Warning: Undefined array key "autologin" in /usr/home/peronczyk/domains/insimilion.pl/insimilion/twierdza/index.php on line 25 Recenzje • Wielka księga opowieści o czaro... • INSIMILION

    Recenzje


    Wielka księga opowieści o czarodziejach t.1

    Literatura » Recenzje » Recenzje
    Autor: Joisana
    Utworzono: 23.07.2012
    Aktualizacja: 23.07.2012


    Okładka Opis
    • Autorzy:
      Steve Rasnic Tem, Richard A. Lupoff, Doug Hornig, Tom Holt, Tim Pratt, Diana Wynne Jones, John Morressy, Clark Ashton Smith, Michael Kurland, Michael Moorcock, Robert Weinberg
    • Opracowanie:
      Mike Ashley
    • Tytuł oryginału:
      The Mammoth Book Of Sorcerers' Tales
    • Tłumacz:
      Marcin Mortka
    • Rok wydania:
      2010
    • Wydawca:
      Fabryka Słów
    • ISBN:
      978-83-7574-122-3

    Z okładki patrzy na nas poczciwie, acz tajemniczo wyglądający starszy pan, wyposażony w całą masę przyrządów, których przeznaczenia trudno się domyślić. Wśród nich znajomo wygląda tylko blaszany czajnik, staromodny zegarek, lampka oraz skórzana walizka. Oprócz tego jakaś korbka, fragment zbroi, almanach ze złotymi ikonami, koła zębate – pomieszanie z poplątaniem, czysty steampunk. Trudno się jednak spodziewać, by przeciętny śmiertelnik mógł odgadnąć, do czego służy ekwipunek czarodzieja, bo nie kim innym jest jegomość z okładki. Grafika robi ogromne wrażenie i niesamowicie zachęca do bliższego zapoznania się z książką.
                                                        
    Na tylnej okładce umieszczono ofertę pracy – poszukiwany wykwalifikowany czarodziej, mający doświadczenie w pokonywaniu demonów. Zagwarantowana praca w przyjaznym zespole, wynagrodzenie: wypasiona czapka. Ten dowcipny tekst jest jednak zwodniczy, bo już we wstępie okazuje się, że książka nie całkiem tego dotyczy. Mało w niej śmiesznie ubranych staruszków, koniecznie w wyróżniającej się szpiczastej tiarze. Co więcej, antologia nie ma tak humorystycznego wydźwięku, jak sugerowałby przedstawiony wycinek z działu ogłoszeń... Co zresztą bardzo chwali się Mike'owi Ashleyowi, który wybrał opowiadania wchodzące w jej skład. Postawił sobie za cel oddać czarodziejów w bardzo różnym świetle, więc w zbiorku zetkniemy się oczywiście także z tymi prostodusznymi dziwakami, wymachującymi różdżką, ale również z magami, których moc jest o wiele bardziej subtelna.
     
    Warto wspomnieć, że antologia stanowi raptem jedną z dwunastu książek póki co opublikowanych przez Fabrykę Słów w cyklu „Wielka księga...”. Jest pięknie i sensownie wydana. Każde opowiadanie poprzedza notka o autorze oraz czarno-biała grafika, a kończy mały obrazek dotyczący zazwyczaj kluczowego artefaktu czy idei w danej historii. Drobnym minusem, o którym jednak warto wspomnieć, jest niedokładność – nie wiem, komu ją przypisać, najpewniej korektorowi – zdarzają się literówki i zła odmiana wyrazów... Ale to na szczęście tylko odrobinę przeszkadza w lekturze.
     
    Opowiadań w książce znajdziemy aż jedenaście, z czego trzy zostały napisane specjalnie na potrzeby „Wielkiej księgi...”, a resztę Ashley starannie dobrał spośród wielu tekstów – zarówno powszechnie cenionych autorów, jak i mniej znanych pisarzy. Ogromną zaletą antologii jest jej różnorodność. Każdy twórca ma inny styl, inną wizję magii, inne pomysły na to, do czego człowiek wykorzystałby czary. Utwory są też mniej i bardziej fantastyczne, sporo z nich ma fabułę osadzoną w naszym świecie. W gruncie rzeczy tylko trzy opowiadania zaliczyć można do klasycznego fantasy: „Sagę o Theare”, „Władcę Chaosu” oraz „Skażenie nadprzyrodzone”.
     
    W „Sadze o Theare” prawie nie ma czarodziejów, za to występuje wielu bogów. Nigdy wcześniej nie przeczytałam niczego autorstwa Diany Wynne Jones, dlatego tym bardziej ucieszyłam się, że antologia dała mi tę możliwość. To właśnie ta pani napisała „Ruchomy Zamek Hauru”, książkę, na podstawie której powstało nominowane do Oscara anime o tym samym tytule. „Saga o Theare” jest dziwnym dziełem. Opowiada o boskim synu, który został zesłany przez ojca do równoległego uniwersum, by nie mogła wypełnić się związana z nim przepowiednia, w myśl której on właśnie ma przyczynić się do rozpadu świata. Utwór porusza ciekawe wątki: na ile człowiek jest w stanie zmienić własną przyszłość, a na ile przepowiednia musi się wypełnić, a także w jakim stopniu bogowie potrzebują ludzi, by istnieć. Głównym bohaterem jest chłopiec, który zadaje dużo kłopotliwych pytań. Przeczytać warto – opowiadanko przyjazne, humorystyczne, a przy tym daje trochę do myślenia.
     
    „Władca Chaosu” nie zaskoczy nikogo, kto zetknął się już wcześniej z twórczością Michaela Moorcocka. Reprezentuje sobą kwintesencję stylu pisarza: tekst roi się od obco brzmiących nazw, pojawiają się filozoficzne przemyślenia, a główny wątek dotyczy podboju świata. To opowiadanie jest zdecydowanie najbardziej fantasy ze wszystkich w zbiorku. Swobodnie można je zaliczyć do odmiany heroic(epicki pierwszoplanowy bohater pokonuje armie potworów i czarnoksiężników), lecz końcówka nadaje tekstowi bardziej uniwersalny wymiar.
     
    „Skażenie nadprzyrodzone” Toma Holta to opowiadanko o czarodzieju-nieudaczniku życiowym. Przypadek stawia pechowca w sytuacji, w której musi zmierzyć się z nieznanym kusicielskim bytem. Jako święcie wierzący w procedury, wie, że powinien zgłosić precedens zwierzchnikom, a gdy to robi, okazuje się, że wszyscy są zajęci pracą w plenerze i świat wali mu się na głowę, bo musi sam jeden walczyć z demoniczną siłą, która ucieknie się do niejednego podstępu, by w końcu przejąć kontrolę. W tym opowiadaniu najbardziej interesujące są próby, jakim musi stawić czoła główny bohater. W której z nich w końcu polegnie?
     
    Poczułam się mile zaskoczona obecnością w zbiorku fantastyki detektywistyczno-kryminalnej, i to reprezentowanej aż przez dwa opowiadania. Pierwsze z nich, „Czego potrzeba do rytuału” Michaela Kurlanda, zawiera ciekawy pomysł na praktyczne zastosowanie magii: magię dochodzeniową. Akcja rozgrywa się w zasadzie w naszym świecie, w którym od stosunkowo niedawna funkcjonuje magia i wciąż wielu ludzi nie jest przekonanych co do jej istnienia. Dzięki zastosowanej pierwszoosobowej narracji możemy się lepiej wczuć w opowiadaną historię. Autor pisze z bardzo przyjemnym w odbiorze poczuciem humoru, a odpowiedź na tytułowe pytanie pozytywnie zaskakuje.
     
    Inny utwór z tego podgatunku, jednak w porównaniu do poprzednika znacznie bardziej brutalny i realistyczny, to „Siedem kropli krwi” Roberta Weinberga. Dzięki wartkiej akcji stanowi smaczny czytelniczy kąsek. Wątek kryminalny miesza się tutaj z okultystycznym. Czytając, nieustannie miałam wrażenie, że autor wzorował się na Indianie Jonesie. Bohater – detektyw-okultysta – ma za zadanie odzyskać skradzionego Świętego Graala. Na przeszkodzie stanie mu jednak miejscowa mafia. Kielich okazuje się artefaktem o wielkiej, acz niebezpiecznej mocy, a klient całkowicie nieprzeciętnym człowiekiem.
     
    Motyw okultyzmu pojawia się nie tylko tu. Został bardziej rozwinięty w „Villaggio” Richarda A. Lupoffa oraz „Drugim cieniu” Clarka Ashtona Smitha. Moim zdaniem, „Villaggio” to najgorsze opowiadanie w księdze. Autor zbyt nachalnie podaje czytelnikowi tropy i wplata zbyt dużo wątków pobocznych, które może i ubarwiają opowieść, ale też niepotrzebnie ją wydłużają. Ponadto, odbiorca będzie prawdopodobnie chciał dowiedzieć się o pewnych rzeczach czegoś więcej, a tymczasem następuje koniec opowiadania. Pomimo to, nie sposób nazwać utworu złym. Jest urokliwy. Dwie głupiutkie dziewczynki wybierają się na wycieczkę do miasta, by kupić prezent urodzinowy. Nie spodziewają się oczywiście, że zadanie okaże się o wiele bardziej niebezpieczne, niż mogłoby się wydawać. Zwłaszcza że do wszystkiego wplątana zostanie  czarna magia... Pomysł ciekawy, ale wykonanie przeciętne. Gdyby nieco ukrócić to opowiadanie, byłoby o niebo lepsze. A tak – jest interesujące i ma przyjemne włoskie akcenty, ale całość psuje przydługie zakończenie i postacie głównych bohaterek, które większość czasu są ćwierćinteligentnymi dziewuszkami, ale w kluczowym momencie wykazują się domyślnością... Mnie przynajmniej wydaje się to niekonsekwencją. Słowem: spory potencjał, ale słabsze wykonanie.
     
    „Drugi cień” jest natomiast przesiąknięty mrocznym, niepokojącym klimatem, przypomina w tym opowiadania Lovecrafta. Głównymi bohaterami autor uczynił dwóch wyalienowanych ze społeczeństwa czarnoksiężników, obdarzonych ogromną wiedzą i mocą. Pojawia się dużo nawiązań do mitycznych krain, np. Atlantydy i Hiperborei, a lekturę urozmaica ładny, egzotyczny język pisarza, który celowo unika prostych, trywialnych słów, zastępując je literackimi odpowiednikami, co trafnie określił we wstępie do opowiadania Ashley: „Po co mówić cień, skoro można – adumbracja?”. Zwolennikom liczy, mumii i tajemnych rytuałów „Drugi cień” niemal na pewno przypadnie do gustu.
     
    Kolejnym poruszanym w zbiorku tematem jest wkraczanie magii na teren naszego prywatnego, bezpiecznego życia w zwykłym, doskonale nam znanym i podlegającym nienaruszalnym zasadom świecie. Mike Ashley przemyca między wierszami pytanie, do czego doprowadziłaby sytuacja, w której tylko jeden bądź nieliczni ludzie poznają sposób na używanie czarów.
     
    W tym kontekście najstraszliwsze oblicze magii ukazuje „Rower wiedźmy” Tima Pratta. Głównymi postaciami jest troje dzieciaków ze szkoły, a tytułowymi bohaterami – tak, to nie pomyłka, właśnie bohaterami – wiedźma oraz jej rower. Czarownica zaczyna ukazywać się dzieciom, żądając od nich różnych rzeczy i nastawiając je do siebie nawzajem w określony sposób; na początku trudno odgadnąć, jaki ma w tym prawdziwy cel.
    W utworze znajdziemy wiele schematów: pojawia się protagonista, jego ukochana oraz oczywiście ten zły, będący o nią zazdrosny. Dopełnienie stanowi tajemnicza nieznajoma władająca magią. Mam jednak wrażenie, że szablonowość jest tutaj zabiegiem całkowicie celowym. W ostatnich scenach wszystkie role odwracają się o sto osiemdziesiąt stopni. Opowiadanie jest charakterystyczne – z jednej strony w konwencji bajkowej, z drugiej przewija się w nim co jakiś czas wulgaryzm czy scena na pograniczu brutalności i nieapetyczności. Mnie czytało się je ciekawie. Jest dużym plusem zbiorku.
     
    Czarownica z „Roweru wiedźmy” wykorzystywała magię do własnych celów, a tymczasem czarodziej z„Zegarmistrza” Johna Morressy'ego zapragnął zrobić z niej użytek dla mas. W tym opowiadaniu główny akcent postawiono na tajemniczość. Najważniejsza część historii to ta niedopowiedziana. Tym razem śledzimy losy prostego zegarmistrza, obdarzonego talentem do tworzenia wspaniałych czasomierzy, rozprowadzanych następnie po groszowych cenach. Uwiodły mnie opisy jego arcydzieł, ale akcja nie należała do zaskakujących. Autor w bardzo udany sposób oddał klimat relacjonowanych zdarzeń i subtelną naturę magii.
     
    Oprócz opisanych wcześniej tekstów, antologia zawiera jeszcze dwie krótkie, ale robiące wrażenie nowele. „Dziesięć rzeczy, które wiem o tym czarodzieju”, otwierający książkę utwór Steve'a Rasnica Tema, ma zaledwie kilkanaście stron, ale nie ustępuje w niczym dłuższym dziełom. Posiada zaskakującą puentę i oryginalną narrację: jest podzielony na dziesięć miniaturowych fragmentów, z których każdy stanowi cząstkę odpowiedzi na kwestię postawioną w tytule, stopniowo nakierowując czytelnika na ostateczne rozwiązanie. Zarówno forma, jak i treść zapadają w pamięć.
     
    Ogromnie polecam też „Grę magicznej śmierci” Douga Horniga. Mnie przywiodła na myśl „Wynajętego człowieka” Marka Baranieckiego oraz film pod tytułem „Gra”. Dotyczy czegoś bardzo podobnego: podejmuje tematykę wpływu gry na człowieka i wpływu człowieka na grę. Tylko że w tej zabawie nie wiadomo, gdzie leży granica pomiędzy rzeczywistością a światem wirtualnym. Coś, co zaczyna się wyjątkowo niewinnie, w oszałamiającym tempie przeradza się w śmiertelną rozgrywkę. Gracz jest nieustannie rozdarty pomiędzy moralnością a ciekawością i musi dokonywać trudnych wyborów. Wraz z kolejnymi poziomami stawka rośnie... Opowiadanie zdecydowanie warto przeczytać, w mój gust trafiło w stu procentach. Nie chcę spoilerować, ale dodam jeszcze tylko, że zakończenie zwala z nóg.
     
    Pozwolę sobie podsumować recenzję słowami Mike'a Ashleya pochodzącymi z przedmowy do książki. „Nie mieści mi się w głowie, żeby ktoś, kto odkrył jakąś niezwykłą moc, wykorzystał ją do dobrych celów. Być może na początku, jasne. Ale przyznaj sam przed sobą – owo pragnienie, by spróbować czegoś innego, czegoś odrobinę niegrzecznego, może nieco złego, w końcu całkiem by cię pochłonęło. Jestem o tym święcie przekonany. W końcu jesteśmy tylko ludźmi”

    Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękujemy:

     



    Komentarze

    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.




    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


    Pseudonim
    E-mail
    Treść Dostępne tagi: [cytat][/cytat], [url=http://][/url]
    Przepisz poprawnie podane słowa mnustwo orkuw