Warning: Undefined array key "autologin" in /usr/home/peronczyk/domains/insimilion.pl/insimilion/twierdza/index.php on line 25 Wywiady • Wywiad z Marcinem Wełnickim • INSIMILION

    Wywiady


    Wywiad z Marcinem Wełnickim

    Literatura » Wywiady » Wywiady
    Autor: Karv
    Utworzono: 18.09.2011
    Aktualizacja: 22.09.2011

    - Na początek pytanie, które [ludzie mający na swoim koncie jakąś książkę pewnie często słyszą] – jak zaczęła się Twoja przygoda z pisaniem, co było w tym dla Ciebie pociągającego?

    To rzeczywiście częste pytanie, a ja nie mam w tym względzie jakiejś szczególnie porywającej odpowiedzi do udzielenia. Od dziecka lubiłem wymyślać historie, w liceum realizowałem się poprzez rpgi i nie czułem specjalnej potrzeby pisania opowiadań czy książek. Na studiach moja stała grupa się rozpadła i musiałem znaleźć nowe ujście dla „szału tworzenia”. Wreszcie pojawiły się osoby, które chciały czytać to, co piszę, i od tamtego momentu konsekwentnie zmierzamw kierunku pisarstwa.

    - Od początku wiedziałeś, że chcesz coś wydać, czy początki były pisaniem dla zabawy, z którym zupełnie nie wiązałeś planów na przyszłość?

    W sumie odpowiedź na wcześniejsze pytanie niemal wyczerpuje temat. Nie, nie wiązałem. Teraz wiążę, ale trudno powiedzieć, czy raczej jako sposób spędzania wolnego czasu, czy pracę – zależy, jak dobrze będą się sprzedawać moje książki (śmiech).

    - W zeszłym roku ukazała się Twoja pierwsza książka, „Śmiertelny bóg”. Debiut to naprawdę tak ciężka sprawa, jak mówią, czy to tylko takie gadanie starych wyjadaczy, chcących zniechęć potencjalną konkurencję?

    To chyba zależy od tego, jak na to patrzysz. Pierwszą propozycję wydawniczą wysłałem w 2004 roku (została odrzucona), kolejną w 2006 (do dziś nie otrzymałem odpowiedzi), a „Śmiertelnego boga” sprzedałem w 2008 – i teraz już tylko ty możesz odpowiedzieć, czy 4 lata i 3 próby to ciężka sprawa. Dla mnie nie – patrząc wstecz, dopiero podczas pisania „Śmiertelnego boga” myślałem na poważnie o publikacji. Wcześniej po prostu pisałem, a rozsyłanie maszynopisu do wydawnictw odbywało się na zasadzie „skoro już coś spłodziłem, to równie dobrze mogę to komuś podesłać”. Natomiast w ogóle nie sądzę, by „starzy wyjadacze” chcieli zniechęcać potencjalną konkurencję, to myślenie spiskowe i według mnie nie ma żadnego odbicia w rzeczywistości.

    - Skąd czerpiesz inspiracje do pisania?

    Zewsząd i znikąd. To też pisarski truizm, ale wszystko może posłużyć za inspirację – artykuł w gazecie, naukowy esej, inna książka, obraz, film, gra czy wakacje w Tunezji. Zazwyczaj mam więcej pomysłów, niż czasu na ich przetwarzanie, więc gromadzę je w małym kajeciku. Bardzo lubię osadzać opowieści w kontekście historycznym, szczególnie w chwilach dramatycznych zwrotów historii, stąd często wertuję różne monografie i opracowania.

    - Każdemu zdarza się czasem blokada. Takie wewnętrzne „nie, nie jestem w stanie nic napisać.” Jak sobie z tym radzisz?

    „Power through”. Kiedy byłem młodszy, popełniałem błąd odkładania pisania za każdym razem, kiedy przestawało mi iść. Teraz prę dalej, najwyżej następnego dnia będę wszystko poprawiał, ale nawet nanoszenie najbardziej inwazyjnych poprawek jest łatwiejsze, niż pisanie pierwszego draftu. To zresztą ważna cecha, która odróżnia pisarzy (do których staram się aspirować) od ludzi piszących – nauczyć się pisać na zawołanie.

    - Wierzysz, że istnieje coś takiego jak wena, bez której pisanie jest drogą przez mękę?

    I znów poprzednie pytanie niemal wyczerpuje odpowiedź. Tak, wierzę w coś takiego jak wena, to znaczy w chwile twórczego uniesienia, kiedy pisanie przychodzi z wielką łatwością. Bardzo jej nie lubię. Kiedy odchodzi, strasznie trudno zabrać się do czegokolwiek. Był swego czasu świetny artykuł na ten temat w Polityce, właśnie o mękach pisania – podpisuję się pod każdym słowem.

    - Poza „Śmiertelnym bogiem”, w zeszłym roku Twoje opowiadanie pojawiło się w „Jedenastu pazurach”. Masz jakieś plany wydawnicze na ten rok?

    W sumie pojawiła się książka i się cztery opowiadania: „Święty z Issyk-kul” i „Święty Głupiec” w SFFiH, „Tygrys, tygrys” w NF i „Nocą czarną jak kot” we wspomnianej antologii. To dużo, ale w tym roku spróbuję zrównać ten wynik i opublikować drugie tyle. Wciąż ciągnie mnie do mitologii Cthulhu, więc można spodziewać się jakichś historii ze świata „Śmiertelnego boga”, a poza tym… wiesz, biorąc pod uwagę cykle wydawnicze, ja już myślę o planach na 2012 (śmiech).

    - Prowadzisz blog okołoliteracki, zamieszczasz tam liczne recenzje i przemyślenia dotyczące książek. Jak dużą częścią Twojego życia jest literatura?

    Dużą, bardzo dużą. Staram się czytać, kiedy tylko mogę, chociaż z każdym rokiem przybywa więcej rzeczy, które mnie od tego odciągają. Świat przyspiesza, nastawiamy się na coraz szybszy odbiór. No i, paradoksalnie, im więcej piszę, tym mniej czytam, a jeśli już czytam, to częściej literaturę faktu, niż spekulatywną. Kiedyś połykałem kilka książek tygodniowo, niemal codziennie miałem coś nowego, obecnie czytam znacznie mniej.

    - Wiem, że swego czasu lubiłeś pogrywać w RPG. Co najbardziej ceniłeś sobie w tym sposobie spędzania wolnego czasu?

    Możliwość kreacji świata, opowiadania historii i poczucie wspólnoty. Miałem szczęście być w grupie, która ceniła wszystkie te cechy. Obecnie dalej snuję swoje opowieści – w książkach i opowiadaniach – ale brakuje mi tych relacji, które kiedyś miałem. Jeśli wszyscy wczuwają się w swoje postacie (a graliśmy w tę samą kampanię, bagatela, ponad 200 sesji), to granica pomiędzy więzami w grze i w rzeczywistości zaczyna się zacierać, ludzi zaczynają łączyć wspólne cele, wspólne doświadczenia, które w pamięci nie różnią się specjalnie (emocjonalnie) od tych z „reala”.

    - Czy uważasz, że branie udziału w sesjach prowadzonych za pośrednictwem forum to dobry sposób nabywania umiejętności pisarskich?

    Trochę zabiłeś mi ćwieka tym pytaniem, bo nie brałem w takich sesjach udziału, więc mogę tylko spekulować. Powiedziałbym, że… to zależy. A gdybyś mnie przycisnął, powiedziałbym, że nie. Moim zdaniem nauka pisania polega w równej mierze na samym pisaniu, co zdobywaniu feedbacku. Wyobrażam sobie, że w przypadku takiej formy sesji, o jakiej jest mowa, tego drugiego nie ma za wiele. Na forach internetowych forma traci na znaczeniu, liczy się treść, nie sądzę, by ktoś siedział później nad tymi postami i wytykał błędy stylistyczne/ortograficzne/składniowe etc. Nie wiem też, na ile ma się podczas takiej gry kontrolę nad fabułą. Jeśli natomiast traktować umiejętności pisarskie najogólniej, jako zdolność wyobrażania sobie historii, to pewnie tak, jak najbardziej.

    - Ciągnie mnie trochę do studiów prawniczych, zapytam więc – jak wspominasz ten czas? Nie są to szczególnie odległe dzieje, ale jakieś refleksje pewnie już się pojawiły?

    Wspominam bardzo dobrze – jako okres studiowania. Jako przygotowania do zawodu studia prawnicze sprawdzają się średnio dobrze, ale to też może zależeć od uniwersytetu. Jeśli rzeczywiście interesuje cię prawo, to śmiało polecam, jeśli nie, to takie studia mogą się okazać niemiłosiernie nudne. No i oczywiście warto się zastanowić, co potem, bo ścieżka do zawodów prawniczych nie jest łatwa ani krótka, no i niekoniecznie tak lukratywna jak wszyscy myślą. Może jakiś zawód przyszłościowy? Coś na politechnice (śmiech)?



    Komentarze

    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.




    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


    Pseudonim
    E-mail
    Treść Dostępne tagi: [cytat][/cytat], [url=http://][/url]
    Przepisz poprawnie podane słowa mnustwo orkuw