Przed Blizzardem stało nie lada zadanie. Chcąc wpasować się w jakże popularny rynek MOBA – Mutliplayer Online Battle Arena – musiało zaoferować coś niespotykanego, oryginalnego i świeżego. Czy było to w ogóle możliwe? Okazuje się, że tak.
Weteranem MOBA być
Miałem okazję grać w wiele różnych gier tego typu. Zaczynając od oryginalnej mapy do Warcrafta 3 – Defense of the Ancients, w skrócie DotA, matki gatunku, przez grę odpowiedzialną za eksplozję jego popularności i podniesienia do rangi e-sportu, League of Legends (LoL), wreszcie po Valve'owską DOTA 2. W międzyczasie kilka mniejszych tytułów, jak chociażby Solstice Arena czy Infinite Crisis, jeszcze w ramach zamkniętej bety, a także inne, których nazw teraz nie spamiętam, co tylko świadczy o ich generyczności. Czemu ma służyć to wyliczenie? Ano temu, żeby uzmysłowić czytelnikowi jak wyeksploatowany i przemaglowany na wszystkie, zdawałoby się, sposoby jest dla mnie ten gatunek. Zasiadając do Heroes of the Storm, nie spodziewałem się wiele. Blizzard zaskoczył mnie pozytywnie.
Witaj w Nexusie!
Wskutek potężnej, międzywymiarowej burzy powstał Nexus, który stał się miejscem zderzenia wielu światów, miejsc i czasów, rządzący się własnymi regułami, jak chociażby nieśmiertelność wszystkich, którzy się w nim znajdą. W jej wyniku najwięksi herosi z różnych miejsc zostali wchłonięci i muszą stanąć w szranki przeciw sobie. Wspólny mianownik dla wszystkich tych elementów? Tylko jeden. Blizzard.
Jedno z najbardziej znanych studiów gier komputerowych na świecie doskonale wiedziało, że aby mierzyć się z najlepszymi i zaistnieć na rynku MOBA, potrzebują mocnego uderzenia, by zachęcić klientów do zagrania w ich tytuł. Mając tak wspaniałe i rozbudowane uniwersa jak Azeroth znany z serii Warcraft, Sanktuarium z Diablo czy sektor Koprulu ze Starcrafta, niełatwo było zdecydować, gdzie umieścić nowy tytuł. Postawiono więc na jakże udany kompromis i... połączono wszystkie te światy! W Heroes of the Storm Diablo staje oko w oko z Illidanem, wspierany przez Arthasa czy Kerrigan, zaś pomiędzy nimi radośnie biegają Zagubieni Wikingowie, z wiekowej już platformówki Blizzarda. Obok takiego misz-maszu nie sposób przejść obojętnie. Oto haczyk z przynętą na wędce Blizzarda, który skusi niejednego. Co jednak czeka nas dalej?
Jedna MOBA drugiej MOBA...
Skoro już Blizzard złapał uwagę przeciętnego gracza swoim składem „All Stars”, czas bliżej przyjrzeć się samej grze. Na pierwszy rzut oka nic specjalnego. Dwie pięcioosobowe drużyny w bazach po przeciwległych stronach mapy usiłują zniszczyć drugą. Gracze wcielają się w bohaterów znanych z rozmaitych tytułów studia, którzy wraz z przebiegiem rozgrywki i zdobywanym doświadczeniem awansują na wyższe poziomy, rozwijając swoje możliwości. Co więc w Heroes of the Storm takiego wyjątkowego?
Blizzard postawił nacisk na prostotę i intuicyjność. Zaczął od śmiałego kroku – wyeliminowania ekwipunku. Tak, drogi czytelniku, w Heroes of the Storm brak jakiegokolwiek inwentarza, kupowania przedmiotów, jakże znanego z pozostałych tego typu gier. Jak więc jeden bohater różni się od drugiego? Każdy z nich ma swoją własną pulę pięciu umiejętności, z czego cztery z nich dostępne są od samego początku, ostatniąą zaś nabywa na poziomie 10, wybierając jedną z dwóch dostępnych. Na kolejnych poziomach doświadczenia zaś dobiera specjalne „talenty”, które znacznie wzmacniają wybrany aspekt bohatera. I tak np. gracz staje przed wyborem, czy chce, by jego ataki wysysały życie wrogom, czy jednak woli, by jego seria strzał dodatkowo wzbogacona została serią granatów, zadających dodatkowe obrażenia. Lepsza będzie nadzwyczajna zdolność blokowania 50% obrażeń niektórych ciosów wroga, czy raczej ulepszenie umiejętności obszarowej, by dodatkowo spowalniała wrogów? To właśnie talenty są w Heroes of the Storm aspektem, który wyróżnia poszczególne „buildy” od siebie. Brak przedmiotów ma jeszcze jedną, bardzo istotną konsekwencję. Brak będzie tutaj „tego jednego” bohatera, który dzięki dobranym przedmiotom będzie dominować całą rozgrywkę. Efekt ten został osiągnięty w jeszcze jeden sposób – doświadczenie zdobywa się... globalnie! W efekcie „poziom” bohatera to nie tylko jego indywidualne zaawansowanie, lecz poziom całej drużyny! To dodatkowo kładzie nacisk na umiejętność współpracowania w grupie, odpowiedniego rozstawienia członków drużyny, by poprzez zapełnienie wszystkich tzw. „ścieżek”, którymi poruszają się niezależni od woli gracza żołnierze, zdobywać doświadczenie za ich pokonywanie. Jak w żadnej innej MOBA, Heroes of the Storm kładzie nacisk na zasadę „jeden za wszystkich – wszyscy za jednego” w efekcie czego wszyscy członkowie grupy w takim samym stopniu odpowiedzialni są za zwycięstwo lub porażkę. Nie ma tutaj miejsca na znane z innych gier tzw. „carry'owanie”, gdy jeden gracz poprzez swoje indywidualne sukcesy zyska taką przewagę nad pozostałymi, że nikt nie może się mu równać. Wszyscy muszą współpracować.
Multiplayer? Jest. Online? Oczywiście. Battle? Ok. Arena? I to ile!
Heroes of the Storm nadrabia też sporą ilością map. Już teraz, na etapie zamkniętej bety („zamkniętej” z przymrużeniem oka, jestem pewien że wszyscy naprawdę zainteresowani już dawno klucze zdobyli) mamy do dyspozycji 7 różniących się od siebie map, a coraz częstsze wieści o ósmej nastrajają fanów pozytywnie. Jednocześnie, areny te różnią się od siebie, nie tylko estetycznie – jedne z nich mają trzy „linie”, na których umieszczone są fortyfikacje i którymi poruszają się armie z obu baz, a inne dwie. Na każdej z nich różnie porozmieszczane są także tzw. „obozy najemników”, którzy po pokonaniu przez drużynę, dołączają do niej na jakiś czas. Prawdziwą różnicę stanowią jednak specjalne zadania stawiane graczom, które mają znacznie przybliżyć ich do zwycięstwa. Zbieranie czaszek w nawiedzonych kopalniach, celem zbudowania destrukcyjnego golema, przejmowanie świątyń bóstwa, który w zamian za to niszczy umocnienia wroga, zbieranie złota, by przekupić ducha pirata, by wystrzelił salwę ze swej łodzi w kierunku budynków rywali – to tylko przykład tych wyzwań. Ich wykonanie stanowi klucz do zwycięstwa w każdej rozgrywce i niejednokrotnie nawet słabsza drużyna, który,co prawda, przegrywa każde starcie z przeciwnikiem, ale konsekwentnie i szybko wypełnia te misje, może wygrać. Heroes of the Storm, z samej budowy zresztą, nastawione jest na równowagę w rozgrywce, śmiem powiedzieć nawet, że możliwe są tutaj tzw. „comebacki” - wygranie, wydawać by się mogło, przegranej gry – o których w innych tytułach nie byłoby mowy. Odpowiedzialny jest za to wspomniany wcześniej system misji, a także globalnego doświadczenia i bonusów dla „przegrywającej strony”, który ma umożliwić jej szybsze nadgonienie rywala. Nawet chwila odprężenia zbyt pewnej siebie drużyny może kosztować ją zwycięstwo, czego przykładem są liczne gry, zakończone zwycięstwem statystycznie gorzej ekipy.
Gra oferuje kilka trybów rozgrywki. Swoich sił spróbować można w walce z botami solo lub z innymi graczami (tryb cooperative). Zwolennicy starć z żywymi rywalami zapewne docenią tryb quickmatch, gdzie automatycznie dopasowani zostaną im oponenci na podobnym poziomie umiejętności. Wreszcie ci, którzy lubią emocje związane ze zdobywaniem kolejnych szczebli rankingowych, najwięcej czasu spędzą nad „Hero League” oraz „Team League”, usiłując sprostać najlepszym.
Naciesz oko i ucho
Złego słowa nie można powiedzieć o grafice i o dźwięku. Już na wstępie podkreślę, że gra ruszy nawet na gorszym sprzęcie po odpowiednim obniżeniu detali, zaś osoby nie mające problemów z wiekowymi komputerami, cieszyć będą oczy przyzwoitymi modelami postaci i efektami świetlnymi na najwyższych ustawieniach jakości. Blizzard dołożył starań, by każdy bohater miał swój własny charakter i już na samo spojrzenie można było krzyknąć „Ach, to Illidan, pamiętam jak w Warcrafcie...”. Alternatywne skórki zaś, odblokowywane albo za konsekwentne granie konkretnym bohaterem (gracz zdobywa doświadczenie bohatera nie tylko w trakcie każdej rozgrywki, ale też pomiędzy nimi, co owocuje nie tylko nowymi „skórkami” dla postaci, ale i nowymi talentami dla niej dostępnymi), albo kupowane za prawdziwe pieniądze w sklepie, również wykonane są solidnie. Muzyka brzmi znakomicie, jak to zwykle w grach Blizzarda bywa, zaś udźwiękowienie postaci w wersji angielskiej, ale także i polskiej, należy do wysokiej jakości. Malkontenci narzekać zapewne będą, że głosy bohaterów różnią się od ich „pierwowzorów” (np. Kerrigan nawet w wersji angielskiej nie mówi głosem Trici Helfer), gromy spadną pewnie też na usilne „spolszczenia” wszystkich nazwisk w grze, co wyglądać może groteskowo. Poza tymi drobnymi uchybieniami, grze nie można zarzucić zbyt wiele, porównując z konkurencyjnymi tytułami.
Podsumowanie
Czy Blizzard odmienił gatunek? Nie. Z pewnością znalazł jednak sposób na pokazanie czegoś nowego i stworzył MOBA, który nie jest tylko bezmyślną kalką poprzedniczek. Uniknął również zmory darmowych gier Internetowych – tzw. Pay to Win, w skrócie P2W, gdzie za prawdziwe pieniądze gracz może zdobyć w grze bonusy, dające mu przewagę nad rywalami. Idąc modelem znanym choćby z LoLa, za pieniądze gracz może nabyć przede wszystkim ulepszenia kosmetyczne (choć pamiętać należy, że część skórek odblokować można za darmo) czy odblokować szybciej nowych bohaterów. Na uwagę zasługuje też opcja „try” przy każdym bohaterze, która pozwala przetestować KAŻDĄ postać, nawet jeszcze nie odblokowaną, w grze z botami.
Jakie wrażenia pozostawia zatem Heroes of the Storm? Zdecydowanie pozytywne. Grę polecić można przede wszystkim fanom Blizzarda oraz gatunku MOBA. Tytuł przyjazny jest zarówno zupełnym nowicjuszom, jak i weteranom aren multiplayerowych, którzy zapewne z radością spróbują czegoś nowego. Pozostaje trzymać kciuki, że niewielkie niedociągnięcia i sporadyczne bugi zostaną do momentu oficjalnego wydania gry usunięte, zaś nowa zawartość tylko wzbogaci i tak przyzwoitą już rozgrywkę.
Orick