- Wzywałeś mnie, Ulbrek? - zapytał Shawford Crale, wchodząc do ratusza.
- Tak, wzywałem ciebie. Ostatnio udało mi się nakłonić do powrotu naszych dawnych mieszkańców, którzy niegdyś wynieśli się do Bryn Shander. Kazałem im wyprawiać się nad Shaengarne po materiały budowlane - drewno i kamienie. Ale wróg napada na nich i ich zabija lub bierze do niewoli.
- Mam kilka pytań. Po co ci aż tyle materiałów i po co kazałeś zburzyć mur miejski?
- Materiałów budowlanych potrzebujemy dużo, bo w końcu nasi wracający mieszkańcy muszą mieć gdzie mieszkać i gdzie otworzyć warsztaty, w tak znacznych ilościach bo oprócz nich przybywają tu liczni osadnicy z Luskan, a mur miejski kazałem zburzyć, żeby na jego miejscu wybudowano nowy, wyższy, grubszy i najeżony wieżami. Niestety - ciągnął Ulbrek -wyprawy po materiały budowlane do Shaengarne zostały ostatnio przerwane wskutek tych napadów aurylickich bandytów na drwali i kamieniarzy. Musimy położyć temu kres.
- Kiedy dotrą tu posiłki z Lonelywood i Bremen? I najemnicy z tych miast?
- Nie wiem. Wiem tylko tyle, że już wyruszyli w drogę. Póki co, jesteśmy zdani na siebie.
- Więc kogo wyślesz, żeby powstrzymał te napady?
W tym momencie drzwi do Ratusza otworzyły się i weszła do niego 6-osobowa grupa ludzi w pełnym uzbrojeniu. Jeden z nich, który widocznie był przywódcą tej "kompanii", rzekł:
- Pozdrowienie ci, Lordzie Ulbreku! Jesteśmy drużyną walczącą ze złem i przybywamy Targos na pomoc!
- Nie znam was - rzekł Ulbrek - najpierw się przedstawcie, a potem pomówimy o współpracy wojennej.
- Zowią mnie Pal La Dino; jestem rycerzem z cesarskiego oddziału paladynów - doborowych rycerzy. To zaś są moi towarzysze broni: giermek K. Iller, pachołek Dieber, kapelan Peter, łowca H. Unter i zaklinacz G. Uru.
- Twój zaklinacz wygląda podejrzanie - rzekł Shawford.
- Może i wygląda, w końcu jest urukiem. Ale nie martw się, jest wierny wobec mnie, a więc i wobec was; nie musicie się bać od niego zdrady.
- Dobrze - powiedział Ulbrek - jesteście przyjęci do Straży Targos.
- Poszukujemy - wtrącił Shawford - śmiałków o wielkiej odwadze, takich, którzy nie boją się nawet najcięższej walki.
- W takim razie jesteśmy do dyspozycji - odpowiedział Pal La Dino - co mamy zrobić?
- Ostatnio coraz częściej zdarzają się napady na naszych drwali i kamieniarzy wyprawiających się do rzeki Shaengarne. Chcemy, byście położyli temu kres.
- Teraz - dodał Ulbrek - będziecie mieli cały dzień na przygotowania. Jutro rano zgłosicie się tu, do ratusza, gdzie omówimy szczegóły waszej wyprawy.
- Dobrze, w takim razie już idziemy się przygotować.Po czym cała drużyna wyszła z ratusza. Na ulicach Targos panował tłok. Mieszkańcy i żołnierze przygotowywali się do obronymiasta: budowali mur i baszty, wyrabiali broń, nosili zapasy żywności i mikstur leczących. Całą tą ludzką masą sterował Ulbrek, wydając rozkazy i oczekując wieści od zwiadowców. O mało nie ochrypł od wydawnia rozkazów:
- Ruszać się, nosić kamole, budować ten mur! Broń i stojaki na broń na Palisadę, żwawo! Żywność do piekarni i do karczmy! Hej ty, idź Oswalda, weź od niego trochę mikstur! Wieczorem, gdy nasi bohaterowie kupowali właściwe wyposażenie w składzie handlowym Gallawaya, do siedziby Shawforda przy Palisadzie wszedł posłaniec i wręczył Crale'owi wiadomość. Po odczytaniu jej Shawford opuścił swą siedzibę i wyruszył do głównej części miasta, gdzie Ulbrek kierował przygotowaniami do obrony. Znalazłszy Ulbreka, Shawford rzekł:
- Dostałem wiadomość od Ennelii i Brastona. Napisali, że kult Auril się szerzy na wielkich obszarach; że Aurylici oswajają zwierzęta takie jak wilki i śnieżne pantery i że zamrażają kolejne obszary Faerunu.
- To stwarza ogromne niebezpieczeństwo - powiedział Ulbrek.
- Ale - dodał Shawford - to nie wszystko. Ennelia i Braston napisali również, że znaleźli wielki lodowy zamek, który według nich jest główną siedzibą Aurylitów w tym regionie. Napisali, iż widzieli, jak Aurylici i gromadzą w zamku coraz to nowe stada wilków, śnieżnych panter, dzikich kotów i niedźwiedzi, oraz oddziały goblinów i orków mających zostać jeźdźcami tych zwierząt.
- Coś jeszcze? - zapytał Dinnsmore.
- Tak - odpowiedział Shawford - napisali jeszcze, że widzieli przybywające często do zamku oddziały wojskowe barbarzyńców i nieumarłych, którym towarzyszą grupy ludzi wyglądających na ludność cywilną, lecz te oddziały nie wracają już z zamku, a z zamku wychodzą natomiast co jakiś czas duże grupy Aurylitów. Na podstawie tych obserwacji Ennelia i Braston wnioskują, że ten zamek jest ważnym ośrodkiem kultu Auril i ważną twierdzą Aurylitów.
- Zapewne stamtąd też wyruszają grupy bandytów atakujące naszych drwali i kamieniarzy. Trzeba będzie wysłać jakiś oddział do tej lodowej twierdzy. Póki co, możesz odejść, Shawford. Dobranoc.
- Dobranoc. - Odrzekł Shawford i odszedł na Palisadę.
Nazajutrz u Shawforda zgłosili się nasi bohaterowie. Byli już kompletnie uzbrojeni i wyekwipowani. Teraz przyszli wysłuchać rozkazów.
- Chcę - zaczął Dinnsmore - abyście udali się do podnóży Lodowatej Góry w górach Grzbiet Świata. Spotkacie się tam z naszymi zwiadowcami Ennelią i Brastonem, którzy znaleźli zamek Aurylitów stojący na szczycie tej góry. Być może znaleźli sposób na przedarcie się do zamku i - być może - zniszczenie go. Podzielą się oni z wami swoją wiedzą na temat tego zamku i wojsk, jakie go strzegą.
- Kiedy już spotkacie moich zwiadowców i dostaniecie od nich potrzebne wam informacje, spróbujcie jakoś wedrzeć się do zamku i zabić najwyższego kapłana, a także samą świątynię. Jeśli będziecie mogli, spróbujcie zniszczyć cały zamek.
- A ile pieniędzy za to dostaniemy? - spytał Dieber.
- Dieber - rzekł stanowczym głosem Pal La Dino - na tym świecie są godniejsze cele niż złoto. Ja tu nie przyjechałem dla złota, lecz po to, by niszczyć zło.
- Dobrze mówi! - zakrzyknęli jednocześnie H. Unter, G. Uru i Peter. Tylko K. Iller się nie odezwał.
- Jeżeli zabijecie najwyższego kapłana Auril i zniszczycie ośrodek kultu, dostaniecie 7 i pół tysiąca, jeśli oprócz tego pokonacie orkową i goblińską jazdę, dostaniecie 10 tys. Jeżeli dokonacie tego wszystkiego oraz zniszczycie cały Lodowy Zamek, dostaniecie aż 20 tys. - oznajmił Dinnsmore.
- A jak tam dotrzemy?
- Nasz powietrzny zwiadowca, Oswald Fiddlebender, zabierze was tam swoim statkiem i zostawi na graniczącym z Grzbietem Świata krańcu Zlodowaciałej Wyżyny. Stamtąd dotrzecie już łatwo do Lodowatej Góry. I pamiętajcie, spróbujcie zrobić to z zaskoczenia, tak żeby było po wszystkim ZANIM wróg będzie gotów do walki. I spróbujcie zadać wrogowi w zamku jak największe straty, bo bardzo możliwe, że wróg dokona później odwetu.
- Nie martw się o to Lordzie Ulbreku, poradzimy sobie! Ruszamy!
I wyszli z Ratusza.
Idąc ulicami Targos widzieli to co wczoraj: przygotowania do obrony. Wiedzieli, że ta wojna to rozstrzygnięcie losów Targos, że jeśli miasto upadnie, to zostanie zamrożone i pozbawione ciepła, a mieszkańcy złożeni w ofierze Auril. Wiedzieli, że trzeba walczyć i zwyciężyć albo zginąć. Mijali właśnie Pawilon - świątynię Tempusa. Może Tempus wysłucha modłów Denhama i Ragniego?I wreszcie dotarli do statku Oswalda. Ponieważ samego Oswalda nie znaleźli przed statkiem, przypuszczali, że już jest na pokładzie. I mieli rację. Oswald już stał za sterem.
- Przepraszam Oswaldzie, Ulbrek mówił, że masz nas zabrać na Zlodowaciałą Wyżynę swoim statkiem.
- Jakim statkiem? A, mówisz o tym statku?
- Przecież nie mówię o tym wyimaginowanym statku żeglującym po pustej otchłani w twojej głowie.
- A jesteście gotowi do drogi?
- Nie martw się, jesteśmy kompletnie wyekwipowani.
- No, to lecimy.
Nasi bohaterowie nie spodziewali się jeszcze, co ich czeka. A tymczasem, gdy byli już niedaleko Grzbietu Świata, z chmur zaczął padać grad. Na nieszczęście grad przebił balon statku Oswalda i statek zaczął spadać w dół, aż wreszcie upadł na twardą, zimną ziemię Zlodowaciałej Wyżyny.
- No, to mamy problem - ozwał się Oswald po przebudzeniu go z transu. - Będziemy musieli naprawić statek.
- Chętnie to uczynimy, ale nie teraz - odparł Pal La Dino - mamy ważniejsze sprawy do załatwienia. Do zobaczenia.
- Zaczekajcie! Nie zostawiajcie mnie tu samego! Idę z wami, tylko się spakuję!
Po kilku godzinach Oswald był już gotów do drogi i cała siódemka ruszyła do Lodowatej Góry. Miejsce spotkania z Ennelią i Brastonem było już niedaleko, więc po kilku dniach długiego i męczącego marszu przez zimno z małymi odpoczynkami ujrzeli już samą górę i rysujące się na niej potężne wieże zamku. I wtedy, idąc drogą, zobaczyli małą przydrożną kaplicę Auril, strzeżoną przed 2 kościanych strażników i orka siedzącego na niedźwiedziu.
- H. Unter - rzekł do łowcy Pal La Dino - wyciągnij łuk i strzały i zabij nimi tego orka na niedźwiedziu. Z tymi dwoma szkieletami poradzę sobie sam.
H. Unter bez słowa napiął łuk i wystrzelił strzałę, która po szybkim locie przebiła orka na wylot. Kościani strażnicy, nim się zorientowali, co to było, ujrzeli Pala La Dino, szarżującego na nich z wyciągniętą piką w jednej chwili i swoją śmierć w następnej.Walka skończona.Drużyna idąc dalej natrafiła na dziwne obozowisko, składające się tylko z jednego namiotu. Przed tym namiotem siedział człowiek z włócznią w rękach i tarczy na plecach. Na widok naszych bohaterów nie przeraził się ani nie zaatakował, lecz rzekł:
- Witam. Jestem Braston. Czy to wy jesteście oddziałem przysłanym tu przez Ulbreka ?
- To zależy - odparł Pal La Dino - jaką możemy mieć pewność, że jesteś prawdziwym Brastonem ?
- Popatrzcie: to mój list żelazny od Ulbreka i tarcza z herbem Targos.
- Hm... pieczęć i pismo Ulbreka są autentyczne. Herb Targos również. Aurylici nie potrafiliby tego sfałszować. Dobrze, wierzymy ci, Brastonie. Jesteśmy oddziałem wysłanym przez Ulbreka. Powiedział nam, że ty i Ennelia udzielicie nam informacji o Lodowym Zamku. Gdzie jest Ennelia?
- Poszła na zwiady. Ale ja mogę wam opowiedzieć o zamku.
- Dobrze. Czy to jest silna twierdza? Jak liczny, jak uzbrojony i z jakich stworzeń złożony jest garnizon? Jak można zniszczyć zamek?
- Zamek budowano długo i starannie. Jest wyjątkowo silnie ufortyfikowany, a jego garnizon składa się z goblińskich i orkowych jeźdźców, aurylickich kapłanów i łowców oraz barbarzyńców i Kościanych Strażników i liczy co najmniej 10 tysięcy, a być może nawet 15 tysięcy. Zamek jest zbudowanym z lodu tak twardego, że bardzo odpornego na tarany i kamienie z katapult. Tu trzeba by ognia ... lub magii.
- Znam czary Przywołanie Ognistych Piorunów i Przywołanie Ognistych Gęsi - ozwał się G. Uru.
- Za pomocą takiego czaru powinno się wam udać zniszczyć np. bramę zamku, lecz to by zwróciło uwagę garnizonu. Lepiej wejdźcie tam przed drugie wejście, to uda się wam zaskoczyć wroga.
- A jest drugie wejście?
- Po drugiej stronie góry, u podnóża, jest wejście do tunelu, wykopanego przez budowniczych, na wypadek utraty twierdzy, aby garnizon miał drogę ucieczki. Tunel jest jednak zamykany na aurylickie pieczęcie. Nie wiem, jak je otworzyć, Ennelia też nie wie.
- Dziękujemy. Oswaldzie, ty tu zostaniesz z Brastonem, my idziemy.- zakończył rozmowę Pal La Dino, po czym cała drużyna udała się w drogę do przeciwnej strony góry.
- Dobra, H. Unter, idziesz przodem, naokoło góry. Jak znajdziesz wejście do tunelu, wróć do nas, będziemy szli za tobą.
H. Unter bez słowa ruszył przed drużyną. Szedł tak i szedł, aż zobaczył w ciemnościach gęstwiny leśnej 4 postacie: goblina na wilku, dwóch Aurylitów i kościanego strażnika. Jeden z Aurylitów, druid zdawał się nie rozmawiać z resztą, lecz doglądać ogniska kaplicy Auril. Jego towarzysze dyskutowali:
- Głodno mi - rzekł goblin.
- Nie narzekaj, możesz przecież sobie upolować coś. - odburknął jeden z Aurylitów, w którym H. Unter rozpoznał kapłana Auril.
- Ja się bać dzikie zwierzęta.
- Ty się ich nie boisz - odparł drugi, Aurylita druid. - Ty ich nie umiesz ujarzmić.
- Ja musieć coś upolować i zjeść. Ja być głodny.
- Więc będziesz mógł sobie upolować wojowników z Targos.
- To oni tu przybędą? - ozwał się kościany strażnik.
- Tak - odrzekł druid. Nie wiem kiedy, ale jeden z naszych zwiadowców widział nad Zlodowaciałą Wyżyną latający statek kierujący się w te góry.
- Dobrze - rzekł kapłan - że już jutro rano przybędą tu nowe oddziały goblinów i orków.
W tym momencie H. Unter postanowił zaatakować. Z zaskoczenia wystrzelił strzały do druida i kapłana, a potem kilkoma ciosami topora pozbył się goblina i martwiaka. Przeszukawszy zwłoki wrogów, znalazł kilka drobiazgów, które wziął ze sobą i poszedł dalej naokoło góry. Po pewnym czasie droga zaczęła mu się dłużyć niemiłosiernie, gdy wtem znalazł wielki głaz zamknięty solidnymi aurylickimi pieczęciami. Nie wahając się, zawrócił. Po kilku chwilach spotkał swoich towarzyszy i zaprowadził ich do wejścia tunelu. Prawie by podeszli do samego wejścia, lecz w tej chwili nadszedł oddział orkowych jeźdźców na niedźwiedziach polarnych w towarzystwie kapłana Auril. Widząc nieprzyjaciół, nasi wojownicy zaatakowali ich i zabili wszystkich orków, a kapłan Auril został zahipnotyzowany przez G. Uru i otworzył tunel. Droga na górę, do Lodowego Zamku, była bardzo stroma; wiele czasu upłynęło, zanim nasi wojownicy dotarli na koniec tunelu, tym bardziej, że w tunelu przebywało wielu goblińskich i orkowych jeźdźców w towarzystwie szamanów. Wreszcie nasi bohaterowie stanęli przed drzwiami, za którymi były schody do zamku. Ledwie jednak otworzyli te drzwi, a ujrzeli idących w drugą stronę licznych Aurylitów druidów. Doszło do długiej walki, w której nasi wojownicy odnieśli zwycięstwo. Weszli po schodach na górę do zamku i na dziedziniec. Tam stały rozmaite budynki: klasztor i kościół Auril, koszary, stajnia, jadalnia, spichlerz, magazyn i inne. Czego tam nie było!
Być może nasi bohaterowie znaleźliby czas na podziwianie zamku, gdyby nie to, że właśnie jeden siedzący na śnieżnej panterze goblin zauważył ich.
- Nieprzyjaciele! - krzyknął.
I wnet straż zamkowa go usłyszała. Gobliny dosiadły swoich wilków, panter śnieżnych i dzikich kotów, chwyciły za dzidy i poszły do szarży. Podobnie zrobili orkowie ze swoimi niedźwiedziami i pikami. Barbarzyńcy rzucili się do walki z głośnymi wrzaskami. Chwilę później na dziedziniec przyszli również auryliccy druidzi. I zaczęła się wielka bitwa. Dla naszych wojowników była to bitwa bardzo trudna. Odnosili rany. Gobliny i orki szarżowały na Pal La Dina i K. Illera. Aurylici rzucali czary i leczyli się oraz zasypywali Petera, Diebera i H. Untera strzałami.
Nasi bohaterowie byli w trudnej sytuacji. Lecz szybko przypomnieli sobie, po co tu są: po to, by uratować Targos. Przypomnieli sobie, że walczą za Targos, za ciepło, którego ono zostanie pozbawione, jeśli oni poniosą klęskę, za pomszczenie tych, którzy już cierpieli przez Aurylitów i hordę. I to ich zmobilizowało do walki. Wkrótce szala zwycięstwa przechyliła się na ich stronę. Pal La Dino pokonywał kolejnych jeźdźców goblińskich. K. Iller ciął bezlitośnie piki i łapy niedźwiedzi orków. H. Unter, Peter, Dieber i G. Uru zabijali kolejnych Aurylitów celnie wymierzonymi strzałami i czarami. I wreszcie, po długiej i krwawej bitwie, w której odnieśli wiele ran, zwyciężyli. Po uleczeniu ran przez Petera złupili trupy nieprzyjaciół, co zajęło im dużo czasu, jako że nieprzyjaciół zabili wielu.
Podnieceni walką i zwycięstwem wojownicy rycerza Pal La Dino splądrowali zamek, zabierając wiele skarbów i przydatnych przedmiotów. Gdy podwładni naszego rycerza zaspokoili żądzę grabieży, G. Uru zniszczył cały Lodowy Zamek topiąc lód, z którego był ten zamek zrobiony, czarami Przywołanie Klucza Ognistych Gęsi i Przywołanie Ognistej Burzy. Stopiony w wodę lód spłynął na dół, do okolicznego lasu i hen daleko, w dół Grzbietu Świata. Tymczasem nasi podróżnicy wybrali się w drogę powrotną. Gdy tylko zeszli na dół, do obozu Ennelii i Brastona, zastali tam już oboje w towarzystwie Oswalda.
- Ach, witam! - powitał ich Oswald - Dzięki wam za to, żeście pokonali te przeklęte gobliny. Przyznam, że wycie wilków, które one ujeżdżały, przyprawiało mnie o dreszcze!
- Witajcie, wojownicy. Jestem Ennelia, wyznawczyni Mielikki i zwiadowczyni Lorda Ulbreka. Gratuluję wam zwycięstwa, wspaniale poradziliście sobie z tymi Aurylitami.
- Jesteście najlepszymi wojownikami, jakich kiedykolwiek miało Targos - rzekł Braston. - Jestem pod wielkim wrażeniem tego, w jaki sposób wasza szóstka poradziła sobie z całym kilkunastotysięcznym garnizonem.
- Dziękujemy wam - rzekł Pal La Dino - niezmiernie nam miło, że mogliśmy pomóc wam i całemu Targos.
- No cóż - stwierdził Oswald - nie pozostaje mi już nic innego, jak zabrać was wszystkich z powrotem do Targos.
Po czym Oswald i cała ósemka (łącznie z Ennelią i Brastonem) ruszyła na Zlodowaciałą Wyżynę. Póki szli przez góry Grzbiet Świata, warunki marszu były znośne. Jednak gdy wkroczyli na Zlodowaciałą Wyżynę, na skraju której stał statek Oswalda, marsz zaczął dawać im się we znaki. Marsz przez tę zimną wyżynę, znacznie mniej ludną od gór Grzbiet Świata, o rzadkich osiedlach ludzkich, był przedsięwzięciem moderczym. Pal La Dino musiał łopatą wkładać reszcie do głowy, że nie wiadomo, czy siły aurylicko-barbarzyńsko-goblińskie, które pokonali w zamku, były jedynymi siłami w tym regionie, i że w związku z tym jest możliwe, że mogą gdzieś jeszcze być jakieś oddziały Aurylitów, barbarzyńców lub goblinów, które zapewne wyłapują maruderów odłączających się od swoich oddziałów. Wreszcie naszych ośmiu bohaterów po długim i wyczerpującym marszu dotarło do statku Oswalda.
- Oswaldzie, naprawiłeś statek? - spytał K. Iller.
- No cóż - odpowiedział Oswald - kiedy wy poszliście na Lodowatą Górę, my z Brastonem i Ennelią poszukaliśmy odpowiednich składników do rzucenia zaklęcia naprawiającego, a jak już wszystko zebraliśmy, poszliśmy na mój statek i rzuciłem zaklęcie.
- No to wsiadamy - rzekł Pal La Dino.
I po chwili statek Oswalda odbił się od ziemi. Przez tyle dni nasi bohaterowie odbywali męczące marsze, a teraz mogli odpocząć, odbywając podróż statkiem powietrznym, przebywającym szybko tak duże odległości.
Lecz jeszcze nie zdążyli porządnie odpocząć, a już w dole ujrzeli budowane właśnie baszty muru Targos i sam mur - w budowie. Przelecieli ponad Palisadą, ponad główną częścią miasta, będącą wielkim placem budowy, przelecieli nad doki i zeszli do lądowania. Myśleli, że się rozbiją, jak niedawno na Zlodowaciałej Wyżynie, ale na szczęście statek Oswalda wylądował na brzegu Maer Dualdon. Mieszkańcy doków odetchnęli z ulgą. Po chwili nasi bohaterowie zeszli na ląd. Przez schody przeszli do głównej części miasta - owego wielkiego placu budowy (w dokach też dużo budowano, ale nie aż tak wiele jak w górnym Targos). Przechodząc obok budowanych właśnie domów, dotarli do ratusza i weszli do środka.
- Witajcie! - rzekł zza biurka Ulbrek Dinnsmore. - Witajcie, bohaterowie! Dotarły do mnie wieści o waszej walce w zamku Aurylitów. Walczyliście za Targos z oddaniem i męstwem. Jestem wam ogromnie wdzięczny.
- Najbardziej - ozwał się Dieber - lubimy wdzięczność wyrażoną w złocie.
- Racja, ale to wynagrodzi wam Shawford. Zgłoście się do niego i zdajcie mu raport ze swojej wyprawy.
Pal La Dino nie powiedział nic, tylko spojrzał karcąco na Diebera, po czym cała szóstka (Ennelia i Braston zostali w ratuszu, a Oswald na pokładzie swojego statku) odeszła na Palisadę. Shawford czekał już na nich w swoim domu przy bramie muru miejskiego.
- Już jesteście! Co zrobiliście w sprawie zamku Aurylitów?
- Zrobiliśmy wszystko, czego chciałeś. Ani najwyższy kapłan Auril, ani nikt z garnizonu nie żyje, zamek wraz z ośrodkiem kultu jest zniszczony - odparł Pal La Dino.
- Teraz chcemy wynagrodzenia - ozwał się K. Iller.
- Macie rację. Jako że służąc Targos, nie żałowaliście własnego życia, a dokonaliście wszystkiego, o co was prosiłem, nagradzam was 20 tysiącami sztuk złota.
- Kto chce przyjąć to wynagrodzenie - rzekł Pal La Dino - niech je przyjmuje. Ja nie przyjmę. Walczyłem za Targos, a nie za własne korzyści.
- Ależ przyjmij je, należy ci się - starał się przekonać go Shawford.
- Dobrze, ale przeznaczę te pieniądze na zakup uzbrojenia zaczepnego i ochronnego do dalszej walki ze złem.
- Taki już jest mój pan - prawy rycerz - rzekł drużynowy kapłan, Peter. - Jest szlachetny i bezinteresowny.