Warning: Undefined array key "autologin" in /usr/home/peronczyk/domains/insimilion.pl/insimilion/twierdza/index.php on line 25 Recenzje • Wielka inwersja • INSIMILION

    Recenzje


    Wielka inwersja

    Literatura » Recenzje » Recenzje
    Autor: Joisana
    Utworzono: 10.12.2011
    Aktualizacja: 10.12.2011


    Okładka Opis
    • Autor:
      Catherine Asaro
    • Tytuł oryginału:
      Primary Inversion
    • Tłumacz:
      Marcin Mortka
    • Rok wydania:
      2011
    • Wydawca:
      Fabryka Słów
    • ISBN:
      978-83-7574-580-1

    „Nigdy nie zabijamy bez skrupułów. To niemożliwe. Jesteśmy empatami. Wiemy, co czują nasze ofiary” - taką adnotację znajdujemy z tyłu okładki. - „Nie masz przede mną sekretów. Słyszę Twoje myśli i czuję Twój lęk. Moduł wszczepiony w kręgosłup napina mentalną smycz... Nie zabijaj – cedzi wprost w umysł. Maszyna poskramia duszę.”

    Jeśli po przeczytaniu tych słów już wiesz, że przy pierwszej nadarzającej się okazji "Wielka inwersja" trafi do Twoich rąk - nie potrzebujesz mojej rekomendacji; książka na pewno Cię nie rozczaruje. Jeśli jednak ciągle uważasz oddanie się jej lekturze za zbyt ryzykowne, postaram się rozwiać Twoje wątpliwości. Przybliżę nieco powody, dla których warto sięgnąć po tę pozycję – i jednocześnie powiem, czemu lepiej trzymać się od niej z daleka.

    Główni bohaterowie to czwórka Jugernautów – świetnie wyszkolonych, zmodyfikowanych biologicznie i mechanicznie żołnierzy, którzy pilotują kosmiczne myśliwce. Wyposażeni we wspomagające implanty, posiadający w ciele światłowodowe włókna przewodzące impulsy nerwowe, obdarzeni zdolnością wyczuwania nastrojów osób w otoczeniu – są śmiertelnie groźną bronią, niemal maszynami do zabijania. Lecz pozostając ludźmi, zachowują własne uczucia – znają koszmar, który przeżywają ich ofiary moment przed śmiercią.

    Dość chwytliwy motyw. Catherine Asaro wycisnęła z niego tyle, ile tylko można, czyniąc przez to swoją powieść wyjątkową. Oprócz typowych dla science fiction kosmicznych strzelanin oraz charakterystycznych rozważań w stylu „co by było gdyby”, dostajemy coś ekstra – wątek empatii. Empaci – to osoby, które potrafią odczuwać emocje ludzi w swoim otoczeniu, a o ile są dostatecznie silni – nawet słyszeć ich myśli. Ich antytezą są Aristo – czerpiący perwersyjną przyjemność z cierpienia innych. Kiedy empata zadaje komuś ból, cierpi razem z nim. Kiedy czyni to Aristo, wpada w ekstazę...

    Na dużą pochwałę zasługuje drobiazgowość, z jaką Asaro splata ze sobą elementy fabuły. Obcując z powieścią, odnosimy wrażenie, że chociaż z pozoru trzymamy się pojedynczej nitki, to w rzeczywistości mamy do czynienia z całym wzorzystym dywanem pomysłów. Raz za razem pojawiają się poboczne wątki, zalążki większych treści – niestety w sporej mierze są one zupełnie pomijane w dalszym biegu powieści. Zupełnie jakby autorka wpadła na ciekawą ideę, pospiesznie ją spisała, żeby tylko nie zapomnieć, a potem zabrakło jej motywacji do kontynuowania wątku.

    Taki sposób narracji sprawia, że czytelnik zyskuje możliwość nie tylko biernej obserwacji akcji, ale zanurzenia się w niezwykłym świecie powieści. Książka – niczym wspomniany dywan – rozkłada się przed nami powoli, ukazując to, co zechcemy ujrzeć. Każdy bohater ma swoją historię; znajomych, rodzinę, wrogów. Fabuła luźno dryfuje wokół głównego wątku, dając możliwość poznania złożonych relacji pomiędzy mieszkańcami wszechświata, topografii planet, wynalazków, itd. Takie naukowe i kulturowe smaczki są obecne właściwie na każdej stronie, dzięki czemu „Wielka inwersja” nabiera niesamowitego klimatu. Napięcia pomiędzy poszczególnymi stronnictwami znajdują uzasadnienie. Jesteśmy sobie w stanie wyobrazić – dzięki talentowi Asaro – zarówno życie przeciętnego człowieka, jak i funkcjonowanie całej struktury społecznej.

    To właśnie, w mojej skromnej opinii, największy atut książki: wyjątkowa złożoność – wręcz wizyjność przedstawionej na jej łamach rzeczywistości. Oczywiście, „Wielka inwersja” ponosi sromotną porażkę w starciu z dziełami pokroju „Diuny” czy „Władcy Pierścieni”, ale i tak wypada dużo powyżej oczekiwań.

    Ilekroć autorka wprowadza coś, co zdaje się sprzeczne z nauką, wyjaśnia, na jakiej zasadzie mogłoby to działać, dzięki czemu jej obraz świata zyskuje na wiarygodności. Opisy osiągnięć technologicznych są szczegółowe. Bardzo. Potrafią ciągnąć się przez ładnych parę stron. Ma to swoje wady i zalety – powieść powinna spodobać się miłośnikom nauk technicznych, fizyki, matematyki, itp., ale przeciętnego czytelnika takie podejście do tematu może momentami męczyć.

    Nie mnie polemizować, czy pomysły autorki mają rację bytu. Od siebie mogę powiedzieć, że są efektowne. Ot, choćby chodnik, który reaguje na emocje chodzących po nim osób, zmieniając fakturę i kolor. Albo kwestia prędkości ponadświetlnej – rozwiązanie jej poprzez przypisanie podróżującym osobom zespolonej masy. Warto mimochodem wspomnieć, że Asaro, rodzicielka wspomnianych koncepcji, ukończyła aż trzy kierunki – chemię, fizykę oraz fizykę chemiczną.

    Co do fabuły, niestety na oryginalność nie ma co liczyć. Akcja w niczym nie odbiega od schematów fantastyki naukowej. Oczywiście pierwszoplanowa bohaterka, Sauscony, jest wyjątkowa, oczywiście pochodzi z panującego rodu, oczywiście przeżywa liczne rozterki miłosne (bo jakaż bohaterka literacka się uchowa od romansów), oczywiście ma do wypełnienia misję, oczywiście trafia w sam środek intrygi. Wielokrotnie postępowanie dziewczyny przyprawia czytelnika o dreszcze – ciągłe roztkliwianie się nad sobą, zakochiwanie się w każdym napotkanym facecie, porywanie się z motyką na słońce... No, może nie całkiem z motyką i nie całkiem na słońce. Sauscony wpadła na przykład na pomysł ratowania planety, atakowanej przez kosmiczną flotę, w cztery osoby... Fakt, czworo Jugernautów połączonych mentalnie z najnowocześniejszymi myśliwcami, ale jednak... A wszystko to – oczywiście – na tle wielkiego politycznego konfliktu – tutaj toczonego pomiędzy Eubianami, Sojuszem Ziemskim oraz Imperium Skoliańskim. Brzmi znajomo?

    Można by polemizować, czy u Asaro postacie są papierowe, czy wręcz przeciwnie. Weźmy dla przykładu wspomnianą Sauscony. Często zachowuje się nieracjonalnie; podrywanie połowy męskiego rodu to zaledwie początek jej ekstrawaganckich poczynań. Poza tym łączy w sobie naiwność prostej dziewczyny z potęgą przywódczyni Jugernautów, choć trudno dać wiarę, że ktoś naprawdę mógłby funkcjonować w tej podwójnej roli.

    Pisarka czyni wszystko, by usprawiedliwić postępowanie bohaterki – dodaje jej mroczną przeszłość, kompleksy, rozterki moralne, w końcu nawet fabularnie kieruje ją do fachowego psychiatry dla Jugernautów, tzw. prostownika. Za ten pomysł należy się jej naprawdę duży plus – wprowadzając do fikcyjnego świata biomechanicznych Jugernautów, wzięła pod uwagę, że takie półludzkie byty mogłyby mieć poważne problemy natury psychicznej – stworzyła więc na ich potrzeby zawód specjalnego psychologa.

    Przekazywaną historię poznajemy z perspektywy Sauscony. Dzięki temu akcja toczy się wartko, ani razu się nie dłuży, czekamy z zapartym tchem na dalszy rozwój wydarzeń, a co więcej, dostajemy nie suchy opis, a pełen obraz – wzbogacony o komentarze, przekleństwa i żartobliwą ironię bohaterki.

    Można odnieść wrażenie, że autorka ma perwersyjną skłonność do opisywania świateł i kolorów. Gdzie nie pojawi się charakterystyka miejsca, zaraz czytamy, że coś tam lśni, błyska, jarzy się, jaśnieje, i tak dalej. Podkreślane jest to nie wiedzieć czemu po raz n-ty... Na szczęście, pomijając ten drobny szkopuł, opisy są prowadzone bardzo ładnie.

    Od strony językowej, kilka rzeczy drażni oko wyczulonego na błędy czytelnika. Po pierwsze, odmiana słowa... no właśnie... - Jugernauta czy Jugernaut? Brakuje tutaj konsekwencji. Chociaż na okładce wyraźnie widnieje „jestem Jugernautem”, to wewnątrz dominuje forma „Jugernautą”. To akurat lekki błąd, pewnie kwestia tego, że słowo raczej nie jest w Polsce w powszechnym użyciu. Dziwi też, czemu nie zostało zachowane podwójne „g”, jak w oryginalnym angielskim „juggernaut”. Zwróciłam też uwagę na to, że nieprawdopodobnie dużo nazw zawiera przedrostek psi-. Mamy psibernautów i psiberprzestrzeń, psikony i psifony, a także psiaminię na dokładkę. Trochę to nużące. Kolejną sprawą jest nieustanne zachowywanie w tłumaczeniu liter „v”, „x”, i „q” - devastator, nervoplex.

    „Wielka inwersja” jest literackim debiutem Catherine Asaro i zarazem pierwszą jej książką przetłumaczoną na język polski, stanowi jednak zaledwie wstęp do – liczącej sobie w chwili obecnej około piętnastu części – sagi o Imperium Skoliańskim. Choć w Polsce Asaro nie należy do najbardziej znanych pisarek, stworzyła też dużo innych utworów spod znaku fantasy i sf, ma również na swoim koncie mnóstwo prestiżowych nagród – jest wielokrotną zdobywczynią Nagrody Nebula, a także laureatką Sapphire Award i Prism Award.

    „Wielką inwersję” na pewno warto przeczytać, ale raczej ze względu na pomysły niż akcję. Jest dziełem po trosze o wszystkim, więc każdy powinien w niej znaleźć coś dla siebie (chociaż pewnie w szczególności osoby o umyśle ścisłym). Proste, krótkie zdania sprawiają, że czyta się łatwo i przyjemnie, zaś dodatkowego uroku użycza lekki, niewymuszony humor bohaterów. Mnie książka się podobała, miejscami dużo bardziej niż przeciętny utwór gatunku, ale mimo wszystko nie nazwałabym jej arcydziełem. Jest za to odprężającą lekturą, zwłaszcza po ciężkim dniu pracy czy nauki.

    [PROMOCJA] Kup "Wielka inwersja" - cena: 39,90 zł



    Komentarze

    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.




    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


    Pseudonim
    E-mail
    Treść Dostępne tagi: [cytat][/cytat], [url=http://][/url]
    Przepisz poprawnie podane słowa mnustwo orkuw