Warning: Undefined array key "autologin" in /usr/home/peronczyk/domains/insimilion.pl/insimilion/twierdza/index.php on line 25 Recenzje • Brutal Legend • INSIMILION

    Recenzje


    Brutal Legend

    Gry wideo » Recenzje » Recenzje
    Autor: Alan Wolf
    Utworzono: 24.05.2015
    Aktualizacja: 24.05.2015



    Brutal Legend to stworzona przez Tima Schafera produkcja, którą każdy fan muzyki metalowej musi przynajmniej raz przejść. W grze wcielamy się w rolę Eddiego Riggsa, który jest „roadim”, czyli członkiem ekipy technicznej dbającym o zaplecze koncertów. Nie jest on jednak zadowolony ze swojej pracy. Mimo, że potrafi naprawić, bądź stworzyć właściwie wszystko, nie jest w stanie zmienić „złej” gryzespołów, promujących metal.. Już w intropokazane są negatywne uczucia bohatera w stosunku do muzyki tworzonej przez grupę, z którą podróżuje. Na jego (nie)szczęście w czasie jednego z występów następuje coś niespotykanego i niewyobrażalnego – główna postać zostaje przygnieciona przez dekorację sceny, co powoduje jejśmierć. Smutny koniec, można by rzec. Całe szczęście nie jest zakończeniem przygody..

    Być przygnieciony przez jedną z dekoracji to jedno – być ocalonym przez starożytnego boga metalu, Ormagodena, to już zupełnie inna bajka. A takie właśnie doświadczenie spotyka Eddiego. Zamiast zginąć, zostaje on przeniesiony do pradawnej Krainy Metalu – miejscu, w którym gra na gitarze powoduje trzęsienia ziemi, burze z piorunami bądź eksplozje, a dwuręczne topory można dzierżyć jakby nic nie ważyły. Czy wspominałem o biegających wszędzie demonach? No cóż, cały ten „magiczny” arsenał naprawdę się przyda. Zwłaszcza, że krainą włada generał Lionwhyte – pan i władca zupełnie niepasującej do otoczenia muzyki – Glam Metalu. Już chyba wiecie kto będzie naszym przeciwnikiem, prawda?

    Jeśli wciąż nie jesteś zbytnio przekonany co do „metalowości” tej produkcji – spójrzna obsadę. Główny protagonista posiada głos i wygląd Jacka Blacka – wokalisty Tenacious D. Poza nim, w grze spotkamy także jego dobrego znajomego z zespołu, Kyle'a Gassa, Roba Halforda z Judas Priest oraz Remmy'ego Kilmistera z Motorhead. Nie należy jednak zapominać o jeszcze jednej ważnej personie – Ozzym Osbournie, który wciela się w postać Strażnika Metalu. On, tak samo jak reszta spotkanych muzyków, odgrywają w grze samych siebie. Z lekkimi modyfikacjami wprowadzonymi przez Schafera, tak, żeby pasowali do świata.

    Wciąż za mało metalu? Menu gry jest ciekawym zagadnieniem. Jest ono stylizowane na oglądanie albumu metalowego przez samego Jacka Blacka..Wszystko zostało nakręcone na żywo – jedynie sam interface został komputerowo dorobiony. Otwieranie kolejnych punktów menu pokazuje nam przewracanie stron albumu przez muzyka. Jeśli zaś nie będziemy wykonywali żadnych ruchów to wokalista Tenacious D zacznie przebierać rękoma, wystukiwać jakiś rytm, bądź usilnie wskazywać na przycisk „start”. Jak udało się Blackowi dorwać ten album, tłumaczy filmowa cutscenka, pokazywana zaraz po uruchomieniu gry.

    Skoro już udało „nasycić się metalem”, można w końcu powiedzieć, że świat przedstawiony jest w bardzo prześmiewczy sposób. Wszystko jest tu przejaskrawione i skabaretyzowane. Powaga oraz mrok szybko zostają zbite przez zabawny, wręcz nabijający się głos Jacka Blacka, który idealnie potrafi wpasować się w sytuację ciętymi ripostami. Bądź po prostu głupkowatymi tekstami, jakie postać, w którą się wciela,wyrzuca z siebie z zawrotną prędkością.

    Nie zmienia to jednak faktu, że kraina, do której się przenosimy jest olbrzymia i bardzo przyjemna w poznawaniu. Właśnie ta otwartość świata daje ogromne pole do popisu – możemy pójść gdzie i kiedy chcemy oraz wykonywać zadania poboczne w dowolnej kolejności. Przemierzanie takich przestrzeni na piechotę musiałoby być niezwykle męczące, dlatego też dostajemy własnego „rumaka”. The Deuce – jak nazywa się nasz „wierzchowiec” - jest stworzonym przez Eddiego samochodem, który jest wręcz przesiąknięty metalowymi wstawkami. Wszystko w nim wygląda „cool”, zupełnie jak cały przedstawiony w grze świat. Jeszcze lepsze jest to, że mamy możliwość ulepszania naszego wehikułu, dozbrajając go w przeróżne rodzaje broni – karabiny, miny itd. - co w efekcie daje nam twór bardzo zbliżony do Carmageddonu. Rozsmarowywanie przeciwników na masce dawno nie było tak satysfakcjonujące.

    Ciekawym rozwiązaniem jest tutaj typowo RTS-owy system bitew. Mamy do dyspozycji własną „bazę”, reprezentowaną jako scena koncertowa oraz surowce – gejzery z „energią fanów” - dzięki którym zakupujemy jednostki. Możemy więc cały czas latać nad polem bitwy – w czasie walk wyrastają nam skrzydła – albo razem ze swoimi oddziałami wbijać się w szeregi wroga, na piechotę lub wspomnianym wcześniej samochodem. Rozgrywanie bitew jest naprawdę przyjemne, aczkolwiek trzeba się do tego nieco przyzwyczaić i zrozumieć, która jednostka za co jest odpowiedzialna. System ten tak spodobał się twórcom, że zrobili z niego multiplayer'a. Jak można się domyślić, wyszedł naprawdę miodnie. Walka z komputerem to jedno, a potyczki z inteligentnymi, ludzkimi przeciwnikami to zupełnie coś innego. Zwłaszcza, że każdy gracz może wybrać jedną z trzech „ras” - ludzi, demony lub wyznawców gotyku. Każda z nich ma osobne jednostki, różniące się od siebie właściwościami i umiejętnościami, co daje naprawdę ogromne możliwości strategiczne.

    Niestety, gra ta nie jest idealna. Liniowy i okropnie krótki wątek główny wystarcza na zaledwie kilka godzin rozgrywki. Dokładając do tego bardzo słabą sztuczną inteligencję oraz kilka pomniejszych błędów – jak choćby brak mini-mapy w czasie bitew – odrobinę obniża pozytywne odczucia. I coś, co najbardziej rzuciło mi się w oczy – olbrzymie parcie na posuwanie fabuły naprzód. W wielu miejscach znajdziemy się tylko po to, żeby zaraz z nich bezpowrotnie zniknąć. Psuje to radość z eksplorowania świata oraz sprawia wrażenie, że wiele rzeczy nam ucieka. Ile bym dał, żeby na dłużej zatrzymać się w leżu metalowego pająka, tworzącego ze swojej nici struny do gitar…

    Nie da się precyzyjnie ocenić tego, czy Brutal Legend jest produkcją dobrą czy złą. Z pewnością jest grą idealną do oglądania – przyjemny dla oka świat, mnogość znanych postaci, dobry soundtrack oraz wylewające się zewsząd wzniosłość i epickość sprawiają, że ciężko oderwać od niej wzrok. Jeśli zaś chodzi o samą rozgrywkę… Tu rzecz ma się zupełnie inaczej. Niedogodności techniczne oraz monotonność ogromnie przeszkadzają w czerpaniu przyjemności z tytułu pełnymi garściami. Warto jednak dać temu szansę mimo wszelkich przeciwności. W końcu w jakiej innej grze pohandlujesz z Ozzym Osbournem?




    Komentarze

    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.




    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


    Pseudonim
    E-mail
    Treść Dostępne tagi: [cytat][/cytat], [url=http://][/url]
    Przepisz poprawnie podane słowa mnustwo orkuw