Okładka | Opis |
|
Joseph Sheridan Le Fanu jest w Polsce twórcą mało znanym, a jego proza - nieco zapomniana. Niewiele osób wie, że wymyślona przez niego wampirzyca Carmilla prawdopodobnie stanowiła inspirację dla Brama Stokera, kiedy tworzył postać Drakuli. Gdy tylko na polskim rynku pojawiło się „W ciemnym zwierciadle”, zawierające między innymi właśnie opowiadanie „Carmilla”, uznałam, że będzie to idealna okazja na zapoznanie się z prozą człowieka, którego lęki były tak silne, że doprowadziły do jego śmierci.
Zbiór składa się z pięciu osobnych opowieści połączonych w całość sprytnym zabiegiem literackim. Mają one, według prologu „Zielonej Herbaty”, stanowić zapiski przypadków medycznych przestudiowanych przez niemieckiego doktora Martina Hesseliusa, zebranych przez jego anonimowego sekretarza. W celu utrzymania tej konwencji Le Fanu do każdego opowiadania dopisał ręką „sekretarza” prolog wyjaśniający pochodzenie historii.
"Zielona Herbata” otwierająca zbiór to opowieść, w jakiej udział brał sam doktor Hesselius, będąc równocześnie jej narratorem. Na wieczorze u lady Heyduke poznał on wielebnego Jennigsa, którego zachowanie wydało się mu wielce zagadkowe, przez co niezmiernie go zaintrygowało. Doktor, wykorzystując zainteresowanie duchownego swoją książką, zapoznaje się z nim bliżej i staje się powiernikiem jego tajemnicy. Największym atutem tej historii jest pewnego rodzaju zawieszenie pomiędzy paranormalnością a naukowością – choć narrator mówi o przypadku wielebnego w kontekście racjonalnym, udowadniając, że cała historia jest efektem urojeń, to nie można się oprzeć wrażeniu niesamowitości i nadprzyrodzoności wydarzeń. Ze stylizacją na dzieło medyczne mam pewien problem – dziewiętnastowieczna terminologia, jaką wkłada Hesseliusowi w usta Le Fanu, często wytrącała mnie ze skupienia i w mojej opinii bardzo utrudniała wczucie się w klimat opowieści.
Podobne, mieszane odczucia żywię wobec drugiego z opowiadań – „Prześladowcy”. W tym przypadku poznajemy pana Bartona, który pewnego dnia w trakcie powrotu z wizyty u ukochanej na pustej drodze usłyszał odgłos kroków. Od tego momentu miał wrażenie, że jest nękany przez osobę z przeszłości, uznaną za martwą. Wykorzystany tutaj motyw lęku przed prześladowaniem jest chyba najbardziej podstawowym strachem, z którym mierzą się ludzie, bez względu na kulturę i czasy w jakich żyją. O ile sam koncept jest bardzo interesujący, o tyle mam pewne wątpliwości co do wykonania, ponieważ Le Fanu powtarza niemalże schemat z poprzedniego opowiadania, a niejasna natura zjawiska jeszcze spotęgowała zdezorientowanie.
Moje niezbyt entuzjastyczne podejście do prozy Irlandczyka zmieniło się przy trzeciej historii zatytułowanej „Sędzia Harbottle”. Jest to intrygująca opowieść o duchach, skupiająca się może nie na nawiedzeniu, a na opowiedzeniu historii związanej ze zjawą. Pewien mężczyzna zajmujący jedno z mieszkań w starym domu w Westminsterze był świadkiem nietypowego zdarzenia – otóż w nocy przez jego pokój, wchodząc i wychodząc z niego przez zamknięte drzwi, przeszło dwóch mężczyzn w strojach z ubiegłej epoki. Od tej informacji rozwija się cała fabuła przedstawiająca niezwykłe okoliczności śmierci sędziego Harbottle. Le Fanu w tej historii osiągnął coś wspaniałego – połączył atmosferę tajemniczości z niesamowitymi, często wręcz psychodelicznymi wizjami. Dodatkowo, całkowity brak pseudomedycznego żargonu, sprawił, że tę opowieść, mimo pewnych niejasności, czytało się świetnie.
„Pokój w gospodzie Le Dragon Volant” wywarł na mnie chyba najmniejsze wrażenie, mimo, że był całkiem sprawnie napisanym opowiadaniem o podłożu kryminalnym, z elementami ocierającymi się o zjawiska paranormalne. Z początku nic nie zapowiada, że historia potoczy się w kierunku sensacyjnym, a czytelnik może podejrzewać o udział w niej sił nadprzyrodzonych, jednak autor tak sprytnie pokierował całością, że w finale uzyskujemy racjonalne wytłumaczenie wszystkich zdarzeń. Mimo wprawnego poprowadzenia fabuły „Pokój w Gospodzie Le Dragon Volant” wywarł na mnie wrażenie rozciągniętego ponad miarę, z naciskiem położonym na niezbyt ważne w moim odczuciu wątki. Dodatkowo z perspektywy współczesnego czytelnika historia wydawać może się zupełnie niemożliwa, a bohater opowieści – straszliwie naiwny.
Zbiór zamyka „Carmilla” – opowiadanie, będące moim zdaniem najlepszą historią stworzoną przez Le Fanu (choć porównanie mam nikłe, bo znam jedynie cztery opowieści autorstwa Irlandczyka). Rzecz dzieje się na terenie dzisiejszej Austrii, w styryjskim zameczku, położonym nieco na uboczu. Młoda dziewczyna, mieszkająca w nim wraz z ojcem i nielicznymi domownikami, oczekuje dawno zapowiedzianej wizyty przyjaciela papy wraz z jego siostrzenicą. Jednak odwiedziny nie dochodzą do skutku, a w zameczku pojawia się piękna młoda nieznajoma – Carmilla. Od razu dochodzi do serii niewyjaśnionych wydarzeń, zaś główna bohaterka ni z tego, ni z owego zaczyna odczuwać niesamowite zmęczenie i osłabienie. To klasyczna historia gotycka, z tajemniczą szlachcianką, odbywająca się w scenerii dodającej jeszcze więcej uroku całości. Bowiem austriacka Styria, podobnie jak później u Stokera Transylwania, to region idealnie pasujący na romantyczną i zagadkową historię. „Carmilla” zaś to opowieść z bardzo wyraźnym podtekstem erotycznym, elektryzująca i wywołująca gęsią skórkę. Choć jest bardzo przewidywalna, to koniecznie musicie ją poznać.
Proza Le Fanu jest zróżnicowana – każde opowiadanie prezentuje indywidualną stylistykę. „Carmilla” tchnie mocno erotyzmem, a z narracji bije niezwykłe ciepło i zmysłowość, szczegółowe opisy pobudzają wyobraźnię; „Sędzia Harbottle” natomiast jest napisany dość oszczędnie, co potęguje jeszcze zamierzony efekt. W „Zielonej herbacie” i „Prześladowcy” można odnaleźć pewne podobieństwa ze względu na zastosowany tam dziewiętnastowieczny żargon medyczny, jednak występują pewne różnice w sposobie opowiadania. „Pokój w gospodzie Le Dragon Volant” natomiast napisany jest dość barwnie i żywiołowo, bawiąc czytelnika przez pewien czas, jednak później ten rodzaj narracji zaczyna męczyć.
„W ciemnym zwierciadle” to pozycja wyjątkowo interesująca. Zdaję sobie sprawę, że nie zdobędzie nagle rzeszy wiernych czytelników, bo nie jest to lektura łatwa (wszak powstała w dziewiętnastym wieku, i język oraz pewne maniery stylistyczne mocno już odstają od tego, do czego przywykł współczesny czytelnik), ale warto się z nią zapoznać. Zwłaszcza fani „Drakuli” Brama Stokera powinni być tą książką oczarowani.