Serious Sam 3: BFEjest kontynuacją przygód dobrze znanego „poważnego” obrońcy ludzkości. Również tym razem przyjdzie nam walczyć z hordami obcych dowodzonych przez złego Mentala, który upatrzył sobie Ziemię jako swój następny cel do anihilacji. Ludzie ze studia Croteam – odpowiedzialnego za stworzenie gry – wykonali kawał naprawdę dobrej roboty, prezentując nam to, czego od serii zawsze oczekiwaliśmy. Nieskomplikowana rozgrywka, ogromne, zwykle kończące się rzezią bitwy oraz specyficzny humor tytułowego bohatera sprawiają, że BFE niewiele odstaje od swoich poprzedników.
Fabuła przenosi nas – ponownie – do Egiptu, gdzie przy pomocy wehikułu czasu musimy cofnąć się w czasie i pokonać Mentala, zanim ten urośnie w siłę – studio Croteam ponownie nie zaskakuje w tworzeniu pachnącej nowością historii. Co jest rzeczą w tym przypadku dobrą, gdyż właśnie tego oczekiwali gracze – przewidywalności. Kto choć trochę poznał serię Serious Sam, wie, czego się spodziewać i ani trochę się nie zawiedzie. Ponownie dostajemy do dyspozycji ogromny arsenał broni i rosnących w moc przeciwników. Ci co choć raz zagrali w jakąkolwiek część serii będą wiedzieli co daje takie połączenie. I o ile sam początek rozgrywki wlecze się niemiłosiernie, bardzo szybko dochodzimy do tego momentu, który pokazuje, że BFE nie stracił nic z mocy poprzednich odsłon.
Najlepszym aspektem walki jest – o dziwo – zupełne oderwanie od realizmu. Rzeczy, któte już dawno powinny zabić Sama, zostawiają na nim ledwie zadrapania, a porozrzucane dookoła apteczki czy kawałki zbroi natychmiastowo potrafią go wyleczyć. Bez zbędnych animacji czy czekania, wszystko ma się dziać jak najdynamiczniej. W grze występuje niewiele miejsc, gdzie będzie można odpocząć od walki, a jeśli już się takie znajdą, to można być pewnym, że szykuje się naprawdę zdrowa jatka. Chwila oddechu potrzebna na zebranie amunicji, zdrowia i tarcz jest odpowiednia, aby dobrze rozkręcić miniguna i wjechać w przeciwników falą rozgrzanego ołowiu. Poza tym, serio – kto będzie pytał o realizm w grze, w którejogromne arsenały porozrzucane są po pustyni?
Niestety, ciągłe walki momentami mogą być nużące, zwłaszcza, gdy natrafiamy na plansze, na których zostajemy zmuszeni biegać dookoła w celu zebrania kilku przedmiotów. To mogło być zabawne przy pierwszym razie, ale powtarzanie tego do znudzenia staje się najzwyczajniej monotonne. Nawet system walk z bossami został ogromnie okrojony. W BFE nie toczymy potyczek z monstrualnymi, imiennymi bossami. Zamiast tego zespół Croteam zaserwował nam starcia ze zwykłymi przeciwnikami posiadającymi pasek życia. Fakt, zabicie biomechanoida, mając do dyspozycji tylko podstawowe bronie,może być problematyczne, co nie zmienia faktu, że w późniejszych częściach gry będziemy masakrowali je setkami.
Jednego nie można jednak odmówić twórcom – oprawa audiowizualna stoi na najwyższym poziomie. Wszystkie plansze są dobrze dopracowane w najdrobniejszych szczegółach – jak choćby napisy na ścianach, które faktycznie można odczytać. Ekipa Croteam postarała się, żeby wszystkie mapy były wyjątkowe i zostawiały po sobie dobre wrażenie. Najbardziej dynamiczna akcja dzieje się w miejscach zupełnie otwartych. Takich, w których z każdej strony nachodzą nas armie przeciwników i nie ma nawet mowy o chwili wytchnienia czy ukrycia się. Istnieją również poziomy rozgrywane w zupełnych ciemnościach, gdzie wrogowie zostali dobrani tak, żeby nie atakowali od razu. Czają się w mroku tylko po to, żeby wyskoczyć, gdy stracimy czujność, po czym wracają do chowania się w cieniach i oczekiwania na kolejną sposobność do natarcia.
Co zaś tyczy się soundtracku, ten po prostu robi wrażenie. Miejscami jest prosty i spokojny, kiedy jednak trzeba, nabiera tempa, niejako alarmując gracza o tym, że zbliża się niebezpieczeństwo. Potrafi też czasami zaskoczyć, gdy w pozornie spokojnej okolicy pojawiają się naprawdę mocne dźwięki – po czym zwykle rozpoczyna się masakra, co idealnie współgra z lecącym z głośników motywem. Również głos głównego bohatera został dobrze dobrany. John Dick doskonale odgrywa Sama, dodając odpowiedniego charakteru tekstom postaci. Nikt tak, jak on nie potrafi wyśmiać przeciwnika zaraz po jego anihilacji. Niestety, głos często nie współgra z tym, codzieje się na ekranie – animacja ruchu ust jest na poziomie podłogi. Nie uświadczymy tego zbyt często, gdyż przerywników w grze jest niewiele, a i na nich Sam częściej coś rozwala niż mówi.
Produkcja miejscami potrafi zaskoczyć trudnością. W większości była dla mnie przechadzką po parku, nawet na poważnym poziomie, zdarzały się jednak momenty, któte nawet na łatwym sprawiłyby problemy największym FPS-owym wyjadaczom.Na pewnych planszach musiałem zatrzymać się nawet na godzinę, nie potrafiąc przejść przez nawałnicę przeciwników. Sama walka z ostatnim bossem była tak nierealnie trudna, że z przykrością obniżyłem poziom trudności. Ukończenie samej kampanii zajęło mi kilkanaście godzin, jednak na tym zabawa się nie kończy – 16-osobowy multiplayer tylko czeka, aż się za niego wezmę.
Serious Sam 3: BFE nie należy do gier, które spodobają się każdemu. Mało wymagająca rozgrywka polegająca na ciągłym trzymaniu lewego przycisku myszy może odegnać od siebie graczy poszukujących umysłowych wyzwań. Jednak ludzie lubujący się w intensywnej akcji powinni być zachwyceni tym tytułem. Zwłaszcza, że jest to powrót starego, dobrego „poważnego” Sama. Nie jest to jednak produkcja bez wad. Długi czas uruchamiania gry, niektóre błędy graficzne i wybitnie szczątkowa sztuczna inteligencja przeciwników sprawiła, że daleko jej do idealnegoFPS'a. Nie pozostaje nam nic innego, jak czekać na Serious Sam 4 z nadzieją, że tym razem zespół Croteam naprawi dotychczasowe niedogodności.