Varia
Krople umysłu
- Wróciłam – zwróciła się do pochylonego nad stołem mężczyzny.
Ów wstał, uśmiechnął się charakterystycznym dla siebie, lekko spłoszonym uśmiechem.
- Bardzo długo byłaś dziś w pracy – powiedział.
W jego głosie nie było wyrzutu, ton sugerował raczej pominięte w wypowiedzi słowo ,,tęskniłem”.
- Tak, wiem. – Zmęczona kobieta przetarła oczy. – Jutro też wrócę późno. Zbliżamy się do końca eksperymentu.
W chwili milczenia obydwoje wsłuchali się w dźwięki muzyki.
- Matt, czy coś cię niepokoi? – spytała wreszcie. – Zawsze, gdy jesteś przygnębiony, słuchasz muzyki sprzed lat.
Mężczyzna westchnął ciężko.
- Tak, niepokoi – przyznał. – To, czym zajmujecie się w Instytucie.
- Żartujesz? – Kobieta lekko opadła na kanapę. – Pracujemy nad najlepszym, co kiedykolwiek spotkało ludzkość. Nad nadzieją na nieśmiertelność.
Matthew na powrót zajął miejsce za stołem.
- Słowa, słowa, słowa. I to jak z broszurki reklamowej – zawiesił na chwilę głos. – Nadzieja – prychnął. – To może być przekleństwo. Więzienie duszy.
- Co ty wygadujesz? Jakie więzienie? Wręcz przeciwnie, to będzie wyzwolenie! – mówiła prędko, z błyszczącymi oczami, prawdziwie oczarowana roztaczaną wizją. - Era wyzwolenia z niewoli ciała, które się starzeje, które choruje, które ulega nałogom i o które trzeba całe życie dbać.
- To wszystko, o czym mówisz, jest nierozerwalnie złączone z życiem. Z człowieczeństwem, Wiktorio.
- Bez priorytetu utrzymania swojego ciała, jednostka ludzka będzie mogła wznieść się wyżej. Materializm nie będzie miał racji bytu. Człowiek będzie mógł poświęcić się samodoskonaleniu.
- Rozciągnięta w nieskończoność nuda. Ludzka psychika tego nie zniesie.
- Nie jesteś psychologiem. Skąd niby możesz to wiedzieć?
- Jestem człowiekiem. Ja to czuję.
- Ach, tak? Jak więc wytłumaczysz to, że ja i ludzie z mojego zespółu czują w tym zbawienie dla ludzkości i wyczekiwany od tysiącleci koniec wszelkich problemów?
- Jesteście zafascynowani możliwościami nauki.
- Och, pomyśl tylko, Matt! – Kobieta poprawiła się na kanapie. – Każdy będzie funkcjonował w cyfrowej rzeczywistości, jego umysł zostanie tam przeniesiony.
- To będzie kopia, nie umysł.
- Wcale nie, w ten sztuczny mózg przelane zostaną wszystkie dane, cała pamięć i charakterystyka, łącznie ze świadomością.
- To nie będzie człowiek, tylko zręczna ułuda. Da się zaprogramować komputer, maszynę liczącą, by na ciąg znaków ,,czy myślisz samodzielnie?” odpowiadał: ,,tak”.
- Oczywiście, ale to nie ma nic do rzeczy. Nie potrafię ci wytłumaczyć w kilku prostych zdaniach zasady działania bioinżynierii.
- Dobrze. – Mężczyzna zamyślił się. – Załóżmy, że faktycznie coś takiego jest możliwe. I tu dopiero pojawia się prawdziwa tragedia. Umysł pracujący bez ustanku w nieskończoność, wciąż wypluwający myśli, bez przerw na sen, coraz szybciej i coraz bliżej obłędu, lecz nigdy go nie osiągając. Wciąż skazany na samego siebie.
- Każda osoba będzie mogła wedle życzenia przebywać w samotności bądź przejść do strefy publicznej, spotkać się z innymi. Do tego dowolnie kreować własną rzeczywistość.
- A jeśli wystąpią błędy? Jeśli osobowość zostanie gdzieś uwięziona, bez kontaktu ze światem zewnętrznym?
- Pracujemy nad tym, by nigdy tak się nie stało.
- A jeśli ktoś będzie miał dość parodii życia w sztucznej rzeczywistości? Dość zawieszenia między snem a jawą w nierealnej, bezcielesnej postaci? Będzie mógł to skończyć? Będzie mógł się zabić? – Matt nachylił się nad stołem, z rozbieganym wzrokiem wyczekując odpowiedzi.
- Nie sądzę, by ktokolwiek tego zapragnął – odpowiedziała wreszcie z wahaniem. – Ale... jeśli rzeczywiście ktoś by chciał, będzie taka możliwość.
- Chwała Bogu – Matt odetchnął głębiej, odchylił się na oparcie.
Znów zamyślony podniósł się i powlókł smętnie w kierunku kuchni.
- Zrobić ci herbaty? – zawołał z przejścia.
- Nie, nie rób. Sobie też lepiej nie rób. Mówiłam ci przecież, ile zawiera toksyn. Powinieneś zacząć o siebie dbać, jeść zalecane preparaty, a nie te pamiątki po ciemnych wiekach ludzkości.
- Te ciemne wieki, jak byłaś łaskawa to ująć, panowały na Ziemi ledwie sto lat temu.
- Ale minęły – krzyknęła w stronę kuchni. – Gdyby nie moja praca, nie byłoby nas stać na te twoje staromodne zachcianki!
Po chwili mężczyzna wszedł, wpatrzony w parujący kubek, i ostrożnie postawił go na skraju stołu.
- Wiktorio – zaczął zmęczonym głosem.
Wiktoria żałowała wypowiedzianych słów.
- Moja droga...
- Moja droga – powtórzyła bezwiednie. Podeszła do ukochanego człowieka, przytuliła się. – Już nikt tak nie mówi.
Objął ją lekko. Wiedział, że lubiła, gdy się do niej zwracał w ten sposób.
Wzrok kobiety spoczął na rozłożonych na stole mechanizmach.
- Prosiłam cię, żebyś nie zabierał pracy do domu.
- Przepraszam. Nie lubię siedzieć bezczynnie. Przeczytałem wszystkie książki, jakie są w miejskiej bibliotece. Nie było tego zbyt wiele. Jako obywatelowi, proponuje mi się gry na symulatorze albo sieczkę wiadomości i reklam z projektora. Czym według ciebie mógłbym się zająć? – zapytał z goryczą. – Nie możemy nawet mieć zwierzątka domowego.
- Zwierzęcia? – Wiktoria odsunęła się na długość ramion, wyraźnie obrzydzona. – Skąd w ogóle taki pomysł? Chciałbyś mieszkać z bezrozumnym potencjalnym nosicielem chorób?
- Kiedyś ludzie trzymali w domach osobniki niektórych gatunków jako towarzyszy – mówił wpatrzony w blat, jakby nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy. – Większość zwierząt żyje nadal poza miastem.
- Poza miastem? – Kobieta roześmiała się perliście, co najmniej, jakby Matt powiedział ,,na Słońcu”. – Powinieneś raczej spotkać się ze znajomymi, zamiast uciekać w mechanizmy. – Wskazała stół. – Wiesz, że jesteś jedynym zegarmistrzem w mieście?
- Czułem, że może tak być.
Usiadł, sięgnął po herbatę, zaprosił Wiktorię gestem, by także usiadła. Grała muzyka.
- Gdyby coś mi się stało... Nie pozwól, by mnie zamknięto w waszym sztucznym świecie.
Komentarze
Ten artykuł skomentowano 0 razy.
Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.
Ten artykuł skomentowano 0 razy.
Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.