Okładka | Opis |
|
Poprzedni tom "Gwiezdnych wojen", "Nowa nadzieja", był książką dość specyficzną ze względu na chęć oddania przez George Lucasa kultowego filmu w wersji literackiej co do słowa. Z tego też powodu podczas lektury nie dało się nie przywoływać kolejnych scen z pierwszej części gwiezdnej sagi. Drugi tom najsłynniejszej trylogii filmowej wszech czasów ma już innego autora - "zeksiążkowieniem" "Imperium kontratakuje" zajął się Donald F. Glut.
Fabuła po raz drugi nie odbiega w żaden sposób od historii znanej czytelnikowi z wielkiego ekranu. Luke wraz z wydarzeniami opowiedzianymi w "Nowej nadziei" przeszedł bardzo poważną wewnętrzną metamorfozę - z młodego lekkoducha marzącego o przygodach stał się symbolem ruchu rebeliantów. Konflikt wszedłw nową fazę wraz ze zniszczeniem Gwiazdy Śmierci - ogromnej stacji bojowej Imperium, zdolnej za pomocądziała grawitonowego niszczyć całe planety (jak miało to miejsce z Alderanem, ojczystą planetą księżniczki Lei). Ale jak to tradycyjnie bywa, przeciwnik rzadko kiedy ma tylko jednego asa w rękawie.
Mimo zachowania przez autora "tradycji" kurczowego wręcz trzymania się oryginału, wyraźnie widać zmianę w literackiej sferze recenzowanej książki. "Imperium kontratakuje" w porównaniu do "Nowej nadziei" jest dużo bardziej surowe - podczas lektury odnieść można wrażenie, iż autor za punkt honoru postawił sobie oddanie filmu w formie tekstu, nie zaś rozpieszczanie czytelnika pięknymi opisami i długimi wewnętrznymi monologami bohaterów.
Paradoksalnie, mimo przeniesienia praktycznie całego filmu na kartki, Glut zdołał uzyskać dużo większy dynamizm, niż miało to miejsce właśnie w kinematograficznym pierwowzorze. Wydarzenia następują po sobie wręcz w szalonym tempie, jednak wszystko podane zostało w prostej i klarownej kolejności - nie da się uświadczyć chaosu w fabule. Sprzyja temu także brak zamiłowania autora do niepotrzebnego gmatwania narracji.
Po raz kolejny trudno jednak jednoznacznie powiedzieć, komu polecić należy "Imperium kontratakuje". Z jednej strony książka to sceny doskonale znane każdemu, kto choć raz w życiu widział „Imperium kontratakuje” w kinach, z drugiej zaś szybkie i przyjemne czytadło, które nie przynosi jednak nic nowego. Surowość języka nie pozwala raczej oczekiwaćpięknych obrazów, które od czasu do czasu można było ujrzeć w "Nowej nadziei". W efekcie po raz drugi otrzymaliśmy literkowy film.