Okładka | Opis |
|
„Ogrody Księżyca” to druga pełnoprawna powieść Stevena Eriksona (pierwszą była „This River Awakens” z 1998 roku), a zarazem pierwsza z serii „Opowieści z Malazańskiej Księgi Poległych”, która to przyniosła mu sławę i uznanie wśród pisarzy fantasy.
Trzeba zacząć od tego, co jest najbardziej imponujące w dziele kanadyjskiego autora, czyli świata przedstawionego. Bardzo trudno znaleźć w literaturze fantasy uniwersum, które byłoby większe i bardziej skomplikowane; składający się z wielu kontynentów świat nie jest jedynym, jaki zdążymy poznać, czytając całą serię – oprócz niego poruszamy się po magicznych krainach zwanych grotami, będących miejscami zasilającymi naturalne zdolności magów. Każda z nich stanowi lub stanowiła dom dla innego rodzaju istot, wiele z nich zostało doszczętnie zniszczonychprzez konflikty wybuchające w starożytności, inne z kolei są na tyle niebezpieczne, iż wiemy o nich bardzo niewiele. Do światów tych prowadzi wiele stałych ścieżek, zwanych portalami, choć niektóre postaci podróżują po nich tworząc ich tymczasowe wersje. j.
W „Ogrodach Księżyca” nie zwiedzimy niestety zbyt wielu grot, za to jednak poznamy dość dobrze kontynent zwany Genabackis i jego mieszkańców, skupiając się głównie na mieszkańcach Darudżystanu, ostatniego z Wolnych Miast, będącego celem terytorialnych ambicji cesarzowej Laseen, władczyni Imperium Malazańskiego.
Oprócz ogromnego świata, w którym Erikson umieszcza swych bohaterów (do nich przejdziemy później), mamy w pierwszej części „Opowieści...” do czynienia z mnogością wątków. Każdy z nich angażuje inne postacie, każdy z nich również posiada swoją własną wewnętrzną historię umotywowaną zupełnie różnymi celami fabularnymi, choć w szerszym spektrum wszystko toczy się wokół tego, aby zdobyć Darudżystan lub przeszkodzić w jego zdobyciu. Przeprowadzając brutalne wyliczenie, mamy wątek odzyskiwania pozycji, szukania zdrajcy, stawiania czoła zapędom imperium, miłości łamiącej konwenans społeczny, obrony ojczyzny, fanatycznej służby cesarzowej, szukania swojego miejsca w świecie, przetrwania. Może i wygląda to na zbyt wiele jak na sześćset cztery strony, ale kanadyjski autor nie pogłębia żadnej linii fabularnej kosztem innych, każdy z nich ma nieco zaspokoić głód, ale jego prawdziwym celem jest wzbudzenie apetytu na więcej. To właśnie wielu czytelników może odczuć, czytając „Ogrody Księżyca”, że po wybraniu (nawet kompletnie podświadomym) swojej ulubionej postaci lub grupy bohaterów, zapragnie poznać ich losy jeszcze bliżej. Tego nam Steven Erikson jeszcze nie umożliwia, dopiero w dalszych częściach serii pozwala nam rzeczywiście zgłębić swoje postacie, psychologizując nieco ich narrację..
Pomimo tego, iż wątki fabuły są niezwykle ważne dla każdej powieści, to żywi i barwni bohaterowie tworzą prawdziwą opowieść. W „Ogrodach Księżyca” mamy multum postaci, z których trudno wybrać tę główną, jeśli już pokusić się o jakieś sprecyzowanie kto zasadniczo gra pierwsze skrzypce, byliby to – bez cienia wątpliwości – żołnierze Imperium Malazańskiego, zwłaszcza Dziewiąta Drużyna Podpalaczy Mostów. To jej członkowie witają nas w prologu, oni biorą udział w tragicznej bitwie pod Pale, oni mają za zadanie przeniknięcie do Darudżystanu i zapewnienie malazańskim armiom swobodnego wejścia do miasta; z drugiej strony, to oni pamiętają czasy cesarza Kellanveda zastąpionego później przez Laseen, to oni byli jego towarzyszami i to oni pomogli zbudować imperium, które daje im teraz kolejne samobójcze misje. Ich poczynaniom warto się przyglądać, ponieważ – Erikson doskonale potrafi odzwierciedlić na łamach „Ogrodów Księżyca” żołnierskie cechy, jak choćby ich specyficzny, pozbawiony subtelności język, humor oraz poczucie misji (lub inny rodzaj motywacji pchający ich do działania.
Kolejną grupą wywołującą silne emocje, choć zdecydowanie lżejsze i bardziej pozytywne, są mieszkańcy Darudżystanu. Poznajemy ich w tym samym mniej więcej czasie, gdy do ich miasta przybywają incognito Podpalacze Mostów, jednak od razu wywołują zupełnie inne reakcje. Przede wszystkim, nie zdają sobie sprawy z zagrożenia (może z jednym wyjątkiem, ale on musi pozostać tajemnicą), więc prowadzą normalne życie – młody złodziej zakochuje się w arystokratce, członek Gildii Skrytobójców prowadzi nocną wojnę z nową organizacją, złotousty obżartuch z niewielkim talentem do magii nieustannie sobie folguje, profesjonalny bawidamek ,cóż…, bawi damy. Byłoby to dość nudne, gdyby nie nadchodząca kulminacja wydarzeń oraz fakt, iż wymienione postacie łączy wspólny cel, aby przywrócić swojemu przyjacielowi, obecnie pogrążonemu w alkoholizmie, dawną pozycję rajcy.
Byłoby trudno, zważywszy na rozmiar i kompleksowość, świata nie wspomnieć o jego innych mieszkańcach. Zacznijmy od bogów, których mamy całe multum, patronujących różnym dziedzinom życia i mieszających się z radością w życie śmiertelnych. Do tego dołóżmy przedstawicieli kilku starożytnych ras, takich jak Tiste Andii, Jaghutów, Eleintów czy T'lan Imassów. To jeszcze nie koniec, ponieważ Erikson umieszcza w swoim uniwersum również demony różnego rodzaju, inteligentne bestie w rodzaju niedźwiedziopodobnych Ogarów Cienia czy Wielkich Kruków żywiących się magią.
Na początku może się to wydawać zbyt dużo, aby czuć się dobrze, czytając „Ogrody Księżyca”, ale z ręką na sercu mogę zaręczyć potencjalnym czytelnikom, iż warto sięgnąć po tę pozycję, ponieważ oprócz niebagatelnego uniwersum i barwnych postaci, autor ubiera swoją opowieść w dobrze dobrany styl. Niespecjalnie on psychologizuje swoich bohaterów, ale daje wejrzenie w to, o czym myślą i jak postrzegają wydarzenia zachodzące w świecie. Wielką zaletą są dialogi; Steven Erikson naturalnie potrafi przejść od typowo żołnierskiego żargonu do intelektualnej dyskusji pomiędzy magami, jednak najbardziej imponuje to, jak przedstawia sposoby zachowania jednostek liczących sobie lata w setkach tysięcy. Odpowiednio stylizuje ich język i swoją narrację, by oddać ich odległość od ludzkiej rasy i jej problemów, percepcja bogów czy Ascendentów (bogów nieposiadających wyznawców) oraz wszystkich nieśmiertelnych jest dalece różna od ludzkiej, co stanowi zdecydowany plus zarówno „Ogrodów Księżyca”, jak i następnych książek z „Opowieści z Malazańskiej Księgi Poległych”.
Podsumowując, pierwsza część serii otwiera przed nami bramy do unikalnego uniwersum, pełnego żywych (i martwych) bohaterów, podejmujących swoje decyzje na swój własny sposób w imię celów sobie wyznaczonych. Wzbudzające wielkie emocje opisy walk i batalii wprowadzają dużą dozę dramatyzmu już na samym początku książki, trzymając czytelnika w napięciu aż do samej kulminacji zdarzeń, gdzie ma on szansę ujrzeć prawdziwą epickość i rozmach kreacji kanadyjskiego autora. Wielbiciele bardzo pogłębionych postaci mogą nie odczuć z satysfakcji z tego, jak Erikson traktuje życie umysłowe swoich bohaterów, ale nie powinni się tym zrażać. Jeśli w „Ogrodach Księżyca” autor pokazuje jak dobrze potrafi zawiązać akcję i doprowadzić do końca wielowarstwową opowieść, to w następnych częściach udowadnia, iż równie dobrze umie wpleść w życie bohaterów refleksje o świecie, których jakości nie powstydziłby się doktor filozofii.
Poleciłbym tę książkę każdemu, od starych wyjadaczy fantasy, jak i neofitów tego gatunku, ponieważ „Ogrody Księżyca” są solidną powieścią i stanowią jedynie przedsmak tego, co Steven Erikson ma w zanadrzu.
Maciej "Avelith" Radomski