Okładka | Opis |
|
Poprzedni tom przygód tytułowego Sztejera w mniejszym lub większym stopniu zapoznawał nas ze specyfiką świata stworzonego przez Roberta Forysia – post-apokaliptycznej wizji, w której bynajmniej nie dominują radioaktywne pustynie ani też ruiny metropolii pełne mutantów. Świat po apokalipsie w „Sztejerze” to świat, który do złudzenia przypomina obraz fantasy. Jak po mało udanych dwóch pierwszych opowiadaniach z cyklu prezentują się kolejne przygody niezbyt sympatycznego awanturnika?
Wybór opowiadań jest niewiele bogatszy niż poprzednio – w drugim tomie „Sztejera” otrzymaliśmy trzy krótkie historie z tytułowym bohaterem w roli głównej. Pierwsza z nich, „Prosta robota”, od razu przenosi nas w suchsze klimaty – Sztejer dość szybko pakuje się w poważne tarapaty, a nieprzychylność lokalnej królowej to tylko jeden z problemów, jakie napotka na swej drodze. „Wyprawa”, drugie z opowiadań, jest częścią historii powrotu bohatera w rodzinne strony (do Torunium, siedziby świętego Tedeusza). Opowiadanie to w konstrukcji łudząco przypomina „Jądro ciemności” Conrada (chociażby postacią lokalnego watażki, który zdołał zjednać sobie wrogie plemiona). Trzeci tekst, „Okup”, to – jak sam tytuł wskazuje – historia, w której Sztejer będzie swego rodzaju mediatorem. Na swój sposób – ciężko oczekiwać od niego korzystania z osiągnięć dyplomacji.
Z pewnością drugi tom przygód Wiedźminopodobnego rębajły jest bardziej zróżnicowany – zarówno w kwestii tła, jak i samych historii. W praktyce wraz z Sztejerem zwiedzimy trzy diametralnie różne krainy. Od pustynnej siedziby asasynów i fanatyków religijnych przejdziemy przez stepy aż do starej, umiarkowanej klimatycznie Europy. W sposobie konstrukcji fabuły także zaszły zmiany – wreszcie teksty nie przypominają jednego schematu, w jakim protagonista dosłownie biega za zadaniami, przy okazji mordując Bogu ducha winnych przechodniów. W „Sztejerze 2” widać znacznie więcej spontaniczności i prób dostosowywania się bohatera do sytuacji.
Nic nie zmieniło się natomiast w samym Sztejerze. Poprzednim razem przypominał on kiepską parodię anty-bohatera, na jakiego stara się wykreować go jego stwórca. W drugim tomie jego przygód jest nawet jeszcze gorzej. I to z prostej przyczyny – zaczął on ewoluować i odkrywać w sobie pokłady dobra. Paradoksalnie ten proces w połączeniu z jego płytkością i bliżej niesprecyzowanym charakterem dał personę „odświeżoną” w złym kierunku i jeszcze bardziej nijaką. W Sztejerze brakuje tego pierwiastka zła, który naprawdę kazałby nadać mu miano ostatniej gnidy, gotowej za garść miedziaków sprzedać własną matkę.
Coraz mocniej zacierają się ślady rzekomej post-apokalipsy w świecie „Sztejera”. O ile w poprzednim tomie można było napotkać na kilka poszlak mówiących o wojnie atomowej, tak recenzowany tom można bez najmniejszych wątpliwości przypisać do gatunku fantasy z niewielkimi elementami techniki. Z wiadomych względów brakuje tylko magii – ta jednak została zastąpiona przez różnorakie wynalazki.
Drugi tom przygód Sztejera trzyma zdecydowanie wyższy poziom niż dwa mdłe i nijakie opowiadania w pierwszej części przygód awanturnika. W recenzowanej książce widać już znacznie więcej różnorodności w przygodach głównego bohatera, jak i jego zachowaniu – nareszcie podejmuje on decyzje w zależności od sytuacji, w której się znajduje, a nie rozwiązuje każdego problemu za pomocą swojego wiernego obrzyna. Niemniej w „ogniu” zmian Sztejer został spłycony jeszcze bardziej – co sprawia, że trudno polecić tę książkę osobom szukającym bohatera złego aż do szpiku kości. Jeśli zaś traktować ją jako szybkie czytadło, z pewnością spełni ona swoją rolę.