Okładka | Opis |
|
Idea Wielkiej Krucjaty od samego początku zakładała zjednoczenie ludzkości rozsianej po całym wszechświecie pod jednym sztandarem Imperium i jednoczesnej całkowitej eksterminacji obcych gatunków. Zadanie poprowadzenia żołnierzy i Astartes do zwycięstwa nad xenosami zostało powierzone Horusowi, mianowanemu przez Imperatora Mistrzem Wojny.
Każdy z tomów "Herezji Horusa" jak dotąd stworzony został przez innego autora – wyraźne zmiany w całej historii widać także w "Galaktyce w ogniu", trzecim tomie cyklu i jednoczesnym "zakończeniu" wstępu do wydarzeń, jakie ogarną swoim zasięgiem praktycznie całe znane uniwersum. Chociaż historiaopowiedzianaw recenzowanym tomie wymusiłana pisarzu wiele ze wspomnianych wyżej zmian, to i tak podczas lektury ujawniają się kolejne modyfikacje – jak na przykład zupełnie odmienne (skupienie na nich mniejszej uwagi i jednoczesne powierzenie im dużo większej roli w całości) niż do tej pory podejście do wątku Upamiętniaczy, cywilnych kronikarzy towarzyszących flocie.
Całość cechuje duża doza dynamiczności i nieprzewidywalności – faza konfliktu, w którą weszła XVII ekspedycja, sprawia, że nie można ufać praktycznie nikomu. Najlepszym tego zobrazowaniem jest metaforyczne wbicie noża w plecy już w połowie historii – ruch ten zapoczątkuje wielką batalię, jaka rozegra się na powierzchni planety, a ta będzie źródłem kolejnych zaskakujących zwrotów akcji. Jeśli ktoś czuł niedosyt po "Fałszywych bogach", to "Galaktyka w ogniu" powinna dostarczyć mu aż nadto wrażeń.
Inne dwa elementy, które znalazły się w trzecim tomie cyklu w większym stopniu, niż miało to miejsce poprzednio, to odpowiednio militaria i mistycyzm. Te pierwsze ukazane zostały szczególnie dobrze podczas długiej, rozciągniętej w czasie scenie finałowej – tak naprawdę po raz pierwszy mamy tutaj okazję ujrzeć Astartes w pełni swoich możliwości bojowych, w walce przeciwko równym sobie, nie zaś słabszym, niejednokrotnie gorzej opancerzonymbuntownikom. Mistycyzmem zaś został naszpikowany wspomniany wcześniej wątek Upamiętniaczy – chociaż ze względu na jego rozmiary w stosunku do całej powieści ciężko mówić, by był on dobrze zauważalny.
Zauważalna jednak jest ewolucja, jaką przeszli zarówno bohaterowie, jak i otaczający ich świat. Wraz z wydarzeniami opowiedzianymi w "Fałszywych bogach" znikła gdzieś otoczka, która kazała patrzyć wszystkim na otaczający świat jako obiekt do chwalebnego przebudowania na nowo. W jej miejscu pojawił się czysty, ludzki strach przed przyszłością – "Galaktykę w ogniu" cechuje zdecydowanie dużo większa przyziemność i mroczność wydarzeń. Bohaterowie także różnią się od tych, jakich poznaliśmy na samym początku historii – ich wewnętrzne „ja”zaczyna toczyć rak niezdecydowania; zastanawiają się nad tym, czego uczestnikami mimowolnie się stali, nie wykonująślepo rozkazów, jak miało to niegdyś miejsce.
"Galaktyka w ogniu" wywraca do góry nogami wszystko, co zbudowali dwaj poprzedni autorzy w "Czasie Horusa" i "Fałszywych bogach" – Ben Counter brutalnie zdziera ze świata Warhammera 40,000 łagodną, wręcz delikatną otoczkę, jaką ten cechował się do tej pory i ukazuje brud wojny w pełnym jegospektrum. Po lekturze zostaje jednak potężny niedosyt i chęć poznania dalszych losów XVII Ekspedycji – w tym aspekcie "Galaktyka w ogniu" jest jak prawdziwy narkotyk.