Okładka | Opis |
|
Batman jest bohaterem, którego zna każde dziecko. Jakiś czas temu Christopher Nolan próbował na nowo zdefiniować tę postać, przedstawiając w swojej filmowej trylogii inną interpretację rycerza z Gotham. Bardziej realny, mniej heroiczny obraz alter ego Bruce’a Wayne’a jest mi zdecydowanie bliższy i ucieszyłam się niezmiernie, dowiadując się, że istnieje komiks ukazujący Batmana z takiej „ludzkiej” perspektywy. Tym właśnie jest komiks „Batman – Ziemia Jeden”.
Alfred Pennyworth jest tutaj samozwańczym lokajem i jednocześnie trenerem Batmana |
Zwróćcie już teraz uwagę, że scenariusz komiksu bardzo mocno przypomina zarys fabularny „Batman Begins” Nolana – w obu tych produkcjach mamy brudne, skorumpowane i niebezpieczne Gotham oraz młodego Bruce’a dopiero zaczynającego swoją karierę jako Batman. Podobnie jak w filmach Wayne korzysta ze wsparcia Foxa, który pomaga mu ze stroną techniczną nocnych wypraw. Jednak mimo tych podobieństw „Ziemia Jeden” nie jest reinterpretacją filmowej historii początków Mrocznego Rycerza, wiele czerpiąc również z komiksowego dorobku tej postaci – pojawia się nieobecna u Nolana córka komisarza Gordona - Barbara (późniejsza Batgirl), zaś głównym przeciwnikiem okazuje się być nie kto inny jak Oswald Cobblepot, czyli Pingwin. Scenarzyści jednak wzbogacili historię o swoje własne pomysły – Thomas Wayne kandydował na burmistrza (podobnie jak w oryginalnym skrypcie Burtonowskiego filmu), Cobblepot w teraźniejszym Gotham został głową ratusza, zaś Alfred Pennyworth jest byłym wojskowym, który lokajem zostaje zupełnym przypadkiem.
Warto spojrzeć na Batmana – bardziej ludzkiego i jeszcze bardziej rzeczywistego niż Mroczny Rycerz Nolana. Nie jest młodym multimiliarderem, który porzucił Gotham na kilkanaście lat, by tułać się po świecie, w więzieniach tropić i unieszkodliwiać złoczyńców, a potem przejść morderczy trening w tybetańskim klasztorze pełnym wyszkolonych zabójców. Batman z „Ziemi Jeden” to młody, przepełniony żądzą zemsty człowiek, który popełnia masę błędów: bywa za mało spostrzegawczy, zbyt wolny czy chociażby po ludzku nieostrożny. Ze swoich potyczek wychodzi nie tylko posiniaczony i poobijany, ale też ranny i okrwawiony, nieraz tylko dzięki niesamowitemu szczęściu uchodząc z życiem. Bardzo łatwo pod maską Batmana dostrzec Bruce’a – buntowniczego, agresywnego i nieco aroganckiego młodzieńca, z uporem godnym maniaka realizującego swój cel: dopaść domniemanych zleceniodawców zabójstwa rodziców. To nie jest człowiek, który chce oczyścić Gotham z plugastwa – jego pobudki są czysto egoistyczne i krótkofalowe.
Niech was nie zwiedzie ten szeroki uśmiech - Oswald Cobblepot jest psychopatą pierwszej wody, co oddają świetne rysunki Gary'ego Franka |
Całości charakteru dodaje kreska – świetna, bardzo estetyczna i jednocześnie potrafiąca oddać brzydotę Gotham, paskudny charakter Pingwina i emocje postaci. Zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia. Rysunki Gary’ego Franka dodają dynamizmu ciekawie skonstruowanej fabule, doskonale sprawdzając się w szerokich kardach, jak i w zbliżeniach. Kreska jest realistyczna, nie przypomina potworności Franka Millera czy psychodelicznych wizji wprost z „Azylu Arkham” rysowanym przez Dave’a McKeana, i chyba w takiej formie najchętniej bym Batmana widziała.
Podsumowując– z „Ziemią Jeden” warto się zapoznać. Nie tylko jeśli jesteś komiksowym wyjadaczem i czytałeś wszystko, co do tej pory z Batmanem wyszło, ale również jeżeli to będzie twój pierwszy przeczytany komiks, a postać Mrocznego Rycerza znasz co najwyżej z ekranów kin i monitora komputera. To historia niezależna, nie musisz więc znać kilkudziesięciu lub kilkuset poprzednich zeszytów, i dodatkowo zamknięta (choć zakończenie sugeruje coś innego), co sprawia, że na finał historii nie będziecie musieli czekać do kolejnego tomu.