Warning: Undefined array key "autologin" in /usr/home/peronczyk/domains/insimilion.pl/insimilion/twierdza/index.php on line 25 Arcania: Gothic 4 • Rozdarta Dziewica - Niez... • INSIMILION

    Arcania: Gothic 4 » Rozdarta Dziewica


    Rozdarta Dziewica - Nieznajomy

    Działy gier » Arcania: Gothic 4 » Przedpremierowe » Rozdarta Dziewica
    Autor: Merts
    Utworzono: 24.12.2009
    Aktualizacja: 04.07.2010

    Autorstwa:
    Hansa-Jörga Knabela i
    Andre Bixenmanna (aka Hârkon)

    Było już późno, zegar wybijał dwunastą i większość gości schodziła do swych pokoi na piętrze. Przy barze pozostało zaledwie kilku klientów, trzymających kurczowo w dłoniach swe ostatnie kielichy słodu. Murdra prychnęła, rozdrażniona głośnym skrzypnięciem otwieranych drzwi. „Tylko tego mi było trzeba” – pomyślała. Bolał ją krzyż i piekły oczy, domagające się snu. Nic nie mogło być teraz bardziej kłopotliwe niż gość o tak późnej porze. Mężczyzna wchodzący do środka miał na sobie długą, pozdzieraną szatę, uszytą ze zwykłego, brązowego płótna. W dłoni dzierżył sękatą laskę, a na plecach zawieszoną skórzaną torbę. Kaptur, który przysłaniał mu twarz, był okropnie podziurawiony. „Eh!” – syknęła Murdra. „Od niego raczej nie ujrzę żadnej monety.” Rzuciła szmatą, którą trzymała w rękach, o blat i wywlokła z kuchni, kierując się w stronę przybysza.
    - Zjeżdżaj stąd, zamykamy!

    Sztandar królestwa Rhobara III

    Obcy znieruchomiał, stojąc przed otwartym wejściem do karczmy. Woda spływała z końca jego szaty, tworząc niewielką kałużę wokół podartych butów. Za jego plecami słychać było deszcz dudniący o dach gospody. Mężczyzna uniósł rękę zawiniętą w brudne bandaże i zsunął z głowy mokry kaptur. Miał krótkie, brązowo-siwe włosy o tłustym połysku w świetle pochodni. Brodę i poliki porastała mu gęsta szczecina. Nie ruszając się z miejsca, spojrzał z żalem na Murdrę.
    - Nie chcę sprawiać kłopotu – powiedział cicho mężczyzna. - Potrzebuję jedynie pokoju na jedną noc lub choćby suchego kąta w twej stodole.
    Kobieta zmrużyła oczy, przyglądając się nieznajomemu. Rozmyślając, przerzedzała ślinę z jednego końca ust do drugiego.
    - Masz tam jakieś monety? – zapytała z niepokojem.
    Nieznajomy skinął głową, a usta wykrzywił mu lekki uśmiech.
    - Zobaczmy - Murdra warknęła w odpowiedzi.
    Mężczyzna wyjął niewielką sakiewkę zza swego płaszcza i zadyndał nią, trzymając za przymocowane do niej sznurki.
    - Niezbyt wiele – powiedziała Murdra, szacując zawartość sakwy ponurym wzrokiem.
    Nie była ona co prawda wypchana monetami, ale dało się słyszeć wabiący dźwięk metalu.
    - Możesz spać w stodole – zadecydowała kobieta. – Nie zostało już jednak nic do jedzenia, mamy tylko wodę.
    - Woda wystarczy – zgodził się przybysz.
    Nagle Murdra usłyszała stukanie drewnianej nogi swojego męża za jej plecami.
    - Nie bądź taka surowa – powiedział Belgor. – Nie jedliśmy jeszcze, a chłopak jest przemoczony do suchej nitki. Pozwólmy mu ogrzać się przy ogniu przez chwilkę. Nie sprawi to nam żadnego kłopotu.
    Murdra zamruczała cicho pod nosem. Nieznajomy mężczyzna spoglądał na nią w oczekiwaniu na decyzję. Po krótkiej chwili milczenia, oberżystka westchnęła wzruszając ramionami. Belgor uśmiechnął się na to, nie kryjąc zadowolenia.
    - Jestem Belgor – powiedział. – A to moja żona, Murdra.
    - Leboras – odpowiedział mężczyzna podążając za karczmarzem w stronę kominka.
    Murdra w tym czasie powlekła się z powrotem do kuchni.
    - Zostało jeszcze trochę miodu? – zapytał Elgan, kiedy kobieta przechodziła koło niego.
    Uśmiechał się on do niej zza gęstego fajkowego dymu. Murdra zatrzymała się.
    - Jeden kielich i ani kropli więcej.
    Za późno zrozumiała, że popełniła błąd. Mężczyzna przebiegł przez salon uśmiechając się szeroko, a następnie dosiadł się do Belgora i tajemniczego nieznajomego.
    - Chyba jednak będziemy potrzebowali jeszcze siedmiu – zawołał Elgan siadając przed kominkiem, tuż obok reszty.
    „Nie sprawi kłopotu...” - mruczała Murdra, niezadowolona opierając ręce na biodrach. „Niech to szlag. Siedem dzbanów miodu... i pewnie będą chcieli jeść.” Weszła do kuchni i zaczęła szperać po półkach w poszukiwaniu szynki, bochnów chleba i kawałów suchego sera.
    - Nie jesteś stąd, prawda? – zagadnął Belgor, podczas gdy jego żona zajęta była przygotowywaniem strawy.
    - Z Myrthany – odpowiedział mężczyzna. – Niedaleko Faring.
    - O, bogowie! – westchnął Elgan, łapiąc porcje fajkowego dymu do ust. – Przybywasz z kontynentu?
    Leboras przytaknął.
    - Co cię sprowadza na naszą wyspę?
    Mężczyzna siedzący przy stole spojrzał na nieznajomego wyczekująco, ten jednak milczał.
    - Masz rację – powiedział Elgan po chwili. – Ciężko tak gadać o suchym gardle.
    Mówiąc to, wyszczerzył swe zęby w uśmiechu i spojrzał niecierpliwie w stronę Murdry niosącej talerz pełen pieczywa, szynki i sera.
    - A gdzie słód?
    - Jeśli nie przestaniesz, to będziesz pić z własnego buta! – syknęła Murdra, zmierzając z powrotem w stronę kuchennego kredensu, na co Elgan odpowiedział śmiechem.
    - A teraz powiedz nam – ciągnął od nowa – co cię tu przygnało?
    Leboras zawahał się.
    - Los – wyszeptał po chwili.
    Elgan wziął długi, głęboki oddech, opierając się wygodnie w fotelu.
    - To zawsze jest los – powiedział, wydmuchując dym z szerokich nozdrzy. - Pytanie brzmi jaki?
    W jego oczach dało się dostrzec ciekawość i podniecenie.
    - Wybacz Elganowi – przerwał Belgor. – Wszelkie wieści z Myrthany są dla niego cenne niczym złoto. Jest kupcem i prowadzi interesy z handlarzami z kontynentu.
    - Nie zapomnij o wszelkich plotkach, z których tworzy swe wspaniałe opowieści – dodał złośliwie drwal Grengar.
    Mężczyzna siedzący przy stole wybuchnął na to śmiechem, ale Elgan nie podzielał jego radości.
    - Śmiej się do woli – zrzędził. – Gdyby nie ja, nie wiedziałbyś nawet o koronacji Rhobara III! – wygarnął oburzony.
    - Koronacji powiadasz? A skąd mam widzieć, czy to nie jedna z twoich bredni?
    Murdra trzasnęła, kładąc dzban na stół i rozlewając wokół słód.
    - Właśnie tak – krzyczał Grengar przez śmiech. – Kto w ogóle twierdzi, że to prawda?
    - Ja tak twierdzę – powiedział cicho Leboras.
    Śmiech ustał. Wszyscy zwrócili się w stronę krzesła przy kominku.
    - Byłem tam.
    Elgan złożył swe ręce za głowę w zwycięskim geście.
    - To był słoneczny dzień – ciągnął. – Cała Myrtańska armia zebrała się pod Vengardem. Paladyni ustawili się dumnie w szeregach, a ich zbroje połyskiwały w blasku słońca. Rhobar stał na niewielkim wzgórzu przed wejściem do miasta. Wtedy arcymag ognia wręczył mu koronę. Ten przyjął ją do rąk i sam nałożył na głowę. Kiedy to uczynił, nagle na niebie pojawił się orzeł zataczając koło nad jego głową.
    Leboras przytaknął sam sobie zamyślony.
    - To było dziwne – powiedział. – Kiedy Rhobar został już ukoronowany, orzeł zleciał w dół i usiadł na jego ramieniu. To było jak... znak. Wszyscy skandowali jego imię – rycerze, paladyni, magowie... nawet lokalna ludność.

    Tron króla Rhobara III

    - Wiesz coś więcej na temat wojny? – spytał Grengor podekscytowanym głosem.
    Mężczyzna pokręcił przecząco głową ze smutkiem.
    - Opuściłem kontynent tego samego dnia.
    - Rhobar III przyniósł pokój Nordmarowi – powiedział Elgan. – Zawiera on nowy pakt pomiędzy klanami północy – pakt, który pozwoli każdemu z wodzów zachować twarz. Król ręczy za układ z Nordmarem i wysłał Lee, swojego najlepszego generała, na południe, by przygotować kampanie przeciw Varantowi.
    - Jest już coraz bliżej – zauważył Belgor z niepokojem w głosie.
    Elgan dmuchnął w swoją fajkę w zamyśleniu.
    - Kto wie? – powiedział. – Może ludzie z kontynentu mają rację. Może ta kampania naprawdę przyniesie tak długo wyczekiwany pokój na kontynencie...
    - Niech tu przyjdzie – zawył Grengar. – Przywitamy go mieczem i siekierą, a potem odeślemy go z powrotem w morze!
    - Chyba zbytnio bagatelizujesz tę wojnę.
    - A nie powinienem? – zanegował Grengar. – Nie był by to pierwszy raz, kiedy wykopalibyśmy tych myrtańskich skurczybyków z naszej wyspy!
    - Wy?
    - Ethorn ze swą armią – odparł Grengar. – Wielka bitwa w Krwawej Dolinie.
    - Byłeś tam?
    Grengar potrząsnął przecząco głową.
    - Jestem drwalem, nie wojownikiem. Lecz powiadam ci: Jeśli Rhobar kiedykolwiek postawi stopę na Argaan, złapię za swą siekierę i pójdę walczyć u boku Ethorna!
    Twarz Leborasa nagle spochmurniała.
    - Nie masz pojęcia, o czym mówisz – powiedział cicho.
    Grengar począł się śmiać
    - Damy tym myrtańskim ścierwom niezłą nauczkę z chwilą, gdy postawią swą nogę na naszej wyspie. Będziemy ich ścinać setkami!
    Twarz Leborasa robiła się coraz ciemniejsza. Następnie stanął on na równe nogi i schwycił niczego niespodziewającego się Grenagra. Łapiąc ogromnego drwala za kołnierz, wywlekł go z fotela i przycisnął do ściany. Grengar otworzył szeroko oczy. Chciał stawić opór napastnikowi, ale był zbyt słaby, zbyt wolny. W jednej chwili czoło Leborasa uderzyło w twarz przeciwnika, gruchocąc mu nos. Ten zsunął się na podłogę, tracąc wszelką siłę w nogach.
    Leboras zbliżył się, pochylając twarzą w twarz z Grengarem. Żyły na jego skroniach zaczęły pulsować. Nie dusił on co prawda mężczyzny, ale jego pieść przyciskała jego klatkę piersiową, rozpłaszczając go o ścianę. Grengar kaszlnął próbując złapać oddech – to był uścisk nie lada wojownika.
    - Nie masz pojęcia, o czym mówisz – powtórzył Leboras. Jednak tym razem jego głos brzmiał stanowczo.
    Elgan stanął za Leborasem i próbując odciągnąć go od Grengara, naderwał rękaw jego płaszcza. Ten nie ruszył się jednak na krok. Wyrwał rękę z uścisku Elgana i oderwał resztki strzępów swego ubrania z ramienia. Murdra dostrzegła tatuaż na jego bicepsie. Rysunek przykryty był licznymi, czerwonymi bliznami, jakby chciał on wyciąć go ze swej skóry nożem, jednak symbole na nim wciąż w miarę czytelne. Murdrze wydawało się, że widzi na nim skrzydła i słońce. Pod słońcem, pomiędzy skrzydłami, widniały gwiazdy.
    Elgan, gapiąc się w tatuaż wyjąkał:
    - Jesteś... Paladynem.
    Leboras zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Rozluźnił ramiona i puścił Grengara z uścisku. Nos drwala zdawał się być wygięty w bok, skóra purpurowa i napuchnięta. Cienka stróżka krwi spływała z jego ust i policzka. Zsunął się powtórnie na ziemię i rozłożył bezwładnie na ziemi.
    Gdy tylko Leboras odwrócił się do Elgana, złość w jego oczach ustąpiła smutkowi.
    - Kiedyś nim byłem – wyszeptał. – Teraz jestem po prostu Leboras. Ten tatuaż na mym ramieniu pali mnie, niczym najgorsze poczucie winy w sercu. Podniósł swą torbę i kij, po czym wyszedł na zewnątrz bez słowa. Czy ruszył w stronę stajni, czy drogą na przód, tego Murdra nie mogła odgadnąć.




    Komentarze

    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.




    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


    Pseudonim
    E-mail
    Treść Dostępne tagi: [cytat][/cytat], [url=http://][/url]
    Przepisz poprawnie podane słowa mnustwo orkuw