Warning: Undefined array key "autologin" in /usr/home/peronczyk/domains/insimilion.pl/insimilion/twierdza/index.php on line 25 Recenzje • Pan Lodowego Ogrodu t.4 • INSIMILION

    Recenzje


    Pan Lodowego Ogrodu t.4

    Literatura » Recenzje » Recenzje
    Autor: Joisana
    Utworzono: 03.12.2012
    Aktualizacja: 03.12.2012


    Okładka Opis
    • Autor: 
      Jarosław Grzędowicz
    • Rok wydania: 
      2012
    • Wydawca: 
      Fabryka Słów
    • ISBN: 
      978-83-7574-747-8


    "Napisałem (...) książkę, która miała być jedną grubą książką, w jednym tomie. Okazało się, że ma cztery tomy. Mam tam dwóch bohaterów, cztery rodzaje narracji równocześnie, rzecz się dzieje na trzech wektorach czasowych (...), bohaterowie mówią piętnastoma językami, istnieje siedem manier nadawania imion, namnożyłem kilkaset postaci... Nic nie było trudne" - tak Grzędowicz wypowiadał się w styczniu o swoim obsypanym nagrodami cyklu, którego najnowsza, ostatnia już część właśnie ruszyła na podbój księgarnianych półek.
     
    Po widowiskowym cliffhangerze, jakim zakończył się trzeci tom, można by się spodziewać równie spektakularnego początku nowej odsłony sagi. Tymczasem pierwszy rozdział czwórki... zawiódł moje oczekiwania. Rozwój wydarzeń nie był zaskakujący, wydawało się, że autor chciał jak najszybciej przejść do następnej fazy historii. Na szczęście dalsze fragmenty zacierają początkowe złe wrażenie. Już drugi rozdział doprowadził moją wyobraźnię do ekstazy! Czego to my nie mieliśmy wcześniej - spotkaliśmy rogate, mięsożerne konie, jeździliśmy na ogromnych bojowych ornipantach, trafiliśmy na napędzany magią drakkar. Zdawać by się mogło, że niczym ciekawszym już nie będziemy podróżować, nie w Midgaardzie. Ale gdzie tam! Fantazja pisarza nie zna granic. Wierzcie mi - to, co zabierze nas w drogę tym razem, przyćmiewa nawet tamte rewelacyjne pomysły.
     
    Czwarty tom jest najdłuższy ze wszystkich. Ma grubo ponad 800 stron. I bardzo dobrze! Te kilkaset przesiąkniętych czarem słów kart przemija niezauważenie. Najnowszemu PLO udało się uniknąć grzechu drugiej części: zapychaczy. Sprawiały one, że przez niektóre kawałki trzeba było mozolnie brnąć, by przejść do ciekawszych. Tutaj cały czas się coś dzieje. Jest tyle zainicjowanych tematów, że po prostu nie ma innej opcji - autor musiał wreszcie spleść ze sobą wszystkie sznureczki wątków i zawiązać ten ostatni supełek. Czasami daje się zauważyć przeskoki czasowe. To o tyle dziwne, że Grzędowicz słynie z prowadzenia fabuły ciągłej, niepomijającej żadnych wydarzeń. Taka odmiana znajduje usprawiedliwienie w tym, że gdyby książka była jeszcze obszerniejsza, Fabryka pewnie by jej nie mogła wydać w jednym tomie.
     
    Czwarta część kumuluje dobre aspekty poprzednich. Pomysły, które wydawały się jednorazowe i nawet zapomniane przez autora, tutaj powracają z nową mocą, w nieoczekiwanych momentach. To mi się bardzo spodobało, bo szczerze obawiałam się, że przynajmniej kilka rzeczy całkiem odejdzie w niepamięć - nawet tych ważnych.
     
    Przystępując do lektury, miałam w głowie pewną wizję tej książki. Podejrzenia, jaką formę przybierze finał historii, na czym skoncentruje się akcja. Myliłam się co do jednej rzeczy - byłam przekonana, że dużo więcej będzie mowy o van Dykenie, Passionarii Callo, Ulrike Freihoff, czy wreszcie Olafie Fjollsfinnie. Oczywiście, są obecni, słyszy się o nich, ale większość czasu kryją się gdzieś w tle opowieści (poza mistrzem Fjollsfinnem). Natomiast najzupełniej słusznie oczekujemy rozstrzygającej wszystko, wielkiej, epickiej bitwy - i to nie jednej! Jak można się było spodziewać, już oficjalnie dowiemy się, czemu zawdzięcza tytuł saga, chociaż jestem pewna, że tego każdy fan jest w stanie dociec samodzielnie - autor czynił sugestie i we wcześniejszych tomach.
     
    Jeśli chodzi o aspekty pozafabularne, to dziwiło mnie, skąd nagła konsekwentna zmiana pisowni z "arkabalista" na "arkubalista". Na spotkaniu autorskim wyjaśniło się, że pisarz celowo poprawił zapis - w języku łacińskim mamy słowo arcuballistae, więc prawidłowy przekład powinien zawierać "u". Z błędów, jedynym rażącym było nieustanne zjadanie ogonków przy "ą" i "ę", chociaż istnieje wątpliwa szansa, że w finalnej wersji pojawią się wszędzie, gdzie tego wymagają deklinacja i logika. Innowacją jest dołączony do książki minisłowniczek. Wypadł mocno średnio - podczas lektury potrzebowałam z niego kilka razy skorzystać i w dwóch na cztery przypadki zabrakło szukanego przeze mnie zwrotu. Wbrew szerzącym się plotkom, Grzędowicz oparł się trendowi gatunku i ostatecznie do czwartego tomu nie została dołączona mapka świata.
     
    Rysunki komentować mi trudno, gdyż w egzemplarzu recenzenckim są małe i niemal czarne, aczkolwiek mogę powiedzieć jedno - tym razem nie tylko do wersji twardookładkowej, ale też miękkiej przygotował je Dominik Broniek (jest ich znacznie więcej niż w miękkich wydaniach tomów 1-3, są też staranniejsze, bardziej realistyczne). Na tyle, na ile mogę to ocenić, dobrze budują nastrój powieści.

    Zakończenie Pana Lodowego Ogrodu wypada niemal perfekcyjnie. Jest refleksyjne i odrobinę smutne, napawające optymizmem, a na dodatek spuentowane zaskakującym, humorystycznym akcentem. Wyjaśnia się w nim parę spraw, a niektóre pozostają na zawsze osnute mgiełką tajemnicy... Dla mnie bomba!

    Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękujemy:



    Komentarze

    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.




    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


    Pseudonim
    E-mail
    Treść Dostępne tagi: [cytat][/cytat], [url=http://][/url]
    Przepisz poprawnie podane słowa mnustwo orkuw