Warning: Undefined array key "autologin" in /usr/home/peronczyk/domains/insimilion.pl/insimilion/twierdza/index.php on line 25 Recenzje • Lare i t'ae • INSIMILION

    Recenzje


    Lare i t'ae

    Literatura » Recenzje » Recenzje
    Autor: Moreni
    Utworzono: 12.08.2012
    Aktualizacja: 12.08.2012


    Okładka Opis
    • Autor:
      Eleonora Ratkiewicz
    • Tytuł oryginalny:
      Ларе-и-т’аэ
    • Tłumacz:
      Ewa Białołęcka
    • Rok wydania:
      2012
    • Wydawca:
      Fabryka słów
    • ISBN:
      978-83-7574-592-4

    „Lare i t’ae” jest kontynuacją powieści „Tae ekkejr!”. Przy tomie pierwszym narzekałam, że poczułam się nieco wprowadzona w błąd: okładka, ani tym bardziej notka na niej, nie wskazywały na to, że w środku znajdę powieść dla młodzieży – i to tej młodszej. Może sama powieść nie była zła, ale nieładnie tak oszukiwać czytelnika. Okładka „Lare i t’ae” jest łudząco podobna do tej z poprzedniej powieści z cyklu. A czy w środku coś się zmieniło?

    Od tragicznych w skutkach zajść opisanych w „Tae ekkejr!” upłynął rok. Dla elfów to co prawda niewiele, ale Enneari już zdążył zatęsknić za towarzystwem swojego ludzkiego przyjaciela, księcia (a teraz już króla) Lermetta. W związku z tym zebrał świtę, aby towarzyszyła mu w ramach poselstwa, i wybrał się do Najlissu. Dopiero tam dowiaduje się, co Lermett robił przez miniony rok. A robił naprawdę niemało, pracował prawie ponad ludzkie siły. Wszystko to dlatego, że nie tylko nad Najlissem, ale też nad pozostałymi siedmioma królestwami Zarzecza, a także nad stepem, zawisła groźba nieuchronnej zagłady (i tym razem nie jest to zły władca rządny władzy nad światem).

    Autorka ciągle opisuje królestwa baśniowo szczęśliwe, niczym Hobbiton sprzed awantury o Pierścień. Tym razem byłam na to przygotowana, więc nie zżymałam się na przepiękne, czyściutkie miasta, w których szczęśliwi i nieodmiennie bogaci (w swojej klasie) mieszkańcy wiodą żywot wierny królowi. Wiadomo, Ratkiewicz to nie Martin, hiperrealizmu nie będzie (może to i dobrze, dzięki temu książkę czyta się bezstresowo). Już jej nawet ten nieszczęsny leszczynowy miód (musi, produkowany magicznie) wybaczę, z jednej przyczyny. Mimo że świat przez nią opisywany jest nienaturalnie wręcz sielski, znalazło to przeciwwagę w bohaterach.

    W kwestii bohaterów sporo się bowiem od poprzedniego tomu zmieniło. Co prawda ciągle są albo czarni, albo biali i zazwyczaj nie ma problemu z rozpoznaniem, kto jest kim, ale tym razem ci źli są naprawdę źli, a nie tylko o tym zapewniają. Jeśli ktoś jest psychopatą, uwielbiającym znęcać się nad słabszymi, to czytelnik nie tylko będzie miał okazję sprawdzić, co się dzieje w jego głowie, ale także zobaczyć przy pracy. Dodaje to postaciom wiarygodności, a w połączeniu ze sprawnym warsztatem autorki potrafi sprawić, że momentami ciarki przechodzą po plecach. Z drugiej strony, wszystko jest tak zrównoważone, aby czytelnika nie zniesmaczyć ponad miarę. Dodatkowy smaczek to zaskakująca zmiana frontu, ale nie zdradzę, w którą stronę.

    Postacie negatywne wyszły znacznie lepiej niż poprzednio (czyli po prostu dobrze), ale i bohaterowie pozytywni zmienili się na plus – i nie chodzi tu o metamorfozę charakteru, ale raczej o bardziej wiarygodne jego ukazanie. Lermett co prawda dalej jest wszechstronnie uzdolniony i we wszystkim najlepszy, ale irytująca łatwość działania, jaką mieliśmy do tej pory okazję oglądać, gdzieś się ulotniła. Mamy więc króla zmęczonego, zmagającego się z problemami, chociaż ciągle wybitnie uzdolnionego. Dotyczy to właściwie wszystkich bohaterów.

    Autorka jest też bardziej powściągliwa, jeśli chodzi o humor. Sytuacyjny wymieniła na językowy, a i tego ostatniego jakoś mniej. Nie znaczy to jednak, że powieść straciła na ogólnej lekkości. Prawdę mówiąc, styl Ratkiewicz nie pozwala na pisanie w cięższym tonie (a przynajmniej sprawia, że nie sposób sobie tego wyobrazić). Dlatego też można powiedzieć, że mimo mrocznych momentów „Lare i t’ae” jest powieścią radosną.

    Powieść jest zdecydowanie mniej infantylna niż „Tae ekkejr!”. Bliżej jej do pełnokrwistej, epickiej fantasy niż do młodzieżowej humoreski. I raczej nie polecałabym go dzieciom, chociaż młodzieży jak najbardziej. Podoba mi się ta przemiana, toteż z czystym sercem mogę zachęcić wszystkich miłośników dobrej, rozrywkowej fantastyki do przeczytania. Tym bardziej, że przy lekturze można się doskonale obejść bez znajomości poprzedniego tomu.

    Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękujemy:

     



    Komentarze

    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.




    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


    Pseudonim
    E-mail
    Treść Dostępne tagi: [cytat][/cytat], [url=http://][/url]
    Przepisz poprawnie podane słowa mnustwo orkuw