Warning: Undefined array key "autologin" in /usr/home/peronczyk/domains/insimilion.pl/insimilion/twierdza/index.php on line 25 Mount & Blade • Recenzja • INSIMILION

    Mount & Blade


    Recenzja

    Działy gier » Mount & Blade » Ogólnie o grze
    Autor: Serail
    Utworzono: 21.07.2010
    Aktualizacja: 21.07.2010

    Tajemnicą Poliszynela jest fakt, iż istnieją gry przeciętne, które przechodzi się, by zaraz potem o nich zapomnieć, oraz takie, które zapadają na długo w pamięć gracza. Sprawiają one, że na czas gry przenosimy się w ten wspaniały wirtualny świat, wówczas zapominamy o wszystkim, co nas otacza. Dzisiaj postaram się przybliżyć wam przedstawiciela tego drugiego gatunku. Panie i panowie, zapraszam do świata Mount & Blade.

    Galopem po Calradii

    Zaczyna się niewinnie. Tworzymy własną postać. Proces jej kreowania może przypominać odrobinę ten z Obliviona, jednak do naszej dyspozycji oddano o wiele więcej możliwości wpływania na wygląd naszego pupila. Szukając podobnego rozwiązania w innych grach, przypomina mi się The Sims. Możemy tutaj wszakże zmienić wielkość nosa bohatera, odległość między oczami czy wysokość czoła. Jednak wcześniej przychodzi nam stworzyć własną przeszłość. Tylko i wyłącznie od nas zależy, czy staniemy się synem zubożałego szlachcica, żądnym podróży, czy może chytrym kupcem, poszukującym przygód i złota, który nie zawaha się odciążyć kilku jegomościów z ich sakw. Na tej płaszczyźnie zaserwowano nam pełną swobodę działania. Pamiętać należy o tym, by wyboru tego dokonywać z rozwagą, bo nie będzie miał on wpływu wyłącznie na to, jak utożsamimy się z postacią, lecz także na rozdzielenie poszczególnych punktów umiejętności pomiędzy cztery atrybuty. Chodzi tutaj o siłę, zwinność, charyzmę oraz inteligencję. Zależnie od naszej koncepcji herosa będzie on mógł rozwijać różne umiejętności, pomocne w trakcie podróży po Calradii - bo tak nazywa się kraina, którą dane nam będzie poznać w trakcie zabawy. Nie mam zamiaru mówić tutaj, jaka ścieżka jest dobra, a jaka zła. Niektórzy zechcą wprawdzie szkolić swego średniowiecznego przyjaciela w fechtunku oraz jeździectwie, by odnosił jak największe sukcesy w trakcie turniejów (o których za chwilę) oraz z łatwością pokonywał wrogów podczas bitew. Inni zaś w kwestiach militarnych zdadzą się na swych podwładnych, sami rozwijając umiejętności stricte techniczne.
    Warto dodać, a co łatwo zauważyć, że autorzy postanowili zrobić z naszego podopiecznego jeźdźca. Co wydaje się być rozwiązaniem rozsądnym, zważając na fakt, iż w trakcie gry przemierzymy setki bezdroży pomiędzy poszczególnymi królestwami.

    Przepraszam, którędy na tron?

    Muszę szczerze przyznać, że na początku byłem zaskoczony swobodą rozgrywki, którą zaserwowali nam panowie z TaleWorlds. Tutaj nie istnieje coś takiego jak wątek fabularny. Rzuca się nas pomiędzy państwa Vaegirów, Swadii, Rhodoków, Nordów i Khergitów, i od tej pory możemy robić, co tylko przyjdzie nam na myśl. Chcesz być kupcem? Proszę bardzo, podróżuj ze swoją świtą, wożąc towary od miasta do miasta, starając się unikać grup bandyckich. A może sam chcesz zostać pariasem? Droga wolna, patroluj bezdroża w poszukiwaniu karawan kupieckich lub wieśniaków - wszakże oni zawsze mają cenne pożywienie. Tak, tak, wiem. Dlaczego czerpać z życia niezbędne minimum, kiedy przed nami otwierają się bramy do raju? Już na początku bardzo łatwo trafić na dwór wasala lub monarchy i zacząć zdobywać cenne punkty reputacji poprzez wykonywanie dla nich mało wymagających zadań. W ten sposób możemy stać się najemnikiem na usługach arystokraty, a później - kto wie - istnieje szansa, że staniemy się jego wasalem. Zaiste, świetlista przyszłość rysuje się przed naszym bohaterem, kiedy wiemy, w jakim towarzystwie się obracać. Długo można by pisać o możliwościach, jakie zgotowali nam panowie programiści. Na pierwszy rzut oka zostanie wasalem jest decyzją zrozumiałą. Gwarantuje to protekcję ze strony jednego z królestw, włości ziemskie oraz korzyści finansowe. To bardzo ważne czynniki, lecz czy aby na pewno wszystko obraca się wokół tego? Zaraz, przecież nie po to uciekam od świata realnego, by w grze komputerowej być podrzędnym sługusem króla, który w dodatku nie docenia moich atutów. Uwierzcie mi - na wyższych poziomach trudności strasznie trudno wybić się spośród innych wasali, by stać się prawą ręką króla. Dlaczego jednak tak bardzo zależy mi na sympatii tego poczciwego starca? Cóż, powód jest jeden - władza. Już śpieszę z wyjaśnieniami. Co jakiś czas monarcha spośród swych oddanych szlachciców wybiera osobę, która na czas wojny i pokoju będzie dzielnie piastowała urząd marszałka. Zaś cała filozofia sprowadza się do tego, że owa persona może wydawać rozkazy każdemu, kto znajduje się pod protekcją danego królestwa. Czy jednak istnieje coś wyżej od posady marszałka? Niestety nie. W grze nie uwzględniono możliwości zostania szefem wszystkich szefów/imperatorem/królem/cesarzem, czy jak tam jeszcze lubicie nazywać ludzi tego pokroju. Dlatego osobiście preferuję odmienne rozwiązanie. Jakie? Otóż, moi mili, podróżując po tej pięknej krainie, czasami spotkać możemy różne osobistości. Niektóre z nich będą się starały wmówić nam, że to im należy im się korona danego państwa. Są to tzw. pretendenci do tronu. Po zapoznaniu się z ich historią istnieje możliwość rozpoczęcia rebelii, która zakończy się detronizacją samozwańczego monarchy. Tutaj mamy już większe pole do popisu. Po kolei odbieramy każdą osadę, każdy zamek i każde miasto państwu, przeciwko któremu działamy, by na końcu zmiażdżyć niedobitki sił królewskich. W takim wypadku pretendent do tronu jest nam niezmiernie wdzięczny za to, co dla niego zrobiliśmy. Darzy nas ogromnym szacunkiem i pyta się o zdanie w każdej istotnej sprawie. Idąc zatem tą drogą, mamy wszystko, do czego dążyła średniowieczna szlachta. Pieniądze i władzę.

    Czerwony jak cegła

    Bitwy są istotnym elementem tej produkcji, o czym przekonujemy się już na początku. Jest ich kilka rodzajów. Pierwszy z nich można zaobserwować, kiedy dwaj delikwenci podróżujący po kraju spotykają się. Wywiązuje się wtedy krótka wymiana zdań, po czym przechodzi się do potyczki w plenerze. Co tutaj więcej mówić, żadna filozofia. W dodatku ich ilość jest tak duża, że po jakimś czasie po prostu ten typ bitew staje się nudny i graczowi nie chce się po raz setny powtarzać tego samego schematu. Drugim rodzajem walk jest oblężenie. Nasze jednostki, po zainstalowaniu na fortyfikacjach wroga drabin, dokonują swoistej inwazji na miasto bądź zamek nieprzyjaciela. Sprawia to naprawdę sporo frajdy i pozwala wczuć się w specyficzny klimat tamtego okresu. Następną rozmaitością jest kontratak w momencie, gdy oblegamy własność przeciwnika. W takiej sytuacji nie możemy korzystać z pomocy kawalerii, gdyż walka rozgrywa się wyłącznie z udziałem piechoty. Istnieją również inne urozmaicenia bitewne, np. ogłuszenie zbuntowanych chłopów za pomocą broni drzewcowej, likwidacja niedobitków wrogich wojaków na ulicach opanowanych miast czy turnieje rycerskie. Tak, przecież w "symulatorze średniowiecznego rycerza" nie mogło zabraknąć takiego istotnego elementu. Ale czy naprawdę muszę opisywać, na czym to polega?

    Strona techniczna

    Oprawa audiowizualna Mount & Blade jest całkiem sympatyczna i nie kłuje w oczy swą szpetnością. Podczas gry w tę produkcję na myśl przychodziło mi jedno porównanie, mianowicie Medieval: Total War. Uderzające podobieństwo na wielu płaszczyznach nie sprawia jednak, że tytuł ten traci na oryginalności. Wręcz przeciwnie! Ścieżka dźwiękowa jest przyjemna i klimatyczna. Oczywiście mogłaby być bogatsza, lecz, jak to mawiał ktoś mądry, "nie można mieć wszystko".

    Ale co dalej?

    W porządku, załóżmy, że podbiliśmy ziemie należące do wszystkich królestw wokół. Suzeren naszego państwa wręcz nas ubóstwia, zaś my jesteśmy najbardziej wpływową personą na kontynencie Calradii. Co dalej? Obawiam się, że nic. Grać możemy nadal, jednak zabawa taka jest pozbawiona większego sensu. Prowadząc za sobą oddział liczący kilka setek wojów, nie warto uganiać się po mapie za tuzinem bandytów czy gromadką zbuntowanych wieśniaków. Wtedy pozostaje nam tylko brać udział w turniejach, zdobywać sympatię dam dworu oraz zbierać podatki z podległych nam włości. Jednym słowem - nuda.

    Plus czy minus?

    Zastanawiając się, jaki werdykt końcowy wydać, miałem ciężki orzech do zgryzienia. Z jednej strony TaleWorlds oddało nam do dyspozycji wspaniały tytuł. Niewątpliwie wskazał on innym producentom drogę, którą powinni podążać. Ogromna swoboda, oryginalne podejście do tematu oraz wykonanie bezwarunkowo zasługują na duży plus, jednak z drugiej strony widzę monotonię, brak możliwości zdobycia korony królewskiej, nie mamy też możności zdobycia swej damy serca. Cóż począć? Może i te wady przeszkadzałyby mi, jednak istnieje jeden czynnik, który sprawia, że przymykam na to oko. Mount & Blade to prekursor nowego gatunku. Nie jest niczyją kopią, lecz czymś nowym. Autorzy uczyli się na własnych błędach i wierzę, że tworząc kolejne części tej produkcji, wyeliminują te drobne niedogodności.




    Komentarze

    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.




    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


    Pseudonim
    E-mail
    Treść Dostępne tagi: [cytat][/cytat], [url=http://][/url]
    Przepisz poprawnie podane słowa mnustwo orkuw