- Będziesz jak Kapitan Kirk w „Star Treku”!
- Będę!
- Jak Malcom Reynolds w „Firefly”!
- Będę!
- Jak Han Solo w „Nowej Nadziei”!
- Będę!
- Jak Jack Sparrow w Piratach z Karaibów!
- …
- No co, to też kapitan!
Okazji do bycia kapitanem własnego statku kosmicznego było już w grach komputerach masa. Zazwyczaj jednak gracz zostawał z uczuciem pewnego niesmaku, niedosytu, gdy pewne elementy traktowane były po macoszemu albo samo pilotowanie naszej gwiezdnej łajby było jedynie dodatkiem do zupełnie innych treści. Produkcja studia Subset Games pod tytułem „FTL: Faster than light” pozwala natomiast zaspokoić nasze aspiracje do prowadzenia kosmicznych wojaży, zarządzania gwiezdnym wahadłowcem i kompletowania jego załogi. Robi to w sposób tak wciągający, że nawet krótka zabawa szybko zmienia się w wielogodzinne maratony. Wcielamy się w kapitana statku kosmicznego, któremu powierzono niezwykle ważną misję. Uciekając przed depczącą mu po piętach armadą rebeliantów, musi dotrzeć do swojej floty i przekazać jej kluczowe informacje, które mogą odmienić losy galaktycznej wojny. Choć pomysł ten wydaje się całkiem ciekawy, niestety w grze stanowi jedynie pretekst do rzucenia gracza w sam środek akcji, polegającej na odwiedzaniu kolejnych sektorów kosmosu, z oddechem wroga za plecami. Poza samym początkiem i końcem, nasza misja wydaje się być zupełnie ignorowana podczas wydarzeń na ekranie, co niestety nie świadczy najlepiej o scenariuszu. Da się to jednak przeboleć, bowiem to nie o fabułę w Faster Than Light chodzi, lecz o eksplorację, walkę i podejmowanie decyzji.
Grę rozpoczynamy wybierając statek kosmiczny, którym przyjdzie nam zarządzać. Początkowo liczba możliwości jest ograniczona, lecz podczas zabawy możemy odblokować kolejne jednostki. Nie jest to przy tym decyzja jedynie estetyczna – każdy z dostępnych wahadłowców ma inne wyposażenie, rozkład pomieszczeń czy początkową załogę, co bezpośrednio przekłada się na sposób gry. Możemy również nazwać nasz statek czy nadać imiona członkom grupy oraz w minimalnym stopniu zmienić ich wygląd, po czym wyruszamy na spotkanie przygodzie! Gra losowo generuje 8 sektorów, które będziemy musieli pokonać, by dotrzeć do naszej floty i zakończyć misję sukcesem. Każdy z nich z kolei składa się z kilkunastu „lokacji”, które gracz może odwiedzić. Musi przy tym jednak uważać po pierwsze na depczącą mu po piętach armadę wroga, a po drugie na stale wyczerpujące się zasoby paliwa. Po każdym „skoku” w prędkość nadświetlną, gracz trafia do nowego miejsca i staje twarzą w twarz z losowym wyzwaniem. Może to być walka z piratami albo szansa na odwiedzenie planety, z której ktoś nadał sygnał o pomoc. Od czasu do czasu pojawi się też okazja do pohandlowania celem ulepszenia wyposażenia statku, zwerbowania nowych członków załogi, naprawy czy uzupełnienia zapasów. Oczywiście, wraz z postępem w naszej misji i kolejnymi odwiedzanymi sektorami i tak niemały poziom trudności rośnie, aż do finałowej walki, która może być wyzwaniem dla największych weteranów.
Interfejs FTL jest bardzo intuicyjny i prosty. Gdy gra stawia przed nami jakieś wyzwanie, włącza się automatyczna pauza, a my możemy spokojnie przeczytać opis wydarzenia i ewentualnie podjąć działania prezentowane przez grę. Nie bez znaczenia są przy tym takie elementy jak nasze wyposażenie czy członkowie załogi – np. mając system specjalnych dronów, możemy wysłać do zbadania opuszczonej stacji kosmicznej robota, zamiast ryzykować życiem jednego z pilotów. Innym razem parapsychiczne zdolności naszego podopiecznego pozwolą uniknąć niebezpieczeństwa, które normalnie mogłyby poważnie zaszkodzić bezpieczeństwu misji. To wszystko sprawia, że nawet jeżeli niektóre losowe wydarzenia na przestrzeni kolejnych rozgrywek będą się powtarzać, to niekoniecznie opcje możliwe do wyboru będą dokładnie takie same. Prostota FTL przejawia się także podczas walk. Wówczas przechodzimy w tryb czasu rzeczywistego (z możliwością włączenia w każdym momencie aktywnej pauzy), a gracz zarządza systemami statku wysyłając członków załogi do poszczególnych pomieszczeń i wydając odpowiednie rozkazy. Kluczowa jest tutaj taktyka i posiadany arsenał. Niektóre działa nie zadają obrażeń przeciwnikom, lecz pozwalają np. zneutralizować na krótki czas wybrane jego systemy, inne zadają niewielkie zniszczenia, lecz ignorują tarcze rywala, jeszcze inne wywołują pożary na pokładzie jednostki oponenta itp. W efekcie każdy gracz może znaleźć własną taktykę – czy będzie to torpedowanie statku wroga rakietami, czy dokonywanie abordażu, albo zdawanie się na niszczycielską siłę laserów lub dronów bojowych. Do wyboru – do koloru. Zachwyca przy tym dbałość o szczegóły, jak np. konieczność umiejętnego gospodarowania energią dostarczaną do poszczególnych systemów, ryzyko wystąpienia pożaru (i świetny sposób ich gaszenia – odcięcie dostępu do tlenu poprzez otwieranie drzwi do przestrzeni kosmicznej!). W efekcie każda, nawet niewielka potyczka daje niezwykłe doświadczenie zarządzania statkiem kosmicznym, a podzielność uwagi i szybkie podejmowanie decyzji stają się kluczowe dla przeżycia.
Faster Than Light to tytuł, w którym łatwo stawia się pierwsze kroki, ale zanim będzie można w pełni opanować wszystko, co oferuje, minie wiele czasu... Poziom trudności jest naprawdę wysoki, a fakt, że zabawa opiera się na systemie permadeath tylko dodaje jej uroku. Dokładnie tak – nie ma tutaj prób i błędów, jeżeli nasz statek zostanie zniszczony, skończy się nam paliwo, dogoni nas wróg - zobaczymy ekran „Koniec gry” i musimy zacząć wszystko od nowa, bogatsi jednak o cenne doświadczenia. Warto też podkreślić, że właśnie w tych kolejnych podejściach istnieje cały urok FTL. Z autopsji wiem, jak zmieniło się moje podejście do wydarzeń, których byłem świadkiem: od altruistycznego kapitana, odpowiadającego na każde wołanie o pomoc w nieufnego tchórza, na sam widok zagrożenia natychmiast włączającego silniki i uciekającego gdzie pieprz kosmiczny rośnie. Taka jednak jest brutalna rzeczywistość Faster Than Light, gdzie od jednej pośpiesznie podjętej decyzji może zależeć powodzenie całej misji. Dość powiedzieć, że dojście do ostatniego sektora zajmie nowemu graczowi kilka, o ile nie kilkadziesiąt prób, a pokonanie finałowego wroga zapewne nawet i więcej. Co jednak warte podkreślenia – za każdym razem kiedy naciska się ”restart” nie czuję się znużenia ani frustracji – co najwyżej na samego siebie, że znowu popełniło się jakiś prosty błąd lub podjęło zbędne ryzyko.
Nie da się ukryć, że na pierwszy plan w FTL wychodzi statek kosmiczny jako zespół różnych systemów czy jego wyposażenie, natomiast załoga występuje jedynie w formie statystów. Do czego zmierzam? Że brakuje trochę większego nacisku na członków drużyny. Owszem, nabywają oni doświadczenia, co bezpośrednio przekłada się na efektywność ich pracy i potencjał bojowy naszej jednostki. Stosunkowo duża liczba ras różniących się od siebie różnymi bonusami i karami także dodaje dodatkowej głębi. Brak jednak jeszcze większej ich personalizacji, np. w postaci unikalnych talentów czy cech, które odróżniałyby jednego pilota od drugiego. W efekcie Faster Than Light to raczej historia statku kosmicznego niż jego załogi, przez co zabawa traci trochę charakteru, zmierza raczej w kierunku suchego symulatora niż gry RPG. Dla jednych może to być zaletą, dla mnie jednak to wada – lubię wczuwać się w postacie, którymi losami kieruję i przeżywać prawdziwe emocje. Tego w FTL trochę brakuje.
Chcesz poczuć się jak Admirał Adama z „Battlestar Galactica”? Zobaczyć, jak wygląda zarządzanie statkiem kosmicznym? Faster Than Light oferuje w tym zakresie doznania, których nie zapewni żaden inny tytuł. Wysoki poziom trudności i wciągająca rozgrywka zaciekawią niejednego gracza, niezależenie od tego jaki typ zabawy lubi. Narzekać można na potraktowanie po macoszemu fabuły czy członków załogi, nie są to jednak wady, które w jakikolwiek sposób negatywnie wpływają na odbiór FTL, co najwyżej pozostawiają pole do wyobrażania sobie jak wiele taki typ rozgrywki może zaoferować. Aż chciałoby się zagrać w „Faster than Light” na szerszą skalę, dowodzić dużo większymi statkami kosmicznymi, mieć pod ręką jeszcze więcej członków załogi. Lecz nawet bez tego recenzowany tytuł daje całe masy świetnej zabawy i emocji, wysoko stawiając poprzeczkę dla wszystkich gier, które w przyszłości będą chwytać się za bary z tematem gwiezdnych wojaży.
Ocena: 7+/10
- Będę!
- Jak Malcom Reynolds w „Firefly”!
- Będę!
- Jak Han Solo w „Nowej Nadziei”!
- Będę!
- Jak Jack Sparrow w Piratach z Karaibów!
- …
- No co, to też kapitan!
This is ground control to Major Tom1
Okazji do bycia kapitanem własnego statku kosmicznego było już w grach komputerach masa. Zazwyczaj jednak gracz zostawał z uczuciem pewnego niesmaku, niedosytu, gdy pewne elementy traktowane były po macoszemu albo samo pilotowanie naszej gwiezdnej łajby było jedynie dodatkiem do zupełnie innych treści. Produkcja studia Subset Games pod tytułem „FTL: Faster than light” pozwala natomiast zaspokoić nasze aspiracje do prowadzenia kosmicznych wojaży, zarządzania gwiezdnym wahadłowcem i kompletowania jego załogi. Robi to w sposób tak wciągający, że nawet krótka zabawa szybko zmienia się w wielogodzinne maratony. Wcielamy się w kapitana statku kosmicznego, któremu powierzono niezwykle ważną misję. Uciekając przed depczącą mu po piętach armadą rebeliantów, musi dotrzeć do swojej floty i przekazać jej kluczowe informacje, które mogą odmienić losy galaktycznej wojny. Choć pomysł ten wydaje się całkiem ciekawy, niestety w grze stanowi jedynie pretekst do rzucenia gracza w sam środek akcji, polegającej na odwiedzaniu kolejnych sektorów kosmosu, z oddechem wroga za plecami. Poza samym początkiem i końcem, nasza misja wydaje się być zupełnie ignorowana podczas wydarzeń na ekranie, co niestety nie świadczy najlepiej o scenariuszu. Da się to jednak przeboleć, bowiem to nie o fabułę w Faster Than Light chodzi, lecz o eksplorację, walkę i podejmowanie decyzji.
Here am I sitting in my tin can
Far above the world
Far above the world
Grę rozpoczynamy wybierając statek kosmiczny, którym przyjdzie nam zarządzać. Początkowo liczba możliwości jest ograniczona, lecz podczas zabawy możemy odblokować kolejne jednostki. Nie jest to przy tym decyzja jedynie estetyczna – każdy z dostępnych wahadłowców ma inne wyposażenie, rozkład pomieszczeń czy początkową załogę, co bezpośrednio przekłada się na sposób gry. Możemy również nazwać nasz statek czy nadać imiona członkom grupy oraz w minimalnym stopniu zmienić ich wygląd, po czym wyruszamy na spotkanie przygodzie! Gra losowo generuje 8 sektorów, które będziemy musieli pokonać, by dotrzeć do naszej floty i zakończyć misję sukcesem. Każdy z nich z kolei składa się z kilkunastu „lokacji”, które gracz może odwiedzić. Musi przy tym jednak uważać po pierwsze na depczącą mu po piętach armadę wroga, a po drugie na stale wyczerpujące się zasoby paliwa. Po każdym „skoku” w prędkość nadświetlną, gracz trafia do nowego miejsca i staje twarzą w twarz z losowym wyzwaniem. Może to być walka z piratami albo szansa na odwiedzenie planety, z której ktoś nadał sygnał o pomoc. Od czasu do czasu pojawi się też okazja do pohandlowania celem ulepszenia wyposażenia statku, zwerbowania nowych członków załogi, naprawy czy uzupełnienia zapasów. Oczywiście, wraz z postępem w naszej misji i kolejnymi odwiedzanymi sektorami i tak niemały poziom trudności rośnie, aż do finałowej walki, która może być wyzwaniem dla największych weteranów.
Interfejs FTL jest bardzo intuicyjny i prosty. Gdy gra stawia przed nami jakieś wyzwanie, włącza się automatyczna pauza, a my możemy spokojnie przeczytać opis wydarzenia i ewentualnie podjąć działania prezentowane przez grę. Nie bez znaczenia są przy tym takie elementy jak nasze wyposażenie czy członkowie załogi – np. mając system specjalnych dronów, możemy wysłać do zbadania opuszczonej stacji kosmicznej robota, zamiast ryzykować życiem jednego z pilotów. Innym razem parapsychiczne zdolności naszego podopiecznego pozwolą uniknąć niebezpieczeństwa, które normalnie mogłyby poważnie zaszkodzić bezpieczeństwu misji. To wszystko sprawia, że nawet jeżeli niektóre losowe wydarzenia na przestrzeni kolejnych rozgrywek będą się powtarzać, to niekoniecznie opcje możliwe do wyboru będą dokładnie takie same. Prostota FTL przejawia się także podczas walk. Wówczas przechodzimy w tryb czasu rzeczywistego (z możliwością włączenia w każdym momencie aktywnej pauzy), a gracz zarządza systemami statku wysyłając członków załogi do poszczególnych pomieszczeń i wydając odpowiednie rozkazy. Kluczowa jest tutaj taktyka i posiadany arsenał. Niektóre działa nie zadają obrażeń przeciwnikom, lecz pozwalają np. zneutralizować na krótki czas wybrane jego systemy, inne zadają niewielkie zniszczenia, lecz ignorują tarcze rywala, jeszcze inne wywołują pożary na pokładzie jednostki oponenta itp. W efekcie każdy gracz może znaleźć własną taktykę – czy będzie to torpedowanie statku wroga rakietami, czy dokonywanie abordażu, albo zdawanie się na niszczycielską siłę laserów lub dronów bojowych. Do wyboru – do koloru. Zachwyca przy tym dbałość o szczegóły, jak np. konieczność umiejętnego gospodarowania energią dostarczaną do poszczególnych systemów, ryzyko wystąpienia pożaru (i świetny sposób ich gaszenia – odcięcie dostępu do tlenu poprzez otwieranie drzwi do przestrzeni kosmicznej!). W efekcie każda, nawet niewielka potyczka daje niezwykłe doświadczenie zarządzania statkiem kosmicznym, a podzielność uwagi i szybkie podejmowanie decyzji stają się kluczowe dla przeżycia.
Your circuit's dead, there's something wrong
Can you hear me, Major Tom?
Can you hear me, Major Tom?
Faster Than Light to tytuł, w którym łatwo stawia się pierwsze kroki, ale zanim będzie można w pełni opanować wszystko, co oferuje, minie wiele czasu... Poziom trudności jest naprawdę wysoki, a fakt, że zabawa opiera się na systemie permadeath tylko dodaje jej uroku. Dokładnie tak – nie ma tutaj prób i błędów, jeżeli nasz statek zostanie zniszczony, skończy się nam paliwo, dogoni nas wróg - zobaczymy ekran „Koniec gry” i musimy zacząć wszystko od nowa, bogatsi jednak o cenne doświadczenia. Warto też podkreślić, że właśnie w tych kolejnych podejściach istnieje cały urok FTL. Z autopsji wiem, jak zmieniło się moje podejście do wydarzeń, których byłem świadkiem: od altruistycznego kapitana, odpowiadającego na każde wołanie o pomoc w nieufnego tchórza, na sam widok zagrożenia natychmiast włączającego silniki i uciekającego gdzie pieprz kosmiczny rośnie. Taka jednak jest brutalna rzeczywistość Faster Than Light, gdzie od jednej pośpiesznie podjętej decyzji może zależeć powodzenie całej misji. Dość powiedzieć, że dojście do ostatniego sektora zajmie nowemu graczowi kilka, o ile nie kilkadziesiąt prób, a pokonanie finałowego wroga zapewne nawet i więcej. Co jednak warte podkreślenia – za każdym razem kiedy naciska się ”restart” nie czuję się znużenia ani frustracji – co najwyżej na samego siebie, że znowu popełniło się jakiś prosty błąd lub podjęło zbędne ryzyko.
Nie da się ukryć, że na pierwszy plan w FTL wychodzi statek kosmiczny jako zespół różnych systemów czy jego wyposażenie, natomiast załoga występuje jedynie w formie statystów. Do czego zmierzam? Że brakuje trochę większego nacisku na członków drużyny. Owszem, nabywają oni doświadczenia, co bezpośrednio przekłada się na efektywność ich pracy i potencjał bojowy naszej jednostki. Stosunkowo duża liczba ras różniących się od siebie różnymi bonusami i karami także dodaje dodatkowej głębi. Brak jednak jeszcze większej ich personalizacji, np. w postaci unikalnych talentów czy cech, które odróżniałyby jednego pilota od drugiego. W efekcie Faster Than Light to raczej historia statku kosmicznego niż jego załogi, przez co zabawa traci trochę charakteru, zmierza raczej w kierunku suchego symulatora niż gry RPG. Dla jednych może to być zaletą, dla mnie jednak to wada – lubię wczuwać się w postacie, którymi losami kieruję i przeżywać prawdziwe emocje. Tego w FTL trochę brakuje.
The stars look very different today
Grafika w FTL prezentuje się prosto, estetycznie i ładnie, lecz nie powala na kolana. Każdy model statku dopieszczony jest w każdym pikselu, efekty wybuchów czy ostrzału zaś nie mają na celu wywołaniu zachwytu, lecz wskazanie, że znajdujemy się w zagrożeniu. Tła poszczególnych lokacji są niestety wtórne i niezbyt fantazyjne, przez co gdzieś ucieka cudowny klimat eksploracji kosmosu. Z kolei modele postaci potraktowane są trochę po macoszemu – co prawda, trudno wymagać od prezentowanego stylu graficznego dopracowanych sylwetek, niemniej aż prosi się chociaż o większą ich różnorodność. Niestety, na dużo gorszym poziomie stoi oprawa muzyczna. Melodie w tle dosyć szybko zaczynają irytować i tak jak same efekty dźwiękowe i odgłosy dobrze komponują się z wydarzeniami na ekranie, tak suwak „Music volume” zapewne dosyć szybko zostanie ustawiony na najniższą wartość. A szkoda, bo gry indie, nawet te stylizowane na tytuły sprzed epoki, często mogą pochwalić się muzyką na najwyższym poziomie (ach, soundtracku z „Hotline Miami”...) Tell my wife I love her very much, she knows
Chcesz poczuć się jak Admirał Adama z „Battlestar Galactica”? Zobaczyć, jak wygląda zarządzanie statkiem kosmicznym? Faster Than Light oferuje w tym zakresie doznania, których nie zapewni żaden inny tytuł. Wysoki poziom trudności i wciągająca rozgrywka zaciekawią niejednego gracza, niezależenie od tego jaki typ zabawy lubi. Narzekać można na potraktowanie po macoszemu fabuły czy członków załogi, nie są to jednak wady, które w jakikolwiek sposób negatywnie wpływają na odbiór FTL, co najwyżej pozostawiają pole do wyobrażania sobie jak wiele taki typ rozgrywki może zaoferować. Aż chciałoby się zagrać w „Faster than Light” na szerszą skalę, dowodzić dużo większymi statkami kosmicznymi, mieć pod ręką jeszcze więcej członków załogi. Lecz nawet bez tego recenzowany tytuł daje całe masy świetnej zabawy i emocji, wysoko stawiając poprzeczkę dla wszystkich gier, które w przyszłości będą chwytać się za bary z tematem gwiezdnych wojaży.
Ocena: 7+/10
Jednym zdaniem: Wejdź w prędkość nadświetlną z jednym z najlepszych symulatorów zarządzania statkiem kosmicznym!
1 Śródtytuły pochodzą z piosenki Dawida Bowiego pt. "Space Odity", autor tekstu: Dawid Bowie.