Dawno, dawno temu, gdy jeszcze żaden smok nie został wychowany przez człowieka a wojny nie wstrząsały jeszcze tymi krainami, na wielkich ziemiach Erathii, między Tatalią a Steadwick istniała pewna tajemnicza dolina opiewająca wieloma legendami.
Ale nie ona tu jest najważniejsza. Najważniejsze są legendy o tej dolinie, przekazywane z pokolenia na pokolenie, z ojca na syna. Była ona uznawana za dom mrocznych kreatur czających się w rozmytych cieniach konarów ogromnych, powykręcanych drzew. Każdy, kto próbował przebyć las w tej dolinie, ginął w niewyjaśnionych okolicznościach, bezpowrotnie stając się kolejną cząstką wielkiej historii Doliny Cieni. Jedyną istotą, jaka wróciła o własnych siłach stamtąd był stary gnom. Jednakże po powrocie stał się kłębkiem nerwów rzucanym przez dziwną siłę po zakątkach Erathii. Od czasu, gdy wrócił, przestał rozmawiać z rodziną i przyjaciółmi, opuścił swój rodzinny dom i zamieszkał w ziemiance z dala od wszystkich. Kilka miesięcy później zginął w bardzo tajemniczy sposób. Otóż jego ciało zamieniło się w proch, po czym wybuchło. Jedyne co zostało z jego ciała, to krew spływająca po ścianach jego zaniedbanej ziemianki i palec wskazujący, który wraz z prochami zamknięto w trumnie i zakopano. Po kilu latach w tym samym miejscu wybudowano ogromną wierzę. Miała ona być domem znanego Czarnoksiężnika władającego magią cienia i mroku, które bardzo dobrze opanował. Znany był raczej jako samotnik, zagrzebany w starych, przykurzonych księgach. Był on wysokim i postawnym mężczyzną, zgarbionym przez ciężar czasu, który także odbił się na jego twarzy wieloma zmarszczkami. Zazwyczaj nosił na sobie długi ciemny płaszcz z kapturem, który zawsze nie wiadomo czemu miał naciągnięty na głowę, co zasłaniało większą część jego twarzy. Jedynym jego kontaktem z ludźmi byli wieśniacy z pobliskiej wsi, którzy w zamian za drogocenne kamienie, jakie ten czarnoksiężnik tworzył za pomocą czarów, przynosili mu jadło, a nieraz nawet żywe zwierzęta do eksperymentów. Mag ten w zaciszu swych laboratoriów wypróbowywał czary przeczytane w jego niezliczonych księgach zgromadzonych w bibliotece. Wiele eksperymentów nie udawało mu się lub efekty były różne od zamierzonych, lecz dobrze wiedział że dobry czarnoksiężnik uczy się na błędach. Jego umysł był skierowany tylko na magię, na wszelkie jej aspekty i tajniki. Podczas wielu eksperymentów jakie wykonał do tej pory, wiele razy narzekał na brak golema który mógł by mu służyć jako kolejny obiekt badań. Bał on się igrać z mocami jakie potrzebne są do stworzenia takiej istoty lecz wiedział że kiedyś musi nadejść moment w którym będzie musiał go stworzyć. Wreszcie po wielu latach od kiedy wyjechał z Akademii Magii w Brakadzie nadszedł ten moment. Czarnoksiężnik dobrze się przygotował do inkantacji przywołania golema. Mag przygotował skrupulatnie komnatę i zasiadł na swoim fotelu przed napisanym własnoręcznie pergaminem z odpowiednim czarem. Zaczął powoli czytać misternie wypisane na kartce słowa, a wraz z nimi ze ścian zaczynały wypływać siły, zbierając się na środku komnaty w postaci migoczącej kuli która wraz z każdą literą przybierała na wielkości. Mag coraz bardziej przyspieszał wczuwając się w cel czaru. Nie trwało to długo, ponieważ jego umysł zachwiał się myląc wymowę jednego ze słów. W tym momencie moc jaka napływała do rozświetlającej całą komnatę kuli, przestała napływać. Zgodnie z prawem natury jakie mówi że wezwana energia nie może wrócić skąd przybyła, kula rozbłysła różnokolorowymi promieniami światła tworząc w komnacie niesamowite efekty świetlne. Czarnoksiężnik nie wiedział co się dzieje. Wielce zaskoczony widział jak kula wybucha nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Jeszcze większe zdumienie wywołał w nim widok z jego okna. Jeszcze parę chwil temu ,wysoko na niebie świeciło słońce roztaczając swój urok po całej okolicy. Teraz jednak niebo pociemniało, zakrywając się czerwono-czarnymi chmurami. Szybko zdążały one by zakryć słońce płaszczem mroku. Po chwili nad całą okolicą panował nieprzenikniony mrok. Mrok zimny i wilgotny, utrudniający oddychanie. Wnoszący w serca miejscowych obawy i strach. Ciemność ciągnie do ciemności, co tutaj nabrało przesadnych rozmiarów. Z lasów w dolinie wypełzły najgorsze poczwary i cienie, porywając bydło i mordując pobliską ludność. Wieśniacy od razu skojarzyli to wszystko w całość i zaczęli oblegać wieżę czarnoksiężnika, lecz zadumany mag ani nie potrafił odwołać tego czaru, ani nawet nie chciał tego. Ciemność uspokajało go przynosząc mu nowe pomysły. Mag incyden ten wpisał do już dość ogromnej księgi błędów, po czym zapomniał o tym. Nikt nie wiedział czemu. Jeszcze przez wiele dni ludzie oblegali wieżę, lecz zaradny czarnoksiężnik rzucił geas - ogromy i już mało znany czar ochronny, który bronił jego twierdzę przed intruzami.
Nieszczęśni wieśniacy postanowili wynająć jakichś wielkich wojowników, aby starli w proch złoczyńcę. Zawsze krążyły tutaj plotki o dwóch niepokonanych i służących dobru wojownikach. Tutejsza ludność zebrała drogocenne kamienie otrzymane od maga i za nie wykupiła usługi tej dwójki. Wysłano posłańca, który gnając na najszybszym koniu, jakiego można było znaleźć, podążał na spotkanie. Spotkał ich dopiero w Harmondale, gdzie to ci dwaj wojownicy siedzieli w lokalnej karczmie popijając miód pitny i poklepując śliczną kelnerkę po jędrnym tyłeczku używali sobie życia. Przerwał to nagle zdyszany posłaniec, który wbiegł przez drzwi, rozejrzał się i szybkim krokiem podszedł do stolika zabawiających się wojowników. Rzucił na stół zwitek papieru a po chwili zza pazuchy wyciągnął sakwę, którą także rzucił na stół i szybko wyszedł. Zdziwieni wojownicy podnieśli zwitek papieru i zaczęli czytać. Dowiedzieli się z listu o sytuacji biednych chłopów i o zapłacie, jaka ich czeka za wykonanie zadania. Zajrzeli do sakiewki, po czym popaczyli się na siebie i opuścili szybko karczmę. W czasie podróży dyskutowali o skarbach jakie dostaną się im za zabicie jakiegoś maga. Od zawsze walczyli oni z takimi jak on więc nie martwili się. Nie doceniali oni magii jaką włada ten czarnoksiężnik. Po trzech dniach galopady zauważyli, że powietrze wokół nich staje się coraz to wilgotniejsze, a z każdym krokiem ogarnia ich coraz to większa ciemność. Napotykali gdzieniegdzie chłopów, którzy kierowali ich do wieży na Czarnej Skale. Gdy już tam dotarli, zobaczyli dziesiątki trupów ludzi, którzy widocznie próbowali przejść przez ledwo widzialną barierę, jaką stawiał przed nimi geas. Prawdziwi wojownicy służący światłu wiedzieli jak usunąć przeszkodę. Odczynili oni specyficzną inkantację, która zachwiała na chwilę strukturę geasu, co pozwoliło im na szybkie wdarcie się do wieży. W jednej chwili Czarnoksiężnik zrozumiał, co się dzieje. W jego myślach pojawiła się naruszona struktura czaru ochronnego co mogło świadczyć jedynie o intruzach. Nie przestraszył się wręcz przeciwnie, wyruszył szukać rycerzy. Wstał z wielkiego fotela pokrytego zamszem po czym założył już wcale nie nowy płaszcz. Rzucił na siebie kilka czarów ochronnych i zaczął systematycznie przeszukiwać coraz to niższe kondygnacje wieży. Był spokojny i wyrozumiały - w jego umyśle tliły się niczym pochodnie wzdłuż korytarzy pomysły jakich czarów użyć na istoty które zakłócały jego drogocenny czas. W jednej z komnat natknęli się na siebie, wielki Czarnoksiężnik i dwaj wojownicy, którzy od młodości ścigali wszelkie czarujące istoty. Spojrzeli na siebie a potem na pewnego siebie maga, uśmiechnęli się i w jednym momencie rzucili się przez wielką komnatę aby zadać cios. W ich głowach istniał tylko jeden cel - wbić swój wielki miecz w pierś wroga. Sala była dość długa. W ścianach znajdowały się niewielkie okna na dodatek zakryte bordowym materiałem. Jedyne co oświetlało komnatę, to smugi światła przebijające się przez dziury w zasłonach. Czarownik stał spokojnie powoli czarując. Gdy skończył, a rycerze byli o trzy kroki przed nim, z jego palców wystrzeliła fala mocy tak ogromna, że porwała ich z powrotem na drugi koniec komnaty, niosąc ich w powietrzu niczym wszędobylski kurz, po czym wbijając w ścianę.
Czarnoksiężnik szyderczo się uśmiechnął, przykląkł i znowu zaczął coś czarować. Teraz to oni nie mieli szans a mag rzucał powoli jakiś naprawdę wszechmocny czar. Wiedział co ma rzucić. Myślał nad tym przez całą drogę. Wojownicy powoli ocknęli się nie wiedząc co się z nimi stało. Byli cali pokiereszowani. Gdy wstali, zobaczyli tylko jak mag powoli wstaje i rozkłada ręce, a z jego ciała wydobywają się smugi ognia, które zaczynają przenikać ich zbroje a potem ich dusze. Nie parzyły ich, lecz ogromny ból jakie powodowały wbijał się w ich głowę, wysysając ich energię życiową, a na jej miejsce wstawiając mrok, nieprzenikniony mrok ogarniający całe ich ciało, powoli przejmujący kontrolę nad nimi i nad ich umysłami. Wojownicy słaniali się po ziemi ściskając swoje głowy. Ich oczy mętniały, zmieniając kolory z białego w czerwony a w końcu na czarny. Nie mogli tego wytrzymać, a czarnoksiężnik coraz bardziej się skupiał. Byli oni bezbronni i tacy zostali do końca. Ich walka polegała na duchowym przezwyciężeniu mocy jaką dysponował wróg. W końcu ulegli a ich umysły zostały zamknięte w najciemniejszym zakamarku własnej głowy. Mag przejął kontrolę nad nimi i ich duszami za pomocą ciemności, ciemności która panowała wszędzie. Od tej pory władał nimi i ich czynami. Co on powiedział było dla nich rozkazem. Przez długie lata służyli mu broniąc wieży przed innymi intruzami których to wynajmowało lokalne pospólstwo. Po pewnym jednak czasie, czarnoksiężnik zaczął uczyć ich sztuki magii jak by byli jego własnymi synami, a nie jakimiś służącymi. Mijały kolejne lata a mroczny nauczyciel powoli starzał się. Wiedział, że nawet ciemność, jaką włada nie pomoże przezwyciężyć śmierci, jaka bezlitośnie ogarniała jego ciało. Rozumiał, że jedynie miesiące dzielą go od zagłady, przez co coraz szybciej przekazywał swą wiedzę wojownikom. Nie był pewny czy gdy umrze to nadal wojownicy będą pod władzą cienia. Każdy kolejny dzień powodował coraz to większe naprężanie się klatki która znajdując się w ich głowach, trzymała prawdziwy umysł na uwięzi. Nadszedł wreszcie dzień, a może raczej noc, gdy siły życiowe opuściły czarnoksiężnika. Jego ciało smagane konwulsyjnymi atakami rozpadało się. Najpierw z jego oczu, uszu i nosa popłynęła ciemna oleista krew, po czym jego skóra na całym ciele zaczęła pęcznieć i rozciągać się aż nagle jego ciało wybuchło, zamieniając się jednocześnie w proch. Wybuch efektownie rozrzucił krew starca po całej komnacie zdmuchując kurze zalegające od wielu lat na szafach pełnych ksiąg i mrocznych gadżetów.
Wybuch odbijał się echem po okolicy jeszcze przez jakiś czas, płosząc kruki z pobliskich drzew. Co po nim zostało ? Po wielkim magu. Tylko ściany spływające krwią i proszek. Razem z wybuchem wojownicy kolejny raz poczuli w swoich głowach ogromy ból. Ich oczy zaczęły jaśnieć i wracać do normalności a umysł dotychczas zamknięty na rzecz mroku w najciemniejszym zakątku głowy, wracał na swoje miejsce drążąc tunele w mózgu itworząc przed ich oczyma niesamowite obrazy. Słaniający się tak obok swego nieżywego nauczyciela, a raczej tego co z niego zostało, odzyskali władzę nad swoimi ciałami. Odzyskiwali oni nie tylko swe ciała, ale także całą wiedzę, jaką wpajał w nich czarnoksiężnik. Patrzyli na siebie przez pewną chwilę aż nagle wybuchli wręcz dziecięcym śmiechem. Był to obraz ludzi, którzy można powiedzieć, że nie widzieli się od dobrych kilku lat. Ba, oni nie tylko nie widzieli siebie na wzajem, ale także nie widzieli siebie samego. Ich myśli były zamknięte w czarze, która pękła razem z ich nauczycielem. Teraz nareszcie żyją, mając przeogromną wiedzę i o sztuce walki i o magii ciemności. Gdy już nacieszyli się sobą zobaczyli, że w miejscu gdzie wybuchł mag pozostał jego palec wskazujący. Był on bardzo twardy, ale i lekki. Jeden z nich postanowił sobie go przytwierdzić do łańcuszka na szyi na pamiątkę tych kilku strasznych lat. Gdy tylko go dotknąłSzczęśliwi wojownicy rozglądali się wokół siebie niedowierzając temu co widzieli. Gdy wyjrzeli za okno zobaczyli mrok, który nadal panował gdzie okiem sięgnąć. Spowijał drzewa znowu pełne kruków, gęstą ciemną mgłą. Postanowili odwrócić czar wiecznej nocy, spędzając kolejne dni na studiowaniu ksiąg magicznych. Z wielką łatwością przyszło im odnalezienie odpowiedniej księgi wśród stert papieru zalegającego niezliczone pokoje aż po sufit. Po tygodniu ślęczenia przy księgach znaleźli to, czego szukali. Nadszedł czas, aby odwrócić to, czego sam wielki czarnoksiężnik nie potrafił odwrócić. Wojownicy w skupieniu, by nie pomylić wymowy, powoli inkantowali czar. Udało się, a szczęśliwi przyjaciele myśląc, że tutejszy lud im podziękuje, wyszli z wieży, aby zgłosić się po obiecaną nagrodę. Gdy tylko weszli do pierwszej wioski ludzie, gdy tylko ich zobaczyli, zaczęli uciekać w popłochu. Po chwili przed nimi stanęła cała wieś w widłami i innymi przedmiotami gotowymi do zadania ciosu. Spośród nich wystąpił starzec, przygarbiony, o lasce i zaczął mówić:
- Wy, którzy przychodzicie tu po dwudziestu latach naszej męki i cierpienia chcecie nagrody ?! Myślicie, że nie wiemy, co tam robiliście. Otóż wiemy, wiemy, i jeszcze raz wiemy, że jesteście sługami ciemności. Odejdźcie stąd. Nie chcemy z wami walczyć, lecz odejdźcie.
Takie nastawienie spotykało ich w każdej wiosce. Gdzie się pojawili, kojarzeni byli ze złem, którego źródłem był czarnoksiężnik. Każda próba tłumaczenia się kończyła się obrzuceniem kamieniami.
I taki miał by być koniec historii dwóch wielkich wojowników. Otóż nie. Załamani postanowili wrócić do przeklętej wieży, zabrać z niej najważniejsze rzeczy, po czym zniszczyć ją. Tak też zrobili. Ukradli wóz z jednej wsi, na którego to załadowali ukradzione dobra i wyruszyli w drogę do lasu w dolinie. Tego samego, który był źródłem zła. Przez kolejne dni omijali szerokim łukiem wioski, aby nie napotkać wieśniaków. Po pięciu dniach drogi dotarli do lasu, który stawiał przed nimi nieprzeniknioną barierę ciemności. Był niczym mur z litego drewna. Gałęzie splątywały się razem w jedną całość a niewielkie prześwity wypełniał mrok. Długo jeszcze wędrowali wzdłuż brzegu lasu szukając jakiegokolwiek przejścia, ścieżki. Kolejne dni eskapady dały sukces w postaci ścieżki wchodzącej do nieprzeniknionej głębi lasu cieni. Wyglądało to bardzo dziwnie. Dobrze wiedzieli, że nikt tędy nigdy nie chodzi a ścieżka jest wydeptana, świeża, aż zaprasza do środka. Przez mgłę unoszącą się przy ziemi można było ujrzeć gołą ziemię na której rosły jedynie drzewa które widocznie przystosowały się do wiecznego mroku panującego w tym jakże dziwnym lesie. Długo czekać nie trzeba było, aby wojownicy weszli do środka. W pierwszym momencie rumaki które może i nie należały do wyborowych ale sprawdzały się w ciężkiej drodze zaczęły się dziwnie zachowywać. Swe chaotycznie podkute kopyta stawiały z wielką rozwagą, bojąc się czegoś czego nie było widać lecz można to było wyczuć. Wojownicy też to czuli. Ta dziwność i tajemniczość przepełniała wilgotne i chłodne powietrze wbijające się w nozdrza niczym sztylety. Wojownicy trzymali jedną rękę na mieczach, aby być przygotowanym do ewentualnej walki lecz ciarki przebiegające po ich opancerzonych plecach rozpraszały ich nie dając spokoju. Nie wiedzieli czego szukają, nawet nie wiedzieli czy żyją. Na wpół świadomi swej obecności jechali przez nieprzyjazny las.
Te dwadzieścia lat uwięzienia oraz nie przyjęcie do społeczeństwa wyssało z nich chęć życia co dopełnia wielki duch lasu. Obojętne im było czy zginą czy przeżyją. Szukali prawdy. Wokół nich, między drzewami przemykały tylko ciemne postaci. Nawet nie były to postaci lecz cienie tego co kiedyś mogło być wielkimi wojownikami. Teraz to tylko nędzne kreatury chaotycznie biegające między drzewami i czekające na moment w którym mogły by wyskoczyć na podróżników. Z czasem przybywało ich. W pewnej chwili jeden z wojowników zauważył lekkie światło bijące na końcu zbitego tunelu, jaki tworzyły nad nimi konary splątanych ze sobą w łaknieniu o słońce gałęzi. Zbliżali się do niego z niepewnością, lecz widzieli, że konie uspokoiły się stąpając swobodniej, a i powietrze straciło swój mroczny posmak. Przez myśl przeszło im, że wyjdą na drugim końcu lasu. Myśl tą jednak rozwiała myśl ile to już ludzi zaginęło w tym lesie. To nie możliwe aby to oni zdołali przejść wzdłuż mroczny las. Powoli zbliżali się do jasności która po wielu godzinach spędzonych w ciemności raziła ich oczy. Gdy już doszli do tego światła oczom ukazało się odkryte wzniesienie porośnięte jedynie mchem i trawą. Dookoła zamknięte ono było szczelną ścianą drzew, chroniącą przed intruzami. Wyglądało to nader dziwnie, samotna ostań w otchłani ciemności będąca niby więzień. Kolejną rzeczą która odróżniała to miejsce od zwykłego pagórka jest fakt braku jakichkolwiek zwierząt i owadów zwykle baraszkujących wśród zielonego dywanu roślinności. Stali tak zdumieni na granicy ciemności i jasności patrząc i nie wierząc swoim oczom. Po chwili wpatrywania ruszyli do przodu aby przyjrzeć się temu dziwowi, lecz w pół kroku jakaś siła chwyciła ich i wrzuciła z powrotem do lasu. W tym samym momencie z między drzew wybiegły setki zjaw, duchów a przede wszystkim cieni które warcząc i sycząc biegły w stronę leżących na ziemi mężczyzn. Wojownicy wyciągnęli swe miecze i wstali szybko, będąc gotowym do walki. Rzucili kilka czarów w stronę wrogów lecz nie skutkowało to. Gdy horda zbliżyła się na odległość miecza zaczęli siekać bronią wrogów, których z każdą chwilą przybywało. Może i wróg nie był uzbrojony w żadną broń a bohaterowie uzbrojeni byli po zęby a heroizmem przewyższali oni wielu wyśmienitych barbarzyńców to i tak z trudnością odpierali ataki wroga. Napór sług mroku był coraz większy aż bohaterowie nie utrzymali przeciwników na odległość miecza i upadli a na nich cienie. Trzymały one ich i cięły nieosłonięte zbroją miejsca ostrymi pazurami. Można to było porównać do sfory wygłodniałych wilków które rzuciły się na dwa bezbronne jelenie. Nagle cienie przerwały katowanie bohaterów, powoli wstały i odsunęły się na boki po czym przed wojownikami stanął ogromny cień. Jego sylwetka przypominała budową człowieka lecz o wiele większego. Cień ten był lekko poszarpany a niewielkie dziury w jego ciele świadczyły w jak okrutny sposób musiał być kiedyś zamordowany. Otóż nieliczni wiedzą że cienie jak te które zaatakowały tę waleczną dwójkę, są zagubioną namiastką duszy zabitego w niemiłosierny sposób człowieka. Wędrują one wśród mroku szukając zemsty na człekopodobnych mając nadzieję że w ten sposób będą mogły wrócić do raju. Jednak ten cień który stał przed nimi był inny. Jego oczy płonęły czerwonym ogniem który bił niesamowitą chęcią zemsty za to co mu się przydarzyło. Jego długie masywne ramiona były wyposażone w ogromne pazury zdolne przebić grubą stal. Jego chód przypominał lekko chód goryla wspierającego się przednimi kończynami. Potwór zawołał niemiłosiernie niskim głosem do reszty sług mroku w niezrozumiałym bełkotliwym języku przy okazji machając ramionami. Znów obrócił się w stronę leżących na ziemi wojowników a jego oczy zaczęły płonąć jeszcze większym płomieniem po czym rzucił się na jednego rozcinając jednym machnięciem ręki jego napierśnik. Już miał zadać śmiertelny cios wielkim pazurem, gdy nagle powstrzymał się patrząc na pierś bohatera a dokładniej na amulet, jaki miał na szyi. Znajdował się tam palec pozostały po czarnoksiężniku. Potwór odskoczył stając dumnie na tylnych nogach i przemówił ludzkim głosem.
- Oto nadeszli nasi panowie. Tak było przepowiedziane i tak się też stanie. Oto jesteśmy tutaj, aby wam służyć o wy Władcy Mroku. Póki tu jesteśmy będziemy was chronić i wam pomagać.
Kończąc potwór znowu oparł się na przednich kończynach i z powrotem wskoczył w mrok jaki stawiały przed wojownikami drzewa. Zaraz za nim w bezkresnej ścianie gałęzi zniknęła reszta cieni.Niedowierzający własnym oczom wojownicy patrzyli to na siebie, to na rany jakie zadały im cienie, to na drzewa wokół nich. Z wielkim trudem wstali i trzymając się nawzajem wrócili do spokojnie pasących się na trawie koni. Szybko odnalazłszy odpowiedni zwój z zaklęciem rzucili na siebie czar leczący. W kilka chwil później byli zdolni do chodzenia o własnych siłach. Jeszcze przez długi czas leżeli na miękkiej pachnącej koniczyną trawie zastanawiając się nad ich przyszłym losem. Myśleli nad tym co do tej pory widzieli i nad tym co powiedział im wielki cień. Zagłębiali się w nieskończonym oceanie myśli, aby wyłowić z niego prawdziwe złoto w postaci jakiegoś pomysłu. W błogiej atmosferze oboje wpadli w głęboki sen. Dziwnym trafem, a może i nie, śniło im się to samo, ten sam piękny sen. Widzieli w nim wielką twierdzę wybudowaną na wzniesieniu w Dolinie Cieni. Śnili jak to trenują kolejnych wielkich wojowników na ich podobieństwo. Będą uczyli prawdziwych wodzów którzy w przyszłości będą dowodzili ogromnymi armiami w imię tylko jednej prawdy - świat składa się z sześciu sił które do póki istnieją i się równoważą do póty będzie istniał świat. Gdy nazajutrz obudzili się postanowili zbudować twierdzę na obraz tej którą widzieli w śnie. Nie była to zwykła twierdza. Miała ona wiele kondygnacji, w których to znajdowały się biblioteki wypełnione księgami uratowane z wierzy na czarnej skale, ogromne składnice, komnaty przystosowane do nauki walki oraz przepiękny dziedziniec.
I oto w ten sposób kończy się kolejna legenda o Dolinie Cieni. Czy jest ona prawdą ? Nikt tego do końca nie wie, ale są wojownicy, którzy spędzili całe życie na szukaniu owej twierdzy w Dolinie Cieni. Do dziś dnia ci dwaj wielcy wojownicy zwani Ahelor i Varabi prowadzą nabór do swego klanu. Uczą oni przeżycia w świecie pełnym mroku i chaosu.
A ty podróżniku, jeśli chcesz odnaleźć to miejsce wystarczy, że odwiedzisz wschodnie ziemie Tatalii niedaleko Steadwick gdzie musisz odnaleźć ukryte wejście do mrocznego lasu. Z niewielkim szczęściem cienie broniące wejścia do twierdzy przepuszczą cię...