Warning: Undefined array key "autologin" in /usr/home/peronczyk/domains/insimilion.pl/insimilion/twierdza/index.php on line 25 Felietony • Przerost formy nad treścią a g... • INSIMILION

    Felietony


    Przerost formy nad treścią a gry cRPG

    Gry wideo » Felietony » Felietony
    Autor: Meehow
    Utworzono: 12.04.2012
    Aktualizacja: 12.04.2012

    Gry cRPG – niezależnie od podgatunku – swoje korzenie mają w grach wyobraźni typu pen 'n' paper. Pojawienie się komputerów i dalej ich rozwój otworzyły nowe możliwości dla niewątpliwie wspaniałej rozrywki, jaką jest odgrywanie ról. Wygląd wirtualnych światów zmieniał się wraz z postępem technologicznym, jak i pomysłami coraz liczniejszych grup developerskich. Gry stawały się nie tylko coraz ładniejsze, czy lepiej udźwiękowione, ale sama warstwa fabularna zyskiwała na prężnym rozwoju technologii komputerowej. Czy jednak po latach wspinania się na szczyt, komputerowe gry fabularne nie doświadczyły w ostatnim czasie bolesnego upadku? Czy technologia, za pomocą której niegdyś przecierano nowe szlaki, nie okazała się aby bronią obosieczną, która zabiła ducha prawdziwego roleplayu?

    Historia gier cRPG jest dłuższa niż wydaje się większości graczy, jednakże zdecydowana większość z nas, z tego czy innego powodu, nie pamięta raczkowania gatunku z lat '70 czy '80. Sam zaliczam się do tej większości, dlatego też niewłaściwym byłoby opisywanie przeze mnie gier, w które nie miałem okazji zagrać, czy epoki, w której stawiałem swoje pierwsze kroki na tym świecie. Postanowiłem więc skupić się na przedziale czasowym najbardziej nam współczesnym, niemniej jednak dającym świetny obraz sytuacji, na którą chciałbym zwrócić uwagę.

    Gier takich jak Baldur's Gate 2, Planescape: Torment, czy Fallout 2 nie trzeba nikomu przedstawiać. To właśnie one uważane są za najlepsze gry cRPG kiedykolwiek wydane. Nie bez powodu, wszak powstały u samego szczytu chwały gatunku, w najbardziej optymalnym momencie, a zaskarbiając sobie serca rzeszy graczy osiągnęły status kultowych. Przyjrzyjmy się jednak ograniczeniom, jakie napotkali twórcy tych tytułów. Trzeci wymiar w grach komputerowych był wówczas jeszcze czymś rozwijającym skrzydła, robiącym karierę przede wszystkim we wszelkiego rodzaju grach FPS. Fotorealistyczna grafika, wygładzanie krawędzi, czy bardzo efektowne prerenderowane przerywniki były czymś, o czego pojawieniu się dopiero spekulowano. Kanciaste modele czy niskiej rozdzielczości tekstury nieznające filtrowania anizotropowego nie pozostawiały wątpliwości, że gry komputerowe od prawdziwego wizualnego realizmu dzielą lata świetlne.

    Jednak erpegi wcale nie musiały ścigać najnowszych trendów, a wręcz przeciwnie – rzut izometryczny, sterowanie point & click i masa tekstu do czytania sprawdzały się znakomicie. Ten gatunek nie musiał i nadal nie musi ścigać najnowszych nowinek technicznych, gdyż jego esencja leży gdzie indziej, a mianowicie w szeroko rozumianej fabule i gameplayu, choć wydawać się może, że z czasem to przekonanie odeszło do lamusa. A przecież ręcznie rysowane, dwuwymiarowe poziomy nie tylko były w zupełności wystarczające, lecz z perspektywy czasu okazało się, jak wielki miały czar. Absolutnie nie staram się powiedzieć, że powinno się unikać się postępu. Nie, powinniśmy korzystać z jego dobrodziejstw, jednak nie kosztem tego, co najważniejsze. Wyolbrzymianie każdego napotkanego w grze wyboru do rangi „wielkiego dylematu moralnego” jest po prostu niedorzeczne, a i tak często się okazuje, że ostatecznie i tak nie miał on większego znaczenia. Jesteśmy niewątpliwie świadkami przerostu formy nad treścią, kiedy to marketing tworzy w graczach oczekiwania, których końcowy produkt nijak nie ma szans spełnić, a nierzadko okazuje się zwykłym rozczarowaniem. Odnoszę nieodparte wrażenie, że jeszcze wcale nie tak dawno temu developerzy tworzyli tytuły, w które sami chcieliby grać, nie zaś takie, które lepiej sprzedadzą się na rynku konsolowym i zagwarantują duży przychód z „zawartości dodatkowej” lub – jeśli wola – wyciętych fragmentów gry.

    Czasy się zmieniają, a wraz z nimi mentalność i gusta graczy. Gry cRPG na stałe zagościły na konsolach, co niestety wpłynęło również na to, jak wyglądają ich pecetowe wersje. Tym samym definicja gry cRPG stała się nieco niewyraźna. Nie do końca wiadomo co nazwać grą cRPG, a co zwykłą fabularyzowaną zręcznościówką czy strzelanką. Teoretycznie każda gra, w której wcielamy się w kogoś lub coś może być grą cRPG, gdyż faktycznie w pewnym sensie odgrywamy jakąś rolę. Wiadomo jednak, że dopiero wtedy, kiedy mamy rzeczywiste możliwości odgrywania danej postaci wedle uznania, czy stworzenia jej od podstaw, możemy mieć do czynienia z komputerową grą RPG.

    Złote czasy erpegów przeminęły. Naprawdę trudno teraz o dobrą grę fabularną, wciągającą od początku do końca i zapadającą w pamięć na dłużej. Co prawda gry mają teraz szersze grono odbiorców, gdyż z niszowej rozrywki ewoluowały w niezwykle dochodowy biznes generujący astronomiczne kwoty, więc, siłą rzeczy, podejście wydawców i developerów do sprawy zmieniło się. Ale czy musi to oznaczać zaprzedanie duszy biznesowemu diabłu? Weźmy chociażby przykład BioWare, które obecnie jest własnością Electronic Arts. Wystarczy porównać Baldur's Gate do Dragon Age, które jest rzekomo jego duchowym następcą. Owszem, nie jest źle, gdyż Dragon Age to dobra gra, ale to, czym uraczono nas w jej kontynuacji jest po prostu jedną wielką pomyłką. I dlaczego? Żeby sprzedać więcej kopii na konsole, czy przyciągnąć inny rodzaj publiczności, wychodząc z założenia, że fani części pierwszej i tak kupią tę grę? Do tego dochodzą zaskakująco wysokie oceny wystawione przez media, co z kolei podaje wątpliwości ich niezawisłość. Dobrze, że nie powstało Baldur's Gate 3, gdyż boję się nawet pomyśleć, z czym moglibyśmy mieć do czynienia. Nie wspominając już o DRM, DLC, czy Online Pass. Brr.

    Sytuacja na naszym podwórku również uległa pogorszeniu. Pierwszy Wiedźmin zrobił ogromne wrażenie na wielu graczach, w tym na mnie, stając się jedną z moich ulubionych gier. Rodzimy produkt zdobył wiele branżowych nagród i osiągnął bardzo dobre wyniki sprzedaży, będąc grą tylko na komputery osobiste. Niestety, Wiedźmin 2 nie tylko napsuł krwi i nerwów uciążliwymi zabezpieczeniami, które utrudniały aktywację lub wręcz uniemożliwiały grę, lecz okazał się grą niedokończoną. Pierwszy akt zachwycił mnie, drugi wydawał mi się już dość pusty, zaś po ukończeniu trzeciego zastanawiałem się, czy aby nie przysnąłem gdzieś w trakcie i obudziłem się na końcu. Cóż, mam wrażenie, że wprowadzono do sprzedaży wersję beta, aby dowiedzieć się, co należy naprawić w nadchodzącej wersji na konsolę Xbox360. Edycja Rozszerzona pierwszej części Wiedźmina była faktycznym ulepszeniem gry, lecz Edycja Rozszerzona Wiedźmina 2 powinna chyba nosić nazwę Edycja Skończona, jeśli faktycznie wprowadza tyle nowego contentu, ile zapowiadają developerzy.

    Czasami zastanawiam się, z jakim odbiorem spotkałaby się klasyczna gra cRPG w nowoczesnym wydaniu. Mam na myśli rzut izometryczny, mnóstwo linii dialogowych, minimalizm technologiczny i fabułę pokroju tej z Planescape: Torment. Całkiem niezłą pozycją jest pierwszy dodatek do Neverwinter Nights 2 o nazwie Maska Zdrajcy. Jednym z powodów może być fakt, że w Obsidian Entertainment pracuje część byłych pracowników Black Isle Studios, odpowiedzialnego właśnie za Tormenta. Niestety, wielkiego sukcesu i szumu nie było. Co prawda dokładnie to samo spotkało Planescape: Torment, dopiero z czasem gra otrzymała należny jej poklask. Lecz czy opisana przeze mnie gra miałaby szansę na wydanie przez jakiś większy koncern i właściwą promocję? Czy trafiłaby w gusta obecnego pokolenia graczy i przekonała do siebie starych wyjadaczy? Obawiam się, że nie dane będzie mi poznać odpowiedzi na te pytania ani zagrać w tego typu grę. A szkoda, wszak niejedno wielkie studio zaczynało swoją drogę na szczyt od piwnicy jednego z jego członków. Pozostaje zatem tylko ukończyć po raz n-ty Planescape: Torment czy Baldur's Gate, przepełnione licznymi modami.

    Wciąż mam niewielką nadzieję, że gry cRPG, które pokochało tak wielu graczy, jeszcze przeżyją swój renesans. Nie oczekuję wielkich, wysokobudżetowych przedsięwzięć, zapierających dech w piersiach efektów graficznych, czy systemu walki składającego się z setek ciosów, finisherów i kto wie jeszcze czego. Chciałbym znów przenieść się do Zapomnianych Krain czy Wieloświata i pogrążyć się we wciągającej fabule, przy klimatycznej ścieżce dźwiękowej, nie musząc przy tym uiszczać dodatkowych opłat za brakujące elementy gry. Lubię wiele współczesnych tytułów, gdyż mają swoje mocne strony, ale termin „cRPG” jest zdecydowanie nadużywany, a to, jakie produkty noszą ten tytuł, niejednokrotnie woła o pomstę do nieba.



    Komentarze

    Ten artykuł skomentowano 3 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


      
     

    Mieszkaniec | Komentarzy: 40
    Temat: dobry tekst...pewnie dlateg...
    Dodany: 13.04.2012 o 0:08  

    dobry tekst...
    pewnie dlatego bo zgadzam się całkowicie z Tobą :D

      
     

    Mieszkaniec | Komentarzy: 13
    Temat: Również się z Tobą zgadzam,...
    Dodany: 13.04.2012 o 12:24  

    Również się z Tobą zgadzam, gdyby teraz jakieś studio wyadło grę cRPR a'la BG albo ID (rzut izometryczny i FR) to kupiłbym ją, nawet gdyby cena nie była zbyt niska ;)

     

    Mieszkaniec | Komentarzy: 10
    Temat: Ten felieton porusza temat,...
    Dodany: 27.04.2012 o 15:06  

    Ten felieton porusza temat, który sam chciałem tu rozwinąć, ale jakoś nie byłem w stanie sie zebrać. Moim zdaniem cRPG upada właśnie ze wzgledu na to, że twórcy, chcą poszerzyć gamę odbiorców i uderzają równierz do wielbicieli FPS i TPS. Zginęły zawiłę linie dialogowe, na rzecz szybkich wybórów skojarzeniowych (neutralnie, pozytywnie, agresywnie). Zarobić na kupno mapy już nie trzeba (Gothic), gdyż nasz bohater ma GPS w głowie. Pytać o postać kluczową dla fabuły w oklicznych karczmach nie trzeba bo znacznik do niej prowadzi. Członkowie drużyny nie umrą do chwili, aż padnie ostatni z nich. Będą za to leżeć nieprzytomni do końca walki, nie nękani przez agresorów. Tym samym, nie trzeba bardzo przykładać sie do walki, używać wskrzeszenia, czy nieść martwego kompana do światyni. Poziomów doswiadczenia za to jest 80 a magicznej broni 10000 szt., choć wiele, prawie sie miedzy sobą nie różnią. Kończąc BG miałem 7 lub 8 poziom a każdy awans cieszył niesamowcie. Miecz +1 był super a +2 to frajda. Zagadki wymagały zagłebienia sie w fabułę i czytania ksiąg znalezionych w grze, teraz jeśli juz są to przypominają poziomem pytania z telegry o 1000 zł.. Teraz zła wiadomość dla autora felietonu. Baldur's Gate 3 chyba powstanie.



    Ten artykuł skomentowano 3 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


    Pseudonim
    E-mail
    Treść Dostępne tagi: [cytat][/cytat], [url=http://][/url]
    Przepisz poprawnie podane słowa mnustwo orkuw