Okładka | Opis |
![]() |
|
Czasem dobrze jest nie oczekiwać od książki niczego dobrego. Przynajmniej jeżeli okaże się słaba, to raczej nie doznamy wielkiego zawodu. A niekiedy może się zdarzyć, że będzie lepsza niż się spodziewaliśmy i czeka nas miłe zaskoczenie. Tak po części jest w przypadku „Wampira z M-3” Pilipiuka.
„Przebudzenie” to pierwsze z opowiadań w zbiorze – przedstawia nam główną bohaterkę: licealistkę Gosię, która pod wpływem problemów osobistych i trochę z powodu impulsu popełnia samobójstwo. Ale... budzi się w rodzinnym grobowcu. Gośka, jak okazuje się nieco później, stała się wampirem, rodzina chce się jej pozbyć, a jedyną szansą na przeżycie okazuje się spotkany przypadkiem cieśla Marek. W sumie to właśnie opowiadanie jest chyba najsłabszym w całym zbiorze, bo niewiele w nim typowego pilipiukowego humoru. Ale zbiór od czegoś trzeba zacząć, prawda?
Z kolei „Księga” to jeden z dowcipniejszych tekstów. Gośka jako wampir już trochę „okrzepła”, poznała w sumie całość warszawskiej wampirzej socjety, a teraz wraz z nimi chce odzyskać część utraconego dziedzictwa. W tym opowiadaniu występuje gościnnie Pan Samochodzik oraz księga o wdzięcznym tytule „Negromonicon”. To przejaw typowego dla autora humoru.
„Druga krew” to znów spadek poziomu. Gośka nudząc się u Marka w mieszkaniu, znajduje kasetę wideo z filmem obfitującym w „sceny” i „momenty”. I pod wpływem postaci ciemnowłosej, uwodzicielskiej wampirzycy Carmilli Gośka postanawia zostać lesbijką. Bo to takie dystyngowane i pasujące do hrabianki. Na resztę spuśćmy zasłonę milczenia, bo opowiadanie, cóż, nie wyszło zbyt dobrze.
Właściwie „Płaszcz” też nie jest tekstem najwyższych lotów – lekko nudnawy i bez wyrazistej puenty. Hrabia, jeden z najstarszych wampirów w Warszawie, obchodzi urodziny i towarzystwo postanawia zrobić mu prezent – uszyć mu płaszcz a’la Dracula. Jak można się domyśleć – płaszcz niekoniecznie będzie jak u słynnego wampira.
Następny z kolei, „Wieczny Robol”, nie jest ani dobry, ani zły. To prawdziwy średniak i opowieść, bez której moglibyśmy się w tym zbiorze obyć. No, może wnosi trochę do historii, bo przynajmniej poznajemy nieco Marka, czyli tytułowego Wiecznego Robola. Dowiadujemy się też, że istnieje również specjalna jednostka do walki z nadprzyrodzonymi zjawiskami – instytut Z (jak Zabobon). Trudno jednak szukać w tym opowiadaniu zaskakującej puenty czy przejawów typowego dla autora poczucia humoru.
„Kapłan” to chyba najbardziej klasyczna historia w tym zbiorze. Mamy motyw egipskiej mumii, mamy gościnny występ Tomasza Olszakowskiego i oczywiście typowy czarny humor. Kapłan to historia najdłuższa w zbiorze, najbardziej dopracowana i chyba najprzyjemniejsza w lekturze. No i napisana jest ze swadą, taką samą jak opowieści o Jakubie Wędrowyczu sprzed słabych „Homo bimbrownikusa” i „Trucizny”.
Dalej mamy „Czarną Wołgę” – osobliwą dość historię o najbardziej znanej legendzie miejskiej PRLu. Niestety, opowiadanie jest dość nierówne – zapowiada się o wiele lepiej niż się kończy. Ciężko powiedzieć, co poszło nie tak – jest za poważnie albo niezbyt dowcipnie; dodatkowo największa z tajemnic nie doczekuje się wyjaśnienia – nie dowiadujemy się kim jest Motorowy. Ale z drugiej strony w opowiadaniu pojawiają się Jakub i Semen, a wampiry opowiadają sobie legendy o bimbrowniku-egzorcyście i traktują go jako element folkloru miejskiego.
„Lot” łączy się w pewien sposób z „Czarną wołgą”, ale tylko pośrednio poprzez książkę znalezioną wewnątrz auta-legendy. To krótka historyjka, dość zabawna i napisana z polotem. Ciężko powiedzieć coś więcej o opowiadaniu, poza tym, że skupia się na postaci wcześniej słabo eksponowanej, a przez to znacznie bardziej interesującej. Innych bohaterów „Wampira” zdążyliśmy już poznać lepiej i wiemy, że Gośka bywa nudnawa i momentami infantylna, Markowi brakuje potencjału, a Igor czy hrabia... no cóż, mogliby się rozwinąć, ale Igora Pilipiuk solo nie zaprezentował, a hrabia w swoim opowiadaniu wypadł blado.
Na koniec znowu mamy Gośkę i jej przygody ze znajomymi – epilogiem jest opowiadanie „Trzecia krew”, w której Bronek, klasowy kolega Małgosi przychodzi do niej z niecodzienną prośbą – przemienienia go w wampira. No cóż, opowiadanie jest krótkie, szybkie i całkiem dowcipne, zwłaszcza dobre wrażenie zrobiło na mnie ostatnie zdanie.
Zanim jeszcze zakończę mój przydługawy wywód – może pozwolę sobie na krótką dygresję dotyczącą świata przedstawionego. Cóż, PRL w „Wampirze z M-3” jest tak bardzo kartonowy, tak płaski i sztuczny, że prawdziwsze wydają się już kartonowe zamki i sweterki a’la kolczuga z pythonowskiego „Świętego Graala”. I to mocno w początkowej fazie mnie zniechęcało. A potem autor przestał się bawić w udawanie, że to jest PRL a nie jakiś neverland z ustrojem wzorowanym na Polsce Ludowej.
„Wampir z M-3” okazał się być lepszym niż oczekiwałam, ale nie tak dobrym, żeby go całkowicie chwalić. Przede wszystkim problem leży w raczej średnim poziomie opowiadań i niezbyt lotnym dowcipie. A szkoda, bo kilka historii miało większy potencjał, a niektóre postacie i rozwiązania mogłyby znaleźć lepsze zastosowanie (jak chociażby motyw wilkołactwa). Jeżeli naprawdę lubicie Pilipiuka – sięgnijcie po „Wampira”, reszta może sobie spokojnie darować.