Recenzje
Layers of Fear
Ponury wiktoriański dom, burza szalejąca za oknami oraz rodzinna tragedia, która się w nim wydarzyła. W środku tego wszystkiego jesteśmy my, muszący pozbierać wszystkie elementy układanki w całość i rozgryźć co naprawdę miało miejsce. Brzmi jak całkiem solidny materiał na powieść grozy? Owszem. Jednakże…
|
Dama z łasiczką trochę się popsuła |
Dzieło niezależnego rodzimego studia Blooper Team to kolejny przedstawiciel dość popularnego gatunku „symulatorów chodzenia z elementami horroru”. Całość rozgrywki stawia gracza niejako w formie widza, którego zadaniem jest doświadczać tego, co się wokół dzieje, skrajnie marginalizując jego jakikolwiek wpływ na rozgrywkę. Nie można w miarę swobodnie zwiedzać posiadłości ani nawet umrzeć. Konstrukcyjnie jest to opowieść zamknięta w swojej strukturze, którą można tylko i wyłącznie śledzić. Cała interakcja skupia się na otwieraniu drzwi, wykonywaniu jakichś prostych czynności czy wpisywaniu numerów. Z gameplayowego punktu widzenia nie ma tu praktycznie nic. Ale hej! To jest przecież horror, a w horrorach liczy się nastrój i klimat (gdyż fabuła już niekoniecznie).
Pod względem całej tej atmosfery należą się zasłużone brawa twórcom. Ktoś ewidentnie odrobił lekcje z wiktoriańskich powieści grozy i dał radę stworzyć historię w tonie Portretu Doriana Graya. Sami autorzy otwarcie przyznają, że książka Oscara Wilda była inspiracją dla ich dzieła. W efekcie otrzymujemy historię obsesyjnie narcystycznego malarza nie mogącego się pogodzić z tym, że jego doskonałe życie zostało zachwiane przez nieszczęśliwy wypadek. W przypadku braku sposobów na „naprawienie” tego, co się stało popada w coraz większy obłęd, pociągając za sobą całą rodzinę. Tak w skrócie jawi się nam nastrój gry i muszę przyznać, że jest to jeden z najmocniejszych elementów produkcji. Jeden z dwóch, gdyż ponad wszystko wybija się czarny koń całego działa, czyli jego stylistyka wizualna.
|
Ciemne korytarze, tajemnicze sylwetki, przytłumione światło i niepokojąca muzyka tworzą atmosferę grozy |
A jest czym oczy cieszyć. Połączenie wiktoriańskiej scenografii z neoklasycystycznymi dziełami sztuki, okraszone nutką idei prerafaelitów owocuje wspaniałą kompozycją i celnym oddaniem dekadenckiej natury przełomu wieków. Jednakże nie samymi dziełami sztuki będziemy się raczyć. Cały dom jest jednym wielkim wielowarstwowym obrazem, który wraz z postępem opowieści będzie przybierał coraz to bardziej oniryczny i koszmarny wygląd, wprost proporcjonalnie do postępującego obłędu naszego bohatera. To właśnie na zmieniającej się stylistyce i mrocznych wizjach, twórcy oparli cały element horroru.
Nie wiem. Może to ze mną jest problem, ale w całej czterogodzinnej sesji przy Layers of Fear jedyną rzeczą, przy której „podskoczyłem” to były butelki wypadające z szafy na samiusieńkim początku gry. Co prawda, twórcy starają się montować do pewnego momentu typowe „jumpscare'y”, jednakże nie spełniają one za dobrze swojej roli, a mniej więcej w połowie rozgrywki znikają w ogóle, tak jakby jakiś duch zniechęcony moim brakiem reakcji dał sobie spokój i wrócił do domu. Klimat, nastój i ton dzieła dalej pozostaje wspaniały, jednakże nie jest w ogóle strasznie. Masę czasu zajmie nam bieganie od pokoju do pokoju, otwieranie wszystkiego czego się da i przechodzenie do kolejnych segmentów. Nie ma nawet najmniejszego strachu wynikającego z tego, że możemy zginąć za rogiem gdyż po prostu nie możemy umrzeć.
|
Tu rozpoczyna się nasza podróż przez lęki i tu się też kończy |
Dlatego właśnie jestem bardziej skłonny określić tą grę nie jako „przerażający i trzymający w napięciu horror” ,a bardziej studium chorego psychicznie człowieka. Zamiast rozglądać się za typowymi straszakami, lepiej zagłębić się w umysł człowieka owładniętego wieloma warstwami lęku. Jednego konkretnego, zakorzenionego gdzieś głęboko w podświadomości i za żadne skarby nie odpuszczającego. Poznać historię tej rodziny oraz nieszczęścia jakie na nią spadło i dowiedzieć się co do tego doprowadziło oraz jakie były następstwa. To jest właśnie, moim zdaniem cel samej produkcji, a nie bazarowe straszenie znudzonej gawiedzi.
Warto pochwalić również wydanie sklepowe. Całość kartonika, w którym znajduje się pudełko z płytą oraz artbook, utrzymane są w stylistyce wizualnej gry i okraszona klimatycznymi grafikami. Sam album przedstawia szkice koncepcyjne i projekty, co zawsze jest na plusie i pomaga we wczuciu się w klimat w trakcie instalacji czy ściągania ze Steam.
Koniec końców, Layers of Fear jest produkcją, która w bardzo innowacyjny i świeży sposób przywraca kulturze masowej całkiem mocno już zakurzone motywy wiktoriańskich opowieści grozy. I choć samej grozy nie jest tam zbyt wiele, gdyż skupiono się zdecydowanie na psychologicznym aspekcie historii jest to absolutnie obowiązkowa pozycja dla każdego fana dzieł z „dreszczykiem”.
7/10
Może i nie tak straszna jakby wszyscy chcieli, ale na pewno zrobiona z pomysłem i pasją.
Komentarze
Ten artykuł skomentowano 0 razy.
Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.
Ten artykuł skomentowano 0 razy.
Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.