Okładka | Opis |
|
Jest to przedostatni tom przygód Belgariona w Mallorei. Bohaterowie przemierzają kolejne krainy szykując się do ostatecznej konfrontacji światła i ciemności. I chociaż proroctwa prowadzą czytelnika od pierwszej strony tej wielotomowej sagi, jednak niejednokrotnie potrafią zaskoczyć. Eddings zdradzając cel, do którego dążą potęgi stworzonego świata uchylił tylko rąbka tajemnicy. Można stwierdzić, że i to zbyt wiele, jednak uważam, że takie narysowanie przyszłości nie przeszkadza w czerpaniu radości z lektury.
Prolog wprowadza czytelnika do Melceny, kolebki handlu i nauki, w której bardzo sceptycznie podchodzi się do magii i pradawnych wierzeń. Drużyna przemierza następne krainy leżące we wschodniej części kontynentu molloreańskiego. Podobnie, jak w tomie drugim, tu tempo akcji również jest oszałamiające. Bohaterowie odwiedzają kolejne kraje, nie poświęcając im zbyt wiele uwagi. Chociaż autor stara wpleść opisy mijanych miejsc, każdemu z nich nadając wyjątkowe cechy, jednak ciężko spamiętać różnice pomiędzy kolejnymi krainami. A wrząca atmosfera zbliżającej się wojny, tylko utrudnia poznanie prawdziwego oblicza wschodniej Mallorei.
Przygody spotykające członków drużyny nie stanowią całej fabuły książki. W niektórych rozdziałach narrator przenosi czytelnika z powrotem na zachód, na dwór królowej Porenn, gdzie spotykamy wszystkich przyjaciół Gariona, których mieliśmy okazję poznać w Belgariadzie. Naginając nieco słowa przepowiedni postanawiają wyruszyć do Mallorei, by odnaleźć Belgariona i jego przyjaciół. Do drużyny, która wyruszyła w poszukiwaniu Gerana, syna CeNedry i Rivańskiego Króla, dołączają trzy postacie, z których tylko jedna jest człowiekiem. Cyradis zmusiła cesarza Zakatha, by towarzyszył wędrowcom i w ten sposób wypełnił swoje zadanie. Dwie pozostałe postacie, to wilczyca oraz jej szczenię i chociaż proroctwo nic o nich nie wspomina, domyślam się, że one również mają przed sobą zadanie do wykonania. Autor przyzwyczaił czytelnika, że w tej powieści nie ma przypadków i przeznaczenie kieruje losami każdego.
Z lekkim zawodem przywitałam kolejną zmianę tłumacza, zwłaszcza, że ten przekład miejscami jest bardzo niezdarny, co umniejsza nieco specyficzny urok powieści. Zarówno Piotr W. Cholewa, jak i Paulina Breitner w umiejętny sposób przełożyli lekki i zabawny język autora. Paweł Czajczyński radzi sobie nieco gorzej, nie dość, że kilkukrotnie potknął się na zawiłościach języka angielskiego, to jeszcze przekładowi brak swobody i momentami wydaje się być nieco sztywny. Można było to odczuć już w poprzednim tomie, jednak w tym takich wpadek jest więcej. Nie mogę stwierdzić, że tłumaczenie jest fatalne, jednak spotkałam się z lepiej przełożone dzieła tego autora i na tym tomie nieco się zawiodłam.
Książkę czytało się dobrze i trudno było mi się od niej oderwać. Wręcz antyczna wizja przeznaczenia ma swój specyficzny urok, który nadaje powieści wyrazistości. Z niecierpliwością oczekuję finału tej przygody i choć spodziewam się zakończenia, mam jednocześnie pewność, że ostatni tom, podobnie jak ten, będzie w stanie mnie zaskoczyć.