Warning: Undefined array key "autologin" in /usr/home/peronczyk/domains/insimilion.pl/insimilion/twierdza/index.php on line 25 Recenzje • Pan Lodowego Ogrodu t.2 • INSIMILION

    Recenzje


    Pan Lodowego Ogrodu t.2

    Literatura » Recenzje » Recenzje
    Autor: Joisana
    Utworzono: 27.08.2012
    Aktualizacja: 27.08.2012


    Okładka Opis
    • Autor:
      Jarosław Grzędowicz
    • Rok wydania:
      2012
    • Wydawca:
      Fabryka Słów
    • ISBN:
      978-83-7574-610-5

    Wiesz, co to jest Piekło? Tym pytaniem Grzędowicz otwiera powieść. Po czym udziela na nie odpowiedzi.
     
    Być może pamiętacie, że w pierwszym tomie PLO Vuko skończył wyjątkowo marnie: zaklęty w drzewo przez swojego wroga, Aakena. Nietrudno się domyślić, że jego stan wkrótce ulegnie zmianie: w końcu jakie ciekawe przygody mogą spotkać jesion? Nie zamierzam zdradzać, w jaki sposób Drakkainen znajdzie się z powrotem w ludzkiej skórze, ale wiedzcie, że kiedy to nastąpi, wcale nie będzie mu łatwo. Pamiętacie cyfrala, wszczep w mózgu korygujący niedoskonałości ludzkiej kondycji? Po opuszczeniu swojej kory Ulf Nitj'sefni... straci ten wspomagacz. Już nie będzie superbohaterem, który niczego się nie lęka, a do dyspozycji w każdej chwili ma przyspieszenie czy noktowizję. Będzie musiał nauczyć się radzić sobie sam.
     
    Taka gwałtowna, acz uzasadniona fabularnie przemiana głównego protagonisty wyszła powieści na korzyść. Zachowania Vuko dopiero teraz stają się naprawdę ciekawe. Zwłaszcza jeśli zestawimy ze sobą jego poprzednią, godną maszyny chłodną kalkulację z obecnym człowiekiem z krwi i kości - wkurzonym, litującym się, odczuwającym lęk, popadającym nawet w kryzys.
     
    Od pierwszego "Pana..." odróżnia tę powieść bardziej ponury nastrój. Vuko przestał się łudzić, że misja ratunkowa zakończy się stuprocentowym sukcesem, zaś Filar, bohater drugiej linii fabularnej, musi szybko dorosnąć. Już nie zajmuje się tresowanymi zwierzątkami i (prawie) nie rozmyśla o pięknych niewiastach. W Amitraju szerzy się bowiem kult Podziemnej Matki i niedoszły następca tronu na własne oczy ogląda okrucieństwa i niesprawiedliwość, do jakich zdolny jest człowiek zaślepiony ideą. W całym kraju wyznawcy tej starej bogini hołdują hasłu "niech wszystko stanie się jednym", nowy ustrój bliźniaczo przypomina komunizm. Dla odmiany metody, jakich używa Aaken, stawiają go w roli przywódcy czegoś na kształt państwa totalitarnego. Zarówno cesarski syn, jak i Vuko Drakkainen, przeciwstawiają się fatalnym systemom politycznym, które w książce zostały ukazane jako kwintesencja zła.
     
    Pierwszy tom sagi stanowił pod niemal każdym względem literackie cudo. Czy to samo można powiedzieć i o tej części? Zdecydowanie nie. W drugim PLO nie zetkniemy się już z innowacją na miarę oryginału. Grzędowicz kontynuuje zaczęte wcześniej wątki, ale w gruncie rzeczy nie dodaje wiele nowego do garnka pomysłów. Vuko przestał być "obcym w obcym kraju", orientuje się już w topografii i kulturze Midgaardu, podobnie czytelnik wie już, czego się spodziewać, przez co wykreowany świat nie urzeka jak dawniej.
     
    Zdaje się, że i samo wydawnictwo nie uważa książki za dzieło wybitne - na tylnej okładce aż trzy razy pojawiają się peany na temat poprzednika, a nikt słowem nie wspomina o literackiej jakości tej części. Czytamy: "kontynuacja fantastycznej powieści dziesięciolecia", "kontynuacja powieści nagrodzonej Zajdlem, Nautilusem, Sfinksem, Śląkfą", nawet cytat znanego autora, mający na celu zareklamowanie publikacji, stanowi kalkę z okładki pierwszej części... Nie rozumiem też zupełnie, czemu na żaglu, czy raczej proporcu widniejącym na okładce, imię "Vukko" zostało napisane, błędnie, przez dwa "k". Co tu dużo mówić, tym razem Fabryka oddała powieści niedźwiedzią przysługę. Wszystko razem raczej odstrasza czytelnika niż zachęca do zagłębienia się w lekturze, i bynajmniej nie polepsza sprawy strzępiąca się już przy pierwszym czytaniu materiałowa zakładka.
     
    W książce pada dość sporo wulgarnych określeń na niskim poziomie językowym - najczęściej po fińsku i chorwacku - które mogą skaleczyć co wrażliwsze uszy. Na ogół brzmią nie dość, że infantylnie, to jeszcze nienaturalnie, no bo kto w sytuacji ekstremalnego zagrożenia wymyślałby długie, wyszukane wiązanki po fińsku i chorwacku, bez jawnych bluzgów, zamiast ograniczyć się do prostego polskiego epitetu? Inna rzecz, że takie wtręty ubarwiają opowieść, lecz zazwyczaj wyłącznie w aspekcie humorystycznym.
     
    Czytanie urozmaicają też czarno-białe grafiki autorstwa Dominika Brońka. Najczęściej epatują masakrą - wielokrotnie pojawia się motyw czaszki, wyłupionych oczu, śmierci, nie ma prawie żadnych radosnych akcentów, dominuje ciemna szarość i grobowa czerń. Innym umilaczem są przeplatające się z rozdziałami fragmenty Eddy Poetyckiej oraz przeróżnych kireneńskich i amitrajskich pieśni (warto wspomnieć, że ich autorką jest żona pisarza, Maja Lidia Kossakowska), które luźno nawiązują do fabuły.
     
    Pomimo występowania licznych dłużyzn i zastojów akcji, miejscami sprowadzającej się do podróżowania, bijatyk i opisów ludzkiej niedoli, Grzędowicz nie pozwala zapomnieć o swojej wirtuozerii. Stopniowo wprowadza nas w tajniki magii Midgaardu, o której z pierwszej części wynieśliśmy bardzo mgliste pojęcie. Sposób, w jaki podchodzi do czarów racjonalnie myślący Vuko, każdą najdrobniejszą sztuczkę starając się wytłumaczyć naukowo - bezcenne. Co więcej, często mu to wychodzi - w tej książce zaklęcia, wbrew pozorom, dają się przenieść na grunt fizyki. Rzadko który fantasta dba o takie szczegóły. Precyzję Grzędowicza pięknie ilustruje rozdział poświęcony smokom: pisarz po kolei rozprawia się z różnymi stereotypowymi maszkarami znanymi z filmów czy książek, łopatologicznie tłumacząc, czemu nie mogłyby istnieć. Geniusz literacki autora "Księgi Jesiennych Demonów" sięga dalej. Odmawiając Vuko bionicznego wspomagacza, dał mu szansę rozwinąć inne umiejętności pod okiem specyficznych mentorów. Ale o tym już ani słowa.
     
    Zdumiewające jest, że równoległe losy Tygrysa i Vuko wciąż się nie splatają! Więcej nawet, zupełnie bez przeszkód można przeczytać najpierw rozdziały nieparzyste, a potem parzyste, i nic przy tym nie stracić (przy powtórnym czytaniu tak uczyniłam). Dostajemy od Grzędowicza jak gdyby dwie osobne, niepowiązane ze sobą książki. Mają różnych bohaterów i nawet świat przedstawiony w historii Nocnego Wędrowca jest odmienny od tego z opowieści Kirenena. Co jeszcze bardziej niezwykłe, mimo że to już drugi tom, po jego lekturze ciągle nie wiemy, skąd wynika tytuł cyklu - określenie "Pan Lodowego Ogrodu" pojawia się znienacka w różnych miejscach powieści, po czym równie nagle autor zmienia temat, skrupulatnie odmawiając uchylenia rąbka tajemnicy.
     
    Nieco drażniło mnie takie podejście - zwłaszcza odległe od siebie fabularnie losy Vuko i kireneńskiego młodzieńca. Muszę jednak przyznać, że działa to na czytelnika jak lep na muchę - przyciąga i nie pozwala się już oderwać. Nie można zaprzestać lektury, bo przecież Vuko i Filar muszą w końcu się spotkać albo chociaż o sobie dowiedzieć. Ale kiedy? W jakich okolicznościach? O tym dowiemy się pewnie w następnych tomach, choć już teraz mamy duże pole do domysłów.
    Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękujemy:



    Komentarze

    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.




    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


    Pseudonim
    E-mail
    Treść Dostępne tagi: [cytat][/cytat], [url=http://][/url]
    Przepisz poprawnie podane słowa mnustwo orkuw