Jakie są trzy ulubione rzeczy dużych chłopców? Nie, nie są to biust, nogi i pupa – to bardziej zainteresowania dużych mężczyzn. Jeśli ktoś zadałby powyższe pytanie mnie, nie musiałbym się długo zastanawiać (wszak poza byciem dużym mężczyzną jestem też dużym chłopcem) i prawie natychmiast wskazałbym gry komputerowe, Gwiezdne Wojny i klocki LEGO. Dlatego też bardzo ucieszyłem się, gdy dowiedziałem się, że istnieje produkcja łącząca w sobie wszystkie te obszary: platformówka LEGO Star Wars: The Complete Saga (łączone wydanie pierwszej LSW i jej kontynuacji, LSW – The Original Trilogy). Gdy tylko zaoszczędziłem nieco pieniążków, postanowiłem sprawić sobie wspomnianą grę.
Gra, jako się rzekło, jest platformówką, konkretnie platformówką 3D, i w kwestii gameplayu trzyma się tych samych zasad, które znamy chociażby ze stareńkiego Croca. Tak więc w skrócie: biegamy, skaczemy po platformach, walczymy z napotkanymi przeciwnikami (tak szeregowymi, jak i bossami, na których trzeba znaleźć odpowiedni sposób, niestety podejrzanie często sprowadzający się do ataku z wyskoku), ciągniemy za dźwignie, zbieramy różne znajdźki (monety zwane studsami, części mini-zestawów LEGO, klocki dające nam dostęp do różnych ułatwień) – słowem robimy wszystko to, co w tym gatunku zwykle się robi. Czasem przyjdzie nam też zasiąść za sterami pojazdu lub statku kosmicznego, niestety te etapy są dużo gorsze i przynajmniej mi nie sprawiały żadnej przyjemności – zginąć w nich łatwo, wehikuły są strasznie bezwładne, a odwiedzane lokacje – nudne; gra wiele by zyskała na ich usunięciu.
Produkcja ma jednak dwie cechy, które odróżniają ją od innych. Po pierwsze, jest zasadniczo przeznaczona dla dwóch osób, i nawet jeśli gramy sami, wciąż towarzyszy nam co najmniej jedna inna postać (a bywa, że i pięć, wszystko zależy od etapu), na którą możemy (a czasem i musimy) się w dowolnym momencie przełączyć; wszystkimi obecnie niesterowanymi postaciami kieruje komputer, niestety nie pomaga on nam w walce, a tylko w dwuosobowych łamigłówkach. Co ważne, kolega lub koleżanka mogą się do nas dołączyć w każdej chwili (i w każdej chwili odłączyć), niestety muszą być fizycznie dostępni – nie przewidziano współpracy przez Internet czy sieć lokalną. Ta cecha czyni produkcję znakomitą grą „imprezową” czy też „rodzinną” (jest dozwolona od lat 3).
Po drugie, LSW:TCS jest stworzona do wielokrotnego przechodzenia. Ba, jeśli chcemy odkryć jej wszystkie sekrety, po ukończeniu danego etapu (etapów jest 36, po 6 na każdy epizod Gwiezdnych Wojen) w trybie fabularnym musimy do niego wrócić w trybie dowolnym. Jest to spowodowane tym, że oferowane nam postaci należą do jednej z kilku klas postaci (Jedi, Sithowie, strzelcy, szturmowcy, łowcy nagród, konusy, skakacze, droidy astromechaniczne, droidy protokolarne, droidy bojowe), które to klasy dysponują zróżnicowanymi umiejętnościami: tylko Sithowie używają ciemnej strony mocy, tylko łowcy nagród dysponują detonatorami termicznymi, tylko droidy mogą używać niektórych panelów – jedynie w trybie dowolnym dysponujemy postaciami każdej profesji. Np. w pierwszym etapie prowadzimy Obi-Wana i Qui-Gon Jinna – a tu nagle wąski tunel, w którym zmieści się jedynie konus, taki jak np. młody Anakin Skywalker; dlatego też po jego odblokowaniu (postacie, które animujemy w trybie fabularnym trafiają po zakończeniu etapu do naszej „drużyny”, inne możemy kupić) wracamy i tym razem możemy już użyć niedostępnego wcześniej przejścia. Fakt, rozwiązanie takie bywa frustrujące, ale mi jakoś szczerze mówiąc specjalnie nie przeszkadzało.
Dotychczas omawialiśmy jedynie platformowy składnik produkcji, pozostałe – tj. LEGO i Gwiezdne Wojny – jedynie zaznaczając, dlatego teraz skupmy się na nich. Dzięki wykorzystaniu znanych serii klocków, grafika (zwłaszcza postacie) jest przeurocza i na pewno nie zestarzeje się szybko. Co ważniejsze, autorzy przyłożyli się do animacji, które może nie są znakomite, ale na pewno nie klockowate (no i zgodne z plastikowym pierwowzorem). Warto zwrócić uwagę na to, jak wspaniale na ekran komputera i klocki zostały przełożone Gwiezdne Wojny – Dagobah wygląda jak Dagobah, Tantive IV jak Tantive IV itp. i miłośnik filmów na pierwszy rzut oka rozpoznałby przedstawiane mu screeny. Jeszcze bardziej postarano się przy postaciach – co prawda niektóre wyglądają do siebie dość podobnie (ale przecież tak to już jest z legoludkami), jednak znacznie zróżnicowano ich animacje: przykładowo, prawie każdy Jedi walczy zupełnie inaczej i fan spokojnie rozpozna Makashi Dooku, Ataru Yody czy inne formy walki mieczem świetlnym. Za to wielkie brawa.
Po drugie, ciężko byłoby zapewne połączyć taki wygląd z momentami poważnymi problemami poruszanymi w Gwiezdnych Wojnach, dlatego też autorzy postawili na zabawny, parodystyczny i momentami ironiczny ton – praktycznie każda cutscenka wywołuje uśmiech na twarzy, a czasem i wybuch śmiechu. Warto także zaznaczyć, że postacie nie mówią, a jedynie posługują się językiem przypominającym simlish czy dziecięce gaworzenie (mogli chociaż zrobić wyjątek dla „tutu miszka Jabba the Hutt?”, brakowało mi tego), mimo tego jednak dobrze oddano ich charakter: Vader rzeczywiście budzi grozę (naprzemiennie ze śmiechem, oczywiście), padawani bywają nieporadni, dorosły Obi-Wan sztywny itp.
Oczywiście, jak w każdej chyba grze, w świecie Gwiezdnych Wojen, podczas zabawy przygrywa nam muzyka Johna Williamsa, której chyba nie trzeba przedstawiać. Jak zwykle jest znakomita.
Czy gra ma jakieś wady? Oczywiście, że tak. O najważniejszej już wspomniałem – kiepskie etapy pojazdowe. Poza tym, w każdym obszarze kamera jest umiejscowiona w konkretnym punkcie i nie da się nią sterować, przez co czasem średnio widać, co musimy zrobić lub co robimy (zwłaszcza, kiedy jej ustawienie zmieni się podczas skoku). Przeszkadzać może brak zapisu podczas etapu, ale w dzisiejszych czasach jest to standard (za to nie można zginąć; „śmierć” to jedynie strata monet i kilka chwil na respawn w tym samym lub w ostatnim bezpiecznym miejscu). Ponadto, wyraźnie widać, że produkcja jest stworzona od fanów dla fanów i jeśli ktoś nie lubi/nie widział (jak to?!) filmowych Gwiezdnych Wojen, raczej po tę grę nie sięgnie, bo i nie ma po co. Dla równowagi, jest ona bardzo przystępna dla najmłodszych i spokojnie może stać się ich pierwszym kontaktem z Sagą.
Jeśli więc jesteś dużym chłopcem opisanym we wstępie, leć do sklepu i kupuj LSW. Jeśli masz w domu przedszkolaka lub dziecko w wieku szkolnym, zrób to samo, na pewno będzie się dobrze bawiło, nawet razem z tobą. Jeśli lubisz platformówki, też się raczej nie zawiedziesz. Jednakże, jeśli jesteś przeciętnym graczem lub nie daj borze trekkiem (tfu!), gra ci się raczej nie spodoba.
Gra, jako się rzekło, jest platformówką, konkretnie platformówką 3D, i w kwestii gameplayu trzyma się tych samych zasad, które znamy chociażby ze stareńkiego Croca. Tak więc w skrócie: biegamy, skaczemy po platformach, walczymy z napotkanymi przeciwnikami (tak szeregowymi, jak i bossami, na których trzeba znaleźć odpowiedni sposób, niestety podejrzanie często sprowadzający się do ataku z wyskoku), ciągniemy za dźwignie, zbieramy różne znajdźki (monety zwane studsami, części mini-zestawów LEGO, klocki dające nam dostęp do różnych ułatwień) – słowem robimy wszystko to, co w tym gatunku zwykle się robi. Czasem przyjdzie nam też zasiąść za sterami pojazdu lub statku kosmicznego, niestety te etapy są dużo gorsze i przynajmniej mi nie sprawiały żadnej przyjemności – zginąć w nich łatwo, wehikuły są strasznie bezwładne, a odwiedzane lokacje – nudne; gra wiele by zyskała na ich usunięciu.
Produkcja ma jednak dwie cechy, które odróżniają ją od innych. Po pierwsze, jest zasadniczo przeznaczona dla dwóch osób, i nawet jeśli gramy sami, wciąż towarzyszy nam co najmniej jedna inna postać (a bywa, że i pięć, wszystko zależy od etapu), na którą możemy (a czasem i musimy) się w dowolnym momencie przełączyć; wszystkimi obecnie niesterowanymi postaciami kieruje komputer, niestety nie pomaga on nam w walce, a tylko w dwuosobowych łamigłówkach. Co ważne, kolega lub koleżanka mogą się do nas dołączyć w każdej chwili (i w każdej chwili odłączyć), niestety muszą być fizycznie dostępni – nie przewidziano współpracy przez Internet czy sieć lokalną. Ta cecha czyni produkcję znakomitą grą „imprezową” czy też „rodzinną” (jest dozwolona od lat 3).
Po drugie, LSW:TCS jest stworzona do wielokrotnego przechodzenia. Ba, jeśli chcemy odkryć jej wszystkie sekrety, po ukończeniu danego etapu (etapów jest 36, po 6 na każdy epizod Gwiezdnych Wojen) w trybie fabularnym musimy do niego wrócić w trybie dowolnym. Jest to spowodowane tym, że oferowane nam postaci należą do jednej z kilku klas postaci (Jedi, Sithowie, strzelcy, szturmowcy, łowcy nagród, konusy, skakacze, droidy astromechaniczne, droidy protokolarne, droidy bojowe), które to klasy dysponują zróżnicowanymi umiejętnościami: tylko Sithowie używają ciemnej strony mocy, tylko łowcy nagród dysponują detonatorami termicznymi, tylko droidy mogą używać niektórych panelów – jedynie w trybie dowolnym dysponujemy postaciami każdej profesji. Np. w pierwszym etapie prowadzimy Obi-Wana i Qui-Gon Jinna – a tu nagle wąski tunel, w którym zmieści się jedynie konus, taki jak np. młody Anakin Skywalker; dlatego też po jego odblokowaniu (postacie, które animujemy w trybie fabularnym trafiają po zakończeniu etapu do naszej „drużyny”, inne możemy kupić) wracamy i tym razem możemy już użyć niedostępnego wcześniej przejścia. Fakt, rozwiązanie takie bywa frustrujące, ale mi jakoś szczerze mówiąc specjalnie nie przeszkadzało.
Dotychczas omawialiśmy jedynie platformowy składnik produkcji, pozostałe – tj. LEGO i Gwiezdne Wojny – jedynie zaznaczając, dlatego teraz skupmy się na nich. Dzięki wykorzystaniu znanych serii klocków, grafika (zwłaszcza postacie) jest przeurocza i na pewno nie zestarzeje się szybko. Co ważniejsze, autorzy przyłożyli się do animacji, które może nie są znakomite, ale na pewno nie klockowate (no i zgodne z plastikowym pierwowzorem). Warto zwrócić uwagę na to, jak wspaniale na ekran komputera i klocki zostały przełożone Gwiezdne Wojny – Dagobah wygląda jak Dagobah, Tantive IV jak Tantive IV itp. i miłośnik filmów na pierwszy rzut oka rozpoznałby przedstawiane mu screeny. Jeszcze bardziej postarano się przy postaciach – co prawda niektóre wyglądają do siebie dość podobnie (ale przecież tak to już jest z legoludkami), jednak znacznie zróżnicowano ich animacje: przykładowo, prawie każdy Jedi walczy zupełnie inaczej i fan spokojnie rozpozna Makashi Dooku, Ataru Yody czy inne formy walki mieczem świetlnym. Za to wielkie brawa.
Po drugie, ciężko byłoby zapewne połączyć taki wygląd z momentami poważnymi problemami poruszanymi w Gwiezdnych Wojnach, dlatego też autorzy postawili na zabawny, parodystyczny i momentami ironiczny ton – praktycznie każda cutscenka wywołuje uśmiech na twarzy, a czasem i wybuch śmiechu. Warto także zaznaczyć, że postacie nie mówią, a jedynie posługują się językiem przypominającym simlish czy dziecięce gaworzenie (mogli chociaż zrobić wyjątek dla „tutu miszka Jabba the Hutt?”, brakowało mi tego), mimo tego jednak dobrze oddano ich charakter: Vader rzeczywiście budzi grozę (naprzemiennie ze śmiechem, oczywiście), padawani bywają nieporadni, dorosły Obi-Wan sztywny itp.
Oczywiście, jak w każdej chyba grze, w świecie Gwiezdnych Wojen, podczas zabawy przygrywa nam muzyka Johna Williamsa, której chyba nie trzeba przedstawiać. Jak zwykle jest znakomita.
Czy gra ma jakieś wady? Oczywiście, że tak. O najważniejszej już wspomniałem – kiepskie etapy pojazdowe. Poza tym, w każdym obszarze kamera jest umiejscowiona w konkretnym punkcie i nie da się nią sterować, przez co czasem średnio widać, co musimy zrobić lub co robimy (zwłaszcza, kiedy jej ustawienie zmieni się podczas skoku). Przeszkadzać może brak zapisu podczas etapu, ale w dzisiejszych czasach jest to standard (za to nie można zginąć; „śmierć” to jedynie strata monet i kilka chwil na respawn w tym samym lub w ostatnim bezpiecznym miejscu). Ponadto, wyraźnie widać, że produkcja jest stworzona od fanów dla fanów i jeśli ktoś nie lubi/nie widział (jak to?!) filmowych Gwiezdnych Wojen, raczej po tę grę nie sięgnie, bo i nie ma po co. Dla równowagi, jest ona bardzo przystępna dla najmłodszych i spokojnie może stać się ich pierwszym kontaktem z Sagą.
Jeśli więc jesteś dużym chłopcem opisanym we wstępie, leć do sklepu i kupuj LSW. Jeśli masz w domu przedszkolaka lub dziecko w wieku szkolnym, zrób to samo, na pewno będzie się dobrze bawiło, nawet razem z tobą. Jeśli lubisz platformówki, też się raczej nie zawiedziesz. Jednakże, jeśli jesteś przeciętnym graczem lub nie daj borze trekkiem (tfu!), gra ci się raczej nie spodoba.
Ocena: 5/6 | |
---|---|
Zalety | Wady |
+ świetne przeniesienie Sagi na klocki LEGO + luźny, parodystyczny ton + dbałość o szczegóły + przyjemna grafika i animacje + muzyka Johna Williamsa + świetna gra imprezowa i rodzinna + po prostu dobra platformówka | - tragiczne etapy pojazdowe - momentami niefortunne umiejscowienie kamery - brak zapisu podczas trwania etapu - nielubiący SW gracz nie ma tu czego szukać - czasem zbyt łatwa |