Warning: Undefined array key "autologin" in /usr/home/peronczyk/domains/insimilion.pl/insimilion/twierdza/index.php on line 25 Recenzje • Opowieści z meekhańskiego pogra... • INSIMILION

    Recenzje


    Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Wschód - Zachód

    Literatura » Recenzje » Recenzje
    Autor: Moreni
    Utworzono: 21.04.2012
    Aktualizacja: 09.06.2012


    Okładka Opis
    • Autor:
      Robert M. Wegner
    • Rok wydania:
      2010
    • Wydawnictwo:
      Powergraph
    • ISBN:
      978-83-61187-16-5

    Kiedy czytamy drugą książkę autora, którego debiut nas zachwycił, zawsze towarzyszy nam niepewność. Nie wiadomo przecież, czy autor, który narobił nadziei na kolejny zachwyt, teraz srodze nie zawiedzie. Dzięki panu Wegnerowi stanęłam jednak przed całkiem dla mnie nowym dylematem: co mam napisać o książce, która ma wszystkie zalety poprzedniczki? Zrobić kopiuj-wklej z poprzedniej recenzji czy może się w jakiś twórczo różny sposób powtórzyć? Jestem w kropce z całym swoim zachwytem, dlatego pozostało mi tylko poczęstować Was garścią kilku uwag i przynajmniej postarać się dodać coś nowego. A jeśli ktoś chce poznać bardziej uporządkowaną opinię na temat Wegnera, zapraszam do starszej recenzji.

    Jak poprzednio, tak i tym razem „Opowieści z meekhańskiego pogranicza: Wschód – Zachód” to osiem opowiadań, równo podzielonych między dwie części.

    „Wschód. Strzała i wiatr”. Wschodnie stepy Meekhanu nie należą do bezpiecznych okolic. Dają co prawda niezwykłe możliwości zysku, jednak łączą je z ogromnym ryzykiem. I nie chodzi tu tylko o bandy rabusiów przemierzających morza traw, ale też o fakt, że właśnie tutaj przebiega granica między Imperium i ziemiami jego głównych wrogów, Se-kohlandczyków. Spokoju w tym rejonie pilnują głównie wolne czaardany – niewielkie grupy jeźdźców, zajmujące się eskortowaniem karawan, tępieniem bandytów czy przepędzaniem koczowników, którzy kręcą się po niewłaściwej stronie granicy. Kailean-ann-Alewan jest jeszcze bardzo młodą dziewczyną, ale już może być z siebie dumna: należy do czaardanu, któremu dowodzi legendarny generał Laskolnyk. A on do swojego oddziału przyjmuje wyłącznie ludzi wyjątkowych. I chodzi nie tylko o niezwykłą biegłość w walce czy w sztuce jeździeckiej... A że ludzie niezwykli (zwłaszcza należący do formacji, która zdążyła już obrosnąć legendą) potrzebni są przy rozwiązywaniu wyjątkowo trudnych problemów, to i Kailean nie brakuje rozrywki: a to trzeba zlikwidować grupę Pomiotników, a to przeprowadzić operację wojskową o wysokim współczynniku ryzyka… Życie byłoby piękne, gdyby czaardan musiał się mierzyć jedynie z takimi problemami.

    „Zachód. Sztylet i morze”. Ponkee-Laa jest wielkim, portowym miastem, które jeszcze niespełna ćwierć wieku temu należało do Imperium Meekhańskiego. To także teren działań niezliczonych gildii złodziejskich, zrzeszonych w tzw. Lidze Czapki. Jednym z jej członków jest Altsin, młody złodziejaszek o nieprzeciętnej inteligencji i nieco zbyt wybujałym zawodowym temperamencie. Miasto stanowidla niego prawdziwy dom i pewnie pozostałoby takim do końca życia, gdyby pewnego dnia nie ukradziono największej (dosłownie) relikwii ze świątyni Pana Bitew. Altsin co prawda nie musi za to odpowiedzieć, ale musi rzeczony fant odzyskać. Co będzie miało konsekwencje wręcz globalne…

    I znowu pan Wegner przedstawił nam pełnowartościowych bohaterów, wojowników (lub złodziei) z krwi i kości. Kailean jest chyba jedyna w swoim rodzaju, za to Altsin nieodmiennie mi się kojarzy (zwłaszcza w dwóch pierwszych opowiadaniach) z niejakim Lockem Lamorą. Ten sam wybitny talent i bardzo podobne poglądy sprawiają, że nie sposób nie skojarzyć dwóch młodzieńców. Trochę szkoda, że wątki łotrzykowskie schodzą na daleki plan już po dwóch opowiadaniach, ustępując miejsca Wielkiej Boskiej Sprawie (to swoją drogą znamienne: jeśli polska powieść fantasy nie podpada pod schemat tolkienowski lub howardowski, to raczej prędzej niż później pojawia się kwestia takich czy innych wojen bogów…). Byłoby to może nużące, gdyby nie drobiazgowe opracowanie: czytelnik wie, że to część wielkiej całości, którą zaplanowano wcześniej i po kawałku się ujawnia, a nie chaotyczne dorzucanie coraz to nowych pomysłów. Przyznam, że gdyby nie to wrażenie ciągłości, wątek boski znudziłby mnie. A tak jestem coraz bardziej zaciekawiona.

    Jeśli już przy bogach jesteśmy: mam cichą nadzieję, że do kolejnych tomów będzie dołączony mały słowniczek pojęć i bóstw, bo biedna czytelniczka zaczyna się powoli gubić. Tym bardziej, że częstotliwość i różnorodność używanych przez autora terminów wzrasta…

    Jeśli chodzi o jakość wydania, to oczywiście standardowo – najwyższa. Literówek brak, natomiast udało mi się wyłowić jeden błąd: otóż do wyścigu stają dwa kasztany i siwek, ale stronę dalej w tym samym biegu pędzą siwek i… dwa karosze. Ale nie zwracajcie uwagi, standardowo się tylko czepiam.

    Co nam pokazał pan Wegner? Ano, że potrafi pisać ciekawe i wiarygodne postacie kobiece, że potrafi planować swoją twórczość w najdrobniejszych szczegółach (nie tak, jak np. niejaki Paolini), że potrafi zgrabnie łączyć wątki na pozór nie do połączenia i że ogólnie jest świetnym pisarzem. Pozostaje mi życzyć czytelnikom miłej lektury (bo to pozycja obowiązkowa) i niecierpliwie czekać na kolejną książkę z cyklu. Tym razem ma być powieść, więc będzie można sprawdzić, jak sobie pan Wegner z dłuższą formą poradzi.



    Komentarze

    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.




    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


    Pseudonim
    E-mail
    Treść Dostępne tagi: [cytat][/cytat], [url=http://][/url]
    Przepisz poprawnie podane słowa mnustwo orkuw