Warning: Undefined array key "autologin" in /usr/home/peronczyk/domains/insimilion.pl/insimilion/twierdza/index.php on line 25 Recenzje • W mrok • INSIMILION

    Recenzje


    W mrok

    Literatura » Recenzje » Recenzje
    Autor: DarkFenrir
    Utworzono: 10.12.2012
    Aktualizacja: 10.12.2012


    Okładka Opis
    • Autor:
      Andriej Diakow
    • Tytuł oryginalny:
      Во мрак
    • Tłumacz:
      Paweł Podmiotko
    • Rok wydania:
      2012
    • Wydawca:
      Insignis
    • ISBN:
      978-83-61428-89-3

    Jakiekolwiek trylogie fantastyczne budowane są najczęściej na zasadzie "od sytuacji beznadziejnej do idylli". Andriej Diakow, rosyjski autor tworzący swoje powieści w ramach "Uniwersum Metro 2033", zmienił ten schemat i najpierw stworzył "happy end" w finale "Do światła", by bardzo szybko dosłownie zmieść go z powierzchni ziemi na pierwszych stronach drugiego tomu serii, "W mrok". Moszczna, potencjalny raj dla mieszkańców metra, zostaje zniszczona przez... eksplozję jądrową. Przed Taranem trudne zadanie – ma tydzień, by odnaleźć zarówno podopiecznego, jak i sprawców eksplozji.
     
    "W mrok" od samego początku posiada inaczej rozłożone elementy składowe z prostego względu – sankt-petersburskie metro poznaliśmy bardzo dobrze przy okazji „Pitera” i właśnie „Do światła” - jest ono z pewnością mniej niebezpieczne i niezbyt tajemnicze w porównaniu do metra moskiewskiego, gdzie w pewne tunele lepiej się nie zapuszczać. W Piterze zaś najpoważniejszym zagrożeniem są jego mieszkańcy, mutanty plasują się dopiero na drugiej pozycji. Najlepiej widać to właśnie podczas śledztwa starego znajomego – główny problem stanowią ludzie, potyczki z mutantami można policzyć tak naprawdę na palcach jednej ręki.
     
    Fabułę poprowadzono jednak już mocno według schematów – początek powieści faktycznie przynosi więcej pytań niż odpowiedzi, niemniej rzucane przez Diakowa strzępy informacji bardzo szybko pozwalają domyślić się, kto jest prawdziwym sprawcą zamachu, a także jak wyglądać będą kolejne epizody Gleba i Tarana. Praktycznie każda (z dwoma, może trzema wyjątkami) postaci ma w szkielecie książki z góry nakreśloną rolę, którą już na początku można odgadnąć przy użyciu odrobiny wyobraźni.
     
    Brakuje w całości też elementu losowości – Diakow szybko podrzuca Taranowi pierwszy trop, a główny bohater podąża za nim wręcz w linii prostej, bez obiektywnych trudności po drodze, w myśl powiedzenia „po nitce do kłębka”. Zbyt szybko puzzle zaczynają układać się w jedną całość, a finałowa scena jest już tylko kwestią czasu.
     
    Chociaż karty metra zostały odkryte praktycznie w całości, to Diakow dodał do drugiego tomu trylogii kilka elementów, sprawiających, że czytelnik wie, że ma do czynienia z czymś nowym. Tak jest z postacią Czarnego Sanitariusza – tajemniczego, okutanego w stalowy pancerz mieszkańca metra, który wyszukuje ludzi zarażonych dżumą i zapobiega rozprzestrzenianiu się zarazy z pomocą swojego miotacza ognia. Rola tego niepozornego elementu podziemnego folkloru jest początkowo trudna do przejrzenia – dopiero później przychodzi zaskoczenie, gdy zapoznajemy się z prawdziwymi motywami rzekomego „wojownika o dobro”.
     
    Bardzo mocno spłycona została relacja między Glebem a Taranem – chociaż ze względu na wydarzenia opowiedziane w książce nie mają oni zbyt wielu okazji do przebywania razem, to jednak wszelkie myśli zmierzające w kierunku drugiej strony w tym duecie są ewidentnie wymuszone. Taran zachowuje się tak, jakby przybrany syn był tylko niepotrzebnym ciężarem na jego głowie, zaś sam Gleb wydaje się traktować stalkera jako drugi balast, z tą różnicą, że trzyma nad nim kontrolę. Zabrakło w „W mroku” naprawdę dobrze zbudowanych relacji międzyludzkich – wszystkie są udawane i papierowe.
     
    „W mrok” w dobry sposób przygotowuje nas na finał historii Tarana i Gleba – Diakow w wyraźny sposób każe swojej wizji ewoluować i żongluje emocjami, od jakich duszno w podziemnych tunelach – tworzy poczucie nadziei, by niedługo po tym bezlitośnie rozprawić się za nim za pomocą aktu terroryzmu. Chociaż recenzowana powieść ma kilka swoich plusów (jak np. Czarny Sanitariusz), to jednak całość została przez Diakowa dość mocno spłycona i poprowadzona według schematów łatwych do odgadnięcia. Najbardziej bolą jednak żenujące relacje międzyludzkie, które w obecnym kształcie są warte funta kłaków. Niemniej „W mrok” to z pewnością tytuł lepszy od bezcelowego i marnego „Pitera” osadzonego w tych samych tunelach.

    Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękujemy:



    Komentarze

    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.




    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


    Pseudonim
    E-mail
    Treść Dostępne tagi: [cytat][/cytat], [url=http://][/url]
    Przepisz poprawnie podane słowa mnustwo orkuw