Warning: Undefined array key "autologin" in /usr/home/peronczyk/domains/insimilion.pl/insimilion/twierdza/index.php on line 25 Varia • Ofiaruj bogom płuca • INSIMILION

    Varia


    Ofiaruj bogom płuca

    Fantastyka » Varia » Opowiadania
    Autor: matejko01
    Utworzono: 31.03.2016
    Aktualizacja: 31.03.2016

    Twierdza o której opowiadał Hileglan, handlarz ze Scornubelu, bardziej przypominała mały gród niż potężny zamek; po wspaniałych białych murach i sięgających nieba strzelistych wieżach nie było śladu. Zamiast tego horyzont zdobiła palisada z siwego drewna, a za nią samotna kamienna baszta, co sprawiało raczej słabe wrażenie na tle wznoszącego się po drugiej stronie rzeki Iriaeboru, Miasta Tysiąca Iglic. 
    Na pokładzie Korony rozległo się siarczyste splunięcie.
    - Mam nadzieję, że zawartość sakiewki jaśnie barona jest bardziej imponująca od jego siedziby – głos krasnoluda wręcz kipiał sarkazmem i poirytowaniem. Był wysoki jak na przedstawiciela swojej rasy, miał długą brunatną brodę będącą swego rodzaju rekompensatą dla łysej, pokrytej tatuażami głowy. Poznaczona licznymi bliznami twarz i bandaż nasunięty na lewe oko sugerowały, że Rhegar nie raz brał udział w bitwie i prawdopodobnie wiedział która część jego srebrnego topora służy do rozłupywania czaszek.
    - Po co komu złoto, kiedy ma się takie zamczysko?! - Lupus był nieco bardziej podekscytowany. Półdziki dwudziestopięciolatek o rozwichrzonych włosach i wychudzonej fizjonomii mrugał nerwowo starając się pojąć w jaki sposób ludzie byli w stanie wybudować coś tak ogromnego. Narzucona na plecy wilcza skóra kontrastowała ze starymi łachmanami w które ubrany był chłopak. 
    - Głupi jesteś! Byle chłystek może mieć dzisiaj warownię.. Wystarczy się dobrze urodzić, prawda, czarodziejko? – Rhegar spojrzał wymownie na młodą dziewczynę ubraną w odzienie świadczące o szlacheckim pochodzeniu. Carnelia wpatrywała się w księgę „Poranna Gwiazda Lathandera” i starała się ignorować zaczepki brodatego kompana, jednak zacięte usta i pobladłe policzki sugerowały, że z miernym skutkiem. Delikatna dłoń nerwowo złapała za wiszący na szyi kunsztowny szkarłatny medalion, a wilgotne karmazynowe oczy spotkały się z błękitnym krasnoluda.
    - Ja.. To znaczy.. – w jej głosie wyraźnie było słychać zdenerwowanie i dyskomfort. To nie pierwszy raz kiedy ktoś niżej urodzony ją prowokował. Coś takiego byłoby nie do pomyślenia w jej ojczystej Valmasii. Na szczęście miała tutaj przyjaciół. Jednym z nich był śpiący właśnie pod pokładem Farron Dalomarri: tajemniczy jegomość o wyraźnej niechęci do regularnego golenia się. Mimo, że podróżowali razem już jakiś czas, czarodziejka niewiele  wiedziała o swoim towarzyszu; większość dnia spędzał z nosem w księgach, a co noc wspomagał swój sen alkoholem. Mimo chorobliwej nieśmiałości, Carnelia czuła się przy Farronie komfortowo, zwłaszcza kiedy pozwalał jej czytać swoje liczne manuskrypty. 
    Myśl o przyjacielu dodała czarodziejce odwagi.
    - Zostaw mnie w spokoju albo zamienię cię w kobolda! – twarz dziewczyny zrobiła się purpurowa, krasnoluda natomiast rozpromieniła się w uśmiechu.
    - Nie mam nic przeciwko. Niech to tylko będzie kobold z brodą – Rhegar wybuchł tubalnym śmiechem – Ale taką męską, a nie pacholęcą, jak u naszego narąbanego Dalomarriego. 
    Mężczyzna był na tyle trzeźwy by usłyszeć jak ktoś się z niego naśmiewa. Opuchnięty od snu, ubrany w swój znoszony podróżny kaftan, Farron wyszedł na pokład i wesoło wyszczerzył zęby.
    - Gdybym cię nie znał, Rhegarze, to pomyślałbym, że kapitan Hegot znowu zaprosił na Koronę kurtyzany. Brodate dziwki to prawdziwy rarytas w Iriaeborze – obelga chyba rozbawiła krasnoluda, bo na pokładzie słychać było donośny rechot i rubaszne epitety.
    Celem ich podróży była Forteca Moreno; ów gród o siwej palisadzie w którym to mieli się spotkać z baronem w sprawie lukratywnego kontraktu. Po zapłaceniu za rejs, drużyna ruszyła w kierunku białej bramy.
    Lupus w zamyśleniu spojrzał na Iriaebor.
    - Nie lepiej udać się do miasta? Ma dużo wyższe mury, więcej wojowników… - dwudziestopięciolatek był oczarowany dokonaniami cywilizacji. Całe życie mieszkał w lasach i wszystko czego nie było w dziczy zdawało się przerastać jego pojmowanie. ziemianina.
    - Na ogłoszeniu było wyraźnie napisane, żeby nie zawracać burmistrzowi dupy, tylko gadać z baronem, bo to on zajmuje się sprawami militarnymi – Farron poklepał chłopaka po plecach i wskazał na kamienny budynek znajdujący się wrotami, któy prawdopodobnie był siedzibą. 
    Bramę i budynek dzielił dziedziniec po którym przechadzało się kilku żołnierzy. Bohaterowie szybkim krokiem minęli stajnię i kilka drewnianych budynków, po czym weszli do solidnie wyglądającego kamiennego budynku.
    Główna izba przywodziła na myśl salę w której organizuje się uczty, a nie wyprawy wojenne. Wysoko wzdłuż ścian znajdowały się balustrady dla muzyków. Długie stoły z ławami zajmowały większość dolnej części sali, natomiast górna zajęta była przez krótsze, lecz lepiej wykonane. Ucztujący zdawali się nie zauważać przybyłych śmiałków. 
    W końcu, z ascetycznego tronu na samym końcu Sali wstał znany ze swej szczodrości i podłego charakteru ziemianin: wysoki barczysty mężczyzna o niebieskich oczach i długich blond włosach. Ubrany był w bogato zdobiony kaftan z herbem na piersi: śpiący brunatny niedźwiedź na zielonym tle. Był bardzo przystojny i nawet duży haczykowaty nos nie mógł zepsuć dobrego wrażenia, jakie zrobił na bohaterach. 
    - Strudzeni śmiałkowie! I piękna pani.. Witam was w Fortecy Moreno, żelaznej dłoni Iriaeboru i strażniku Zielonych Pól – głos włodarza był ciepły i budził zaufanie – Zapewne jesteście odpowiedzią na moje jakże zdesperowane wezwanie! 
    Rhegar pogładził się po brodzie – Tak, my…
    - Ah, ależ jestem uradowany. Proszę, spocznijcie i pokrzepcie się miodem i sarniną. Upolowali ją moi jakże dzielni żołnierze – Moreno spojrzał na stojących nieopodal bliźniaczo do siebie podobnych strażników o ogromnych posturach i sumiastych wąsach, po czym ponownie zwrócił się do swoich gości – Jesteście z Iriaeboru? Ah, zapewne przebyliście długą drogę. Jedzcie i pijcie, a o interesach porozmawiamy wieczorem.
    Krasnolud bez słowa ruszył w kierunku stołu i zaczął raczyć się mięsiwem i napitkiem. Zaraz za nim podążył Farron, jednak całą swoją uwagę poświęcił wybornemu Zielonemu Winu. Obok niego usiadł Lupus i niczym wilk wgryzł się w największy kawał mięsa jaki tylko zdołał złapać. Na środku stali nadal stała Carnelia, cała czerwona ze wstydu po tym jak Moreno nazwał ją piękną panią. Jak tylko trochę ochłonęła to usiadła obok towarzyszy i pogrążyła się w jednej z ksiąg Dallonariego. 
    Po uczcie w sali pozostali jedynie oficerowie i wąsaci bliźniacy. Cisza jaka nastąpiła wydała się niemal sakralna.
    - Dobrze – zaczął Moreno – teraz możemy przejść do rzeczy. Jak zapewne wiecie, obowiązkiem barona podlegającego miastu jest militarna ochrona ziem i mieszkającej na nich ludności. Moja mała trzódka to kmiecie Zielonych Pól i niestety nie wiedzie im się ostatnio zbyt dobrze. Trzeba rozwieźć przydrożnym wsiom i miasteczkom worki ze zbożem. Poza tym mamy coraz więcej raportów o grabieżach, których rzekomo dokonują demony z piekła rodem pod wodzą czarnoksiężnika Izoriusa. Ten bydlak siedzi sobie wygodnie gdzieś w Wężowym Lesie i ośmiela się nękać moich poddanych! – baron ewidentnie był wściekły – Trzeba położyć temu kres. Zabijecie go i przyniesiecie mi jego głowę, a ja zatknę ją na włóczni i wystawię na bramę.
    Nastrój barona zmienił się równie nagle co pogoda na zewnątrz; z pięknej słonecznej pogody nie pozostał żaden ślad. Zamiast tego słychać było deszcz i grzmoty piorunów. Bohaterowie jednak nie zwrócili na to uwagi; pogoda w tych okolicach znana była ze swej zmiennej natury.
    - W ogłoszeniu nagroda opiewała na 15 tysięcy złotych monet, jednak ze względu na to, że zadanie nie będzie łatwe, po powrocie otrzymacie 20 tysięcy i pozwolenie na budowę grodu na Zielonych Polach. 
    W pięknych oczach czarodziejki pojawił się blask; nareszcie, bo tylu miesiącach tułaczki będzie miała miejsce, które nazwie domem.
    Podobne wrażenie oferta wywarła na Rhegarze – Na Moradina! Tyle złota! – jego donośny okrzyk rozbawił barona.
    Nieco mniej rozentuzjazmowany był Lupus. Spoglądał jedynie na cieszącego się krasnoluda i mruczał do siebie – Ale ja jestem wilkiem.. Wilki nie mieszkają w zamkach..
    Farron Dallonari miał to całkowicie w dupie. Nie robił tego dla złota. Spojrzał na Carnelię i przypomniała mu się Teshal. Westchnął – Zrobimy to.
    Baron momentalnie się rozpromienił – Znakomicie! Wyruszycie nazajutrz. Jednak nie mogę pozwolić, żebyście jako jedyni się narażali. Towarzyszyć wam będzie kilku moim najwierniejszych żołnierzy – uśmiech nie opuszczał twarzy gospodarza – I przydałoby się wam lepsze oporządzenie. Ufam, że jesteście uczciwi, dlatego otrzymacie zaliczkę. Mój namiestnik wyjaśni wam szczegóły. Teraz radziłbym wam udać się na spoczynek. I niech bogowie wam sprzyjają..
     



    Komentarze

    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.




    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


    Pseudonim
    E-mail
    Treść Dostępne tagi: [cytat][/cytat], [url=http://][/url]
    Przepisz poprawnie podane słowa mnustwo orkuw