Warning: Undefined array key "autologin" in /usr/home/peronczyk/domains/insimilion.pl/insimilion/twierdza/index.php on line 25 Recenzje • Mount & Blade: Viking Conquest • INSIMILION

    Recenzje


    Mount & Blade: Viking Conquest

    Gry wideo » Recenzje » Recenzje
    Autor: Seldon
    Utworzono: 12.01.2015
    Aktualizacja: 12.01.2015

    Viking Conquest jest rozbudowanym DLC do Mount & Blade: Warband, które przenosi nas do północnej Europy czasów wczesnego średniowiecza. Za dodatek odpowiada grupa moderów tworzących wcześniej modyfikację Brytenwalda, utrzymaną w tej samej konwencji.

    Ile wikingów w wikingach

    Najbardziej oczywistą zaletą nowego dodatku jest nowa, tym razem umiarkowanie poprawna historycznie mapa i frakcje. Twórcy przenieśli w świat gry tereny Heptarchii Anglosaskiej, Fryzji i Danii, jak również około 200 postaci historycznych. Jest to godne pochwały, choć podejrzewam, że trzeba naprawdę konkretnie siedzieć w temacie, żeby w pełni docenić ich pracę. Muszę jednak przyznać, że jestem rozczarowany. O ile ówczesne realia są oddane na tyle, na ile pozwala na to niezbyt zaawansowany silnik, o tyle napaści tytułowych straszliwych grabieżców nie uświadczyłem. Długi czas brałem udział w lokalnych wojenkach ale takiego autentycznego najazdu wikingów (poza jednym, przewidzianym fabularnie) w grze nie widziałem.
    Chociaż część królestw jest jeszcze pogańska, a w pozostałych każda warowna stodoła ma swojego biskupa, to niestety na samą rozgrywkę nie ma to większego wpływu. Niby można od czasu do czasu splądrować jakieś opactwo ale reakcja władców chrześcijańskich (w tym mojego suwerena) była mniejsza niż gdybym najechał pomniejsze sioło, kradnąc dwa świniaki i krowę. Co więcej, następnego dnia uciąłem sobie pogawędkę z biskupem w pobliskim zamku, w czasie której temat nie został poruszony (podobnie jak to, że jestem poganinem). Wyznanie dowódcy nie ma również  najmniejszego wpływu na nabór. Chrześcijanie wieków średnich z radością oddają się pod wodzę wyznawcy Odyna. Nie zmienia to również nastawienia bogobojnych możnych, choć przecież wystarczyło dorzucić -10 punktów jako początek relacji. Zapowiadany szumnie wpływ kwestii religijnych jest jakby mało przekonujący.
    Malutkim plusikiem są nieliczne, rozrzucone po całej mapie lokacje mniej lub bardziej historyczne, np. pozostałości Muru Hadriana, po których widać, że twórcy naprawdę lubują się w tej tematyce.

    Co się zmieniło?

    Edinburgh dawno dawno dawno temu.
    Viking Conquest wprowadza do gry nowe elementy, takie jak drakkary czy walka na morzu. Brzmi to super ale niestety silnik nie został do tego zaprojektowany i to się czuje na każdym kroku.   
    Część marynistyczna wygląda strasznie topornie. Wojownicy stoją jak kołki czekając na ostrzał wroga, a gdy chcemy swoją postacią zaatakować z dystansu, często nie możemy się przepchać na wygodną pozycję strzelecką, bo blokują nas właśni żołnierze. Nie lepiej sprawy się mają gdy łodzie już się zetkną. Na statek przeciwnika można przejść wyłącznie w określonym miejscu. Wszystko to  niestety bardzo przypomina znane z podstawki wady oblężenia, tylko w wersji mini. Zmiennych warunków atmosferycznych czy taranowania łodzi o których się wspominało przed premierą za ponad 20 godzin gry nie uświadczyłem.    
    Elementy lądowe też doczekały się modyfikacji dostosowujących grę do realiów epoki. Miasta bardziej przypominają rodzimy Biskupin niż to co znamy z bazowego Warbanda. Ze zbrojowni poznikały kusze, miecze dwuręczne i inne nowoczesne wynalazki. Zniknęła też większość rodzajów łuków i zbroi. W zamian otrzymaliśmy proce, wczesnośredniowieczne miecze bez jelca, czy...kamienie do rzucania. Tak, normą na początku rozgrywki jest to, że przeciwnicy obrzucają się kamieniami przez zwarciem. Szkoda tylko, że twórcy nie dostosowali do tego karty postaci i tak, przy rozwoju naszego woja, możemy dalej inwestować punty umiejętności w kusze czy broń dwuręczną, których w grze… nie ma.
    Rozbudowania doczekało się zarządzanie oddziałem i obozem. Można wysyłać zwiadowców, fortyfikować obozy ale szczerze mówiąc w trakcie gry nie odkryłem żadnego uzasadnienia po co miałbym to robić. Ponadto zrealizowane jest to przez różne dziwne obejścia na istniejącym interfejsie przez co robi się nieczytelnie, nieporęcznie i w praktyce nieużywalnie.
    DLC jest tak samo paskudne jak podstawowa wersja gry
    Należy zaznaczyć, że tu i ówdzie pojawiają się fajne, niewielkie zmiany, takie jak możliwość wzięcia w niewolę wieśniaków z napadanych osad. Problem w tym są to zmiany, których oczekiwałoby się raczej od patcha niż dodatku kosztującego 1/3 pierwotnej ceny gry.
    Specyficznym elementem DLC jest wątek fabularny, który daje nam teoretycznie powód do tej całej wojaczki i grabienia. Pytanie tylko, kto go potrzebował ? Historia zarysowana jest całkiem znośnie, nie przeczę, choć dla mnie jej jedynym plusem jest to, że pozwala przebrnąć przez pierwszy etap gry, który zawsze odbierałem jako trochę  męczący. Gdy gramy cherlakiem w łachmanach, a nasz oddział uzbrojony jest głównie w widły i parszywy nastrój, przydaje się parę questów wskazujących gdzie można trochę powalczyć w cieplarnianych warunkach, zanim ruszymy na głęboką wodę.

    Co się NIE zmieniło?

    Wydawać by się mogło, że skoro ograniczenia silnika nie pozwalają na implementację bardziej złożonych zmian w mechanice gry, to zostaną dopieszczone proste elementy, które  w podstawowej grze kulały. Nic bardziej mylnego. Siedząc w warownym grodzie i spoglądając jak wroga armia zbliża się do murów, musimy sobie często zadać pytanie: Czemuż to kamieni do rzucania mamy tylko tyle ile przynieśliśmy ze sobą (tuzin) ? Czemu nie leżą ich tu całe sterty, które nie ograniczałyby nas w dystansowym robieniu krzywdy bliźnim ? Chciałoby się zawołać „daj kamienia !” ale współobrońcy pozostają głusi i amunicją się nie dzielą, niezależnie od tego czy chodzi o strzały, czy o dorodne otoczaki.
    Również mechanika questów nie zmieniła się w żadnym stopniu i dalej jest równie surowa i sztywna jak do tej pory. W dalszym ciągu tracimy reputację  za nie dostarczenie listu w sytuacji gdy adresat w międzyczasie stał się naszym śmiertelnym wrogiem, czy za nieprzystąpienie do bitwy przy stosunku sił 1 do 10.
    Poziom dopracowania DLC najlepiej oddaje fakt, że w grze o morskich zbójach nie można utonąć. Dobrze chociaż, że pod wodą słońce świeci.
    Niektórzy pewnie będą się łudzić, że zmodyfikowany Warband zacznie wyglądać lepiej, więc krótko: gra wygląda tak samo paskudnie jak zawsze. Twórcy dodatku próbowali grzebać coś przy renderowaniu trawy i drzew ale zaowocowało to głównie dramatycznym spadkiem wydajności. Dorzucono trochę efektów audio i podkładów muzycznych i są to zmiany na przyzwoitym poziomie; na tle reszty prezentujące się zaskakująco dobrze.    
    Na tym by można w zasadzie zakończyć, gdyby nie konieczność wyraźnego ostrzeżenia przed stanem technicznym (dotyczy wersji z patchem 1.02 wypuszczonym dwa dni przed końcem roku). Problemy z wydajnością, błędy w wyświetlaniu interfejsu, regularne występujące artefakty, czy koszmarnie długi czas ładowania gry, sugerowałyby wydanie tego DLC raczej z metką early access niż gotowego produktu.

    Przed wikingami wiele pracy

    W momencie premiery dodatek kosztował niecałych 40 złotych ale szczerze mówiąc nie mogę go w tej cenie nikomu polecić. Realia wczesnego średniowiecza są kuszące ale niestety realizacja w Viking Conquest jest raczej na poziomie darmowej fanowskiej modyfikacji, niż profesjonalnego produktu. Wiadomo, można się przy nim dobrze bawić ale głównie dlatego, że Warband był po prostu dobrą grą, a nie ze względu na zawartość czy poziom wykonania DLC. Jeśli już ktoś kupił i żałuje... potraktujcie to jako cegiełkę na potrzeby powstania Mount&Blade II: Bannerlord.



    Komentarze

    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.




    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


    Pseudonim
    E-mail
    Treść Dostępne tagi: [cytat][/cytat], [url=http://][/url]
    Przepisz poprawnie podane słowa mnustwo orkuw