Warning: Undefined array key "autologin" in /usr/home/peronczyk/domains/insimilion.pl/insimilion/twierdza/index.php on line 25 Gry planszowe • Stwór • INSIMILION

    Gry planszowe


    Stwór

    Gry bez prądu » Gry planszowe » Recenzje
    Autor: MK_Aziello
    Utworzono: 22.10.2015
    Aktualizacja: 22.10.2015

           Tytuł:
    Stwór

    Liczba graczy:
    4-12

    Rok wydania:
    2015

    Wydawca:
    Galakta
     

    Istnieją w popkulturze motywy, które doskonale łączą się ze sobą. Być może przez wzgląd na to wiadomo, iż dzieła Lovecrafta najlepiej egranizuje się jako produkty survivalowe, kładące nacisk na element ciągłego zagrożenia i przerażenia oraz oczekiwania na czyhającą na każdym rogu zgubę. Nie jest zatem niczym dziwnym, iż ktoś postanowił doskonale znane mechanizmy starusieńkiej mafii opakować w nowe, z pozoru doskonale dobrane szaty – tym razem czerpiąc garściami ze wspomnianego wcześniej ojca weird fiction. Tak właśnie powstał „Stwór”.
     
    Można powiedzieć, że pomysł na grę „Stay Away!” (której polski tytuł przytoczyłem powyżej) w zasadzie tylko czekał na to, by ktoś na niego wpadł. Być może dlatego kampania crowdfundingowa na serwisie Kickstarter, zorganizowana przez twórców Antonio Ferrara i Sebastiano Fiorillo, zakończyła się oczekiwanym sukcesem. Dobrze zaplanowana zbiórka zaowocowała grą, która redefiniuje założenia popularnych „imprezówek” takich jak „Avalon” czy „Agenci Molocha”, przy tym całymi garściami czerpiąc z Mitów Cthulhu. 

     
    Mówiąc o tych ostatnich, nie sposób jest nie wspomnieć o stronie wizualnej gry – w dużej mierze to ona wpływa bowiem na budowanie klimatu zagrożenia. „Stwór” mieści się w stylowo wykonanym, czarnym pudełku, którego ozdobę stanowi zielony, cthulhupodobny łeb tytułowego stworzenia. W środku znajduje się klimatyczna tekturka (przedstawiająca skrzynię, z której wypełzają macki), która oddziela od siebie dwa stosy kart. Tych ostatnich znajdziemy w środku 109, ale ich wykonanie nie stoi, niestety, na najwyższym poziomie. O ile same arty są dość ładne (chociaż imersję rozbijają poważne ilustracje mieszające się z tymi żartobliwymi, jak np. nagi mężczyzna uciekający z toalety przed czyhającymi tam odnóżami), o tyle rodzaj druku i grubość tekturowych kartoników pozostawia trochę do życzenia. Dlatego też karty warto na początku wsadzić w koszulki – niestety w tym przypadku mogą przestać mieścić się do  pudełka. 
     
    Zasady, którymi cechuje się „Stay Away!” są banalnie proste, co pozwala na szybkie opanowanie ich przez grupę osób zasiadających do rozgrywki. W produkt grać może od 4 do 12 osób, jednak najlepiej usiąść do „Stwora” w grupie liczącej od 7 do 10 – jest to liczba optymalna, która nie powoduje dłużyzn w kolejce, a przy tym nie nagradza tytułowego Stwora, w jakiego wcieli się jeden z graczy. 


     
    Do dyspozycji każdego uczestnika oddane zostaną cztery karty – od samego początku jeden ze zgromadzonych w grze będzie Stworem, mającym za zadanie zainfekowanie lub wyeliminowanie innych. W każdej turze każda osoba będzie wykonywała trzy akcje – dobierała kartę ze stosu (i zagrywała ją jeśli wybierze kartę Paniki), zagrywała lub odrzucała jedną kartę, a potem wymieniała się kartą z następnym graczem w kolejce. O ile „protagoniści” starają się w swoich turach odkryć tożsamość Stwora i wyeliminować go, o tyle „antagonista” stara się dobrać kartę „Zarażonego”, a potem przekazać ją innemu graczowi, który od tego momentu przechodzi na stronę Stwora i gra razem z nim, pomagając mu i knując przeciwko reszcie. Gra kończy się kiedy Stwór zarazi wszystkich graczy, albo kiedy niezarażeni wyeliminują mroczną istotę. 
     
    Na papierze „Stay Away!” prezentuje się więc jako rozrywka dość ciekawa – opatrzona niezłą szatą graficzną, prosta w założeniach i zasadach, ale gwarantująca sporą interakcję, co w grach imprezowych jest przecież dość ważne. Niestety, bardzo szybko okazuje się, iż produkcja cierpi na jeden z najpowszechniejszych problemów wśród gier planszowych: brak dostatecznych betatestów, które pozwoliłyby doszlifować wcale niezgorszą przecież mechanikę. Sam rdzeń rozgrywki jest bowiem całkiem dobry: gracze podejrzewają wszystkich dookoła, ogrywają karty Wydarzeń, które pozwalają im na podglądanie kart innych, czy wymianę kart z osobami z drugiego końca stołu, barykadowanie się i blokowanie wymian, a Stwór w tym czasie zaraża kolejne osoby, tym samym popychając grę do przodu. Kuleje natomiast początek i koniec zabawy. Na wstępie Stwór nie ma na ręce żadnej karty Zarażonych, którymi ma infekować innych graczy, by przeciągnąć ich na swoją stronę. Jakby tego było mało, może jedynie dobrać ją ze stosu, gdyż żaden inny gracz nie może przekazać innemu karty Zarażonego, co wynika z zasad gry. Oznacza to, iż na jedną próbę dociągnięcia Zarażonego przez Stwora przypada kilka ruchów jego oponentów. Mówiąc w skrócie – jeśli w ciągu dwóch czy trzech kolejek Stwór nie dobierze Zarażonego, najprawdopodobniej przegra, gdyż ktoś wcześniej czy później przejrzy kartą Wydarzeń jego rękę albo sprawdzi go w inny sposób. Najzabawniejsze jest to, iż jest to problem który dość łatwo skorygować, umożliwiając Stworowi rozpoczynanie gry z jednym Zarażonym na dłoni – taki houserule przyspiesza grę, nie psując przy tym balansu, szczególnie w partii na dużą liczbę osób. Dziwi więc to, że twórcy nie wpadli na taki pomysł, kompletnie ignorując ślimacze (i niezbalansowane) początkowe tempo rozgrywki. 
     
    Niestety, o wiele trudniej poradzić sobie z zakończeniem, które niemalże zawsze wygląda tak samo – wszyscy wiedzą już kto jest kim, a mniejszość stara się grać na czas, by dobrać tyle Miotaczy Płomieni, pozwalających wyeliminować wybraną osobę z gry ile potrzebują. Brakuje w tym wszystkim niepewności, znanąchociażby z „Agentów Molocha”, gdzie niemalże do końca niejasne jest, kto jest kim. „Stwór” prezentuje sobą w zasadzie odwrotny schemat – prosto jest ustalić tożsamość graczy, jednak niełatwo ich wyeliminować. Skutkiem tego gra przeciąga się w nieskończoność, która w przypadku grupy, z jaką miałem przyjemność testować dzieło duetu Ferrara/Fiorillo, najczęściej kończyła się dopiero decyzją o poddaniu partii przez aktualną mniejszość. 

     
    Najbardziej boli w „Stworze” to, że jest produktem o dobrych założeniach; czymś, co powinno się udać – a co zawodzi z braku poświęconego mu czasu. Gdyby w betatestach doszlifowano mechanikę rozgrywki, być może otrzymano by rzecz na miarę wspomnianych wcześniej „Agentów Molocha”. Niestety tak się nie stało. Grę ratuje houseruleing, nie można jednak wymagać od każdego odbiorcy tego, by sam tworzył własną grę. Dlatego też na „Stay Away!” najlepiej patrzeć jest jako produkt przeciętny,co nie każdemu przypadnie do gustu, a pozytywnie zaskoczy jedynie tych, którzy wyjątkowo mocno umiłowali  sobie lovecraftowski klimat, lub osoby lubiące dopracowywać zasady gier  we własnym zakresie. 

    Ocena 7/10
     
    „Stwór” to ładnie wydany średniak, który może być niezłym przerywnikiem dla miłośników gier opierających się o model eliminowania „agenta” lub przepadających za historiami tworzonymi przez Lovecrafta.
     
    Za egzemplarz recenzencki dziekuję wydawnictwu Galakta.



    Komentarze

    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.




    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


    Pseudonim
    E-mail
    Treść Dostępne tagi: [cytat][/cytat], [url=http://][/url]
    Przepisz poprawnie podane słowa mnustwo orkuw