Warning: Undefined array key "autologin" in /usr/home/peronczyk/domains/insimilion.pl/insimilion/twierdza/index.php on line 25 Planescape: Torment • Torment - znaczy dosko... • INSIMILION

    Planescape: Torment


    Torment - znaczy doskonały

    Działy gier » Planescape: Torment » Ogólnie o grze
    Autor: KoZa
    Utworzono: 02.05.2007
    Aktualizacja: 14.10.2009

    Raz na kilka lat (czasem i dekad) ukazuje się gra, która dość szybko zyskuje miano "gry wskaźnikowej". A czego jest wskaźnikiem? Jakości, rzecz jasna! W roku 1999 Interplay wydał na świat produkcję, która po dziś dzień nie schodzi z ust miłośników gatunku, zwykłych graczy czy nawet recenzentów. Torment - jedno słowo, a tyle teraz znaczy w tym naszym małym, growym zaścianku. Jaki piękny byłby rynek komputerowej rozrywki, gdyby ciągle się mówiło: "Fabuła tak dobra, jak w Tormencie!", "Interakcja z NPC-ami na poziomie Tormenta!", etc. Niestety, prawda jest taka, że jak dotąd można jedynie usłyszeć i przeczytać słowa: "Popłuczyny po Tormencie!" czy też "W Tormencie ten element był wykonany mistrzowsko! Tak jak i wszystkie inne elementy zresztą... Nie to co w tym przypadku!". Tak Panie i Panowie, jeśli myślicie, że gra ze świata Planescape nadal nie ma sobie równych, to... macie rację. Nie ma.

    Jeśli pomyśleliście sobie, że jestem ortodoksyjnym fanem Tormenta, to i w tym przypadku macie absolutną rację. Kocham tę grę za wszystkie jej elementy. To produkt, który nie ma wad. To dla mnie jedyne prawdziwe role playing dostępne na wszelkiej maści blaszaki! Nie znam innej pozycji, w której tak pieczołowicie można byłoby kształtować charakter bohatera z pełną konsekwencją czynów. To ten typ, który nie wymaga od gracza zabijania wszystkiego, co wykazuje jakiekolwiek znaki życia. Ba! Nawet zakończenie można "przegadać", nie zabijając Głównego Złego!

    Dobrze, już dobrze - trochę ochłonąłem. Czas na trochę konkretów, nie prawdaż?

    Rozgrywkę zaczynamy jako Bezimienny, który właśnie obudził się na stole do krojenia tego, co pozostało z żywych. Żeby nie było zbyt przyjemnie, żywota swojego za bardzo nie pamięta, a pierwsza napotkana "osoba", to latająca czaszka. Można zwariować, nie? Żeby nie owijać w bawełnę, przejdę od razu do głównego celu, jaki programiści postawili przed graczem. Otóż... mamy zginąć. Tak jest - zejść z tego świata. "Niestety", Bezimienny szybko okazuje się również być nieśmiertelnym, co - z licznych i sensownie ugruntowanych fabularnie przyczyn - doskwiera nie tylko jemu, ale i kilku dość potężnym istotom. Aha, nie wiem czy wspomniałem, ale... uwaga, to może być wstrząs... nie musimy przy okazji... jeszcze chwila napięcia... ratować świata! Szok, prawda? Gra cRPG, w której zajmujemy się wyłącznie naszym tyłkiem, a krucha równowaga we wszechświecie może nas obejść tyle, co... nic. Istne objawienie!

    Ręka do góry, kto pomyślał, że amnezja i bezimienność bohatera to ograne chwyty fabularne? Pewnie kilka osób się znajdzie. W takim razie pragnę zaznaczyć, że, owszem, jest to teraz bardzo popularna zagrywka i... poniekąd to właśnie wina Tormenta. Nie mogę napisać, że to jest absolutnie pierwsza gra, która właśnie na tym oparła scenariusz. Nie minę się jednak z prawdą, gdy stwierdzę, że dziecko Interplay'a zrobiło to jako pierwsze z taką werwą i rozmachem, tworząc wzór do naśladowania dla wszystkich. Szkoda tylko, że jakoś niespecjalnie developerzy radzą sobie z chociażby kopiowaniem tych pomysłów. Wszystko co dotąd wyszło, jest widocznie słabsze od wzoru - chociażby KotOR.

    Nie pomylę się również, jeśli stwierdzę, że Torment jest pierwszą produkcją, w której postacie przyłączające się do głównego bohatera są tak wyraziste i oryginalne. Niestety, Baldur's Gate, który ukazał się około rok wcześniej, odpada w przedbiegach. O słynnej latającej czaszce - Morte - słyszał chyba każdy gracz, interesujący się komputerowymi rolplayami. Interakcja stała na tak wysokim poziomie, że do dziś nie mogę się temu nadziwić. Do ostatnich chwil gry każdy z wątków osobistych postaci było można poszerzyć o nowe fakty, zdobywane wraz z postępami w podróży, a ich pomoc w poznaniu samego siebie stawała się nieoceniona.

    Jak już napisałem wcześniej, istotnym wyróżnikiem Tormenta jest możliwość uniknięcia walki przez większość czasu, spędzonego z grą. Ciężko ten element opisać. Wyobraźcie sobie po prostu, że jeśli stajecie przed potencjalnym przeciwnikiem, to na ogół jest możliwość przegadania go, bądź ominięcia. Wbrew pozorom, do dziś jest to dość rzadkie zjawisko, choć udaje się je przynajmniej w części zaadaptować twórcom wielu współczesnych cRPG-ów. Jak dotąd jednak nie grałem chyba w innego rolplaya, który nie kończyłby się obowiązkową sieczką.

    Od technicznej strony gry, Planescape prezentuje się... normalnie. Żadnych niezwykłych fajerwerków, ale za to wszystko jest pieczołowicie przygotowane. Choć pamiętam, że w tamtych czasach spore wrażenie robiła animacja niektórych czarów. Na dzisiejsze standardy wygląda po prostu estetycznie. Zresztą tak samo jak ręcznie rysowane mapy, który, choć zdecydowanie odmienne w stylu, przypominają wykonaniem te z Baldur's Gate i Icewind Dale'a. W końcu i to, i to oparto na prawdziwie nieśmiertelnym Infinity Engine.

    A skoro już o Infinity Engine mowa, to wiadomo, czego się spodziewać po walce i rozwoju postaci. Tak jak we dwóch wymienionych wyżej produkcjach, wszystko oparte jest na AD&D. Z jednym drobnym wyjątkiem - współczynniki takie, jak siła czy zręczność można u Bezimiennego podnosić wraz z każdym zdobytym poziomem doświadczenia. Ponadto, grę zawsze zaczyna się jako wojownik, a dopiero później można się przekwalifikować na maga bądź złodzieja. Co ważne, przeskakiwanie między tymi klasami możliwe jest przez całą rozgrywkę i żaden z wyborów nie jest ostatecznie wiążący.

    O walce też jeszcze warto powiedzieć przynajmniej kilka słów. Nie potrafię dokładnie wytłumaczyć, na czym polega ten fenomen, ale... wszystkie batalie są dziwnie emocjonujące. W mojej opinii, znacznie bardziej, niż w przypadku Icewinda. Możliwe, że dzieje się tak za sprawą stopnia trudności. Wrogowie - w szczególności przez pierwszą połowę gry - mniej więcej wyrównują nasze umiejętności, przez co ich eliminacja możne nastręczać pewne trudności. Do tego dochodzą wiecznie kończące się lekarstwa i brak wygodnych miejsc do odpoczynku. Co ważne, "save-load" nie doskwiera w choćby najmniejszym stopniu. Nie trafiały mi się pojedynki, które byłoby trzeba -set razy powtarzać. Po prostu idealne zrównoważenie i wyśrubowana grywalność, ot co. I do tego ten wszech obecny klimat... Ech.

    Posunę się do tego stwierdzenia - Torment to najwspanialszy okaz cRPG, z jakim się zetknąłem. Poczułem to dobitnie, gdy kończyłem go po raz kolejny, jeszcze lepiej poznając uniwersum. I, jak za każdym innym podejściem, przyjemność była ta sama. Rzadko zdarza się tak, że grając silnym acz głupim wojownikiem, nie można prawie w ogóle poznać gry. A właśnie tak jest w tym przypadku. Dopiero bohater obdarzony możliwie wysokimi współczynnikami mądrości oraz inteligencji (a najlepiej też charyzmy) jest ma szansę dowiedzieć się, jak brzmiało Prawdziwe Imię Bezimiennego, czy pokazać na nowo Dak'konowi znaczenie Nieprzerwanego Krąg Zerthimona. Tak powinno być w każdej grze.

    Stwierdzenie "ciężko pisało mi się ten tekst" jest tak często nadużywane przez różnej maści recenzentów, że sam staram się go unikać jak ognia. Lecz muszę to powiedzieć - ciężko pisało mi się ten tekst! I to, niestety, może być czuć. Ale pomyślcie sobie, że postawiono by Was przed wyzwaniem zrecenzowania powieści wszechczasów - Władcy Pierścieni. Nie jest łatwo, prawda? Albo filmowe arcydzieło - Forrest Gump. Można sobie pióro połamać, gdyż każde zdanie wydaje się banalne. Czyżbym postawił Tormenta na równi z tymi ponadczasowymi dziełami? Chyba właśnie to zrobiłem...





    Komentarze

    Ten artykuł skomentowano 52 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.

    « Starsze · 1 · (2) · 3 · Nowsze »

    Adalbertus vel Mongward
     

    Wędrowiec
    Temat:
    Dodany: 12.09.2007 o 18:54  

    Ech,legendy są plastikowe,chyba że z rumieńcami na twarzy czytasz legendę o świętym Aleksym albo innym szajbusie.Nie chodzi mi o to,że Tolkie nic by nie wziąl za prawo do ekranizacji swoich powieści,ale o to,że pisał je dla siebie i przyjaciół,a to,że osiągnęly niejaki sukces było skutkiem ubocznym.Jest różnica pomiędzy:
    "piszę i dostaję za to kasę"
    a
    "piszę,dostaję za to kasę".
    Fantasy ewoluowało w czasie,ale ewolucja to w przypadku tego typu literatury jest niepowielaniem błędów poprzedników i dodaniem szczypty pikanterii.Opowieści z Narnii też są plastikowe,opowieści o Conananie też,a powstawały mniej czy więcej,ale w podobnym okresie.Z czasem takie formy zaczęły nudzić,więc zaczęto dodawać coraz więcej smaczków i tym podobnych.A polska fantasy garściami czerpie z wesołej i burzliwej historii Rzeczpospolitej sarmackiej,tym samym będąc wartką i wciągającą.

    kol
     

    Wędrowiec
    Temat:
    Dodany: 12.09.2007 o 20:31  

    autor napisał(a):
    Opowieści z Narnii też są plastikowe

    Akurat, Opowieści to od początku do końca bajka dla dzieci, i jako taka nawet jest ciekawą.

    autor napisał(a):
    "piszę,dostaję za to kasę".

    Masz na myśli pisanie dla pieniędzy? Myślę, że pierwszym celem jaki stawia przed sobą pisarz jest zdobycie sławy i uznania, a nawet w ogóle wydrukowanie swej powieści.
    Gdyby było inaczej każdy bezrobotny mógłby pisać, brr...

    kol
     

    Wędrowiec
    Temat:
    Dodany: 12.09.2007 o 20:33  

    A te pisanie dla pieniędzy, zobacz sobie Ludluma czy innego amerykańskiego tandeciarza i przekonaj się czym jest komercha w czystej postaci...

    Adalbertus vel Mongward
     

    Wędrowiec
    Temat:
    Dodany: 12.09.2007 o 20:46  

    Ludluma czytałem Tożsamość Bourne'a i Krucjatę Bourne'a.Tandetą tego moim(i nie tylko moim) zdaniem nie można nazwać.
    Ale nie ma sensu ciągnąć tej dysputy,bo każdy broni tego,co lubi.Ja owszem,widzę prostotę i sztuczność Tolkienowskiego świata,ale biorąc pod uwagę konwencję nie poczytuję ich jako wady.Żaden z nas nie przekona drugiego,więc nie bawmy się polityków :)

    kol
     

    Wędrowiec
    Temat:
    Dodany: 13.09.2007 o 15:35  

    Racja, nie przekonam Cię, ale Ludluma to ja czytałem wszystkich Bourne'ów, Zlecenie Jansona, Projekt Hades, Protokół Sigmy oraz Klątwę Prometeusza. Wszystkie pisane na jedno kopyto i głębokie jak afrykańska rzeka w porze suchej :/
    Zachęcam wszystkich do grania w Tormenta i odkrywania jego sekretów, których jest sporo ;)

    Adalbertus vel Mongward
     

    Wędrowiec
    Temat:
    Dodany: 13.09.2007 o 16:00  

    No,co do Tormenta przynajmniej się zgadzamy :)

    iza
     

    Wędrowiec
    Temat:
    Dodany: 08.03.2008 o 21:58  

    Zgadzam się w pełni. żadna inna gra nie wzbudziła we mnie tylu uczuć, po prostu Arcydzieło. Dotknęła mojej duszy : >

    mosadi
     

    Wędrowiec
    Temat:
    Dodany: 21.04.2008 o 11:49  

    Najlepsza gra jak dla mnie.. to od czasu kiedy zagrałem w Tormenta zacząłem bardziej interesować się filozofią, i teraz studiuję filozofię właśnie:) tak więc mogę powiedzieć że ukierunkowała w pewnym stopniu moje życie.. Epickiego rozmachu i głębi przesłań fabuły nie powtórzyła żadna gra od 8 lat. Cudowna muzyka. Nieliniowa fabuła. Długoby wymieniać, zgodzę się z Izą i powiem: ARCYDZIEŁO

    dziadek
     

    Wędrowiec
    Temat: A ja dopiero zaczynam przyg...
    Dodany: 17.09.2008 o 23:24  

    A ja dopiero zaczynam przygodę z Tormentem, i założę się, że niektórzy starzy wyjadacze tej gierki mi zazdroszczą, gdyż o fabule tej gry nie wiem nic, i będę ją przechodził 1 raz :) hehehe

     

    Mieszkaniec | Komentarzy: 4
    Temat: Klasyki
    Dodany: 28.12.2008 o 16:53  

    Władca pierścieni, Forrest Gump, Torment etc... , niektóre rzeczy po prostu mają dusze:)

      
     

    Mieszkaniec | Komentarzy: 66
    Temat: A jak dla mnie Torment jest...
    Dodany: 02.03.2009 o 21:37  

    A jak dla mnie Torment jest na drugim miejscu w hierarchii RPG. Pierwszy jest BG:):)

      
     

    Obywatel Insimilionu | Komentarzy: 133
    Temat: Dla mnie to co najmniej dzi...
    Dodany: 03.03.2009 o 9:14  

    Dla mnie to co najmniej dziwne, żeby ustawiać BG jako najlepszy cRPG wszech czasów.

     

    Obywatel Insimilionu | Komentarzy: 23
    Temat: :)
    Dodany: 18.04.2009 o 10:21  

    Świetna gra, gralem w nią z przyjemnością:)
    Jednak, może to kogoś zdziwi, nie mam ochoty do niej powracać. To gra "na raz". Za kilka lat pewnie do niej wrócę ale nie w najbliższym czasie.

     

    Mieszkaniec | Komentarzy: 1
    Temat: Moim zdaniem BG i PT to zup...
    Dodany: 31.05.2009 o 20:27  

    Moim zdaniem BG i PT to zupełnie różne gry. Raczej nie pokusiłbym się o ocenę, która z nich jest lepsza. Obie są genialne.

    Clarence
     

    Wędrowiec
    Temat: BG i PT to faktycznie dwie ...
    Dodany: 26.06.2009 o 18:45  

    BG i PT to faktycznie dwie odmienne gry. Dwie odmienne konwencje; BG jest, z braku lepszego określenia, nie tyle heroiczny, co światowo-wyzwoleńczy. Boskie dziecko wypełniające przepowiednię by uratować świat, to dopiero akryl. Nie ujmując nic BG, oczywiście, bo jest to drugi mój ulubiony cRPG zaraz po Tormencie. Ale natomiast w Tormencie wątki chwały, potęgi i heroicznej batalii w apologii do jakichś durnych, nic nie znaczących imponderabiliów, zostały wyplewione, i zastąpione czymś tak na pozór przyziemnym i mrocznym, że aż empatycznie ludzkim; chodzi mi o to, że zarówno Bezimienny, jak i inne postaci jak Sława czy Anna, bądź mój faworyt Morte, zobrazowano ramowo, nadano odpowiedni charakter, odpowiednie reakcje, z pełną konsekwentnością, ale, co najważniejsze: nadano im dusze. Problemy czy Bezimiennego, czy jego towarzyszy, na pozór niby fraszka, są jednak okropnie ujmujące i sprawiają, że można się naprawdę wczuć. Dlaczego? Bo postacie mają osobowość, nie wydumaną i nie rozdmuchaną do postaci złego, żądnego mocy czarnoksiężnika, ani nie spłyconą do poziomu głuchoniemego najemnika, w jakiego wcielaliśmy się w IwD.

    A zakończenie? Jedyne w swoim rodzaju. Walka może i nie była trudna (rozczarowujące), ale prawdziwym sukcesem było uzyskanie dobrego zakończenia (wskrzeszamy towarzyszy). Bez wodolejstwa i gierek słownych na pożegnanie. Jedynie krótkie "pa, pa", trochę żalu (jak na ironię) "i obietnica ponurej przyszłości".

    No cóż, ja też nie znam innego cRPG, który nie kończyłby się nieuniknioną sieką. Może coś przegapiłem... Ale Torment zostanie dla mnie formą dla innych cRPG, która, cytując trochę Ravelę :p, będzie pękać dla gier potomnych.

    Jedyne, co mnie razi w tej grze, to niewielka ilość, a czasami całkowity brak, jakichś przedmiotów i mała ilość wyzwań... Bo kiedy przejdziesz grę raz czy dwa, co masz innego do roboty? To jest gra-książka, a ja nie czytam książek więcej niż dwa razy :p Może też czasem razić, iż przygoda jest tak krótka, a romans z Anną to pocałunek i wyznanie później miłości Bezimiennemu. Lekkie zaniedbanie? A może to i lepiej... nie wiem.

    Uch, ale się rozgadałem :p Moja ocena dla Tormenta: 9/10.

    Pozycja obowiązkowa dla KAŻDEGO, kto lubi gry z tym "czymś".

    Clarence
     

    Wędrowiec
    Temat: [cytat]Bo postacie mają oso...
    Dodany: 26.06.2009 o 18:49  

    Cytat:
    Bo postacie mają osobowość, nie wydumaną i nie rozdmuchaną do postaci złego, żądnego mocy czarnoksiężnika



    Sorry, może poza Ignusem :p

    Waldimekum
     

    Wędrowiec
    Temat: Fallout na wieki!
    Dodany: 03.08.2009 o 3:35  

    Fallout za klimat i świat jest dla mnie królem cRPG, w końcu coś nie fantasy. W Tormenta zagrałem dużo później i już nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Gra jest wybitna ale... to nie Fallout ;)

    BaltazarGąbka
     

    Wędrowiec
    Temat: Ja za Tormenta zabierałem s...
    Dodany: 07.12.2009 o 13:32  

    Ja za Tormenta zabierałem się już wiele razy. Nie powiem, jest to ciekawa gra, nietypowa i jedyna w swoim rodzaju, ale jakoś nie trafiła do mnie... Nie przeszedłem jej jeszcze, ale spróbuję po raz kolejny, może za którymś się uda ;)

    Natomiast jeśli chodzi o cRPG, w którym nie byłoby "nieuniknionej" sieczki... Otóż jest taki: Fallout ;) Można przejść tą grę nie używając w ogóle żadnej broni, wszystkie sprawy załatwiając "na gębę". Oczywiście jest to dosyć trudne, ale nie niemożliwe. Nawet w Fallout 2 nie trzeba brać udziału w finalnej walce (która jest nieunikniona), bo jest możliwość aby ktoś inny zrobił to za nas (i nie chodzi tu o NPC) :)

      
     

    Mieszkaniec | Komentarzy: 32
    Temat: Świetna gra zwłaszcza spodo...
    Dodany: 29.12.2009 o 16:50  

    Świetna gra zwłaszcza spodobały mi się niektóre dialogi ;-)

    Armant
     

    Wędrowiec
    Temat: Hmmm... z góry zaznaczam, ż...
    Dodany: 26.05.2010 o 0:46  

    Hmmm... z góry zaznaczam, że jestem zagorzałym fanem jedynego słusznego cRPG wszechczasów tj. Baldurs Gate i stąd mój komentarz obiektywny raczej nie będzie.

    Torment bez wątpienia jest grą wybitną i jedyną w swoim rodzaju... ale do Baldursa nawet się nie umywa. Być może gdyby była pierwszą... ale, jak sam autor przyznał, wyszła około rok po jedynym niekwestionowanym arcydziele i grając w nią nie można się oprzeć licznym wrażeniom "powtórki z rozrywki" czy "to już było i to w lepszym wydaniu"...

    Ale po kolei - z pierwszą bzdurą, na którą muszę odpowiednio zareagować, jest stwierdzenie, że Torment:
    "(...)jest pierwszą produkcją, w której postacie przyłączające się do głównego bohatera są tak wyraziste i oryginalne. Niestety, Baldur's Gate, który ukazał się około rok wcześniej, odpada w przedbiegach."
    No wybaczcie, ale jeśli uważacie chociażby postać Viconii za mało wyrazistą i oryginalną, to chyba nigdy nie graliście w Baldursa. Że już nie wspomnę o BG2, gdzie osobowości poszczególnych postaci i dostępne interakcje pomiędzy członkami drużyny są po prostu cudowne - szczęka mi opadła, kiedy dwóch członków drużyny się pokłóciło i jeden z tego powodu ją opuścił. O możliwych romansach już pisał nie będę. Twórcy Tormenta po prostu zubożyli Baldursa (dokładnie tak - "ZUBOŻYLI"), dzięki czemu mogli sobie pozwolić na wykreowanie takiego np. Morte. Wszystkie postacie w BG są stworzone na takich samych zasadach jak postać główna, co pozwala na dowolne nimi manewrowanie w ramach drużyny i, co najważniejsze, grę po sieci! Torment jest od początku grą single, stąd programiści mogli sobie pozwolić na tak abstrakcyjne i "bezklasowe" postacie jak Morte. "Oryginalność" latającej czaszki polega głównie na tym, że nie można takiej postaci stworzyć jako swojego głównego bohatera i grać nią po sieci - ja bym tego raczej zaletą nie nazwał.

    "(...) Rzadko zdarza się tak, że grając silnym acz głupim wojownikiem, nie można prawie w ogóle poznać gry."
    Kolejna bzdura. Każdy dobry cRPG się tym charakteryzuje i Torment nie jest tu żadnym wyjątkiem. Ba, mało tego - pod tym względem Torment jest wręcz ubogi, gdyż jest całkowicie liniowy. 90% zadań można zakończyć na 2 sposoby - ubij lub zagadaj. Zaletą bym tego nie nazwał, tym bardziej po doświadczeniach z questami w serii BG. Brakuje takich smaczków jak alternatywne zakończenia zadań w zależności od rasy, klasy, charakteru, składu drużyny, wcześniejszych wyborów, reputacji itd. itp. Po jednym przejściu Tormenta w zasadzie nie ma do niego po co wracać, bo niczego nowego się nie doświadczy.

    Kilka słów komentarza należy się również samej walce, która jest istotą gier cRPG, a gier opartych na AD&D w szczególności. Jak sam autor recenzji stwierdził, Torment można przejść bez walki i w zasadzie walczyć się nie opłaca... dokładnie tak - zapomnijcie o potężnych bohaterach wyposażonych w legendarne artefakty, z którymi walka stanowi olbrzymie wyzwanie. Wszystkie walki, włącznie z finałową, można bezproblemowo przejść z marszu, bez jakichkolwiek przygotowań. O legendarnych walkach z Drizztem czy smokami, wymagających setek prób, specjalnych przygotowań i opracowywania unikalnych taktyk, walkach, z których drużyna wychodzi mocno poszczerbiona, za to bogatsza o potężne artefakty, możecie zapomnieć. Z resztą o jakichkolwiek wspaniałych artefaktach możecie również zapomnieć - w Tormencie nie ma czegoś takiego. Wszyscy gracze zaznajomieni z zasadami i klimatem D&D, a szczególnie fani twórcy najpopularniejszego świata D&D - R. A. Salvatore, potrafiący przez sen wymienić imiona i historię broni Drizzta czy Catti-brie od razu zapytają "WTF?" Niestety taka jest prawda - nazwanie Tormenta grą AD&D jest kompletnym nieporozumieniem, bo ta gra nie ma nic wspólnego z klimatem D&D.

    Fabuła Tormenta jest całkiem niezła... i tylko niezła. Kiedy się ją porówna z fabułą Baldursa, złożonością, historią i ogromem wykreowanego świata, ilością zadań, lokacji, NPC'ów i ich zachowań, interakcji pomiędzy wszystkimi postaciami, Torment wydaje się być tylko ubogą namiastką BG.

    Bezdyskusyjnie najważniejszym elementem wyróżniającym Torment'a jest jego klimat. Jest to największa zaleta tej gry... i zarazem jej największa wada. Wykreowany świat jest mroczny, ciemny, mroczny, ciężki, mroczny, filozoficzny, mroczny, mroczny, mroczny... AAAAAAAAAAA... Ile można?! Ten ciężki i mroczny klimat z początku fascynuje, ale szybko zaczyna przytłaczać i zniechęcać. Po kilku godzinach gry człowiek zaczyna tęsknić do jakiegoś zielonego zagajnika i wesoło świergoczących ptaszków... a tu tylko ciemność i mrok - "emo" wszelkiego rodzaju będą wniebowzięte. No i najważniejsza sprawa dotycząca koszmarnie mrocznego klimatu gry - czy ktokolwiek z Was pozwoliłby w nią grać swoim małym dzieciom?

    Tak, jak powiedziałem na samym początku - Planescape: Torment jest wybitną grą. Raczej średni roleplay opakowany w niepowtarzalny, zapierający dech w piersiach klimat, który każdego myślącego człowiek wbije głęboko w fotel. Ale na dłuższą metę ten mroczny klimat zaczyna przytłaczać, a po obdarci Torment'a z tego klimatu staje się on średniej klasy cRPG.



    Ten artykuł skomentowano 52 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.

    « Starsze · 1 · (2) · 3 · Nowsze »

    Pseudonim
    E-mail
    Treść Dostępne tagi: [cytat][/cytat], [url=http://][/url]
    Przepisz poprawnie podane słowa mnustwo orkuw