Okładka | Opis |
|
Smoki to stworzenia chyba najczęściej wykorzystywane w fantasy. Teoretycznie więc kolejna książka o nich nie powinna wzbudzać sensacji. Może i tak by było, gdyby nie kilka drobnych faktów. Po pierwsze, „Smok Griaule” opatrzony jest znaczkiem Uczty Wyobraźni, a to samo w sobie jest gwarancją jakości. Po drugie, autorem jest Lucius Shepard – pisarz może niezbyt znany w Polsce, za to bardzo ceniony na świecie (całkiem słusznie z resztą). I po trzecie: nie często spotyka się smoka długiego na sześć tysięcy stóp i uśpionego zaklęciem od tysiącleci.
„Smok Griaule” to zbiór sześciu opowiadań, z których część była już w Polsce wydana w różnych czasopismach branżowych. Niemniej, było to lata temu i bardzo dobrze, że teksty zebrano w jednej książce. Pierwszym jest „Piękna córka poszukiwacza łusek”, opowiadanie w konwencji fantasy, gdzie wraz z tytułową córką poznajemy bogate wnętrze Griaule’a i zadanie, jakie jej zlecił. Następny to „Ojciec Kamieni” – bardziej thriller prawniczy, niż fantasy. „Człowiek, który pomalował smoka Griaule’a” trzon fabuły zawiera już w tytule. Dodam jedynie, że celem malowania było zadanie gadowi podstępnej śmierci. „Dom Kłamcy” opowiada o zadaniu, jakie jaszczur wyznaczył pewnemu mężczyźnie i smoczycy, zaś „Łuska Taborina” przestrzega, aby nie pocierać znalezionych przypadkowo łusek. Zaś „Czaszka” jest (cytując niezwykle trafny opis z okładki) „zupełnie nowym opowiadaniem, stanowiącym nieoczekiwaną kontynuację znanych wątków, w którym Shepard wplata sagę o prastarym baśniowym potworze w polityczne realia współczesnej Ameryki Środkowej”.
Kiedy pojawia się smok, wraz z nim nadchodzi etykietka z napisem „fantasy”. Tymczasem proza Sheparda wymyka się takim klasyfikacjom. Figlarnie balansuje na krawędzi pomiędzy fantastyką i realizmem magicznym, czasem przechylając się w stronę historii alternatywnej. W połączeniu z niezwykłą subtelnością i sprawnością języka (ach, te niesamowite opisy, te barwne obrazy słowem malowane!) daje to niezwykłe efekty.
Jednym z najbardziej rozpoznawalnych elementów prozy Sheparda (poza stylem) są jego bohaterowie. Nie znajdziemy wśród nich herosów o nieposzlakowanej opinii, szlachetnych młodzieńców czy panien nadobnych i skromnych. Wszyscy są ludźmi (chyba, że akurat są smokami) i na ludzką miarę ich skrojono. Autor najwyraźniej lubi bawić się ich słabościami, uwypuklać świństwa, do których są zdolni tylko po to, żeby zaraz zrównoważyć je jakimś dobrym uczynkiem. Często też gmatwa pobudki i komplikuje myśli, aby któryś, broń Boże, nie wydał się czytelnikowi zbyt jednoznaczny. W połączeniu z zamiłowaniem do realizmu (czasem na granicy obrzydliwości, jednak nigdy nie wychodzącym poza nią) bywa to mieszanka piorunująca. Ta zasada ciekawie wygląda w przypadku samego Griaule’a, gdzie autor nawiązuje do smoka kanonicznego, jeszcze z legend – takiego, który był potężnym, ale jednak potworem. Rzadko miewamy takich bohaterów w nowych książkach, więc warto pochylić się nad perełką.
Proza Sheparda jest niezwykła – subtelna, ale mocna i nie stroniąca od konkretów, gdzie niesamowite opisy pradawnej bestii przeplatają się z odwzorowanym z fotograficzną dokładnością brudem slumsów, a ten z całym spektrum (od fizjologicznej obrzydliwości do uniesienia) kadrów erotycznych. Jednocześnie autor z upodobaniem gmera w ludzkiej psychice. Jeśli chcecie się przekonać, co tam znajduje, musicie koniecznie przeczytać.