Warning: Undefined array key "autologin" in /usr/home/peronczyk/domains/insimilion.pl/insimilion/twierdza/index.php on line 25 Recenzje • Home: A Unique Horror Adventure • INSIMILION

    Recenzje


    Home: A Unique Horror Adventure

    Gry wideo » Recenzje » Recenzje
    Autor: Orick
    Utworzono: 21.07.2015
    Aktualizacja: 21.07.2015

    42 megabajty. W takim rozmiarze można zmieścić klimatyczną, choć niezwykle krótką opowieść grozy. Tajemnica, napięcie i niepewność wyzierają tutaj z każdego piksela, choć finał może zawodzić. O czym mowa? O grze „Home”.

    Czy wiedziałem, w co się pakuję?

    Budzisz się na chłodnej podłodze opuszczonego domu. Otacza cię mrok, czujesz na skórze przejmujący chłód, a wciągając powietrze, niemal krztusisz się odorem wilgoci i pleśni. Gdzie jesteś? Co robiłeś? Skąd się wziąłeś w tym miejscu? Wyposażony jedynie w latarkę, rozpoczynasz swoją przygodę, by znaleźć odpowiedzi na te pytania. Jednakże czasem zamiast nich otrzymujesz tylko jeszcze więcej zagadek... Tak krótko można streścić pierwsze wrażenia związane z Home (czasem rozwijanego podtytułem „A Unique Horror Adventure”), interesującą grą autorstwa Benjamina Riversa. Wyglądem nieco przypomina ona oldschoolowe przygodówki typu point'n'click, lecz to zupełnie inna bajka. Home to raczej opowieść, technicznie, bardzo linearna, fabularnie – już niekoniecznie. Wcielamy się w bliżej nieokreślonego mężczyznę, budzącego się w opuszczonej willi i próbującego wrócić do swojego tytułowego Domu. Po drodze zanurza się w tajemniczą i zagadkową historię, w którą wydaje się być wplątana jego żona, Rachel. Nie wie jednak, co się z nią stało i jaka jest jej rola, jednak cały czas protagoniście towarzyszy wrażenie, że musi znaleźć ukochaną i upewnić się, że nic jej nie jest. Podczas swojej podróży napotyka wiele dziwnych śladów, na pierwszy rzut oka zupełnie losowych przedmiotów i wskazówek, często wprowadzających jeszcze więcej zamieszania w umyśle jego oraz gracza. Przepis na sukces? Nie do końca.

    Czy czułem się zagubiony?

    Grę obserwujemy z boku, jak starą platformówkę, albo jak widz, śledzący cały czas głównego bohatera. Sterowanie jest minimalistyczne – lewo/prawo, klawisz spacji, pozwalający na interakcję z niektórymi elementami otoczenia oraz y i n podczas podejmowania niektórych decyzji. Wydarzenia na ekranie widzimy w sporym zbliżeniu, a mroczne wnętrza eksplorowanych pomieszczeń są w zdecydowanej większości dla nas skryte za czarną zasłoną cienia, dopóki nie podejdziemy na tyle blisko, by rozświetlić je naszą latarką. Gdy badamy jakiś przedmiot na ekranie wyświetla się krótki opis sytuacji, wzorem narratora z filmów niemych. Historię poznajemy z perspektywy głównego bohatera, zdającego się opowiadać graczowi wydarzenia, które sobie przypomina. Czasami stawiany jest przed nami wybór, zawsze ograniczający się do odpowiedzi tak/nie, np. „czy wziąłem ten klucz?” lub „czy otworzyłem te drzwi?”. Warto zwrócić uwagę na czas przeszły użyty w tych zdaniach, sugerujący, że te wydarzenia miały już miejsce, a dylematy te miały jedynie odświeżyć pamięć narratora. Trzeba przyznać, że ta prosta forma okazała się strzałem w dziesiątkę. Perfekcyjnie oddaje ona pełen napięcia klimat, a gracz cały czas nerwowo rozgląda się po niewielkiej przestrzeni oświetlonej przez jego latarkę, spodziewając się najgorszego. Strach przed tym, że zaraz coś wyskoczy z ekranu towarzyszy nam nieustannie i każdy, nawet najdrobniejszy szelest, potrafi zmrozić krew w żyłach. W budowaniu niepokoju i emocji Home osiąga niemal perfekcję. Co prawda, horroru jako takiego zbyt wiele doświadczyć nie można – brak tutaj momentów, w których nagle zerwiemy się z krzesła albo będziemy zasłaniać rękami monitor, jak gdyby miało to uchronić przed potencjalnym niebezpieczeństwem. Mimo tego, atmosfera i klimat towarzyszące nam przez całą rozgrywkę powinny spodobać się tym, którzy nie utożsamiają tego gatunku tylko z nagłymi okrzykami, strachami i krwią. Można powiedzieć, że gra wymusza na odbiorcy ciągłego spodziewania się jakiegoś strasznego widoku czy dźwięku, siedzenia jak na szpilkach, by ostatecznie darować mu tego niekoniecznie pozytywnego doznania. Home to świetna gra dla tych, dla których oczekiwanie na niespodziankę jest jej najlepszym elementem. Obawiam się jednak, że tylko dzięki temu broni się przed byciem totalnym niewypałem.

    Czy historia mnie wciągnęła?

    Trudno jest jednoznacznie oceniać fabułę, gdyż ta... cóż, powiedzieć, że jest skomplikowana, to bardzo duże uproszczenie. Nie chcąc psuć zbyt dużo z dreszczyku samodzielnego odkrywania historii, powiem tylko tyle, że momentami ma się wrażenie, że tak naprawdę jej nie ma. Do czego zmierzam? Otóż, jak już wcześniej wspominałem, gra w wielu momentach stawia przed graczem wybór. Choć czasem jego konsekwencje są znikome i pozwalają jedynie dotrzeć we wcześniej niedostępne miejsca, to bywa, że wywracają cały wydźwięk Home do góry nogami. Dlaczego uważam to za wadę? Bo gdy wreszcie ujrzymy napisy końcowe, poczujemy się oszukani. Wielowątkowość, niepewność i otwartość scenariusza sprawia, że chyba bez jakiegoś komentarza od twórcy nie sposób jest odpowiedzieć na pytanie „co się tak w ogóle wydarzyło?!” W efekcie nawet jeżeli zakończeń gry jest naprawdę wiele, żadne z nich wprost nie wskazuje, co było prawdą, a co nie, albo które elementy scenariusza były istotne, a które wręcz przeciwnie. Nie zrozumcie mnie źle, często otwarte finały sprawdzają się świetnie, lecz nawet wówczas odbiorca musi sobie je jakoś w logiczny sposób poukładać. Dopowiedzieć co trzeba, zgadywać, by chociaż móc spróbować zrozumieć zamiar twórcy. Home niestety tutaj kompletnie rozmija się z tym wymogiem, a klasyczny „mindfuck” może być raczej źródłem irytacji niż zachwytu. Szkoda, bo gdyby ograniczyć ilość możliwych zakończeń, lecz znacznie lepiej je wyjaśnić, gra prezentowałaby się znacznie korzystniej. Sama historia i poruszane wątki są naprawdę ciekawe, a tajemnice, które usiłujemy rozwikłać fascynujące i trochę żal, że gdy wreszcie zobaczymy listę płac, tak naprawdę zostaniemy z niczym. Ktoś może powiedzieć: „hej, ale właśnie o to chodziło: każdy tworzy unikalną historię!” Mnie nie przekonuje takie rozwiązanie. Głównie dlatego, że ciąg wydarzeń poznajemy niejako od końca, brak jest jakiegokolwiek logicznego powiązania pomiędzy faktami, a poszczególne elementy fabuły w wyniku wyborów gracza mogą być kompletnie niespójne. Co więcej, nawet podsumowanie „naszej” historii na końcu jest zazwyczaj nieprzekonujące i niepełne. Jeżeli zatem taki był zamiar Benjamina Riversa, to obawiam się, że mamy klasyczny przypadek przerostu formy nad treścią.

    Czy się bałem?

    Jak już wspominałem wcześniej, wady gry bardzo dobrze maskuje fenomenalna oprawa budująca nastrój grozy. Mroczne pomieszczenia, dodatkowo rozświetlane jedynie w niewielkim stopniu przez naszą latarkę, są brudne, szare i odpychające. Już samo patrzenie na nie powoduje, że człowiek czuje w nozdrzach zatęchły smród zwiedzanych pokoi i wyciera stopy pewien, że wdepnął w jakąś kałużę. Chętnie zobaczyłoby się tę grę w znacznie lepszej oprawie wizualnej niż tylko pikselowa retro grafika, lecz najwidoczniej do tego ograniczały się możliwości, fundusze i czas twórcy. Na parę słów komentarza zasługują też opisy narratora. Choć zazwyczaj skromne, dobrze oddają nastrój i pozwalają szybko wczuć się w klimat. Jednocześnie uważam, że mogłyby być bardziej rozbudowane i literacko rozwinięte, lecz z drugiej strony potrafię sobie wyobrazić profil stereotypowego gamera, któremu niekonieczne chce się czytać rozległe teksty. Ich krótka forma utrzymuje także żwawe tempo akcji. Całość dopieszczona jest fenomenalną oprawą dźwiękową. Nie usłyszymy tu ani jednego dźwięku muzyki, jedynie echo własnych kroków, piski myszy i płoszonych zwierząt, brzęczenie łańcuchów, podmuchy wiatru i szelesty w cieniu, które każą się zastanawiać – czy to ja byłem ich źródłem? Pod tym względem Home jest absolutnym majstersztykiem i jeżeli cokolwiek pozostaje w pamięci po zakończeniu gry, to właśnie ten rewelacyjny nastrój grozy, wywołany znakomitą oprawą audiowizualną. Warto także powiedzieć kilka słów o tym, co poza grą. Odwiedzając bowiem stronę Home: http://homehorror.com, możemy odkryć dodatkowe materiały i smaczki z gry. Gracz może nawet przeczytać, jak całą historię interpretują inni! To naprawdę bardzo miły, metagaminowy zabieg ze strony twórcy tytułu, o którym nie potrafiłbym nie wspomnieć w recenzji.

    Czy polubiłem tę grę?

    Zabierając się do ostatecznej oceny Home, mam nie lada zagwozdkę. Z jednej strony widzimy interesujący scenariusz, nieco sknocony przez jego otwartość i brak jakichkolwiek wyjaśnień, lecz z drugiej to nie wystarcza na przymknięcie oka na pewne niedociągnięcia. Sama gra jest skandalicznie wprost krótka – po godzinie, może półtorej, odbiorca zobaczy końcowe napisy. Warto też dodać, że, choć ponowne przejście ze względu na liczne wybory i swobodę scenariusza powinno wydawać się świetnym pomysłem, jest zupełnie inaczej. Gdzieś pryska ta początkowa obawa przed niebezpieczeństwem, a człowiek myśli raczej, gdzie będzie mógł zrobić coś innego niż poprzednim razem, by zobaczyć alternatywną wizję historii. To z kolei sprawia, że przy kolejnych podejściach gracz zupełnie nie cieszy się tym, co w tym horrorze najlepsze – czyli wyśmienitym klimatem i napięciem. Ocena Home pozostaje chyba zatem równie otwarta, co jego fabuła. Chciałbym móc powiedzieć, że w pamięć zapadła mi historia, postacie, zagadki. Obawiam się, że tak jednak nie jest. Mimo to, warto poświęcić tę godzinkę dla gry, jeżeli łakniemy odrobiny adrenaliny i napięcia. Bo w tworzeniu tego, Home osiąga wyżyny.

    Ocena: 7/10

    Jednym zdaniem: Fantastyczna atmosfera i klimat znakomicie ukrywają fabularną kaszanę nieudanego „otwartego” scenariusza.




    Komentarze

    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.




    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


    Pseudonim
    E-mail
    Treść Dostępne tagi: [cytat][/cytat], [url=http://][/url]
    Przepisz poprawnie podane słowa mnustwo orkuw