Warning: Undefined array key "autologin" in /usr/home/peronczyk/domains/insimilion.pl/insimilion/twierdza/index.php on line 25 Recenzje • Korzenie niebios • INSIMILION

    Recenzje


    Korzenie niebios

    Literatura » Recenzje » Recenzje
    Autor: Serenity
    Utworzono: 03.07.2013
    Aktualizacja: 03.07.2013


    Okładka Opis
    • Autor:
      Tullio Avoledo
    • Tytuł oryginału:
      Le radici del Cielo
    • Tłumacz:
      Piotr Drzymała
    • Rok wydania:
      2013
    • Wydawca:
      Insignis 
    • ISBN:
      978-83-63944-08-7
     


    Chyba większość czytelników literatury fantastycznej w Polsce zetknęła się już z serią Uniwersum Metro 2033, tworzonej pod egidą Dmitryia Glukhovskyego przez twórców z wielu krajów. Do tej pory w Polsce ukazywały się w niej jedynie opowiadania dziejące się w Rosji. „Korzenie niebios” wybijają się ponad ten schemat - autor akcję umiejscowił daleko na południowym zachodzie – w Rzymie.

    Ojciec Daniels jest ostatnim żyjącym Członkiem Kongregacji Nauki Wiary i jednym z niewielu duchownych, którzy przeżyli Wielką Zagładę w Rzymie. Kościół katolicki ogranicza się do wspólnoty wiernych zamieszkujących Katakumby św. Kaliksta w Rzymie, a nad tą garstką wyznawców opiekę sprawuje kardynał kamerling Albani, ponieważ Kościół od dwudziestu lat, jakie minęły od katastrofy, pozostaje w stanie sediswakancji. Jednak władza Albaniego w Katakumbach św. Kaliksta słabnie na rzecz świeckiej Rady Miejskiej i jeśli czegoś nie zrobi, to ratowana z trudem wspólnota zniknie. Jedynym wyjściem dla kardynała kamerlinga, jak i całego Kościoła jest odnalezienie patriarchy Wenecji i zwołanie razem z nim konklawe. W tej sytuacji ojciec John Daniels wyrusza z misją do miasta dożów. Co z niej wyniknie? Przekonacie się po lekturze.

    Mam pewne zastrzeżenia co do ilości napakowanych do fabuły elementów. Rozumiem, że „Korzenie niebios” miały być powieścią wielowątkową i ciekawą, jednak wrzucenie do jednego worka atomowej zagłady i wszystkich konsekwencji wynikających z tego, a potem dodanie do tego jeszcze duchów czy innych mocy nadprzyrodzonych to dość kiepski zabieg w mojej opinii. Obyć mogłoby się bez tego, bo wszystkie wydarzenia, jakich doświadczył ojciec Daniels, da się wytłumaczyć bez wciskania w to wątków spirytystycznych. Jednak za najgorsze rozwiązanie uważam ożywienie kultu Mitry. Tego było już dla mnie za wiele, zwłaszcza że z wyznawcami tego bóstwa spotkaliśmy się w miejscu niespodziewanym i nieodpowiednim.

    Jeśli chodzi o bohaterów, to mam mieszane uczucia, bo można byłoby z nich wyciągnąć nieco więcej. Zwłaszcza po ojcu Danielsie spodziewałam się czegoś lepszego, wszak jest on w „Korzeniach niebios” protagonistą. Zamiast wyrazistej, zdecydowanej postaci, kogoś, kogo można się spodziewać po przedstawicielu Kongregacji Nauki Wiary (dawniej znanej jako Święta Inkwizycja), zaprezentowano niezdecydowanego i nieco ślamazarnego księżulka, niezbyt przystosowanego do życia w postapo. Gwardziści Szwajcarscy też zbytnio mi do gustu nie przypadli – stanowili raczej karykatury żołnierzy niż realne siły zbrojne. Sympatię moją zdobył tylko i wyłącznie szeregowy Bune, choć i jego kreacja nie bardzo mi odpowiada. Z postaci drugoplanowych na uwagę zasługuje Gottschalk, aczkolwiek uważam, że Avoledo nieco zmarnował jego potencjał.

    Obok ludzi w powieści występują również bohaterowie nadnaturalni albo mutanci, zależy jak na nich spojrzeć. Ciekawszym z nich moim zdaniem jest Gregor Samsa, noszący imię po bohaterze Kafki. Stwór ten niczym jego pierwowzór cierpi z powodu niezrozumienia i odizolowania. Przy okazji jego pojawienia się autor daje nam do przemyślenia problem człowieczeństwa – czy ludzie odrzucając inne istoty rozumne z powodu ich odmienności, traktując je z okrucieństwem, nadal mają prawo nazywać się ludźmi? Z drugiej strony nieco naiwne staje się tutaj zachowanie ojca Danielsa. Gregor Samsa potrafi porozumiewać się telepatycznie – czyż takie zachowanie nie powinno być uznane przez przedstawiciela Watykanu za demoniczne? Co liczy się bardziej – człowieczeństwo czy wiara w nauki Kościoła? W przypadku drugiej takiej istoty, Legiona, Daniels również nie ma wątpliwości, nie doszukuje się w nim znamion diabolicznych, ba, akceptuje go jako przywódcę i dopatruje się u niego cech ludzkich. Legion jeszcze bardziej pasuje mi na demona, a nie na zwykłego mutanta – jego zachowanie przywodzi na myśl szatańskie kuszenie.

    „Korzenie niebios” napisane są bardzo sprawnie i czyta się je niemal błyskawicznie. Avoledo snuje nieśpiesznie swoją opowieść, momentami miałam jednak wrażenie, że akcja postępuje zbyt wolno i jest hamowana na siłę. Na dodatek całość składa się ze zbyt wielu niepasujących do siebie elementów, a autor nie osiągnął jeszcze takiego kunsztu, żeby je sprawnie ze sobą połączyć w jeden obraz. Nie wiem, czy polecić wam tę książkę. Żeby ją ocenić, musicie sięgnąć po nią sami. A może wy będziecie zachwyceni?

    Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękujemy:



    Komentarze

    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.




    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


    Pseudonim
    E-mail
    Treść Dostępne tagi: [cytat][/cytat], [url=http://][/url]
    Przepisz poprawnie podane słowa mnustwo orkuw