z tytułem wcześniej i zastanawiają się nad zakupem wersji na PC informuję, że nie wnosi ona dodatkowej zawartości, a nawet jest nieco zubożała w wyniku braku licencji na pancerze z mangi/anime Berserk. Ci gracze, którzy nie mieli nigdy wcześniej styczności z tym tytułem, jak najbardziej powinni spróbować, gdyż bezsprzecznie warto.