Okładka | Opis |
|
Ostatnio obserwować możemy wysyp powieści steampunkowych. Rodzimi pisarze jakby dopiero odkryli ten gatunek, a wydawnictwa raczą klientów kolejnymi publikacjami, także zagranicznymi. Fabryka Słów wydała właśnie „Dziwną sprawę skaczącego Jacka” – debiutancki utwór Marka Hoddera.
Oto przed nami XIX-wieczny Londyn. Stolica Imperium Brytyjskiego w wieku pary i maszyn dręczona jest problemami demograficznymi, społecznymi, a także ekologicznymi. Po ulicach miasta poruszają się przedziwne pojazdy: konie parowe, wypierające tradycyjne dorożki, i bicykle (określane również jako pens z ćwiartką) – dziwaczne konstrukcje, przypominające rowery, napędzane energią parową. W takim brudnym, pełnym dymu Londynie, gdzie miast śniegu z nieba spadają płatki sadzy, przyjdzie nam wraz z Burtonem i Swinburne’em stawić czoło zagadce Skaczącego Jacka.
Ta przedziwna para – słynny podróżnik i poeta u progu kariery – stanie oko w oko z nieznanym. W ich mieście dzieją się rzeczy niewyjaśnione i niemożliwe – East End terroryzują ni to wilki, ni ludzie, nocami zaś na młode damy w różnych punktach miasta napada tajemnicza istota, która do legendy miejskiej przeszła pod mianem Skaczącego Jacka. Jak to wszystko łączy się ze zniknięciem podróżnika Johna Speke’a, udanym zamachem na królową Wiktorię i Charlesem Darwinem? Dowiecie się na pewno z lektury powieści.
Rzeczywistość Hodderowskiego Londynu znacznie różni się od tego, co znamy z kart historii. Królowa Wiktoria zginęła w zamachu, na tronie Imperium zasiada książę-małżonek Albert, teraz już jako król. Po ulicach poruszają się dziwne machiny, napędzane mocą pary, z obowiązkowymi kotłami, silnikami i kominami. Kreując taką rzeczywistość, autor nie zapomniał jednak o wszechobecnym brudzie – toteż przez całą powieść towarzyszy nam sadza, mgła tak gęsta, że można byłoby ją pokroić nożem, trujące wyziewy z Tamizy. I smród: ludzkich ciał, zepsutej żywności, gnijących gdzieś w uliczkach trupów. Taki Londyn jest namacalny i, mimo całej swojej niesamowitości, realny.
Na kartach powieści spotkamy plejadę barwnych i dobrze zarysowanych postaci. Główni bohaterowie, mimo że niezwykle utalentowani, nie są niepokonanymi herosami. Cierpią, mają wątpliwości i wyrzuty sumienia. Czarne charaktery to także ludzie z krwi i kości. Każde swoje działanie mogą logicznie wytłumaczyć, czytelnik poznaje uzasadnienia ich czynów. Paletę barw uzupełnia Skaczący Jack, którego motywy ciężko jest rozgryźć.
Mark Hodder posiada niezwykle rzadki talent – do pisania o tym, co niemożliwe, tak, aby każdy mu uwierzył. Roztacza przed czytelnikami wizję alternatywnego świata, po którym poruszają się najbardziej fantastyczne i wymyślne maszyny, w którym istnieją takie wynalazki, jak papuzia poczta głosowa czy psy-doręczyciele, które zawsze dotrą pod wskazany adres. Wszystko to napisane jest tak lekko, tak naturalnie, że z łatwością przyjdzie nam uwierzyć w nawet najbardziej nieprawdopodobne rozwiązania. Autor nie zapomina przy tym budować klimatu XIX-wiecznej Anglii – brudnej, targanej problemami i stojącej na krawędzi kryzysu monarchii.
Warto wspomnieć jeszcze o samym wydaniu „Dziwnej sprawy skaczącego Jacka”, może ono bowiem zachwycić każdego. Sztywna okładka utrzymana w kolorze czerni i złota, nieco stylizowana na wydawnictwa XIX-wieczne, takie ozdabiające półki eleganckich biblioteczek. Wewnątrz – niespodzianka: tasiemka do zaznaczania stron. A co najważniejsze – duża i wyraźna czcionka. Na tyle duża, by nie męczyć wzroku, a jednocześnie równie mała, by nie rozciągać zbytnio tekstu. Słowem – majstersztyk w każdym calu.
Powieść Hoddera mogę z ręką na sercu polecić każdemu, kto lubi dobrą literaturę. Odnajdziecie tu sporo gatunków: kryminał, thriller, powieść obyczajową, aż po powieść fantastyczną. Lektura przyjemna i lekka, dostarcza jednocześnie tematu do rozmyślań. Przede wszystkim jednak „Dziwna sprawa skaczącego Jacka” jest doskonałą rozrywką.